27.6.06

Edward Lucas z "The Economist": Blogi? Tak, ale...

Oto wywiad, jakiego udzielił nam Edward Lucas, publicysta brytyjskiego tygodnika "The Economist". Twórca bardzo interesującego, eksperckiego bloga.
Lucas pisze przede wszystkim o Europie Środkowej i Wschodniej. Jest m.in. autorem słynnego raportu o Polsce, jaki ukazał się w "The Economist" w maju tego roku.


"Piąta Władza": Jak to się dzieje, że pańskie opinie o naszej ekonomii, polityce i życiu społecznym tak bardzo różnią się od tego, co możemy przeczytać w zachodnich gazetach? To - naszym zdaniem - o wiele głębsze i trafniejsze analizy polskiej rzeczywistości.

Edward Lucas: Przyjeżdżam do was od 1986 roku gdy zacząłem studia w Krakowie. Z kolei mój brat mieszka w Polsce już od 15 lat, a jego dzieci są w połowie Polakami. Więc, w przeciwieństwie do wielu moich kolegów piszących o Polsce, nie tylko czytam i piszę w waszym języku (nie do końca poprawnie, ale wystarczająco dobrze), ale mam również stały kontakt z tym krajem. Zresztą cały region Europy Środkowej i Wschodniej to przedmiot mojego ciągłego zainteresowania już od 20 lat. Pracowałem w Związku Radzieckim, najpierw jako korespondent, potem jako szef moskiewskiego biura, a teraz przyjeżdżam w te strony co parę tygodni. Mam więc możliwość porównać i zestawić problemy oraz osiągnięcia Polski z innymi krajami regionu. Wszystkie startowały przecież z podobnych pozycji.

Większość polskich mediów ma tendencję do przeceniania naszych problemów i niedoceniania sukcesów...

To prawda, widać tendencję do przesady w obie strony. Zwłaszcza jeśli chodzi negatywne opinie na temat waszego rządu. A przecież trzeba pamiętać, że macie właśnie najdłuższy okres wzrostu, stabilizacji i demokracji, jaki zdarzył się temu krajowi. Macie też przed sobą raczej niezłe perspektywy.
Pragnę jednak podkreślić, że polskie gazety i czasopisma są naprawdę znakomite. Od czasu do czasu zaglądam do czasopism czeskich, rosyjskich i litewskich - i muszę powiedzieć, że to nie to samo. Rosyjskie są bojaźliwe, a czeskie i litewskie raczej prześlizgują się po tematach.

Ile czasu zajęła panu praca nad raportem o Polsce?

Spędziłem nad nim pięć tygodni. Trzy zajęło zbieranie materiałów, a pozostałe dwa - pisanie artykułu. Na początku trudno mi było przekonać polski rząd, że to ważna sprawa. Jeden z urzędników polecił mi, bym informacji szukał w... brytyjskiej ambasadzie. Ale w końcu udało mi się przeprowadzić wywiady z Kazimierzem Marcinkiewiczem, Zbigniewem Ziobro, Jarosławem Kaczyńskim i innymi ważnymi ludźmi. Więc nie mam na co narzekać.

Jak wyglądało zbieranie materiałów do artykułu?

Przede wszystkim starałem się spotykać z interesującymi ludźmi. Nie lubię, gdy na moje teksty wpływa lektura tutejszych gazet, więc stawiam na kontakt bezpośredni. Zazwyczaj jestem w Polsce raz w miesiącu, a wtedy spotykam się z ludźmi biznesu i finansów, politykami, urzędnikami, publicystami i "zwykłymi Polakami". To przeważnie mali przedsiębiorcy, pracownicy, nauczyciele, studenci, uczniowie, etc.

Jest pan jednym z niewielu autorów "The Economist", którzy prowadzą bloga. Co pan sądzi o trwającej właśnie rewolucji blogowej? Czy wzmocni tradycyjne dziennikarstwo, czy też raczej zwolni z pracy "zwykłych" redaktorów?

Mam mieszane uczucia. Z jednej strony blogi pisane przez dziennikarzy pozwalają na zdobycie nowych kontaktów, pomysłów, a także pozwalają na szybkie wychwycenie różnych błędów. Z drugiej strony - to potwornie czasochłonne zajęcie, a rezultaty nie zawsze są zachęcające. Czasem staję sam przeciwko rzeszy bardzo niegrzecznych komentatorów. Zresztą internetowe dyskusje bardzo łatwo padają ofiarą różnych szkodników i zwykłych wariatów, którym radość sprawia zmasakrowanie jakiegoś znanego artykułu.
W 1998 roku, pracując w Moskwie, rozsyłałem cotygodniowy faks do ludzi, którzy chcieli czytać The Economist, a nie mieli do niego dostępu. Później stworzyłem cotygodniowy newsletter (edwardlucas-subscribe@yahoogroups.com), który istnieje do dziś. Mam kilkuset subskrybentów i uważam, że jest to bardziej użyteczna forma komunikacji z czytelnikami niż blog.

A co o blogach dziennikarskich sądzi pańska redakcja?

"The Economist" właśnie zmienia swoją strategię blogową, więc spodziewajcie się ciekawych rzeczy.

Zdradzi pan szczegóły?

Nie mogę, konkurencja nie śpi (śmiech).

Jaka przyszłość czeka zatem tradycyjne media drukowane?

Jako czytelnik chciałbym, żeby czasopisma były bardziej konkretne, a zarazem głębiej wnikały w istotę poruszanych problemów. Sądzę, że media drukowane będą sobie radzić świetnie do czasu wynalezienia taniego "papieru elektronicznego", który w dodatku można podrzeć. A do tego droga jeszcze daleka.

Wróćmy do Europy Środkowej. Jak pan widzi przyszłość tego regionu?

Jestem ostrożnym optymistą. Martwi mnie jedynie Rosja z jej agresywną polityką zagraniczną i rządami silnej ręki. Jeśli chodzi o wzrost gospodarczy, to jest on - i raczej będzie nadal - znaczny w całym regionie, natomiast musicie jeszcze poczekać na wielkie korzyści związane z członkostwem w Unii Europejskiej. Ważny jest też rozwój sektora publicznego.

A co ze wzrostem tendencji nacjonalistycznych i populistycznych w Czechach, w Polsce i na Słowacji? Zachodnie media chętnie o tym piszą.

Nie podzielam ich przesadnej reakcji. Europa Zachodnia też ma swoje niefajne partie populistyczne, jak choćby ugrupowanie Haidera w Austrii. Nie macie się czym przejmować.

3 Comments:

At 28 czerwca, 2006 08:35, Blogger jotesz said...

Dzięki!!!
Dzięki WAM wdepnąłem w blogi, a przyznam że jest to grząskie bagno.

Dzięki WAM zacząłem odwiedzać wiele polskich blogów, ciekawych i bardzo ciekawych.

No i PRZEZ WAS sam zacząłem blogować, co jest zajęciem niepotrzebnym, ale przynoszącym wymierne korzyści, w rodzaju szybszego pisania na klawiaturze.

Dzięki WAM zacząłem sobie czytać też bloga angielskiego, co jest dobrą powtórką kulejącego, bo nieużywanego, języka.

W waszej rozmowie z Lucasem najważniejszy, moim zdaniem, fragment to ten:
...(blog) to potwornie czasochłonne zajęcie, a rezultaty nie zawsze są zachęcające. Czasem staję sam przeciwko rzeszy bardzo niegrzecznych komentatorów. Zresztą internetowe dyskusje bardzo łatwo padają ofiarą różnych szkodników i zwykłych wariatów...

To jest to, co w blogu jest najtrudniejsze - stanąć samotnie przeciw wszystkim!

Pozdrowienia

 
At 28 czerwca, 2006 12:59, Blogger Artur said...

To my dziękujemy. Warto zarywać noce na tych mojo-Łukaszowych pogawędkach na gg, grzebaniu w sieci w godzinach pracy, etc., żeby przeczytać takie wpisy.

 
At 29 czerwca, 2006 23:23, Blogger Artur said...

@jotesz
Dzisiaj wieczorem na dokładnie ten sam fragment wywiadu zwrócił uwagę Krzysztof Urbanowicz - autor fantastycznego bloga Media Cafe Polska (link na naszej stronie), naszej codziennej lektury obowiązkowej.

 

Prześlij komentarz

<< Home