19.5.06

Czy Rada Etyki Mediów jest potrzebna?

Minął ledwie dzień od ujawnienia, że ks. Michał Czajkowski był agentem SB, a pełne oburzenia stanowisko zajęła w tej sprawie Rada Etyki Mediów. W jej oświadczeniu możemy przeczytać m.in, że:

"Pisanie o sprawie ważnej dla zbiorowej pamięci, bolesnej dla większości Polaków w tonie sensacji, używanie obraźliwych epitetów i określeń jednoznacznie przesądzających, jest szkodliwe społecznie".

Rada zaatakowała w ten sposób "Życie Warszawy" i "Dziennik". Na odpowiedź obu redakcji nie trzeba było długo czekać. "ŻW" zażądało przeprosin - w razie ich braku wydawca gazety poda REM do sądu. Z kolei "Dziennik" odpowiedział niezwykle ostrym komentarzem Roberta Krasowskiego, redaktora naczelnego gazety:

[..] Ze swojej strony chcę wyrazić jeszcze głębsze oburzenie 1) samym faktem istnieniem Rady Etyki Mediów, 2) tym, że w ogóle zabiera ona głos, 3) że jej opinie są zawsze niemądre, 4) że przemawia nie wiadomo w czyim imieniu, 5) że tchórzliwie milczy w sprawach, w których warto się wypowiedzieć, 6) że składa się - z jednym wyjątkiem - z ludzi, których nikt nie zna i którzy nie mają żadnych dziennikarskich osiągnięć.

Gdyby ich słuchać, autorytetami świata dziennikarskiego byliby Maleszka i Czajkowski, a jedynym jego problemem ojciec Rydzyk. A swoją drogą, drodzy moraliści, nie przeszkadza wam to, że Leszek Maleszka nadal pracuje jako dziennikarz? Mimo że fakt jego współpracy z SB został przez niego oficjalnie potwierdzony?"


A my zastanawiamy się jaki jest sens tego powszechnego oburzenia. Przecież Rada Etyki Mediów nie jest wyrocznią, najwyższym autorytetem, instytucją powszechnego zaufania. To coś w rodzaju medialnego think tanku - ośrodka opinii. Co ważne: opinii, z którymi nie zawsze i nie każdy musi się zgadzać. Tymczasem media publikują oświadczenia REM, traktując je niebywale poważnie. A więc albo jako prawdy objawione, które podaje się do wierzenia bez komentarza, albo (jak w przypadku stanowiska REM w sprawie ks. Czajkowskiego) jako ostry atak polityczny.
A przecież można sobie wyobrazić istnienie alternatywnych Rad Etyki Mediów. Jedną mogliby powołać np. dziennikarze "Życia Warszawy" i "Dziennika". Drugą - ci z "Trybuny" i "Przeglądu".
Kto powiedział, że ma być tylko jeden REM?

Jak myślicie - czy instytucja taka, jak Rada Etyki Mediów jest potrzebna? Czy działa dobrze? Co można w niej zmienić? Zapraszamy do dyskusji!