20.11.07

Teczki Zorro (7): Abonament i trzy mity liberalne. Leszek Budrewicz o tym, co publiczne

Jest herezją dziś opowiadać takie rzeczy, ale abonament wspierający media publiczne musi pozostać. Natomiast zakończyć się powinien skandal z jego nieściągalnością.

Wszelkie wynurzenia typu: "za co mam płacić?", "przecież nie oglądam", "niech płacą politycy, oni tym rządzą", są natychmiast podchwytywane przez prywatnych konkurentów mediów publicznych.

Na pewno racjonalne jest jedno pytanie, które zadają przeciwnicy abonamentu: dlaczego publiczne media nie mogą utrzymywać się wyłącznie z abonamentu? No i dlaczego pod przykrywką misji pokazuje się amatorską jazdę figurową na łyżwach?

Żadne poważne lobby nie jest zainteresowane zracjonalizowaniem sytuacji z abonamentem: ani nadawcy prywatni, ani politycy, którzy wolą słabe finansowo, a więc uzależnione media publiczne.

To że bez abonamentu i publicznych mediów będzie lepiej - to pierwszy wulgarny mit liberalny. Jeśli chcemy, żeby wybory prezydenckie rozgrywały między sobą np. TVN i Polsat, a wybory na prezydenta Warszawy RMF i Radio Zet, to proszę bardzo.

Drugim mitem neoliberalnym jest przekonanie, że partie polityczne nie powinny być finansowane z budżetu państwa. Może to razić w kraju takim jak Polska, jeszcze nie bardzo bogatym. Może też uzależnienie wysokości dofinansowania od wyborczego rezultatu danej partii wymywa polityczny plankton, który z braku dotacji ma mniejsze szanse w polityce niż amerykański trzeci kandydat na prezydenta. Jednak bez tego typu dofinansowywania partie będą na pasku sponsorów. Nie mówiąc już o tym, że są takie ugrupowania jak postpeerelowski PSL, których majątku jeszcze przez lata nie przeskoczą ani PiS, ani PO.

Trzeci mit to peany na cześć samozatrudnienia, ruchomego czasu pracy, umów czasowych - czyli generalnie na cześć tego, co się nazywa elastycznością rynku pracy. Służy ona głównie pracodawcom. Kilkanaście lat tłumaczono, że podniesienie płac zniszczy polski wschodzący biznes. Wystarczył jednak eksodus do Wielkiej Brytanii i Irlandii, a pracodawcy nagle znaleźli pieniądze na płace.

I mit 3b: że związki zawodowe są do niczego niepotrzebne. Czas połączyć siły, przynajmniej „Solidarności” z OPZZ. Bo tu, gdzie jest świat pracy - wbrew temu, czego chcą wyznawcy Friedricha von Hayeka - też jest Polska.

5 Comments:

At 20 listopada, 2007 17:15, Blogger Z. said...

Jeśli chodzi o p3 to sugeruje wziąć pod uwagę napływ pieniędzy z UE do Polski.
A za fakt że pracodawcy "nagle znaleźli pieniądze na płace" może nam jeszcze przyjść zapłacić, kiedy wzrost płac przegoni wzrost efektywności pracy.

 
At 20 listopada, 2007 20:41, Blogger Michał Młynarczyk said...

Chociaż zgadzam się z głównymi tezami, uważam, że tekst nie wznosi się specjalnie na wyżyny racjonalnej argumentacji - dotyczy zwłaszcza ostatniego punktu. Co do 3b, to zgoda, ale osobiście wolałbym model niemiecki, w którym maszyniści przystępując do rozmów zawieszają strajk, niż francuski, w którym w takiej sytuacji go nasilają.

 
At 22 listopada, 2007 01:15, Anonymous Anonimowy said...

"To że bez abonamentu i publicznych mediów będzie lepiej - to pierwszy wulgarny mit liberalny. Jeśli chcemy, żeby wybory prezydenckie rozgrywały między sobą np. TVN i Polsat, a wybory na prezydenta Warszawy RMF i Radio Zet, to proszę bardzo".

Dziękuję bardzo! Nie bardzo tylko rozumiem na czym właściwie polega wyższość TVP (a więc i jej udziału w publicznej debacie) nad wyżej wymienionymi stacjami komercyjnymi.

Autor nie kłopocze się aby to wyjaśnić, uważa to widać za subtelność w którą nie warto się wikłać.

Jeśli jesteśmy dziś skazani na TVN i Polsat, to niemały udział ma w tym sztywność polskiego rynku medialnego, w którym wszelka potencjalna konkurencja jest blokowana przez system koncesyjny.

Sama TVN miała przez długi czas problem z tym systemem - karty rozdawali wtedy stronnicy zasiedziałego już na rynku Polsatu, TVN musiała pozostawać stacją ponadregionalną.

Kulminacją tego skorumpowanego i uznaniowego systemu była słynna afera Rywina.

O tym nie ma w tekście ani słowa. Rynek medialny jest ubogi z natury - zdaje się sugerować artykuł.

"Jednak bez tego typu dofinansowywania partie będą na pasku sponsorów" - rozumując logicznie, przed uchwaleniem dofinansowywania z budżetu były cały czas na tym pasku, a więc były na nim również wtedy, kiedy to dofinansowanie uchwalały. Dlaczego zatem sponsorzy na to zezwolili?

Myślę że wiem dlaczego... bo już to widzę jak nagle wspaniałomyślnie partie przestały brać w łapę, odkąd dostały haracz z budżetu, którego same zażądały.

Np., przez analogię, czy złodziej przestanie kraść dlatego że otrzyma zasiłek? Nie, weźmie zasiłek i dalej będzie kradł, bo czemu miałby tego nie robić. Jedno z drugim się w żaden sposób nie wyklucza, więc nie opowiadajmy sobie bajek.

"Kilkanaście lat tłumaczono, że podniesienie płac zniszczy polski wschodzący biznes. Wystarczył jednak eksodus do Wielkiej Brytanii i Irlandii, a pracodawcy nagle znaleźli pieniądze na płace" - tak, ale negatywnie odczuli to konsumenci, np. poprzez wzrost cen mieszkań. To w ich kieszeni "nagle" znalazły się owe pieniądze.

 
At 22 listopada, 2007 02:42, Anonymous Anonimowy said...

Co do wzrostu płac i cen mieszkań. Proszę wybaczyć, ale nie widzę związku. Wzrost cen nieruchomości jest charakterystyczny dla wszystkich nowych członków Unii. Powtarza się on regularnie w każdym wstępującym kraju krótko po przystąpieniu. Przykładów można szukać od Hiszpanii po Bułgarię.

 
At 22 listopada, 2007 20:14, Anonymous Anonimowy said...

chodzi o mieszkania nowe, a efekt wynika z exodusu budowlańców i ekip wykończeniowych.

 

Prześlij komentarz

<< Home