3.6.07

Internet woli ultrakrótkie wypowiedzi. Całkiem jak punk rock 25 lat temu. Zobaczmy i posłuchajmy!

Najnowszy internetowy szał to 30-sekundowe filmy, jednozdaniowe wpisy w blogach, kilkuminutowe skróty całych seriali - opowiada Marta Strzelecka w bardzo interesującym artykule, który ukazał się kilka dni temu w "Gazecie Wyborczej". Tekst z uwagą odnotował Krzysztof Urbanowicz.

Szczególnie zaintrygowało mnie jedno zdanie z artykułu Strzeleckiej: "W internetowym radiu SASS (Short Attention Span System) prezentowane są skrócone, dwuminutowe wersje klasyki rocka i popu - bez długich wstępów, gitarowych solówek i powtarzania refrenów".

W ten sposób autorka nieświadomie wypowiedziała definicję punk rocka. Wszak zwięzłość, szybkość i skrótowość przekazu były domeną tej odnogi rock'n'rolla już ćwierć wieku temu. W szczególnie radykalny, wyrazisty sposób objawiły się w jego amerykańskiej mutacji. Wypracowała ona styl, w którym normą były utwory trwające po kilkadziesiąt sekund, ale zachowujące pełną strukturę piosenki (ze zwrotkami i referenami), okraszone "normalnej" długości tekstem. Oczywiście, wszystko to było grane i śpiewane (a raczej wrzeszczane) w ultraszybkim tempie.

Kapitalny przykład: zespół DRI (Dirty Rotten Imbeciles), który - cóż za zbieg okoliczności! - przed miesiącem obchodził 25. rocznicę swojego istnienia. Oto krótki fragment ich koncertu z 1984 r. Znaleziony w YouTube. Zapis trwa niecałe cztery minuty. W tym czasie słyszymy ni mniej, ni więcej, a cztery piosenki. W całości!



Jednymi z prekursorów takiej zwięzłości byli z pewnością Dead Kennedys - jedna z najsłynniejszych kapel w dziejach punk rocka. W tym wypadku mam na myśli ich EP-kę "In God We Trust, Inc." z 1981 r. Trwa niecałe 14 minut, zawiera osiem piosenek. Przy czym jedna z nich trwa 4,5 minuty. Pozostałych siedem utworów zajmuje nieco ponad dziewięć minut. Oto jeden z tych kawałków. "Hyperactive Child". Też znaleziony w YouTube. Trwa pół minuty:



Jestem ciekaw czy pod wpływem nowych internetowych trendów muzyka pop zaszczepi sobie tę dawną punk rockową zwięzłość. Może znacie jakieś inne tego typu przykłady - tyle że nie związane z graniem głośnym, szybkim i krzykliwym?

41 Comments:

At 04 czerwca, 2007 06:07, Blogger pinio said...

Nie tylko punki lubiały krótkie formy bo pamiętam jak mopi koledzy gromadzili na początku lat 90-tych jakieś s- trash-ydła , gdzie w 40 minut mieściło się 50 utworów, ale nazw tych zespołów nie pamiętam. Swoją drogą - a propo- "skompresowanych" kawałków- ostatnio słuchałem jakiś hiszpański punk rock z solówkami i zastanawiałem się na co to komu. Jakby je wyciąć całkiemz acna muzyka by to była. A co do długości kawałków - Łukaszu - wiele zacnych kapel punkowych ma więcej do powiedzenia niż 2,5 minutowe kawałki. Przytoczę tylko zespoły Crass, Conflict czy Clash

 
At 04 czerwca, 2007 09:58, Anonymous Anonimowy said...

to bardzo ciekawe.
(i przypominam, że przed Punkiem -- była moda na koszmarne wielominutowe Suity rockowe; a przed nimi -- na KRÓTKIE (no, czasem dłuższe na koncertach; jak ich poniosło...;-)
numery Stonesów, the Who...)
albo cykliczność; albo jednak skracanie (z zakrętami ;-)
(i the Ramones jeszcze...)
ale to specyfika: już to KONCERTÓW (= dłuższe formy) -- już to Muzyki w Sieci: krótsze...
...............................
ale to, że blogi (bo nie wiem, czy CAŁY internet) -- preferują Krótkie formy -- to fakt.
dialog raczej; niż MONOLOGI.
zobaczcie na (niektóre) tzw. blogi tygodników: tego się nie da czytać!
to gazetowe felietony są (zwykle).
a i te stajnie blogowe, te... "Salony" -- pełne "Wykładów"...
tfu!
no future!
;-)

 
At 04 czerwca, 2007 11:06, Anonymous Anonimowy said...

To fakt, jeśli myślę w punk rocku o prostocie, zwięzłości i oszczędności w formie to przychodzi mi na myśl zespół z Twojego miast w piosence "Jesienny wiatr" (choć zdaję sobie sprawę, że bardziej ambitnie byłoby gdybym podał przykład "Radioaktywnego bloku" BK)

 
At 04 czerwca, 2007 11:16, Blogger pinio said...

teza, że punk to prostota i krótkie formy to schemat, w który raczej tego gatunku muzyki nie zamkniecie...

 
At 04 czerwca, 2007 11:27, Anonymous Anonimowy said...

Po pierwszych taktach Kennedysów myślałem, że to "Nazi Punks Fuck Off".
Na widok DRI aż mi się łezka zakręciła. Ale fakt, że taką muzyczkę odkryłem dla siebie kole 1988 roku (razem z SOD, MOD, SDI i pewnie paroma innymi kapelkami, które miały nazwy na 3 literki) ;-)

 
At 04 czerwca, 2007 11:28, Anonymous Anonimowy said...

PS: Panie Makowski, co do koszmarności suit - pełna zgoda. Takie Child in Time albo inne zgrozy!

 
At 04 czerwca, 2007 11:54, Blogger Łukasz said...

Pinio,

Ja oczywiście mówię o jednym podnurcie punk rocka.

Krótkie kawałki królowały głównie w USA. Zaczęło się od Ramones, których wczesne piosenki mieszczą się w granicach 1-1,5 minuty. Mistrzami zwięzłości byli Black Flag w pierwszym okresie swojej działalności (przed Henry Rollinsem). No a potem nastała fala zespołów grających piosenki półminutowe. Ciekawe że najlepsze z tych kapel wnet zainteresowały się metalem i stworzyły tzw. crossover (DRI, Agnostic Front, Suicidal Tendencies - pierwsze płyty tych grup to klasyka zwięzłego grania).

Później mieliśmy kilkusekundowe ekstremizmy rodem z grind core'a i okolic (Napalm Death miał parę utworów trwających np. 3 sekundy czy coś koło tego). Ale to już chyba raczej czysta forma, sztuka dla sztuki :)

Ja zawsze uwielbiałem ten ultrazwięzły punk rock, co zresztą nigdy nie przeszkadzało mi lubić Pink Floyd czy King Crimson ;)

 
At 04 czerwca, 2007 11:56, Blogger Łukasz said...

Rappaport,
Czy masz na myśli twórczość ansamblu Sedes & Para Wino?

 
At 04 czerwca, 2007 11:57, Blogger Łukasz said...

Pinio,
Odniosę się jeszcze do Twojego drugiego komentarza. Ja jednak zawsze uważałem, że punk rock to zwięzłość i prostota ;)

 
At 04 czerwca, 2007 12:01, Blogger Łukasz said...

Olgierd,

Łoł, nie wiedziałem, że byłeś crossoverowcem! SOD to także jeden z moich ulubionych zespołów ;) MOD jakoś mniej mnie kręciło. Niedawno byłem we Wrocławiu (!) na The Accused - to też jedna z legend ówczesnej amerykańskiej sceny crossoverowej, dziś, niestety, nieco zapomniana. Zagrali naprawdę zacnie. Przed nimi grali Dayglo Abortions - to też kapela "z epoki". Choć znacznie słabsza.

Natomiast "Hyperactive Child" i "Nazi Punks Fuck Off" pochodzą z tej samej EP-ki DK. W YouTube znajdziesz "Nazi Punks..." z tej samej sesji, co ta moja wklejka.

 
At 04 czerwca, 2007 12:50, Anonymous Anonimowy said...

krótkie, melodyjne, niekrzykliwe (i do tego pre-punkowe)?
Van Morrison "brown eyed beginnings"
żaden naumer nie trwa dłużej niż półtorej minuty; no 2 mają po 1:31 i 1:36. najkrótszy: 0:51. w sumie: 31 numeów.
(ale to tylko dla Koneserów ;-)

 
At 04 czerwca, 2007 13:10, Blogger Łukasz said...

Makowski,
Łoł, dzięki za podpowiedź!

 
At 04 czerwca, 2007 13:41, Anonymous Anonimowy said...

A Napalm Death? Na dwóch pierwszcyh płytach mieli kawałki nawet po kilkanaście sekund. Hardcore to hardcore, a grind core? :-)

 
At 04 czerwca, 2007 13:46, Anonymous Anonimowy said...

>> Łukasz
no, nie wiem, czy Ci sie spodoba...
(i żeby później nie bylo na mnie!;-)
a jak poważnie:
jest jeszcze niedoceniany PL "Zdrój Jana" (1966-70): dla mnie, niektóre numery -- to BYŁA rewelacja...
(choć czasem za bardzo "Art rock"...;-)
http://zdrojjana.mp3.wp.pl/
"Ballada o Nutrońcach"!ale i "kiedy będę żałował"

 
At 04 czerwca, 2007 13:47, Blogger Łukasz said...

Tomek,
Toż właśnie piszę o tym w jednym z komentarzy powyżej ;) Grind core twórczo rozwinął zasadę zwięzłości, doprowadzając ją - że tak powiem - do absolutnego końca. Dla mnie to już jednak czysta forma. W kawałku trwającym kilka sekund trudno zachować formę piosenki.

 
At 04 czerwca, 2007 13:50, Blogger Łukasz said...

Makowski,
Chętnie skosztuję, lubię psychodelię :)

 
At 04 czerwca, 2007 13:58, Blogger Łukasz said...

Makowski,
Wysłuchałem "Balladę o nutrońcach". Ale jazda! Rewelacja! Czy Zdrój Jana kiedykolwiek wyszedł na CD?

Znalazłem stronę na ich temat.

 
At 04 czerwca, 2007 14:03, Blogger pinio said...

Dla zwolenników dłuższej formy, bo widzę, że tu sami sprinterzy linka do kawałka Conflictu

http://www.youtube.com/watch?v=2dbCeagk4NI

Polecam !

 
At 04 czerwca, 2007 14:04, Blogger pinio said...

a wracając do sprinterów polskich, sporo krótkich kawałków miał stary Post Regiment.. Zacna zaprawdę kapela ...

 
At 04 czerwca, 2007 14:05, Anonymous Anonimowy said...

Łukasz, byłem byłem - wtedy się jeździło na Stabłowice na takie dzikie koncerty, swego czasu na występie kapelki Imperator utraciłem nawet katanę dżinsową, którą niejaki "Melon" upatrzył dla swojej narzeczonej ;-)
BTW "Melon" - żywa legenda ówczesnego skinhedztwa, ciekawym czy jeszcze żyje i w ogóle.

A nieco wcześniej to nawet szkołę średnią przez długość włosów zmieniłem. Dostałem się do Elwro ale tam kudły na 15 cm nie były w modzie. I tak dalej, i tak dalej.

A później to już tylko Miles Davis i Coltrane, to jest dopiero czad ;-)

 
At 04 czerwca, 2007 14:08, Anonymous Anonimowy said...

BTW pierwsza płytka Suicidal Tendencies była rewelacyjna (boże, to 1983 r. - ja kapelkę poznałem nawet później niż SOD), późniejsze już szły w jakieś inne rzeczy.

 
At 04 czerwca, 2007 14:54, Blogger Łukasz said...

Pinio,
Conflict swego czasu wypracował styl, który można by nazwać symfo-anarcho-punk :)

 
At 04 czerwca, 2007 15:01, Anonymous Anonimowy said...

>> Łukasz
1.
tak, stronę znam ;-)
2.
nie; znaczy nie tamte stare nagrania; z tego co wiem.
ale jest film (nie ma w YouTube!:-(((
Ryszarda Antoniszczaka "żegnaj paro" (1974)
http://www.imdb.com/title/tt0862877/
taka PL "Żółta łódź podwodna".
KLASYKA!
cudze chwalicie...;-))

 
At 04 czerwca, 2007 15:03, Blogger Łukasz said...

Olgierd,

Ależ wspomnienia! Melon powrócił do świata subkultur w pierwszej połowie lat 90. Do dziś jest aktywny jako szef (czy też współszef) całkiem prężnej firmy Rockers Publishing i lider zespołu Prawda. Dobrze sobie radzi jako punk rockowy biznesmen.

A swoją drogą widzę, że wpierw byłeś metalowcem, potem otarłeś się o HC/punk, aż w końcu trafiłeś do jazzu :) Ciekawa droga. Co do Suicidal Tendencies, to ich pierwsza płyta była takim typowym, amerykańskim czaderskim punkiem. Potem stali się gwiazdą sceny crossoverowej. Zresztą spośród jej najbardziej znanych kapel ST grali w sposób chyba najbardziej zbliżony do metalu i ostrego rocka. Jeśli dobrze pamiętam, na przełomie lat 80. i 90. mieli też mocną pozycję w sensie komercyjnym (teledyski w MTV itp.). Byli więc szerzej znani niż DRI czy Agnostic Front. W sumie ST to ciekawy zespół, ale wolę DRI.

 
At 04 czerwca, 2007 15:52, Anonymous Anonimowy said...

@łukasz
owszem, choć trochę wstyd się przyznać;)

@pinio
co do post regiment pełna zgoda, do dziś mogę ich słuchać bez poczucia obciachu.

A kilka krótkich kawałków miał kilka w swoim repertuarze Deuter, podobnie Dezerter ( nie tylko na płycie "Deuter"), jednak gdy słuchałem tych rzeczy w erze kaset magnetofonowych, nie traktowałem ich jako autonomicznych całości/ Częściej kojarzyły mi się one ze wstępem do właściwej piosenki (która oczywiście też nie była zbyt długa:) ).

 
At 04 czerwca, 2007 17:22, Anonymous Anonimowy said...

>> rappaport
i Para Wino też miało kilka...
(taką CD z kolędami wydali; chyba oni o ile mnie pamięć... miodzio..;-))

 
At 04 czerwca, 2007 17:38, Blogger Łukasz said...

Makowski,
Gwoli ścisłości: Para Wino to pseudonim artystyczny pewnego dżentelmena, nie zaś nazwa zespołu. Jego twórczość zaliczyłbym do nurtu przaśnego, podwórkowego, miejskiego folku, bardzo luźno i raczej przypadkowo ocierającego się o punk rock.

 
At 04 czerwca, 2007 18:06, Blogger Patrycja said...

1. zapomnieliście o takich mistrzach zwięzłości jak Carcass (początek) i Heresy.
I jeszcze: zwięzłość przekazu i muzyki jak np. Minor Threat, a 7 seconds? Nic dodać nic ująć - świetna muza do internetu.
Ostatnio na "kablu" dawali taki "kultowo-młodzieżowy" film (sic) sprzed wielu lat na "polskie" tłumaczony "Więcej czadu" - zobaczyłam z lekkim sentymentem - wszak to można powiedzieć prekursorski materiał zapowiadający rewolucję twórczości w sieci;))).

ps. najbardziej zwięzły utwór z płyty SOD - ballada o J. Hendrixie:)
Ale najbardziej łza się kręci słuchając zwięzłych numerów Misfits;)

 
At 04 czerwca, 2007 19:57, Blogger pinio said...

rappaport:
A stare pankroki - TZN Xenna, Moskwa czy Rejestracja. Ich kawałki może nie były kilkudziesięcio sekundowe, ale też były majstersztykami mininmalizmu.

Pat:

A Operation Ivy. Inna bajka. ale teraz rewelacyjne krótkie formy !

 
At 04 czerwca, 2007 20:47, Blogger pinio said...

Pat:

No i Bad Religion. Mistrzowie melodyjnej, krótkiej formy 8-)

 
At 05 czerwca, 2007 08:37, Anonymous Anonimowy said...

To mi sie podoba - ta moda na krótkość w necie. Choć krótkość w muzyce nigdy nie była dla mnie walorem. Jestem z tych donozaurów, którzy ciągle lubią "Child In Time", "Close To The Edge" czy "Epitaph" a punka jakoś nie zdołali przyswoić.

Ale Dead Kennedy's mnie zaintrygowali - zwłaszcza ta płyta, która jakimś cudem wydana została w prl, a na niej najbardziej "California Uber Alles". Odjazdy Jello Biafry były imponujące, choćby jego udział w wyborach, bodajże na gubernatora Kaliforni (a może na prezydenta USA?)

Fora internetowe bardzo by zyskały, gdyby komentarze były kilkuwyrazowe, no najwyżej dwuzdaniowe...

jotesz

 
At 05 czerwca, 2007 09:28, Anonymous Anonimowy said...

Łukaszu,
Łał, faktycznie, Melon jak żywy, ale fakt, przypominam sobie, że on wtedy też coś robił w jakimś hardkorowym trio, nawet na perkusji grał z nim taki mój koleś - ale nawet jemu nie udało się wydostać mojej kurtki... ;-)

To były czasy...
A tak, z metalu przez takie właśnie szarpi-druty do dżezu, troszkę do Fatboy Slima dziś ;-)))))))))

Co do Suicidal: no właśnie, troszkę ta ich muzyczka później poszła w kierunku "niegrzecznych przebojów dla grzecznych dziewczynek", no i stąd mam kiepskie raczej o nich mniemanie.

 
At 05 czerwca, 2007 09:53, Blogger Łukasz said...

Patrycja + Pinio,
Ano też prawda. Misfits i Minor Threat również mieszczą się w gronie prekursorów krótkiej formy. I fakt faktem, że także wczesne Bad Religion oraz Operation Ivy grały zwięźle. A co łączy te wszystkie zespoły? Kraj pochodzenia: USA.

 
At 05 czerwca, 2007 09:56, Blogger Łukasz said...

Jotesz,
Jello Biafra startował w wyborach (zresztą przedterminowych) na burmistrza San Francisco w 1979 r. Chciał też wystartować na prezydenta USA w 2000 r., ale nie dostał nominacji Zielonych, o którą się ubiegał.

 
At 05 czerwca, 2007 10:03, Blogger pinio said...

Jotesz, Łukasz

Jello jednak swoje zaangażowanie polityczne przepłacił pobiciem przez punków. Z tego co pamiętam chyba nogę miał złamaną czy rękę ...

 
At 05 czerwca, 2007 10:15, Anonymous Anonimowy said...

Wy o polityce, ja o muzyce - a Bad Brain ktoś pamięta?

 
At 05 czerwca, 2007 10:44, Blogger Łukasz said...

Pinio,
Miał poważnie złamaną nogę. Pobił go jakiś bandyta. Nie nazywałbym takiego
osobnika "punkiem".

Ale to było wiele wiele lat temu. Jakoś tak w połowie lat 90.

 
At 05 czerwca, 2007 10:48, Blogger Łukasz said...

Olgierd,

Ale pytanie... Niedawno kupiłem sobie nawet "Rock for Light" Bad Brainsów. Klasyka :) Oni z kolei zaczynali od jazzu, przeszli przez megaczaderski punk z domieszką reggae, aż w końcu wypracowali sobie własny styl, który był ważnym elementem pejzażu HC-crossoverowego w drugiej połowie lat 80. "Lewa" część sceny nie cierpiała ich, bo uważali, że homoseksualizm nie jest zgodny z naturą czy jakoś tak.

Poza tym to był pierwszy czarny zespół punkowy!

 
At 05 czerwca, 2007 11:17, Blogger pinio said...

Olgier, Łukasz
To co grali to był majstersztyk. Zresztą ja zawsze byłem pasjonatem muzyki łączącej reggae i punka czy hc.

A swoją drogą, a propo homoseksualizmu, czy Bad Brains nie wypowiadali się też źle o Polakach ? Kojarzę jakiś taki wywiad. Ale nie jestem na 100 % pewien czy to z nimi...

Co do pobicia Biafry. Rzeczywiście trudno nazwać tego bandziora punkiem. Ale w każdym razie jemu się wydawało, że jest punkiem ...

 
At 05 czerwca, 2007 12:20, Blogger Bogusław_Pinkiewicz said...

Powiem szczerze lekuchno mnie zatkało. Jakby to skomentować? Koledze to się wszystko z cegła normalnie kojarzy.

 
At 05 czerwca, 2007 12:53, Blogger Łukasz said...

Pinio,
Nie kojarzę takiej wypowiedzi BB o Polakach.

B.Pinkiewicz,
Co dokładnie Cię zatkało?

 

Prześlij komentarz

<< Home