6.3.07

Skłotersi to nowa mniejszość kulturowa

(Ten tekst zamieściłem we wtorek na portalu Kulturaonline.pl. Jestem ciekaw Waszych opinii).

Na początku marca cała Europa przypomniała sobie o skłotersach za sprawą przymusowej likwidacji (tzw. ewikcji) skłotu Ungdomshuset w Kopenhadze. Skłoterski protest przeciwko tej akcji duńskich władz zamienił się w kilkudniowe, ostre zamieszki, podczas których policja zatrzymała kilkuset demonstrantów z całego świata (w tym Polaków). Były to największe starcia z policją w stolicy Danii od kilkunastu lat.

Dzień siłowej likwidacji skłotu szczegółowo opisują polskie Indymedia.

Tu mała dygresja. Słowo "skłot" jest polską wersją angielskiego "squat". Oznacza ono opuszczony budynek, przejęty wtórnie przez - nazwijmy ich umownie - "miłośników kultury alternatywnej", którzy w nim mieszkają i tworzą. I to są właśnie "skłotersi" (lub "squattersi"). Duże, znane skłoty to prawdziwe centra kultury alternatywnej, w których działają galerie, kina, kluby dyskusyjne, organizowane są koncerty itd. Takim właśnie miejscem przez wiele lat był kopenhaski Ungdomshuset.

Po cichu, acz z mieszanymi uczuciami kibicowałem skłotersom. Trochę znam to środowisko, poznałem kilka skłotów na Zachodzie, zdarza mi się (choć rzadko) bywać w takich miejscach w Polsce. Uważam skłoty za jeden z najciekawszych przejawów funkcjonowania tzw. kultury alternatywnej (czy też - jak kto woli - offu, albo undergroundu). I to w jak najszerszym rozumieniu tego pojęcia. Wszak skłotersi są nie tylko aktywni artystycznie i politycznie, ale też żyją ze sobą, tworząc w ten sposób prawdziwe komuny. Gustuję w tego typu kulturze, z zainteresowaniem obserwuję takie eksperymenty społeczne, stąd moja sympatia dla skłotersów.

Mam jednak mieszane uczucia za każdym razem, gdy widzę skłoterski protest, ponieważ z prawnego punktu widzenia skłotersi rzadko mają rację. Niestety, w tym środowisku normą jest, że budynki zajmowane są nielegalnie, a jeśli nawet skłotersi zawierają jakiś rodzaj ugody z właścicielem danej nieruchomości, to np. nie dotrzymują jej warunków. Tak też było - jak czytam - w przypadku Ungdomshuset. Wygląda na to, że państwo duńskie zlikwidowało ten skłot najzupełniej legalnie. Co więcej, skłotersi chyba zdają sobie z tego sprawę. Świadczy o tym takie oto wideo, w którym - jeszcze w grudniu 2006 r. - nawoływali do obrony Ungdomshuset, zapowiadając "łamanie prawa" w imię obrony "miejsca, które kochają":


Problem ze skłotersami polega na tym, że są to często ideowi anarchiści. Nie uznają władzy, państwa, policji. Każdą ingerencję władz państwowych czy samorządowych w swoją działalność uważają za przejaw opresji, za dławienie wolności. To nie sprzyja kompromisom (np. legalizacji skłotów), które mogłyby ułatwić skłoterskie życie.

Jednocześnie trzeba pamiętać, że ruch skłoterski działa już od kilku dziesięcioleci. Ma własne hierarchie, obyczaje, estetykę. To prawdziwa kultura równoległa - acz na ogół skonfliktowana ze swoim społecznym i kulturowym otoczeniem.

Dlatego też sądzę, że o skłotersach można już mówić w kategoriach mniejszości kulturalnej - czyli tak, jak mówimy o mniejszościach etnicznych. W tym sensie skłotersi stanowią dla Zachodu taki sam "problem" jak np. rodzimi muzułmanie. Są przywiązani do własnej odrębności, często tworzą autonomiczną społeczność. Uznają niektóre normy zachodniego państwa demokratycznego, inne odrzucają. W skrajnych przypadkach popadają w otwarty konflikt z polityczną i kulturową większością.

Zachód (zwłaszcza Europa Zachodnia) nie do końca wie, jak sprawić, by różne (na ogół mniejszościowe) grupy kulturowe i/lub etniczne potrafiły żyć obok siebie, respektując zarazem prawo i obyczaje państwa, którego są częścią. Jak mówi angielski publicysta Ian Buruma w najnowszym numerze tygodnika "Europa" (sobotni dodatek do "Dziennika"), wspólnota kulturowa nie jest warunkiem istnienia wspólnoty politycznej. "Tak długo, jak każdy będzie przestrzegać prawa, obywatele nie muszą mieć jednolitej hierarchii wartości" - dodaje Buruma.

Ciekawe, co na to powiedzieliby skłotersi.

14 Comments:

At 06 marca, 2007 23:43, Blogger tolep said...

Bzdury. Od początku do końca. Menelstwo to nie żadna "alternatywna kultura", a ich bandyckie wybryki to nie żadem "protest".

 
At 06 marca, 2007 23:44, Blogger Łukasz said...

Dlaczego uważasz, że to "menelstwo"?

 
At 07 marca, 2007 09:03, Blogger AndrzejM said...

Menelstwo to może zbyt mocne słowo. Niemniej jednak uznanie ludzi nielegalnie zajmujących cudzą własność za "mniejszość kulturową" brzmi absurdalnie.

Ci, którzy przekraczają notorycznie prędkość na drogach to też "mniejszość kulturowa"?

 
At 07 marca, 2007 09:17, Anonymous Anonimowy said...

@ lukasz

zapewne dlatego, że zachowują się jak menele. Przepraszam, jeszcze gorzej. Menel zazwyczaj nie wywołuje zamieszek i nie podpala masowo samochodów, co najwyżej - za przeproszeniem - wysika się w bramie. Dzieki fest za takich "artystuf andergrandowych" od siedmiu boleści.

 
At 07 marca, 2007 10:00, Blogger Łukasz said...

andrzejm,

Kompletnie postawiłeś temat na głowie. Zajmowanie budynków to akurat tylko jeden z wielu przejawów aktywności tych ludzi. Raczej środek prowadzący do jakiegoś celu niż cel sam w sobie.
Ja zaś odcinam się od łamania prawa, co chyba wyraźnie zaznaczyłem w tekście.

Tak naprawdę piszę o czymś całkiem innym. Skoro mamy do czynienia z grupą istniejącą nieprzerwanie od dziesięcioleci (i to raczej rozwijającą się niż zmierzchającą), w wielu krajach, mającą silne poczucie wspólnoty wewnętrznej i kierującą się pewnym zestawem wartości oraz preferującą pewne kanony estetyczne (wygląd skłotów + wygląd samych skłotersów + sztuki plastyczne + muzyka etc.) to jest to już chyba pewna spójna kulturowa mniejszość...?
A że ta mniejszość od czasu do czasu łamie prawo? Cóż... Jeśli w jakiejś innej mniejszości mąż bije żonę, bo tak mu podpowiada tradycja, to też łamie prawo. Tyle że przez to nikt nie odmawia mu miana "mniejszości kulturowej/etnicznej".

 
At 07 marca, 2007 10:10, Anonymous Anonimowy said...

Podzielam sympatię dla wybranego przez skłotowców (to chyba spójniejsze spolszczenie niż połowiczne ...ersi?), ale tylko tak długo jak nie są agresywni i nie próbują przemocą naruszyć czyjejś osoby albo własności. Bo w tym momencie przestają być anarchistami, a zaczynają komunistami.

roderic

 
At 07 marca, 2007 10:11, Anonymous Anonimowy said...

"...wybranego przez skłotowców stylu życia..." miało być

roderic

 
At 07 marca, 2007 10:54, Blogger Łukasz said...

Anonymous,
Uważasz, że anarchizm i agresja wykluczają się nawzajem? :)

 
At 07 marca, 2007 11:20, Anonymous Anonimowy said...

Czy splądrowanie szkoły koło tego duńskiego squatu też było aktem "mniejszości kulturowej"?

 
At 07 marca, 2007 12:52, Anonymous Anonimowy said...

Jaka kultura, jaka alternetywa, banda chuliganów i nieprzystosowanych. Normalnie nie potrafią życ jak ludzie, to jeszcze dym robia na ulicach i przeszkadzają innym.

 
At 07 marca, 2007 16:34, Blogger Łukasz said...

Anonymous,
Nie, plądrowanie szkół na pewno nie jest przejawem istnienia mniejszości kulturowej :)
Dokładnie tak samo jak funkcjonowanie tzw. kiboli nie jest przejawem polskości.

 
At 29 lipca, 2009 10:37, Anonymous Anonimowy said...

Ci ludzie nie maja na celu niszczenia wszystkiego co popadnie jak tu jest mowa o autach, szkole i innych.
Tacy ludzie maja własne poglądy, ktore nie pasują władzy i tu się zaczyna konflikt.
Znam wiele ludzi (najczęściej punk'ów) z polskich skłotów i są to normalni ludzie pomimo tego, ze wiele uważa ich za wandali i innych takich.
Natomiast agresywne protesty są wyrazem ich zdenerwowania tym, że ludzie ich traktują jak śmieci.

 
At 18 listopada, 2009 19:45, Anonymous Anonimowy said...

Banda leniwych meneli. Nie chcą przystosować się do życia w społeczeństwie, nie chce im się pracować, ale chcą korzystać z tego co społeczeństwo wypracuje. Potrafią tylko udawać "artystów". Lenie i brudasy - to wszystko.

 
At 10 grudnia, 2009 07:07, Anonymous Anonimowy said...

Подскажите, где мне узнать больше об этом?
[url=http://mastervoda.ru/]трудовое право конституция[/url]

 

Prześlij komentarz

<< Home