31.10.06

Powiew "Piątej Władzy" w nowym serwisie politycznym portalu o2.pl

Pardon - tak nazywa się serwis uruchomiony właśnie w ramach portalu o2.pl. Poświęcony jest polityce. Wystartował w poniedziałek (30.10.) wieczorem.

I tu chwalimy się: jednym z autorów Pardonu jest niżej podpisany współtwórca "Piątej Władzy" Łukasz Medeksza :)

o2.pl to jedna z najpopularniejszych witryn internetowych w Polsce. Według badań Megapanel PBI/Gemius za sierpień 2006 r., zajmuje siódme miejsce pod względem miesięcznej ilości użytkowników (5,7 mln). Specjalnością portalu są serwisy tematyczne, działające pod odrębnymi nazwami. Takie jak plotkarski Pudelek czy motoryzacyjny Autokrata. Do tej rodziny dołącza właśnie polityczny Pardon.

To serwis jak na Polskę unikatowy. Nie powtarza wiadomości agencyjnych, jak to na ogół robią duże portale informacyjne. Nie bazuje też na siostrzanej redakcji prasowej, jak agorowska Gazeta.pl. Pardon to serwis quasi-bloggerski. Korzystając z gorących niusów politycznych komentuje rzeczywistość. A przy tym zachęca internautów do dyskusji. Chętnie sięga po nagrania video i dźwiękowe. W poszukiwaniu politycznych ciekawostek penetruje nie tylko Polskę, ale cały świat.

Hasło Pardonu to: "Poppolityka. Prawdy, emocje i pogłoski". Wśród tekstów będzie można znaleźć m.in. stałe przeglądy polskich blogów politycznych.

Pardon ma własny zespół. Prócz Łukasza tworzą go Kamil Lodziński, Rafał Madajczak i Wojtek Wowra. Nad całością czuwa Michał Brański, członek zarządu o2.pl, a zarazem jeden z trzech właścicieli portalu.

Ciekawi jesteśmy Waszych opinii o tym serwisie.

28.10.06

"Rzeczpospolita" zwalnia. Ale co jej to da?

Quo Vadis "Rzeczpospolito"? Gazeta właśnie odchudza zespół. I to poważnie. O 49 osób. Odejdą m.in. Szymon Hołownia i Jan Ordyński. Wszyscy zwalniani (zresztą nie tylko dziennikarze) otrzymają odprawy. Powodem redukcji ma być trudna sytuacja ekonomiczna gazety.

"Rzeczpospolita" od pół roku przechodzi prawdziwe trzęsienie ziemi:
* W kwietniu na rynku pojawił się "Dziennik", nowa gazeta wydawana przez koncern Axel Springer Polska. Sytuująca się wyraźnie bardziej "na prawo" od "Gazety Wyborczej". Trwający od tamtej pory ostry, ideowy konflikt "Dziennika" z "Wyborczą" zepchnął "Rzeczpospolitą" w cień.
* W czerwcu dotychczasowy większościowy udziałowiec "Rzeczpospolitej" - norweski koncern Orkla - postanowił sprzedać swoje medialne aktywa brytyjskiemu funduszowi inwestycyjnemu Mecom.
* We wrześniu nowym redaktorem naczelnym "Rzeczpospolitej" został Paweł Lisicki. Uchodzi za sympatyka prawicy, co może teraz ideowo sytuować "Rzeczpospolitą" blisko "Dziennika". Kto wie, może kolejna "wojna gazet" rozegra się właśnie między tymi dwoma tytułami? Tym razem jednak byłaby to wojna nie tyle o idee (jak między "Dziennikiem" a "Wyborczą"), a o rynek.
* Także we wrześniu pojawiły się pierwsze informacje o planowanych radykalnych redukcjach zatrudnienia w "Rz".

Jak podaje serwis Wirtualnemedia.pl", w sierpniu 2006 r. "Rzeczpospolita" sprzedawała się w ilości 162,1 tys. egzemplarzy dziennie, przy średnim nakładzie 230,8 tys. Co ciekawe, był to lepszy wynik niż w sierpniu 2005 r. Jednak pod względem sprzedaży "Rz" wciąż ustępuje "Faktowi", "Wyborczej", "Dziennikowi" i "Super Expressowi".
Zarazem "Rzeczpospolitej" spadają wpływy z reklam (wedle danych firmy Expert Monitor, we wrześniu 2005 r. "Rz" miała z reklam 18,1 mln zł, a we wrześniu 2006 r. - 15,2 mln zł).

Czy zmiana większościowego udziałowca, redaktora naczelnego oraz redukcje zatrudnienia poprawią sytuację "Rzeczpospolitej"? Jakie Waszym zdaniem będą dalsze losy tej gazety?

Krzysztof Urbanowicz: Internet zmienia media. Na dobre. Na zawsze. Także w Polsce.

Komu brakowało polskiego manifestu nowych mediów, internetu, Web 2.0 - powinien czym prędzej zajrzeć na blog Krzysztofa Urbanowicza. Ten często przez nas cytowany ekspert, prezes firmy Mediapolis opublikował właśnie w swoim blogu obszerny tekst, w którym drobiazgowo uzasadnia tezę o zmierzchu mediów tradycyjnych na rzecz internetu.

Ale czym właściwie jest internet? Oto, co pisze Urbanowicz:
Internet nie jest nowym medium, ale platformą wymiany informacji, usług i aplikacji online między użytkownikami, dzięki czemu tworzy się coś w rodzaju wspólnej inteligencji, uważa Tim O'Reilly, autor terminu Web 2.0. To prawda. Internet nie jest nowym medium, jak radio czy telewizja, ani narzędziem do publikacji treści (teksty, wideo, zdjęcia...), o czym święcie przekonanych jest setki menadżerów i dziennikarzy.

Internet jest rewolucją, która zmienia reguły gry raz na zawsze, jestem o tym przekonany.
Po internet sięgają ludzie, do internetu płyną pieniądze. Im prędzej zrozumieją to "tradycyjni" wydawcy, tym lepiej dla nich - tłumaczy Krzysztof Urbanowicz. Wszak internetowa rewolucja już trwa, a prasa wchodzi w czas kryzysu:
- A ile mogę na tym zarobić? - zapytał mnie kilka dni temu znajomy wydawca, którego próbowałem przekonać do jak najszybszego wprowadzenia swoich tytułów do internetu. - Nie pytaj ile możesz zarobić, pytaj ile i jak szybko możesz stracić - odpowiedziałem.
Jak jest w Polsce? "Tylko TVN, Agora i - w skromniutkim zakresie - Polskapresse, no i może rozblogowana „Polityka", wrzuciły drugi bieg" - uważa Urbanowicz.

Co o tym sądzicie? Czy internet faktycznie wyprze inne media?

Radek Sikorski daje argument opozycji

Zaskakujące oświadczenie złożył w piątek wieczorem minister obrony narodowej Radek Sikorski:
"Toczą się postępowania w sprawie pewnego ważnego wycieku informacji służbowej, który może mieć wpływ na bezpieczeństwo naszych żołnierzy".
Tylko tyle. Nic więcej.

Tymczasem opozycja od dawna grzmi, że likwidacja WSI to igranie z ogniem. Bo do najważniejszych zadań wojskowych służb specjalnych należy zabezpieczanie naszych żołnierzy na misjach zagranicznych. Choćby w Iraku i w Afganistanie. Naruszenie ciągłości działania tych służb, tudzież nierozważne polowanie na ich agentów może być groźne dla naszych żołnierzy - argumentuje opozycja.

Deklaracja ministra Sikorskiego zdaje się potwierdzać te obawy. Ale o co właściwie chodzi? Czy faktycznie przy likwidacji WSI doszło do groźnych wycieków? Czy też może stało się coś innego? Co?

I po co Sikorski wypuszcza taki sygnał? Wszak owe "postępowania", o których mówi, też mogłyby być tajne.

Notabene, w swojej wieczornej depeszy na ten temat Polska Agencja Prasowa chyba niezbyt fortunnie powiązała wypowiedź Radka Sikorskiego z rewelacjami na temat Krzysztofa Mroziewicza, świetnego publicysty, speca od spraw międzynarodowych, eksambasadora w Indiach. W piątkowym "Naszym Dzienniku" Wojciech Wybranowski pisze, że Mroziewicz był w latach 80. i 90. agentem wojskowych służb specjalnych o pseudonimie "Sengi". Mroziewicz zaprzecza. Ale jego macierzysta "Polityka" zachowuje powściągliwość w komentowaniu tej sprawy. Zaś TVP zawiesiła współpracę z Mroziewiczem.

A może opozycja ma rację - i Polska faktycznie strzela sobie samobója rozszczelniając archiwa służb wojskowych? Co o tym sądzicie?

27.10.06

Nigella Lawson - gwiazda, która kąsa

Nigella Lawson angielska dziennikarka i gwiazda TV podbija polski rynek książką "Nigella gryzie" (w sprzedaży od 27 października). Jednocześnie ta "królowa gastro-pornografii" jak nazywają ją wrogowie, wraca na srebrny ekran trzecią serią kulinarnego show "Nigella ucztuje" dla Food Network.

Lawson czaruje też swoimi wdziękami w kanale tematycznym TVN Style, gdzie kokietuje swoje polskie fanki prostymi przepisami na fantazyjne dania, pozornie nie wymagające szczególnych umiejętności.

Na czym polega urok Nigelli? Przede wszystkim na nonszalanckim połączeniu spraw kuchni i seksu. Widzowie przyzwyczaili się już do krzątającej się po kuchni brunetki z rozwianym włosem, czasem odzianej tylko w szlafroczek, która bez żenady oblizuje sobie palce, albo z kokieteryjnym uśmiechem oświadcza, że dana potrawa świetnie pobudza libido.

Zresztą prywatne życie Nigelli Lawson to prawdziwa uczta dla brukowców i kolorowych magazynów.
Tuż po śmierci sowojego pierwszego męża wzięła ślub z Charlesem Saatchi, znanym kolekcjonerem sztuki i współwłaścicielem jednej z najbardziej prestiżowych agencji reklamowych na świecie Saatchi & Saatchi.
Gazety zastanawiały się nad rodzajem zażyłości Nigelli Lawson z Charlesem Saatchi w czasie, kiedy Nigella opiekowała się umierającym na raka mężem. Tego rodzaju spekulacje nie zaszkodziły jej. Po krótkiej przerwie i przeprowadzce wróciła do pracy w telewizji.

Lawson - ekskluzywna showmanka, która raczy widzów eleganckim słownictwem, a przy tym nie boi się eksponować wydatnych piersi - to w Polsce zupełne novum. Wszak w naszych programach kulinarnych preferowany jest styl tradycyjno-domowy, czasem okraszony nowoczesnym design i luzem jak u Pascala Brodnickiego (notabene, Pascal bloguje). Co więcej, takie audycje na ogół prowadzą u nas mężczyźni. A program Bożeny Dykiel "Na ostrzu noża" raczej trudno nazwać pikantnym show.

Jak widać, gotowanie może być pieprzne. Ale czy Nigella Lawson zmieni sposób mówienia o kuchni w polskich mediach?

(Tekst napisała Patrycja).

26.10.06

Michał Karnowski z "Dziennika": Domagam się przeprosin od PO

W związku z atakiem Platformy Obywatelskiej na media publiczne i pracujących w nich dziennikarzy, publicznie wypowiedział się Michał Karnowski, publicysta "Dziennika" (do niedawna w "Newsweeku"), autor świetnego bloga politycznego. Napisał oświadczenie, które przysłał także i nam. Zamieszczamy je w całości:
Postawione w "raporcie" Platformy Obywatelskiej na temat mediów publicznych zarzuty wobec mojej osoby naruszają moje dobre imię oraz narażają na utratę zaufania społecznego koniecznego do wykonywaniu zawodu dziennikarza. Żaden z zarzutów - od tytułu rozdziału ("kupowanie przychylności dziennikarzy") poprzez następujące dalej określenia ("przychylnych partii rządzących", "dziennikarze bezkrytyczni wobec PiS") - nie znajduje potwierdzenia w mojej pracy. To kolejny przykład brutalnego ataku polityków na wolne media.
Kłamstwem jest też następujące stwierdzenie: "zastąpiono dotychczasowych dziennikarzy, którzy otrzymywali honoraria w wysokości 300 PLN za program, osobami które za prowadzenie "Sygnałów" dostają 1200 PLN. Dotyczy to m.in. (...) Michała Karnowskiego (w Programie 3).". Nie otrzymuję i nigdy nie otrzymywałem honorarium w wysokości "1200 PLN". Pomijając iż żadna partia polityczna nie jest uprawniona do debaty o moich zarobkach i że prawnym środkiem płatniczym w Polsce nie jest żaden "PLN" a złoty, stwierdzam, że moje honorarium wynosi 250 złotych brutto za program, czyli ok. 225 złotych netto. Moje zarobki w "raporcie" Platformy zostały więc zawyżone 6-krotnie (sic!), po czym wykorzystane do uzasadnienia tezy o "kupowaniu dziennikarzy." Dla wszystkich dziennikarzy jest rzeczą oczywistą iż otrzymywane przeze mnie honorarium należy do najniższych na rynku za tego typu pracę.
W związku z powyższym domagam się od Platformy Obywatelskiej i polityków prezentujących "raport" dziennikarzom (P. Iwona Śledzińska-Katarasińska i Pan Rafał Grupiński) przeprosin za naruszające moje dobre imię stwierdzenia. Stosowne oświadczenie w ciągu dwóch dni od daty ogłoszenia "raportu" powinno zostać rozdane dziennikarzom w liczbie równej liczbie rozdanych egzemplarzy "raportu", a także zamieszczone na koszt jego autorów w widocznym miejscu w mediach, które powieliły lub powielą omawiane zarzuty. W przeciwnym wypadku wystąpię na drogę sądową.
Z poważaniem
Michał Karnowski
Co sądzicie o tej sprawie?

Czy Subotić został ujawniony, bo Polsce groził polityczny przewrót?

Tajemnicze wyznanie składa w najnowszym numerze "Gazety Polskiej" jej redaktor naczelny Tomasz Sakiewicz. Jak pisze w liście otwartym do czytelników i "kolegów dziennikarzy", jego gazeta zdecydowała się parę tygodni temu ujawnić agenturalną przeszłość sekretarza programowego TVN Milana Suboticia, bo były ku temu powody polityczne:
"Mieliśmy poważne podejrzenia, by sądzić, że w Polsce przygotowywane jest przesilenie polityczne z udziałem ludzi powiązanych z wojskowymi służbami specjalnymi" - tłumaczy Sakiewicz. - "Milan Subotić nie był jedyną ważną osobą w polskich mediach, który mógł mieć na to istotny wpływ. Opinia publiczna musiała wiedzieć co się właśnie dzieje i co może się wydarzyć. Ujawnianie kolejnych dokumentów pozwoli ocenić, na ile nasze ostrzeżenia były zasadne".
Brzmi groźnie. Ale o co właściwie chodzi? Czyżby Polsce groził polityczny przewrót?

24.10.06

Milan Subotić zwolniony z funkcji w TVN

Jak podały wieczorne "Fakty", kierownictwo TVN zwolniło Milana Suboticia z funkcji sekretarza ds. programowych. Powodem jest ujawniona niedawno agenturalna przeszłość Suboticia (współpracował z wojskowymi służbami specjalnymi PRL).
Subotić nie stracił jednak pracy w TVN. Został przesunięty do działu technicznego.
Szczegółowo pisze o tym portal Onet.pl.

A więc "prawie jak Lesław Maleszka". Przypomnijmy, że gdy wyszło na jaw, iż ten czołowy niegdyś publicysta "Gazety Wyborczej" przez wiele lat był aktywnym agentem SB, jego macierzysta redakcja potępiła go - ale nie zwolniła z pracy. Maleszka prawdopodobnie do dziś pracuje po cichu w "Wyborczej" jako redaktor.

Trzy dni temu pisaliśmy, że jak najszybsze pozbycie się Suboticia może być w interesie TVN.

Jak oceniacie decyzję TVN?

23.10.06

Tygodnik "NIE": Między UOP a SB

Interesuje Was styk służb specjalnych, polityki, biznesu i mediów? Tropicie spiski? Weźcie pod lupę tygodnik „NIE” Jerzego Urbana. Nawet jeśli Was brzydzi.
Ale uwaga: choć dowiecie się wiele, nie zmądrzejecie. Co najwyżej popadniecie w jeszcze większą konfuzję.

Oto najnowsze, poniedziałkowe „NIE”. Na czołówce obszerne oświadczenie Marzeny Domaros vel Anastazji Potockiej, pierwszego vampa Sejmu III RP. Od dawna podejrzewanej, że za jej śmiałymi erotycznymi eskapadami w polskim parlamencie stał UOP. A jeśli nie UOP, to przynajmniej Urban.
Jak pisze „NIE”, swoje oświadczenie Domaros/Potocka sporządziła w 1992 r. Było to dla niej zabezpieczenie na wypadek, gdyby miała być pociągnięta do odpowiedzialności karnej. Dokument do dziś leżał w szafie. Co w nim pisze jego autorka? Ano to, że była agentką UOP. I na życzenie służb rozpracowywała polityków.
„[Funkcjonariusze UOP] byli przede wszystkim zainteresowani posłami lewicy i PSL” – oświadcza m.in. Domaros/Potocka. – „Sugerowano mi „bardzo bliskie” spotkania z Aleksandrem Kwaśniewskim. Jednocześnie zabroniono mi rozwijać moje spotkania z Niesiołowskim, choć jednocześnie ze spotkania z Kernem byli bardzo zadowoleni”.
W tym samym numerze dziennikarz „NIE” Maciej Wiśniowski szczegółowo opisuje współpracę swojego tygodnika z Anastazją P. Była to – jak pisze – współpraca „obopólnie pożyteczna”. Nie polegała tylko na publikacji erotycznych zwierzeń rzekomej hrabiny. Domaros/Potocka „brała udział w naszym happeningu – ślubie z Jerzym Urbanem, została bohaterką specjalnie wydanej kasety wideo i agitowała politycznie za wolnością aborcji” - wylicza Wiśniowski.
Tyle że nad całą tą radosną działalnością unosił się cień służb. Wiśniowski pisze:
„Zdarzyła się w tym czasie pewna zagadkowa historia. Domaros mieszkała wówczas z Waldemarem F., byłym – jak sam twierdził – oficerem UOP. Pewnego dnia F. poprosił mnie o spotkanie. Zaproponował temat na artykuł. Miałem pojechać do Trójmiasta i wynająć pokój we wskazanym przez niego hotelu. Nakazał tylko stanowczo, by pokój nie był wyżej niż na pierwszym piętrze, a ja, kładąc się do snu, żebym spał w ubraniu i butach. Gdyby w nocy, mówił F., zadzwonił głuchy telefon, masz 30 sekund na opuszczenie hotelu. Inaczej będziesz miał problemy. Następnego dnia miałem pójść do knajpy należącej do byłej luksusowej prostytutki i alkoholiczki. Miałem nawiązać z nią rozmowę o dawnych czasach, upić ją i znienacka zapytać o brylanty, które miał jej dawać na handel Mieczysław Wachowski. Tak też zrobiłem. Gdy padło nazwisko Wachowskiego, kobieta wytrzeźwiała w mgnieniu oka i wyprosiła mnie z knajpy. I to był koniec mojego śledztwa”.

„Jaki był cel tego wyjazdu?” – pyta Wiśniowski. – „Kto kogo chciał straszyć (…)? [Czy F.] grał przeciwko Wachowskiemu i Wałęsie? Czy tylko chciał nastraszyć? I czym? (…) Nie wiem tego do dzisiaj”.
To nie jedyna taka opowieść w tekście Macieja Wiśniowskiego. Nic dziwnego, że swe wspomnienie puentuje m.in. tak: „Tygodnik NIE stał się więc elementem gry”.

Czyżby? Popatrzmy na całą tę układankę od innej strony.

Oto za sprawą hałasu wokół zatrzymania Edwarda Mazura czytamy, że jednym z jego wpływowych znajomych jest płk Hipolit Starszak. Emerytowany oficer SB, w czasach PRL rozpracowujący opozycję polityczną, w latach 80. zastępca prokuratora generalnego. Sam dziś przyznaje, że w 2002 r. pomógł Mazurowi znaleźć adwokata. Skąd właściwie zna Mazura, wszak podejrzewanego o zlecenie zabójstwa gen. Marka Papały? Pisze Polska Agencja Prasowa:
„Emerytowany pułkownik SB przyznał, że Mazur jest jego „dobrym znajomym”, a ich znajomość trwa od połowy lat 90. „Widywaliśmy się 2-3 razy w roku” - mówił. Starszak nie chciał powiedzieć, kto poznał go z Mazurem. Dodał, że była to osoba, „która pełniła niezwykle wysoki urząd w państwie”, „akurat został wybrany na to stanowisko” i „nie był to prezydent”. „Kontekst jest kompromitujący, a ja nie chcę, żeby w tym kontekście występowała osoba, o której mówimy” – tłumaczył”.
Tak się składa, że płk Starszak od początku lat 90. jest dyrektorem spółki Urma, wydawcy tygodnika „NIE”. Dwa lata temu jego karierę opisywał Jarosław Jakimczyk we „Wprost”. Oczywiście, sama znajomość z Mazurem o niczym jeszcze nie świadczy. Ale przeszłość i kontakty płk Starszaka wydają się bogate.

No i kto tu kim gra? W czyim interesie? Przeciw komu?

Pół wieku po Październiku '56: Polskę uratował przed Sowietami Mao Tse-tung

Kto się interesuje, ten wie. Ale przypomnieć warto. W październiku 1956 r. Polska prawdopodobnie uniknęła sowieckiej inwazji, bo Rosjanom postawił się Mao Tse-tung (Mao Zedong). Przywódca komunistycznych Chin.

Pisze o tym we "Wprost" Antoni Dudek, historyk z IPN. Przypomina również cytowany przez "Trybunę" prof. Karol Modzelewski ("Nie miejmy też złudzeń. Uratował nas też Mao Tse Tung. Chiny twardo powiedziały Związkowi Radzieckiemu „nie”. To powstrzymało Chruszczowa od interwencji"). A w swoim obszernym tekście w sobotnim "Dzienniku" zdawkowo zwraca na to uwagę Paweł Piotrowski, historyk z wrocławskiego IPN:
"Spotkanie genseków [przywódców krajów komunistycznych] odbyło się 24 października [1956] i choć oceny sytuacji w Polsce poszczególnych mówców były skrajnie negatywne (...), to postulowano dalsze obserwowanie sytuacji. Tego dnia przywódcy KPZR spotkali się również z sekretarzem KC Komunistycznej Partii Chin i to spotkanie, na którym Chińczyk kategorycznie miał się sprzeciwić interwencji, spowodowało wygaszenie atmosfery konfrontacyjnej".
Tego samego dnia Władysław Gomułka wygłosił swoje słynne przemówienie na pl. Defilad w Warszawie.

Na koniec cytat z wydanej w Polsce biografii Mao, którą napisał Ross Terrill. Opowieść dotyczy VIII Zjazdu KPCh, przeprowadzonego we wrześniu 1956 r.:
Na mównicy [Mao] był ostrożny w stosunku do Rosji. Ale nieoficjalnie beształ Moskwę. Postanowił przyjąć razem Mikojana [Anastas Mikojan, członek ścisłego kierownictwa sowieckiej kompartii od lat 30. do 60.] i polskiego przywódcę, Ochaba [Edward Ochab, w 1956 r. przez kilka miesięcy I sekretarz KC PZPR]. W rozmowie bardzo przychylnie wyrażał się o stronie polskiej. Wychwalał nawet Gomułkę, którego nazwisko było przekleństwem dla Rosjan [było to jeszcze przed ponownym przejęciem władzy w Polsce przez Gomułkę - 5W].

Mao powiedział do pierwszego sekretarza polskiej partii: "Wydaje się, że Chiny i Polska trzymały ze sobą, nawet o tym nie wiedząc. To dobre towarzystwo i jesteśmy z niego zadowoleni". Mikojan wpadł w furię. Ochab był tak podbudowany, że raz po raz wypowiadał się krytycznie o Moskwie. Mao doprowadził do kłótni we własnym biurze pomiędzy tymi dwoma zagranicznymi politykami.

Mikojan sprzeciwił się spokojnej analizie poznańskich rozruchów, przedstawionej przez Ochaba. Ten odrzekł na to, że Polacy wiedzą lepiej od Rosjan, o co w Polsce chodzi. Wtedy Mikojan wybuchnął: "Ludzie, którzy głoszą takie antyradzieckie idee, mogą być jedynie uważani za wrogów i odpowiednio do tego potraktowani. To samo dotyczy tych, którzy ich słuchają".

Ochab, zażenowany, uścisnął dłoń Mao i wyszedł z pokoju.

Ale Mao wstał i wyszedł z Polakiem. Mikojan został sam, prychając z wściekłości. Rezygnując z udziału w dalszych obradach, odleciał do Moskwy tego samego dnia.

(Ross Terrill, "Mao. Biografia", Warszawa 2001, str. 288-9).
O dziwo, to polityczne usytuowanie Polski pomiędzy Rosją a Chinami jest mało znanym wątkiem naszej najnowszej historii. A przecież to rzecz arcyciekawa z punktu widzenia naszych czasów, gdy potęga Chin rośnie, my zaś wciąż próbujemy uniezależnić się od Rosji.

Co sądzicie o takiej protekcji Chin dla Polski w obliczu rosyjskiej ekspansji? Czy to tylko zamierzchła, komunistyczna przeszłość? A może przeciwnie - przyszłość?

21.10.06

Czy ujawnienie akt Suboticia to też operacja wojskowych służb specjalnych?

Ujawnienie agenturalnej przeszłości Milana Suboticia z TVN to przykład operacji przeprowadzonej precyzyjnie, z rozmysłem, do końca. Pytanie: kto i po co to zrobił?

Akta wyciekły jednocześnie nie tylko do "Życia Warszawy", jak pisaliśmy w nocy z piątku na sobotę (wiedzieliśmy wówczas tylko o tekście w "ŻW"), ale i do "Dziennika", "Rzeczpospolitej" i "Naszego Dziennika". Wszystkie te gazety mają dzisiaj obszerne artykuły o Suboticiu, wraz z kopiami papierów kluczowych dla sprawy.

Tymczasem Instytut Pamięci Narodowej wydał dziś osobliwy komunikat:
W związku z publikacjami prasowymi „Agent Subotić” Dziennik, „Wywiad wojskowy PRL zwerbował Suboticia” Rzeczpospolita, „Są dowody, że Subotić był wojskowym agentem” Życie Warszawy (z dnia 21-22.10.2006 r.), Instytut Pamięci Narodowej informuje, iż dokumenty dotyczące Milana Suboticia na wniosek Ministra Obrony Narodowej zostały w dniu 17 października 2006 r., wyjęte ze zbioru zastrzeżonego.
Po zdjęciu zastrzeżenia materiały te zostały wypożyczone przez służbę Kontrwywiadu Wojskowego.

Andrzej Arseniuk
rzecznik prasowy IPN

Jak należy odczytywać te słowa? Ano zapewne tak, że IPN umywa ręce od przecieku. Wskazuje przy tym, że sprawa jest świeża - akta zostały odtajnione raptem cztery dni przed publikacjami w prasie, wcześniej były zastrzeżone. I zrzuca odpowiedzialność za przeciek na Kontrwywiad Wojskowy.

Warto zauważyć, że od 4 października szefem świeżo utworzonej Służby Kontrwywiadu Wojskowego jest Antoni Macierewicz. Zresztą także "Rzeczpospolita" pisze, że dokumenty odtajniło Ministerstwo Obrony Narodowej.

Czyżby więc akta Suboticia zostały wyciągnięte przez Kontrwywiad Wojskowy z IPN celowo, by przekazać je mediom? Po co? Bo zapewne nie o Suboticia tu chodzi. To chyba jednak za mała figura. Zresztą jest już skończony - zarówno jako człowiek mediów, jak i agent.

Celem ataku może być TVN (jeśli tak, to w interesie tej telewizji jest jak najszybciej pozbyć się Suboticia). Ale ujawnienie akt Milana Suboticia to także straszak na wszystkich agentów w mediach. I to potężny straszak. Bo nie chodzi już tylko o samo ewentualne ujawnienie ich nazwisk. Ale też o sposób ujawnienia (jednoczesne czołówki w największych gazetach, ogromny rozgłos).

Agentura musiała zadrżeć. Pytanie: czy w interesie samych służb specjalnych leży ujawnienie wszystkich dawnych i obecnych agentów pracujących w mediach? Czy może tylko ich zastraszenie?

W każdym razie znów najwyraźniej sprawdza się stary, dobrze znany mechanizm: służby "montują", media "przekazują".

Co o tym sądzicie?

"Życie Warszawy": Milan Subotić (TVN) na pewno był agentem wojska. Są dowody.

Jeśli to prawda, to mamy burzę. "Życie Warszawy" przedstawia dowody, że sekretarz programowy TVN Milan Subotić był przez wiele lat współpracownikiem wojskowych służb specjalnych. Wpierw tych PRL-owskich, potem WSI.
"W IPN znajduje się teczka dotycząca współpracy Milana Suboticia (TW "Milan") ze służbami specjalnymi PRL" - czytamy w "Życiu Warszawy". - "Była ona w zbiorze zastrzeżonym IPN, ale kilka dni temu została odtajniona. Dotarliśmy m.in. do deklaracji współpracy z wojskowym wywiadem PRL, którą Subotić podpisał w marcu 1984 r. (...) "Zobowiązuję się sumiennie i lojalnie wykonywać stawiane mi zadania zgodnie z posiadanymi możliwościami oraz przekazywać Wywiadowi tylko prawdziwe informacje, niczego nie zatajając" - czytamy w dokumencie. Z teczki Subotica wynika, że pierwsze rozmowy dotyczące współpracy z wywiadem dziennikarz przeprowadzał już na przełomie 1980 i 1981 roku".
Dalej "ŻW" relacjonuje:
"W okresie stanu wojennego wojsko skierowało go pracy w TVP. Potwierdza to znajdująca się w IPN notatka z 27 lutego 1984 roku. Ppłk Marian Kastelik pisze w niej m.in. "Od 5.11 1982 roku do 28.04 1983 roku oddelegowany na praktykę do redakcji DTV, gdzie dał się poznać jako zdyscyplinowany, sumienny i dyspozycyjny dziennikarz. Z tego też względu otrzymał propozycję podjęcia - po zakończeniu służby wojskowej - pracy zawodowej w telewizji".
Mimo braku etatów, po interwencji płk Wojciechowskiego, ówczesnego szefa TVP, Subotić został przyjęty do pracy w telewizji. Jak ustaliliśmy, przedmiotem jego agenturalnej działalności było m.in. rozpracowywanie środowiska dziennikarskiego. Subotić opisywał też sytuację w ośrodkach regionalnych TVP. W odtajnionych dokumentach jest kwestionariusz osobowy, wszystkie odbyte szkolenia wojskowe, jego dane osobowe wraz ze zdjęciem oraz dane jego rodziców, żony i teściów. (...)

Po 1989 roku Subotić został przejęty przez WSI i kontynuował współpracę ze specsłużbami. Teczka dotycząca tego okresu pracy jest jednak wciąż utajniona".
Przypomnijmy, że awantura o Suboticia wybuchła na początku października. O współpracę ze służbami wojskowymi oskarżyła go "Gazeta Polska". Subotić ostro zaprzeczył. TVN stanęła w jego obronie. Rozgorzała dyskusja.

W tle był program "Teraz My" i słynne "taśmy prawdy" dokumentujące niezbyt czyste próby przeciągnięcia Renaty Beger z Samoobrony na stronę PiS.
Ich ujawnienie w "Teraz My" wywołało ostry konflikt na linii PiS-Samoobrona. Jego konsekwencją mogły być wcześniejsze wybory parlamentarne. A więc i przejęcie władzy w kraju przez PO.
PiS uznał ujawnienie "taśm prawdy" za prowokację, być może sterowaną przez ludzi dawnych komunistycznych służb specjalnych. Jak się okazało, program "Teraz My" podlega w TVN właśnie Milanowi Suboticiowi, co mogło wzmacniać argumentację PiS (jednak TVN twardo argumentował, że Subotić nie miał wpływu na ten odcinek programu, w którym pokazane zostały "taśmy prawdy").

"Życie Warszawy" zamieszcza kopie paru dokumentów z teczki Milana Suboticia. Wśród nich jego zobowiązanie do współpracy z wywiadem wojskowym PRL, podpisane 28 marca 1984.

Autorami sensacyjnego tekstu o Suboticiu w "Życiu Warszawy" są Dorota Kania i Grzegorz Pawelczyk.

Władze TVN odpowiadają komunikatem, też zamieszczonym w "Życiu Warszawy":
W związku z publikacjami prasowymi Zarząd TVN S.A. informuje, iż zbada wnikliwie wszelkie dokumenty dotyczące współpracy Milana Suboticia ze służbami specjalnymi w okresie istnienia PRL.

Sprawą najbardziej istotną jest jednak jednoznaczne stwierdzenie, czy taka współpraca była kontynuowana w wolnej Rzeczpospolitej, czemu sam zainteresowany kategorycznie zaprzecza. Ocena działalności Milana Suboticia w wolnej Polsce będzie podstawą do podjęcia ewentualnych decyzji personalnych.

Można i trzeba krytycznie oceniać - nie będącą przecież tajemnicą - pracę Milana Suboticia dla Dziennika Telewizyjnego TVP w latach 80. Tym bardziej za naganną trzeba uznać współpracę ze służbami specjalnymi w tamtym okresie.

Należy jednak podkreślić, że od 1997 roku, kiedy Milan Subotić rozpoczął pracę w TVN, nigdy nie odnotowaliśmy, by jego przeszłość miała jakikolwiek wpływ na pracę w naszej stacji. Będąc w TVN Milan Subotić wykazał przez ostatnie 9 lat obiektywizm i bezstronność. Jego profesjonalizm podkreślali i podkreślają wszyscy pracujący z nim dziennikarze. Pozostajemy nadal przekonani, że w czasie swej pracy w TVN Milan Subotić był lojalny jedynie wobec naszej stacji i nie dopuścił się współpracy z jakimikolwiek służbami specjalnymi.
Co o tym sądzicie?

20.10.06

Trybunał Konstytucyjny zbuduje PO-PiS?

Jak już pisaliśmy, w PiS ujawnił się prominentny nurt szukający zbliżenia z PO. Jego rzecznikami są ekspremier Kazimierz Marcinkiewicz (kandydat PiS na prezydenta Warszawy) oraz minister kultury Kazimierz M. Ujazdowski.

Marcinkiewicz i Ujazdowski ujawnili tę koncepcję wczoraj, w dwóch różnych miejscach. Ekspremier w telewizji, minister kultury na konferencji prasowej we Wrocławiu. Dziś Marcinkiewicz obszernie przedstawił ją w "Dzienniku" i w swoim blogu (w dwóch częściach: cz. 1 i cz. 2).

Sens propozycji jest taki: Polska weszła w okres wzrostu gospodarczego i w pierwszy pełny wieloletni budżet Unii Europejskiej (2007-2013), odkąd do niej wstąpiliśmy. Popłyną do nas z niego dziesiątki miliardów euro. To szansa na wielki skok cywilizacyjny całego kraju.
Zakopanie topora wojennego i współpraca z PO miałaby zagwarantować skuteczne wykorzystanie tej okazji. Marcinkiewicz proponuje Platformie Obywatelskiej współdziałanie przy niezbędnych zmianach w obowiązującym prawie (np. przy liberalizacji przepisów o zamówieniach publicznych czy tych dotyczących ochrony środowiska), Ujazdowski nawołuje do współpracy obu partii w sejmikach wojewódzkich po listopadowych wyborach samorządowych. Dlaczego akurat w sejmikach? Bo to samorząd wojewódzki jest sercem procedury podziału pieniędzy z UE. Jest to więc władza realna, nie malowana.

Co na to PO? Pierwsza reakcja była sceptyczna. Wszystko przez niedawne zblokowanie list PiS, Samoobrony i LPR w wyborach do sejmików:
- Ta propozycja nie jest poważna - odpowiada ministrowi Ujazdowskiemu sekretarz generalny PO Grzegorz Schetyna w dzisiejszym "Dzienniku". - Jeżeli taka miałaby być, powinna być adresowana do władz Prawa i Sprawiedliwości. Jeszcze parę dni temu, gdy nie było decyzji w sprawie blokowania ich list z Samoobroną i LPR, taka inicjatywa mogła być dobrym gestem świadczącym o tym, że PiS poważnie traktuje rozmowy z partiami spoza koalicji rządowej. Dziś, kiedy ta decyzja została już podjęta, listy zostały zblokowane, propozycja pana Ujazdowskiego nie może być poważnie traktowana.
Słuszna uwaga. Tyle że być może niebawem nie będzie już aktualna. Oto już 3 listopada - jeszcze przed wyborami! - Trybunał Konstytucyjny ma rozpatrzyć skargę opozycji na przepis o blokowaniu list w wyborach samorządowych. Jak mówił dziś eksprezes TK prof. Andrzej Zoll, Trybunał może unieważnić ów przepis. Wówczas w wyborach 12 listopada będzie obowiązywać stara ordynacja. To zaś oznaczałoby, że blok PiS-Samoobrona-LPR przestałby formalnie istnieć.

Czyżby zielone światło dla PO-PiS w samorządach wojewódzkich?

Tak czy owak, Samoobrona i LPR mają czym się martwić.

Ale pojawia się inny szkopuł. Jak pisał czwartkowy "Dziennik", PiS chce wzmocnić rolę wojewodów w procedurze podziału środków unijnych. To osłabiałoby samorządy wojewódzkie. W sensie politycznym, taki manewr ma sens przy założeniu, że PiS przegra wybory do sejmików i władzę w województwach przejmie opozycja parlamentarna. Dzięki nowym przepisom PiS mógłby szachować ją poprzez swoich wojewodów.

Lecz jeśli Trybunał Konstytucyjny unieważni blokowanie list i PiS zechce dogadać się z PO na poziomie województw, wzmacnianie wojewodów może być politycznie nonsensowne. A już na pewno nie pójdzie na to Platforma Obywatelska (po co miałaby brać władzę w województwach wraz z PiS, skoro nad taką koalicją unosiłby się cień potężnego PiS-owskiego wojewody?).

Gra jest więc wielowątkowa. I politycznie ciekawa. A stawka potężna: wpływ na podział miliardów euro z UE.

Jak sądzicie: będzie PO-PiS w samorządach wojewódzkich czy nie?

TVP: Neutralna czy prawicowa? Czyli o różnych interpretacjach tych samych badań.

Czy TVP lansuje prawicę? Czy też - przeciwnie - TVP 1 i TVP 2 to dwa najbardziej wiarygodne kanały telewizyjne w Polsce? Jak się okazuje, te same badania wykonane przez TNS OBOP mogą podlegać całkiem odmiennym interpretacjom.

Badania powstały na zlecenie samej TVP. Miały pokazać jak postrzegane są największe polskie stacje telewizyjne. W tym telewizja publiczna.

Wyniki? Serwis Wirtualnemedia.pl informuje w piątkowym tekście "TVP najbardziej wiarygodna, TVN najmniej" tak:
65 proc. badanych uważa, że TVP1 i TVP2 to najbardziej wiarygodne kanały. Mniejszym zaufaniem cieszą się Polsat - 59 proc. i TVN - 55 proc.
Dalej znajdziemy szczegółowe omówienie tych wyników z zaznaczeniem, że część widzów zauważyła wzrost tendencji prawicowych na antenie TVP.

Inaczej te same dane TNS OBOP interpretuje Agnieszka Kublik w piątkowej "Gazecie Wyborczej". Tytuł jej tekstu jest jednoznaczny: "W oczach widzów TVP zsuwa się na prawo". Choć później Kublik nieco łagodnieje. I pisze:
Według widzów TVP jest politycznie neutralna, ale nieco bardziej prawicowa, prorządowa i proprezydencka.

Najwięcej badanych przez TNS OBOP, bo 44 proc., twierdzi, że TVP zachowuje polityczną neutralność. Ale rok temu - w gorącym czasie kampanii parlamentarnej i prezydenckiej - o bezstronności telewizji publicznej było przekonanych 52 proc. Na dodatek TVP w oczach widzów wypada gorzej niż konkurencja: na bezstronność Polsatu wskazuje 52 proc., TVN - 46 proc. W tym czasie wyraźnie pogorszył się też wskaźnik politycznej neutralności: przybyło widzów przekonanych o prawicowości TVP - z 9 proc. rok temu do 28 proc. w sierpniu tego roku. O prawicowości Polsatu mówi 14 proc., a TVN - 11.
No to jaka w końcu jest ta publiczna telewizja? Neutralna? Prawicowa? Wiarygodna? Niewiarygodna?

Tak naprawdę trudno jednoznacznie odpowiedzieć na te pytania. Weźmy główne programy informacyjno-publicystyczne z wczorajszej (czwartek, 19.10.) oferty TVP 1. Oto w "Wiadomościach" jednym z tematów dnia był obszerny materiał, który de facto wykpił Jarosława Kaczyńskiego za to, że to on i Porozumienie Centrum - a nie Andrzej Lepper i Samoobrona - wymyślili weksle dla kandydatów na parlamentarzystów. I to już w 1993 r.

Parę godzin później program "Misja Specjalna" wyemitował fragmenty słynnych tzw. Taśm Gudzowatego, które miały skompromitować redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej" Adama Michnika.

Jeśli więc uznać emisję owych Taśm za "atak prawicowej telewizji na Michnika", to jak w tym kontekście potraktować rewelacje "Wiadomości" na temat Jarosława Kaczyńskiego? Może jednak TVP stosuje równą miarę wobec wszystkich?

Co o tym sądzicie?

(PS.: Autorką wpisu jest Patrycja. Ze względów technicznych wrzucałem go od siebie, stąd mój podpis poniżej - Łukasz).

Stenogramy rozmów Michnika z Gudzowatym

Kogo interesuje zapis kultowych już rozmów redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej" Adama Michnika z magnatem gazowym Aleksandrem Gudzowatym powinien zerknąć tu - na stronę "Rzeczpospolitej". Są tam obszerne fragmenty tych niezwykłych dialogów.

O tym, że atmosfera spotkań była przyjemna niech świadczy choćby taki oto passus:
A.G.: ... ta zupka?
A.M.: Świetna.
A.G.: No.
A.M.: Ona jest taka tajska.
A.G.: Rybna.
A.M.: Ale taka - wie pan - że...
A.G.: ... z tamtych stron - tak.
Warto pospieszyć się z lekturą, bo "Rzeczpospolita" za kilka dni zapewne zamknie bezpłatny dostęp do tego tekstu.

Po wystąpieniach Marcinkiewicza i Ujazdowskiego: Czas na nową, umiarkowaną prawicę?

Nowa inicjatywa w polskiej polityce. Kazimierz Marcinkiewicz (PiS), ekspremier, kandydat na prezydenta Warszawy proponuje Platformie Obywatelskiej pakt o nieagresji. Szczegóły pomysłu ma przedstawić w piątkowym "Dzienniku". Mówił o tym m.in. w programie "Co z tą Polską?" Tomasza Lisa.

Także w czwartek we Wrocławiu identyczną propozycję ogłosił minister kultury Kazimierz M. Ujazdowski, jeden z wiceprezesów PiS. Dotyczyła współpracy PiS i PO w sejmikach wojewódzkich po listopadowych wyborach samorządowych.

Warto zauważyć, że i Marcinkiewicz, i Ujazdowski mówią, że współdziałanie z PO miałoby mieć charakter merytoryczny. Dotyczyłoby zwłaszcza skuteczności w wykorzystaniu gigantycznych środków z Unii Europejskiej, które napłyną do Polski w ramach budżetu UE na lata 2007-2013 (to nasz pierwszy pełny budżet UE, odkąd jesteśmy w Unii).

TVP Wrocław tak relacjonuje propozycję Ujazdowskiego:
W Dolnośląskim Sejmiku Wojewódzkim zapadają decyzje o rozdysponowaniu środków pochodzących z Unii Europejskiej. I to właśnie ten argument podniósł minister Ujazdowski. Jego zdaniem tylko współpraca PO z PIS gwarantuje, że pieniądze z Unii będą pozyskiwane skutecznie.
Zaskakujące, zważywszy, że PiS ledwo co zblokował swoje listy w wyborach do sejmików z LPR i Samoobroną.

Czy pomysły Marcinkiewicza i Ujazdowskiego to oficjalna propozycja całego PiS? Były premier mówi o swoim, że nie. A przy okazji podkreśla swoją ugodowość:
- Zawsze byłem politykiem, który dążył do kompromisu. Może warto posłuchać tego, może warto zastanowić się, nad tym, że ważne jest wykorzystanie szansy.
Znamienny kontrast w zestawieniu z zadziornością braci Kaczyńskich i ich niechęcią wobec PO.

Warto pamiętać, że Kazimierz M. Ujazdowski był bodaj jedynym prominentnym politykiem PiS, który twardo stanął w obronie nieżyjącego Jacka Kuronia, brutalnie zaatakowanego przed paroma miesiącami przez polityków LPR. To też wyraz polityki umiaru, niezgody na fanatyzm.

O tym, że wewnątrz PiS kiełkuje nowa inicjatywa polityczna słychać w politycznych kuluarach od kilku miesięcy. Wedle tej "szeptanej" wersji, rdzeniem nowego "ruchu" mieliby być silni i popularni, centroprawicowi prezydenci miast. Tacy jak Marcinkiewicz w Warszawie czy bezpartyjny (acz popierany przez PO i PiS) Rafał Dutkiewicz we Wrocławiu. Warunek: ów prezydencki Wunderteam musi wpierw spektakularnie wygrać wybory samorządowe, by potwierdzić swoją pozycję.
Image "ruchu" miałby być taki, że są to osoby merytoryczne, a nie polityczne. Ludzie sukcesu. Budowniczowie, a nie intryganci. Zawierający kompromisy, a nie pieniacze. Mieliby pokazać, że polska centroprawica nie jest skazana na morderczą awanturę pomiędzy PO i PiS, tudzież na sojusze z populistami czy postkomunistami.

Czyżby wystąpienia Marcinkiewicza i Ujazdowskiego były zwiastunem narodzin takiej nowej prawicy? A może to tylko samoujawnienie umiarkowanej frakcji w PiS? Jak na ich propozycje zareagują ludzie PO (zwłaszcza samorządowcy)?

Co o tym wszystkim sądzicie?

19.10.06

Przychodzi Michnik do Gudzowatego cz. 2, czyli sąd nad Andrzejem Kublikiem

Redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" Adam Michnik tak mówi szefowi Bartimpexu, magnatowi gazowemu Aleksandrowi Gudzowatemu o czołowych dziennikarzach swojej gazety:
- Ja w tej chwili głowy pod Ewangelię za niego nie położę. Nie położę - to o Andrzeju Kubliku.
- Jeszcze dzisiaj umówię się z Gadomskim i go opierdolę - to o Witoldzie Gadomskim.

To cytaty z tzw. "Taśm Gudzowatego". Nagranych z ukrycia rozmów Michnika z szefem Bartimpexu. Wyemitowała je o 22.00 TVP 1, w programie "Misja Specjalna".

Ale czy poza tymi nieco lekkomyślnymi deklaracjami Michnika dowiedzieliśmy się czegoś więcej? Trudno ocenić. Z pewnością prawdziwym bohaterem całej awantury jest Andrzej Kublik. Czołowy dziennikarz gospodarczy "Wyborczej", spec od spraw energetycznych i surowcowych. W tym m.in. od gazu. Jego artykuły o interesach Gudzowatego sam zainteresowany uznał za owoc prowokacji służb specjalnych. Szef Bartimpexu uparcie pytał o to Michnika. Próbował z niego wyciągnąć, skąd Kublik czerpał swoje informacje. Michnik odmówił ujawnienia źródeł Kublika zasłaniając się tajemnicą dziennikarską.
Tyle że parę razy powiedział też coś takiego:
- Moim zdaniem, [to przeciek] od faceta, który jest związany ze służbami.
Dodał też, że gdyby jeszcze pół roku wcześniej Gudzowaty powiedział mu, że ks. Michał Czajkowski był agentem komunistycznej bezpieki, to on - Michnik - dałby Gudzowatemu w twarz. - Zgłupiałem - przyznał nieoczekiwanie Michnik w tym kontekście.
- Prawdopodobnie [Kublik] się wstydził mi powiedzieć, że on to dostał z przecieków - zwierzył się w innym momencie naczelny "Wyborczej".
Podczas rozmów Gudzowaty nie dawał za wygraną. - Publiczną tajemnicą warszawską jest, że Kublik, że tak powiem, nie pisze wyłącznie z woli dziennikarskiej - insynuował Michnikowi.

Co o tym sądzicie? Czy "Taśmy Gudzowatego" kompromitują "Gazetę Wyborczą" i Adama Michnika? A może cała sprawa wynika z jakichś urojeń szefa Bartimpexu?

Czy media mają prawo korzystać z materiałów uzyskanych od służb specjalnych?

Taśmy Gudzowatego dziś o 22.00 w TVP 1

"Wiadomości" TVP 1 właśnie zapowiedziały: słynne "Taśmy Gudzowatego" zostaną jednak pokazane. I to jeszcze dziś. O godz. 22.00. W programie "Misja Specjalna".

Przypomnijmy: owe "taśmy" to nagrany z ukrycia zapis rzekomo sensacyjnej rozmowy redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej" Adama Michnika z Aleksandrem Gudzowatym, polskim magnatem gazowym. Emisję materiału TVP 1 półgębkiem zapowiedziała już tydzień temu. Dotąd nie ujawniła jednak nagrania.

Dziś "Wiadomości" puściły mały fragment "taśm Gudzowatego".

(Przy okazji prostujemy drobny lapsus z wpisu sprzed tygodnia. Owe "taśmy" to nie zapis video, a dźwiękowy).

Wiceszef SdPl poparł prawicę

Świat staje na głowie. Jak podaje Sylwia Jurgiel w Polskim Radiu Wrocław, wrocławskie SdPl poprze Rafała Dutkiewicza w wyborach na prezydenta Wrocławia.

Sęk w tym, że:
a) Dutkiewicz to człowiek centroprawicy. Choć bezpartyjny, przez ostatnie cztery lata rządził Wrocławiem przy wsparciu koalicji PO-PiS. Także i w tegorocznych wyborach wspierają go oba te ugrupowania (acz Dutkiewicz wystawił również własny, ponadpartyjny komitet).
b) Przeciwko Dutkiewiczowi startuje Porozumienie Lewicy i Demokratów, które ma swojego kandydata na prezydenta miasta. Jest nim radny SLD Tomasz Czajkowski.
c) Naturalnym liderem wrocławskiego SdPl jest 26-letni Michał Syska, wiceprzewodniczący krajowych władz swojej partii. Zatem nie mamy do czynienia z jakimś niewiele znaczącym rokoszem terenowych struktur SdPl.

Decyzja Syski i SdPl to efekt kłótni z SLD, PD i UP o miejsca na planowanych wspólnych listach do wrocławskiej rady miejskiej. Stanowisko Syski w tym konflikcie poparł szef SdPl Marek Borowski w liście do redaktora naczelnego "Trybuny" Marka Barańskiego.

Dlaczego jednak SdPl nie wystawia własnego kandydata na prezydenta i woli poprzeć urzędującego prezydenta z centroprawicy? Oto jest pytanie. Czy powodem jest rekordowe poparcie, jakim cieszy się we Wrocławiu Rafał Dutkiewicz?

I jak to się przełoży na dalszą współpracę SdPl z SLD na szczeblu krajowym?
Bo o tym, że w samym Wrocławiu lewica pogrąża się w totalnym kryzysie wiadomo było już na początku sierpnia.

Blogi to nowa literatura faktu

Brytyjczycy piszą największego bloga wszechczasów. Do końca października każdy mieszkaniec Wysp może zamieścić swój wpis dotyczący życia codziennego, zabawy, albo własnych zainteresowań. Ten niezwykły blog ma zachować dla przyszłych pokoleń wierne świadectwo życia w XXI wieku na Wyspach Brytyjskich.

Tak oto blogi stają się nową literaturą faktu.
Akcja pisania zbiorowego bloga dokumentującego życie w jego przeróżnych kontekstach przypomina marzenia, jakie niegdyś snuł Tom Wolfe. Ten amerykański pisarz, dokumentalista i reporter jest jednym z twórców nowego dziennikarstwa. Propagowany (od lat 60.) przez Wolfe'a sposób narracji oraz kompozycji reportażu odbiegał od form, do jakich byli przyzwyczajeni czytelnicy (Wolfe m.in. nasycał swoje teksty mową potoczną, wprowadził do reportażu dialogi, narratorem był u niego często bohater opowieści itd.). Wolfe planował stworzenie "wielkiego amerykańskiego reportażu". Miał to być dokument totalny, pokazujący życie w Stanach Zjednoczonych poprzez opis codzienności.

O nowym dziennikarstwie Wolfe pisał tak:
Kiedy przechodzi się od tradycyjnego dziennikarstwa gazetowego do nowego dziennikarstwa, tak jak uczyniło to wielu moich znajomych i ja sam, odkrywa się, że podstawowa sprawa dla reportera, czyli informacja, nie odgrywa już takiej roli jak scena, jako że najbardziej wyrafinowane techniki prozatorskie opierają się właśnie na scenach. Zatem, główny problem reportera, to po prostu pozostanie z opisywanym bohaterem, tak długo , aż określone sceny będą się rozgrywać przed jego oczami. Nie ma tu reguł ani tajemnic rzemiosła, które byłyby pomocne. To jest zdecydowanie test na osobowość. Zadanie reporterskie nigdy nie będzie prostsze tylko dlatego, że robiło się to już wcześniej. Początkowy problem to podejście do zupełnie obcych ludzi, zakradnięcie się w jakiś sposób do ich życia, zadawanie pytań, na które zupełnie nie ma się prawa oczekiwać odpowiedzi, proszenie o pokazanie rzeczy, których normalnie nikomu się nie pokazuje itd. Wielu dziennikarzy uważa to za tak nieeleganckie, zawstydzające, czy nawet przerażające, że nigdy nie opanowują tego kluczowego pierwszego etapu. (Tłum. Joanna Wilczewska dla Laboratorium Reportażu).
Blogi już dawno wyszły z getta zwykłych relacji pamiętnikarskich. Ich autorzy coraz chętniej wykorzystują nowe formy i narzędzia komunikacji medialnej. Dwa rodzime przykłady:
- Ciepły, erotyczny blog "Ona bloxuje...", pisany w konwencji krótkich dialogów między dwojgiem kochających się ludzi. To jeden z najpopularniejszych blogów na agorowskim serwisie Blox.pl.
- Blog "Makowskiundpepe", część Ooops.pl. Odjechana hybryda artystyczno-publicystyczna. Głównym elementem wpisu jest tu na ogół jakaś niezwykła ilustracja, która staje się pretekstem do krótkiego, aluzyjnego komentarza.

Zbiorowe pisanie bloga przez Brytyjczyków jest samo w sobie ciekawym eksperymentem dokumentalnym.
Przecież poszczególni autorzy będą zapewne pisać w różnym stylu i preferować różne sposoby relacji. Drugą warstwą bloga mogą okazać się komentarze pod wpisami.

A skoro bloggerzy tym różnią się od tradycyjnych pamiętnikarzy, że od razu upubliczniają swoje przemyślenia i zwierzenia, to może pisanie blogów powinno stać się elementem dziennikarskiego warsztatu?

A może Polacy również mogliby napisać wielkiego zbiorowego bloga? Jak myślicie - co mogłoby się w nim znaleźć?

Adam Michnik skończył 60 lat. I cisza.

Dziwne. Redaktor naczelny "Gazety Wyborczej", jeden z najbardziej znanych i kontrowersyjnych polskich publicystów Adam Michnik kończy 60 lat (urodził się 17 października 1946 r.) i nie dzieje się niemal nic. Żadnych debat, ataków, emocji, krzyków.
Tydzień wcześniej - owszem - był hałas wokół Michnika. Ale tylko ze względu na tajemnicze "taśmy Gudzowatego", które i tak mało kto widział.

Ma się rozumieć, że urodziny Adama Michnika zauważyła "Gazeta Wyborcza". Ale też specyficznie. Po prostu we wtorkowym wydaniu przedrukowała (i to w dalszej części gazety) zapis pochwalnego wystąpienia Czesława Miłosza o Michniku z 1985 r.
Dzień później "Wyborczą" schlastał za to w "Dzienniku" Cezary Michalski. On jednak od lat z pasją zwalcza Michnika. To jego ulubiony temat. Poza tym Michalski potraktował przedruk Miłosza nie jako uczczenie urodzin szefa "Wyborczej", a jako niezręczną próbę obrony jego dobrego imienia w obliczu "taśm Gudzowatego".

Jeszcze w najnowszym numerze tygodnika "Polityka" jest spory, urodzinowy panegiryk o Michniku. Ma tytuł "Romantywista", jego autorem jest prof. Andrzej Romanowski z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

W dniu urodzin Michnik dostał też jedno z najwyższych odznaczeń ukraińskich - Order Ks. Jarosława Mądrego trzeciego stopnia. Zdecydował o tym prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko. Ale to zdarzenie przeszło w Polsce bez echa.

Na innych frontach cisza. Dlaczego?

A może Wy chcielibyście napisać coś o Adamie Michniku? Co o nim sądzicie?

18.10.06

Wojciech Wierzejski wierzy w Web 2.0. Pomóżmy wymyślić mu hasło wyborcze!

Popularny poseł Wojciech Wierzejski, kandydat LPR na prezydenta Warszawy, odwołuje się do zbiorowej mądrości internautów. I wzywa w swoim blogu:
Postanowiłem zwrócić się do czytelników mojego bloga z propozycją wsparcia mnie pomysłami. W piątek muszę oddać do druku projekt bilbordu na Warszawę. Będzie tam moje zdjęcie i hasło. Jakie? Jeszcze się nie zdecydowałem. Do jutra do wieczora (do 20.00) czekam na Państwa propozycje, przedstawione na meila redaktor_wydania@portal.onet.pl . Wiecie, o co mi mniej więcej chodzi. Propozycja, która wygra i znajdzie się na bilbordach będzie godnie nagrodzona finansowo. Słowa dotrzymuję. Czekam.
Jest jednak pewne ograniczenie dla kreatywności czytelników bloga Wierzejskiego:
Hasło wyborcze LPR w kraju brzmi: Silna Rodzina, Silna Polska. Ja chciałbym na swoje plakaty i bilbordy wypisać coś bardziej specyficznego, warszawskiego. A jednocześnie, żeby zgodne było z profilem ideowym LPR: rodzina, patriotyzm, wartości, idee, zasady, wychowanie, tradycja, kultura, uczciwość, honor, duma, godność, sprawiedliwość.
Apel posła LPR nagłośnił Onet.pl. Nic dziwnego: na tym właśnie portalu Wierzejski prowadzi bloga.

Swoim pomysłem poseł LPR dołącza do grona hard core'owych wyznawców Web 2.0. Wierzy w kreatywność internautów. Pozwala im (nam?) samodzielnie tworzyć treść swojej kampanii.

No właśnie. Pomóżmy mu. Jakie hasło zaproponowalibyście Wojciechowi Wierzejskiemu?

17.10.06

Blogger z Samoobrony zmontował koalicję z PO, PiS i "Solidarnością"

Koalicja PO-PiS-Samoobrona-"Solidarność"? Niemożliwe? A jednak! Powstała w Ząbkowicach Śląskich na Dolnym Śląsku. Jej autorem jest kandydat Samoobrony na burmistrza tego miasta Krzysztof Kotowicz. Ten bliski współpracownik europosła Ryszarda Czarneckiego jest też znany jako aktywny blogger.

Niezwykła koalicja ma nazwę KWW Ziemia Ząbkowicka, została zaprezentowana w ostatnią sobotę.

Kotowicz niegdyś działał w ZChN. Był wiceprezesem Ruchu za rządów AWS. W maju "Rzeczpospolita" wymieniała go jako kandydata Samoobrony na jedno ze stanowisk wiceministerialnych w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza.

Wtedy nie wszedł do rządu. Może niech wejdzie teraz. Premier Jarosław Kaczyński nie będzie musiał martwić się o sejmową większość.

Jak Wam podobałaby się taka koalicja rządowa?

16.10.06

Skończyła się era Gucwińskich. Czy żywot zakończy także wrocławskie zoo?

Ledwo władze Wrocławia odwołały - i to w burzliwej atmosferze! - Antoniego Gucwińskiego z funkcji szefa wrocławskiego zoo, a już mamy kolejną awanturę wokół tej znanej placówki. Oto wojewoda dolnośląski Krzysztof Grzelczyk (PiS) idzie krok dalej i proponuje całkowite zamknięcie zoo we Wrocławiu.

Powód? Sylwia Jurgiel tak o tym informuje na internetowej stronie Polskiego Radia Wrocław:
Wojewoda dolnośląski Krzysztof Grzelczyk (...) decyzję podjął po kontroli wojewódzkiego konserwatora przyrody, która wykazała, że zwierzęta w ogrodzie przetrzymywane są w fatalnych warunkach, niektóre nie mają wybiegów lub za małe klatki.
To może być szok dla wrocławian. Bo zoo nie tylko jest chętnie odwiedzane. Ale zostało też rozsławione przez Gucwińskich za sprawą nadawanego dziesiątki lat telewizyjnego programu "Z kamerą wśród zwierząt".

Czy będzie Wam żal wrocławskiego zoo? Czy jego zamknięcie jest w ogóle realne?

Wrocław będzie miał rondo im. Reagana

Niedawno wrocławska rada miejska zdecydowała nazwać jedną z projektowanych dużych ulic w mieście imieniem płk Ryszarda Kuklińskiego. Teraz - jak pisze Jacek Tacik w "Gazecie Wyborczej Wrocław" - radni chcą, by we Wrocławiu było rondo im. Ronalda Reagana. Tak miałaby się nazywać środkowa część pl. Grunwaldzkiego, która właśnie jest kompleksowo przebudowywana.

Skąd ten pomysł? Oto, co pisze na ten temat "Wyborcza":
Grzegorz Roman, dyrektor departamentu architektury i rozwoju wrocławskiego UM, na pomysł nazwania ronda imieniem prezydenta USA wpadł kilka lat temu. - Warszawa ma rondo imienia Woodrowa Wilsona, byłego prezydenta USA, który w czasie I wojny światowej mówił otwarcie o niepodległości Polski. Kilkadziesiąt lat później kolejny prezydent USA - Ronald Reagan - popierał "Solidarność". Zasługuje na to, żeby nazwać jego imieniem jedno z najważniejszych miejsc w naszym mieście.
Wrocławiem rządzi prawicowy prezydent Rafał Dutkiewicz, wspiera go koalicja PO-PiS (cytowany przez "Wyborczą" Grzegorz Roman to działacz PO). Zatem rada miejska z pewnością poprze pomysł nazwania nowego ronda imieniem Ronalda Reagana.
To część swoistej polityki historycznej uprawianej przez władze Wrocławia. W ostatnich latach zmienione zostały nazwy pl. Czerwonego (stał się pl. Solidarności) i pl. 1 Maja (jest pl. Jana Pawła II).

Sam pl. Grunwaldzki to pamiątka po polityce historycznej władz PRL, tej z lat 40. i 50. Przecież nader znaczące było nazwanie imieniem bitwy pod Grunwaldem jednego z największych placów w mieście odebranym Niemcom.

A czy Wy też uważacie, że warto w ten sposób czcić Ronalda Reagana?

15.10.06

Czy nastanie moda na blogi o modzie?

Moda to temat, który sprawdza się w internecie. I to tak bardzo, że zajmujące się nią kolorowe miesięczniki wydają się passe. Całkiem jak dziewczyny w ciuchach z poprzedniego sezonu.

Bo śledząc takie internetowe skarbnice jak choćby podstawowy dla modo-maniaków magazyn "New York Fashion" (działa pod skrzydłami "New York Magazine"), trudno oprzeć się wrażeniu, że raz w miesiącu to zdecydowanie za mało, aby sprostać zasadzie depeche mode. Czyli bycia na bieżąco z najnowszymi trendami.
"New York Style" to świetny przewodnik po snobizmach świata mody i trendy stylach życia. Fantastycznie ilustrowany. Gorący i świeży. Już teraz można w nim zapoznać się z nowinkami na wiosnę/lato 2007.
Jest tam - a jakże - również spec-blog o modzie. Codziennie komentuje nowe kolekcje, imprezy modniarskie czy choćby projektantów.

Moda jest istną kopalnią złota.
Nic dziwnego, że internet stał się dla niej wymarzonym kanałem przepływu informacji i pozyskiwania klientów. Dostrzegł to już w listopadzie 2005 r. Krzysztof Urbanowicz, który odnotował wówczas w swoim blogu ważną transakcję na tym rynku:
"Sydsvenskan", jeden z największych szwedzkich dzienników regionalnych (grupa Bonnier) kupił bloga o modzie Manolo.se. To pierwsza tego typu transakcja w Szwecji. Jej wysokość jest nieznana.
Manolo.se jest uznawany za jeden z najbardziej opiniotwórczych blogów, tzn. mediów, w dziedzinie mody. W sierpniu br. miał 35.000 gości. Kilka dni temu padł ofiarą plagiatu ze strony portalu N24.se, który współpracuje z dziennikami „Svenska Dagbladet" i tabloidem "Aftonbladet".
Hitem jest nowojorski blog Fashion Addict Diary, czyli w skrócie F.A.D. (istnieje od 2004 r.). Jego autorka soczyście, czasem ostro opisuje światowe trendy. Nie ma tu miejsca na wazelinę, bo nawet kolekcjom największych projektantów może się dostać.

Z kolei Manolo's Prada Blog to ciekawe połączenie przedsięwzięcia handlowego z serwisem informacyjnym dla fanów domu mody Prada i szpilek od Blachnika.

Blogi o modzie łączą komentarz z ilustracjami. Bardzo często można tu trafić na rzeczy i tematy omijane przez klasyczne, drukowane magazyny.

W Polsce nie ma jeszcze ekspansji blogów o modzie. Ale warto odnotować blog "Moja Mała Autoutopia", którego autorką jest Persikka z Wrocławia. Zaznacza ona, że czasem pisze o modzie zupełnie niemodnie, no i przede wszystkim z własnego punktu widzenia. Ale tym ciekawiej się ją czyta, bo jej blog nie musi sugerować się względami komercyjnymi.
"Moja Mała Autoutopia" istnieje krótko (od lutego 2006 r.). I choć zawiera już sporo materiału, to prosiłoby się o więcej wpisów.

A może Wy znacie jakieś ciekawe blogi o modzie? Co o nich sądzicie?

Czy światek mody zastuka do bram bloggerów wierząc w ich siłę trendsetterską? Czy blogi to dobry teren dla działań marketingowych i PR-owskich w tej branży?

Krystyna Czubówna w TVN?

Sensacyjny transfer czy żart? W niedzielę wieczorem, w swoim programie Kuba Wojewódzki zaproponował Krystynie Czubównie przejście do TVN. Zgodziła się. I to z radością.
- Ale ja mówię serio - podkreślał Wojewódzki.
- Ja też - odpowiedziała krótko Czubówna.

Czubówna to jedna z najpopularniejszych polskich prezenterek telewizyjnych. Kiedyś prowadziła "Panoramę" w TVP 2. Jednak od kilku lat nie pracuje w telewizji.

Czyżby kolejne wzmocnienie TVN? Warto pamiętać, że takim wzmocnieniem był właśnie transfer Kuby Wojewódzkiego, który niedawno przeszedł do TVN z Polsatu.

Jakiego typu program mogłaby poprowadzić Krystyna Czubówna w TVN?

Platforma cyfrowa N walczy o rynek, czyli Piąta Władza pisze dla "Pressa"

Chwalimy się i polecamy: w najnowszym numerze miesięcznika "Press" znalazł się tekst "N jak niewiadoma" napisany przez autorów Piątej Władzy. To artykuł o nowej platformie cyfrowej uruchomionej przez ITI.

Oto parę fragmentów tego tekstu:
ITI chce, by już za trzy lata platforma cyfrowa N zaczęła przynosić zyski. A potem? Wszystko jest możliwe. N może zostać włączona do TVN-u, może też dojść do fuzji platform.

W telewizyjnym spocie reklamującym N zwykli ludzie żonglują kulkami. Na ogół trzema. Wygląda to jak prosta metafora polskiego rynku platform cyfrowych. Wszak N jest trzecią z nich, po Cyfrze+ i Cyfrowym Polsacie. A przecież głównym źródłem ich dochodów są właśnie zwykli ludzie, abonenci. Ci zaś, mając trzy oferty do wyboru, chętnie nimi pożonglują. I wybiorą najciekawszą.
Czy jednak trzy platformy to nie za dużo? Prezes zarządu i dyrektor generalny Grupy ITI Wojciech Kostrzewa zachowuje inwestorski optymizm. - Uważamy, że na polskim rynku jest miejsce dla trzeciego operatora telewizji satelitarnej. Odniesiemy sukces - deklaruje. (...)

Platforma N startuje w październiku. Jej operatorem jest spółka ITI Neovision należąca do Grupy ITI. - Koszt inwestycji to nasza tajemnica handlowa - mówi prezes Kostrzewa. Tymczasem pod koniec września "Gazeta Wyborcza" pisała, że "konkurencja i analitycy szacują" go nawet na 500 mln zł. - Zupełny nonsens - komentuje Kostrzewa. Ale zaraz podpowiada: - To trzycyfrowa kwota liczona w milionach złotych. Choć istotnie niższa od tej podawanej przez "Gazetę Wyborczą".
Jak zapowiada Kostrzewa, nowa platforma ma zacząć przynosić zyski operacyjne "pod koniec trzeciego pełnego roku funkcjonowania", czyli jesienią 2009 roku. Optymistyczne założenie, zważywszy, że Cyfrowy Polsat dopiero teraz, w siódmym roku działalności, po raz pierwszy liczy na zysk.
Plany ITI komentują w tekście m.in. Włodzimierz Giller (analityk DB Securities) i Andrzej Zarębski (ekspert rynku mediów). Jest i szczegółowe zestawienie ofert wszystkich trzech polskich platform cyfrowych, które przygotował dziennikarz "Pressa" Adrian Gąbka.
Ciekawie wyszedł fragment, którego głównym bohaterem jest świetnie znany w polskiej blogosferze Krzysztof Urbanowicz, autor bloga "Media Cafe", prezes firmy Mediapolis. Zwraca uwagę na usługę video on demand, którą oferuje platforma N:
Jak mówi [Urbanowicz], N zetrze się na tym polu z całkiem innymi graczami niż platformy cyfrowe. Choćby z Telekomunikacją Polską S.A., która na połowę października zapowiedziała udostępnienie mieszkańcom sześciu dużych miast pakietu składającego się z Internetu, telefonii i telewizji, w tym także z video on demand.
- Twardy dysk w dekoderze czy HDTV to będzie za mało, by przyciągnąć masowo klientów - przekonuje Urbanowicz. - Górą będzie ten, kto pierwszy wejdzie w video on demand i przedstawi lepszą, większą ofertę filmową. A więc szybciej dotrze do producentów takich jak na przykład Time Warner.

Wielu specjalistów uważa tę usługę za przyszłość telewizji. - Dzięki VoD i coraz powszechniejszemu Internetowi szerokopasmowemu mogę korzystać z takiej platformy jak N kiedy i gdzie chcę. W pociągu i w kawiarni. Z badań wynika, że prawie co drugi internauta ściąga lub ogląda pliki wideo. W dodatku coraz więcej osób ma dostęp do Internetu, a ceny telewizorów plazmowych spadają. Z punktu widzenia video on demand to bardzo korzystny zbieg okoliczności - dodaje Krzysztof Urbanowicz.
Dalej Urbanowicz radzi, by "N otworzył się na internautów". Jak?
Choćby uruchamiając towarzyszący platformie serwis społecznościowy do dzielenia się filmami, taki jak YouTube. - 250 GB pamięci na dekoderze szybko okaże się malutkie - prognozuje Urbanowicz. - Użytkownik będzie wolał przechowywać swoją powiększającą się kolekcję filmów w serwisie internetowym, a nie zgrywać ją na płyty.

Co ciekawe, niemal tydzień po ogłoszeniu przez ITI Neovision startu platformy N prezes TVN-u Piotr Walter zapowiedział stworzenie "specjalnej oferty programowej przystosowanej do potrzeb Internetu" oraz budowę wortalu telewizji TVN 24. To bezpośredni efekt przejęcia Grupy Onet przez TVN.
Przy autoryzacji swoich wypowiedzi Krzysztof Urbanowicz zaproponował dopisanie do tekstu fragmentu o Onecie. Oto ów proponowany fragment (nie znalazł się w tekście w "Pressie"):
Urbanowicz zwraca uwagę na fakt, który przeszedł w Polsce bez większego echa, ale który może mieć również duże znaczenie w rozwoju tego projektu: początek strategicznej współpracy między Onetem, największym portalem internetowym w Polsce (należącym do Grupy TVN), i FON, największą na świecie społecznością WiFi (w którą zainwestował Google).

Urbanowicz uważa, że jeżeli ITI uda się stworzyć synergię między Onetem a stacją N, co wcale nie jest takie ewidentne, będzie w stanie dotrzeć ze swoją ofertą do każdego polskiego internauty, do każdego odbiornika (konsole PSP, laptopy, telefony...) i o każdej porze dnia i nocy. Onet FON, dzięki punktom dostępowym (tzw. hotspotom), które ma postawić w całej Polsce może naprawdę zrewolucjonizować sposób korzystania z Internetu, zapewniając przy okazji przewagę konkurencyjną takiemu produktowi jak video on demand.
Do tekstu nie wszedł też interesujący, obszerny komentarz, którego autorem jest Tomasz Bardziłowski, prezes CA IB Securities, domu maklerskiego CA IB. Oto, co nam napisał o platformie N (przy okazji bardzo dziękujemy panu Bardziłowskiemu za wypowiedź):
Nakłady związane z uruchomieniem platformy N mogą sięgnąć nawet 500 mln zł, w związku z czym jest to projekt, którego ewentualne niepowodzenie byłoby bolesne dla grupy ITI. W chwili obecnej można wskazać przynajmniej kilka czynników ryzyka związanych z tą inwestycją. Po pierwsze na rynku istnieją już dwie platformy, z których każda posiada około 800 tysięcy abonentów i jest to przewaga trudna do zlekceważenia, gdyż lojalność klientów jest w tym przypadku wysoka, a dodatkowo są oni często powiązani ze swoim dostawcami długoterminowymi umowami. W krajach Europy Zachodniej na rynku działa zazwyczaj wyłącznie jedna platforma satelitarna, jednak w Polsce rynek nie jest jeszcze tak dojrzały, więc ITI ma szansę powalczyć z Cyfrą + i Cyfrowym Polsatem. Jednak aby przyciągnąć klientów będzie musiał zaoferować im atrakcyjne ceny (groźba „wojny cenowej”) oraz atrakcyjną ofertę programową, co może okazać się problemem jako, że będzie wymagało kooperacji z konkurentami. Nie bez znaczenia jest też fakt, że korzystanie w pełni z zalet jakie oferuje telewizja cyfrowa wymaga od klienta zakupu drogiego sprzętu, a my wciąż jesteśmy dość niezamożnym społeczeństwem. Dodatkowo warto wspomnieć, że spółka ITI nie ma doświadczenia w prowadzeniu tego typu działalności.

Rynek telewizji cyfrowej powinien się dynamicznie rozwijać, jednak trudno stwierdzić jednoznacznie, że trzyletni okres będzie wystarczający do osiągnięcia rentowności tego przedsięwzięcia. Według dostępnych danych Cyfrowy Polsat zamknął rok 2005 stratą w wysokości 42 mln zł. Cyfra + jest już rentowna i w 2005 roku osiągnęła 271 mln zł zysku netto, było to jednak poprzedzone kilkoma latami, kiedy spółka notowała straty.

W chwili obecnej istnieje wiele niewiadomych co do funkcjonowania platformy N i tego jak może się ona rozwinąć. Przedstawiciele TVN również twierdzą, że jest to zbyt wczesny etap, by rozważać scenariusz przejęcia platformy przez stację.
W zanadrzu mamy jeszcze wypowiedzi prezesów Cyfry+ i Cyfrowego Polsatu dosłane nam już po zamknięciu tekstu. Zamieścimy je na Piątej Władzy niebawem.

A czy Wy korzystacie z którejś z platform cyfrowych? Jak oceniacie szanse N?

14.10.06

Blog tematem Ogólnopolskiego Dyktanda, czyli ortografia bierze się za blogosferę

Signum temporis. Tekst tegorocznego Ogólnopolskiego Dyktanda (pisane jest dzisiaj w katowickim Spodku) stylizowany jest na wpis w blogu. I to językowo smakowity. Przepisujemy za portalem Gazeta.pl:
Z bloga drzewiarza

Nicnierobienie, niechby i wyważone, z rzadka jest chwalebne. Zżymając się, rzekłem więc na przekór sobie: "Przerzeżże przerzynarką na przestrzał miłorząb tuż-tuż obok tui. Znienacka i bez ceregieli ściosaj to plugastwo, co zza hibiskusa wytrzeszcza cętkowane niby-oczy. Oj, będzież to kośba, że hej! Zarazem sczyścisz chaszcze na wprost transzei i baldachogrono hortensji naprzeciw grząskiej strużki. Umaisz potem odrzwia, rozsiądziesz się popod nimi i dla relaksu stworzysz limeryk, ot, choćby taki:

Sufrażystka z Końskowoli

boogie-woogie wspak rzępoli,

myląc c-moll i As-dur, gdyż

hyca przy tym wszerz, w dal i wzwyż,

wojażując wśród bemoli.
W tym miejscu przypominają się codzienne bloggerskie dylematy natury językowej... No bo jak jest poprawnie: "piszę w blogu" czy "piszę na blogu"? "Mam blog" czy "mam bloga"? "Bloger" czy "blogger"?

A może to nie ma znaczenia? Może lepiej nie ukatrupiać żywego, kreatywnego języka sztywnymi regułami? Może niech każdy z nas pisze sobie jak chce?
Co o tym sądzicie?

13.10.06

Nobel za tani kredyt na nokię

Czy kredyty bankowe mają coś wspólnego z pokojem na świecie? Tak zdecydował Komitet Noblowski, przyznając pokojowego Nobla "Bankierowi biednych" z Bangladeszu.

Mohammad Yunus - tegoroczny laureat - jest pomysłodawcą systemu mikrokredytów udzielanych osobom biednym, zazwyczaj kobietom. Jego bank nazywa się Grameen i działa od 1976 r. O zasadach funkcjonowania biznesu Yunusa i kontrowersjach, jakie wzbudza wśród muzułmanów można przeczytać na portalu Gazeta.pl, w reportażu o Yunusie z 1999 r. Jest tam i taki fragment:
Rok temu Mahmuda była bezrobotna. Teraz jako wioskowa telefonistka zarabia co miesiąc tysiąc taka - więcej niż wynosi średnia płaca w kraju. Telefon kupiła na kredyt zaciągnięty w banku Grameen. Regularnie spłaca raty i za rok nokia będzie jej własnością.


Bankowa działalność Yunusa przynosi spore zyski. Organizacja udzielająca kredytów biednym jest warta obecnie prawie 2,5 mld dolarów. Dlatego tegoroczny pokojowy Nobel zaskoczył polskiego laureata tej nagrody Lecha Wałęsę. Były prezydent stwierdził w wypowiedzi dla "Kuriera" TVP3, że może należałoby sprawdzić skąd pochodzi majątek Yunusa i czy rzeczywiście jest on dobroczyńcą biednych. Wałęsa zasugerował też zmianę nazwy nagrody na choćby taką: "Nobel przyczyniający się do wyrównywania róznić majątkowych, albo szerzenia globalizacji".

Czy pokojowa nagroda Nobla powinna być przyznawana za tego typu działalność? A może jesteśmy zbyt przywiązani do "tradycyjnego" rozumienia pojęcia "działalność na rzecz pokoju na świecie"? Co o tym sądzicie?