24.7.06

Halina Bortnowska: Ksiądz Popiełuszko potępiłby lustrację

Bez echa przeszedł antylustracyjny artykuł znanej katolickiej publicystki Haliny Bortnowskiej "Nie publikujcie leksykonu zdrajców" wydrukowany w świątecznej "Gazecie Wyborczej".
Trudno go było znaleźć nawet na portalu Gazeta.pl, który chętnie promuje takie wypowiedzi. A tekst jest nie tylko polemiczny, ale i prowokacyjny. I to bardzo.

Bortnowska swobodnie przemieszcza się między cytatami z Pisma Świętego a rzeczywistością Polski AD 2006. I robi wiele, by przekonać czytelników, że tajni współpracownicy peerelowskich służb to przede wszystkim skrzywdzone ofiary reżimu. A Instytut Pamięci Narodowej w swych badaniach posługuje się "samymi ubecko - esbeckimi kwitami".
Możemy też m.in. przeczytać, że
To, co wiemy o praktykach UB i SB, wskazuje, że na pewno [podkr. 5W] więcej było donosów wymuszonych czy wyłudzonych niż instalowania się w roli donosiciela. W duchu niewykluczania z góry i na zapas należałoby dziś unikać stosowania ukutej przez funkcjonariuszy kategorii "TW". Zaliczenie do niej przesądza o instalacji w systemie, o działaniu jako jego trwały element. To oskarżenie najbardziej szokuje, bo oznacza zadomowienie w szeregach prześladowców. Zapomina się, że mogło do tego nie dojść.
Skąd Halina Bortnowska czerpie tę "pewną" wiedzę, którą w dodatku przypisuje całej zbiorowości? Tego już się nie dowiadujemy.

Jeśli powyższy cytat to jedynie przykład niezbyt uczciwej intelektualnie retoryki, to kolejny jest po prostu niesmaczny. Pisze bowiem Halina Bortnowska, w kontekście ujawniania agentów SB, tak:
Ufam, że ksiądz Popiełuszko, gdyby mógł teraz wrócić na ambonę, powtórzyłby to, co wiele razy powtarzał: "Zło dobrem zwyciężaj". Zachęcałby do czynienia dobra, do naprawiania zniszczeń. Nie chciałby denuncjować nikogo. Raczej przepraszać: nie ustrzegłem was, nie spojrzałem z dostateczną uwagą, nie wskazałem drogi ratunku.
Tak oto ks. Popiełuszko zostaje przywołany jako ten, który dziś z pewnością potępiłby lustrację i przepraszał za agentów SB.

Ale w artykule "Nie publikujcie leksykonu zdrajców" jest i taki odautorski rodzynek:
Później, w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, nie ukrywałam (i nadal nie ukrywam): prowadziłam rozmowy "wyjaśniające" w związku z uzyskiwaniem paszportu. Przedstawiałam, dokąd i po co jadę, potem, mniej więcej - co tam robiłam, ja sama, a nie inne osoby. To się działo na niebezpiecznym poboczu, choć sądzę, że w granicach "dyplomacji". Ostatecznie odmówiłam nawet takich w zasadzie nieszkodliwych rozmów w sierpniu '80.
A co Wy sądzicie o tych wypowiedziach Haliny Bortnowskiej?

24 Comments:

At 24 lipca, 2006 23:47, Anonymous Anonimowy said...

Ja zrozumiałam, że ksiądz Popiełuszko nie tyle przepraszałby nas za SB ale samych TW. Którym nie wskazał drogi ratunku.

Nie będę nawet komentować, niedobrze mi się robi jak czytam takie teksty gdzie wciąga się na antylustracyjny front tych, co sami już się wypowiedzieć nie mogą.

 
At 25 lipca, 2006 00:01, Blogger Artur said...

Racja. Rzeczywiście - Halina Bortnowska sugeruje, że ksiądz Popiełuszko podszedłby do tajnych współpracowników komunistycznych służb bezpieczeństwa (służb, które go w końcu zamordowały) i przepraszałby ich...

Tym bardziej masz rację. Rzeczywiście nie ma czego komentować.

 
At 25 lipca, 2006 00:29, Anonymous Anonimowy said...

Bardzo niesprawiedliwa interpretacja tekstu Haliny Bortnowskiej. Jest napisana tak jakby była zrobiona na specjalne zamówienie.

 
At 25 lipca, 2006 00:32, Blogger Artur said...

"Witaj Leszku. Bardzo niesprawiedliwy komentarz. Jest napisany tak, jakby był zrobiony na specjalne zamówienie".

Przecież nie chcesz, żeby dyskusja wyglądała właśnie w ten sposób? Napisz co jest w tekście niesprawiedliwe - gdzie mijamy się z prawdą. No i o co chodzi z tym zamówieniem?

 
At 25 lipca, 2006 00:37, Anonymous Anonimowy said...

Napisałem na forum gazety.

 
At 25 lipca, 2006 09:12, Anonymous Anonimowy said...

Czy powoli nie staje się tak, iż najgłosniej i najbardziej przekonująco krytykują lustrację ludzie o niezbyt czystych (A.M.?) a nawet ubrudzonych po łokcie (ks. Czjkowski) rękach? Zwłaszcza wtedy gdy te postacie znaczą coś na niwie publicznej.

 
At 25 lipca, 2006 12:07, Anonymous Anonimowy said...

z całym szacunkiem Panowie, ale wygłaszanie przez nas, trzydziesto, może trzydziesto kilkulatków, oceniających i kategorycznych sądów na temat lustracji i TW wydaje mi się mocno nie na miejscu.

nie mieliśmy zbyt wiele do powiedzenia w tamtych czasach. nie my się staraliśmy o paszporty, żeby wyjechać na wczasy do Bułgarii ;) nie my stawaliśmy przed wyborem: "podpisać jakiś świstek, żeby móc zapewnić sobie lepszą pracę i godne życie rodzinie, czy dać sobie spokój?".
byli tacy, co się nie ugięli, byli też tacy, którym się wydawało, że nie mają innego wyjścia.
choć niewątpliwie byli też i tacy, którzy w denuncjacji widzieli istotę swojej egzystencji w środowisku - nie da się temu zaprzeczyć.

ci, którzy żyli w tamtych czasach, mają dziś pełne prawo szukać choćby przed samymi sobą usprawiedliwienia dla swoich postaw. my bardzo często jesteśmy tych wyborów beneficjentami, więc chyba nie nam je oceniać.

nie chciałbym, aby w przyszłości moje dzieci mnie poddawały kategorycznej ocenie za decyzje, które w wielu przypadkach podejmuję kierując się najlepiej rozumianym interesem mojej rodziny. Czasy co prawda się zmieniły, ale kto da dziś gwarancję, że za 30 lat nikt mi nie wypomni, że "skrzywdziłem" pracownika, bo kierowałem się dobrem firmy?

chyba lepiej dla nas wszystkich będzie, kiedy wreszcie zajmiemy się sobą i budowaniem własnej przyszłości, niż rozliczaniem z trudnych wyborów naszych rodziców.

taki jest przynajmniej mój punkt widzenia.

pozdrawiam
c.

 
At 25 lipca, 2006 22:00, Anonymous Anonimowy said...

change said:
"nie chciałbym, aby w przyszłości moje dzieci mnie poddawały kategorycznej ocenie za decyzje, które w wielu przypadkach podejmuję kierując się najlepiej rozumianym interesem mojej rodziny."

Ktoś kiedys powiedzial, ze najwieksze świństwa popelnia sie dla rodziny...

Ty bys nie chcial zeby dzieci poddawaly cie kategorycznej ocenie a ja bym chcial zebys wszystkie wazne decyzje podejmowal myslac o ty jak zostana kiedys ocenione przez twoje dzieci.

 
At 25 lipca, 2006 23:16, Anonymous Anonimowy said...

@wirnik

właśnie cały problem w tym, że mój dzisiejszy osąd na temat tego, co o mojej decyzji pomyślą moje dzieci, z ich perspektywy za kilka, kilkanaście lat może wyglądać zupełnie inaczej.

trochę podobnie jak w szachach: można z wyprzedzeniem przewidzieć kilka następnych wariantów ruchu, ale nie przewidzisz całej partii. zresztą wówczas gra nie miałaby sensu :)

 
At 26 lipca, 2006 09:17, Anonymous Anonimowy said...

Z cały szacunkiem SAID, ale nie sądzisz że zapominasz o GRANICY. Granicy odczuwanej wprawdzie różnie ale jednak (uwzględniając +/- odchylenia) GRANICY. Granicy pomiędzy dobrzem i złem, prawdą i fałszem, przyzwoitością i podłością, ... Oczywiście dla wielu "podpisanie jakiegoś świstka" aby dostać lepszą pracę to "pestka", dla innych to moralny problem. Z tym, iż tak ujęty problem plasuje się po jednej stronie owej granicy. Ale co gdyby Twój podpis decydował o krzywdzie, uwięzieniu a może egzekucji kogoś innego (to już druga strona granicy)? Wszyscy obrońcy lustracji chętnie lawirują w tej okolicy nie pisząc wprost o fundamentalnym znaczeniu KONSEKWENCJI takiego "podpisu". Dla mnie osobiście podpisanie papierka żeby zdobyć np. paszport to nie problem, jeżeli nie idzie (lub galopuje) w regularne raporto-donosy, oszukiwanie i "kapowanie" znajomych, przyjaciół, pobieranie "uczciwie wypracowanego" wynagrpodzenia, itp.
A wypisywanie bzdur że "ksiądz Popiełuszko potępiłby lustrację" to już chyba, przepraszam ale upadek, żałosne załamanie się zdrowego rozsądku. Chyba że, jak napiszłem powyżej.

 
At 26 lipca, 2006 10:47, Anonymous Anonimowy said...

@anonim
(jak rozumiem to "said" to było do mnie, tak? ;)

teoretycznie mówiąc o granicy masz rację. ale niestety, moim zdaniem, tylko teoretycznie.
ponieważ zarówno w Twojej wypowiedzi, jak i w fundamentach postaw wielu zwolenników lustracji kryje się jedno ukryte założenie: wszyscy już w momencie podpisywania zobowiązań (i bez względu na motywy) znali, albo przynajmniej przewidywali konsekwencje swojego działania.

masz pewność, że tak było?
ja nie mam. stąd moje wątpliwości. i choć nie wątpię, że wielu było takich, którzy robili to świadomie i z niskich pobudek. ale jestem przekonany, że wielu też było takich, którzy konsekwencje swojej decyzji poznawali dopiero po wielu latach.

podam Ci inny przykład, może bardziej współczesny i nieco odwrotny do omawianych sytuacji.

załóżmy, że Twój przyjaciel np. bije żonę. wiesz o tym, ale nie reagujesz, z różnych powodów: bo to kumpel, bo zasadniczo nie Twoja sprawa, bo może mają jakiś problem, który za chwilę rozwiążą i nie należy się w to wtrącać, itd. nie reagując, podejmujesz jakąś decyzję.
wiesz jakie będzie miała konsekwencje za kilka lat? jak się poczujesz, jeśli będą złe? przecież miałeś dobre intencje, nikomu nie chciałeś wyrządzić krzywdy, a jednak ta się stała.

łatwo nam jest to oceniać z perspektywy czasu. tym łatwiej, gdy sami w tym nie uczestniczyliśmy. łatwo nam dzisiaj mówić o "granicach", bo dzisiaj wyraźnie je widzimy.

co do Popiełuszki: jest taka chrześcijańska zasada "jeśli Cię uderzą w policzek, nadstaw i drugi".
Z tego, co wiem, to siła Popiełuszki tkwiła właśnie w wierności zasadom, które głosił, więc zapewne również i tej. Nie zdziwiłbym się, gdyby więc postąpił tak, jak sugeruje Bortnowska.
Ale to tylko sugestia, bo jak byłoby naprawdę, nie wiemy i się raczej nie dowiemy. Teza Bortnowskiej ma więc 50% szans na prawdziwość. Dokładnie tyle samo, ile mają jej przeciwnicy.

 
At 26 lipca, 2006 12:25, Blogger Artur said...

"Teza Bortnowskiej ma więc 50% szans na prawdziwość. Dokładnie tyle samo, ile mają jej przeciwnicy".

Ale to nie my wyciągamy z grobu księdza zamordowanego przez bezpiekę, tylko Halina Bortnowska. Nie znam zwolennika lustracji, który by wykrzykiwał "a ksiądz Popiełuszko na pewno by był za lustracją!".

To po prostu kwestia smaku. Albo - jak w przypadku p. Bortnowskiej - jego braku.

 
At 26 lipca, 2006 12:40, Anonymous Anonimowy said...

@artur

masz rację, to jest kwestia smaku, taktu, odniesienia do "świętości" itd.
czyli pewnych indywidualnych granic.

dla mnie teza postawiona przez Bortnowską jest może ryzykowna, ale akceptowalna.
dla Ciebie być może nie.

ale każdy z nas ma do swego zdania prawo, a o pogląd na ten temat zapytałeś.
czyżby tylko po to, aby go skrytykować?

pozdrawiam

 
At 26 lipca, 2006 12:46, Anonymous Anonimowy said...

jeszcze jedna rzecz: przytoczony przez Was fragment wypowiedzi Bortnowskiej zaczyna się od słów "ufam, że ksiądz Popiełuszko...".

między owym "ufam", czyli wiarą autorki w taki przebieg wydarzeń, a stwierdzeniem, że "na pewno byłby..." jest - przynajmniej dla mnie - może niewielka, ale jednak istotna różnica.

 
At 26 lipca, 2006 13:24, Blogger Artur said...

@change

Cieszą mnie Twoje komentarze i analizy na naszym blogu. Tym razem się nie zgadzamy - o czym napisałem - ale to nie znaczy, że nie chcę Cie czytać. Owszem - chcę!

 
At 26 lipca, 2006 13:40, Anonymous Anonimowy said...

Ależ SAID (tak do Ciebie) WSZYSCY POWINNI BYLI wiedzieć w co się pchają, to była policja polityczna, w prostej linii od matiuszki KGB (po części przecież przez nią założona i dość długo dowodzona), de facto początkiem mocno skąpana we krwi rodaków - to fakt. A lustracja to nie vendetta ale publiczne pokazanie świadomych współpracowników, ba czasem przyjaciół tej organizacji. Nikt ich nie chce rozliczać - jedynie jak piszę pokazać.

Zatem podpisanie było ryzykiem oczywiście, i winno było być podejmowane świadomie. Gdyby brać pod uwagę bezkarność w razie niemożności przewidywania skutków własnych działań to prawo i porządek nie istnieją. To jedynie okolicznośc łagodząca. Tzw. porządni ludzie omijali śmietnik z daleka a otwierając wieko na WŁASNE ryzyko można było nawąchać się ... (trudno) albo wpaść (problem o jakim myślę). Bo oczywiście podpisanie za paszport to był bład ale wybaczalny (da się zrozumieć i może wytłumaczyć), podpisanie bo kariera, forsa, zninawidzony "przyjaciel" do ekstrakcji ... to wielbład niewybaczalny.

Co to znaczy "konsekwencje swojej działalności poznawali po wielu latach". Jeżeli przez wiele lat pławili się w śmietniku - gorze im, jeżeli po latach przeżyli konsekwencję podpisania papieru za paszport - wina jakby trochę inna. Na pewno mniej oczywista.

Co do żony, przyjaciela i rękoczynów - daj spokój, toż to kula w płot. A poza tym naprawdę nie reagowałbyć gdybyś wiedział? Nie rozmawiałbyś, dyskutował, próbował bronić? I skąd wiesz że po czasie, po latach, nie miałby do Ciebie pretensji że mogła przeżyć gdybyś choć poruszył temat?

Co do pani Bortnowskiej, generowane przez nią opinie, nie tylko ta tytułowa, są często zdumiewające. A ks. Popiełuszko to był niezwykle świadomy i twardy człowiek. Pewnie brał pod uwagę ryzyko. I miał jasny ogląd sprawy. Sądzisz że pozwoliłby milcząc na komedię procesu morderców z kopalni "Wujek", "nie wykrycie" zabójców Pyjasa, nazywanie katów "ludźmi honoru", itd.

A jeśli ks. Popiełuszko nie milczłby w powyższych kwestiach to potępiłby lustrację?
Wątpię.

 
At 26 lipca, 2006 14:47, Anonymous Anonimowy said...

@anonim
napisałeś: "A lustracja to nie vendetta ale publiczne pokazanie świadomych współpracowników, ba czasem przyjaciół tej organizacji. Nikt ich nie chce rozliczać - jedynie jak piszę pokazać."

być może właśnie w tym miejscu mają źródło wszelkie nieporozumienia. vendetta, pokazywanie, napiętnowanie itp. jeśli lustracja do tego nie zmierza, to gdzie prowadzi? jaki ma cel?
czy nie taki, że teraz my "prawi i sprawiedliwi", nieskalani plugawością tamtych czasów, nieumoczeni w tym brudzie, możemy dziś tę naszą "czystość" zademonstrować? a jak to najlepiej zrobić? pokazując się w kontraście z tymi "brudnymi".

ja dziękuję. jeśli już miałbym coś demonstrować, to raczej to, że sam jestem "czysty", niż to, że inni są bardziej "brudni".
właśnie dlatego - wracając do mojej pierwszej myśli tutaj - nie wydaje mi się zasadne, byśmy z dzisiejszej perspektywy i z dzisiejszą wiedzą, występowali w roli sędziów.

 
At 26 lipca, 2006 16:25, Anonymous Anonimowy said...

I to jest właśnie zasadniczy problem "antylustratorów" w moim pojęciu. Nie można dopuścić do pokazania i napiętnowania bo może FUNDAMENT RP się rozleci. Moralny oczywiście. Upadną autorytety będące dotąd pomnikowymi: moralistami, poszukiwaczami prawdy, bojownikami o wolność ojczyzny. Będące jej chlubą i reprezentacją.

Zwróć uwagę, zaczęto patrzeć na kościół katolicki - autorytety, mężowie opatrznościowi. Pierwszy ks. Maliński, następny ks. Czajkowski. Nie piszę już o ks. Hejmo. Znamienne też, że dość kryształowy w przeszłości, o mało nie uśmiercony przez SB, ks. Isakowicz-Zaleski był piętnowany za zapiekłość, nadużywanie sukienki duchownej, szukanie zemsty, ...

Co zatem sądzić o czasie gdy lupa "popatrzy" na polityków, dziennikarzy, prawników, itp. tych którzy kształtują nam rzeczywistośc od 17 lat? STRACH pomyśleć, głównie jednak strach tych których prawdziwe dzieje zostaną oświetlone. I pewnie dlatego tyle krzyku i powoływanie się nawet na ks. Popiełuszkę. Bo czego jak czego ale przyzwoitości i umiaru to ta ekipa nie ma.

Na koniec Ty pomyśl abstrakcyjnie. Lat temu X (dawno) jakiś ktoś zrobiłby Ci krzywdę (np. okradł Cię z całego majątku i zniesławił w środowisku w którym żyjesz i pracujesz, kosekwencją jest brak szans na normalny rozwój, pracę normalne dochodzenie do lepszego standardu życia). Żadne dochodzenie sprawiedliwości przez ten czas do dziś nie miało racji bytu, mogło zaś narazić na problemy. Ten ktoś zaś zrobił karierę na Tobie i takich jak Ty. Żyjesz jak żyjesz, nie nienawidzisz (dziwne) ale chyba nie zostawisz tego pod podzewką jeżeli wróci do życia moralność?

 
At 26 lipca, 2006 17:15, Anonymous Anonimowy said...

@anonim

poczekaj, bo trochę chyba nadinterpretujesz.

w żadnym miejscu nie stwierdziłem, że lustracja nie jest nam potrzebna, ani - tym bardziej - że nie powinna obejmować ludzi, którzy sprawują władzę, lub, jak mówisz, uważają się za autorytet moralny. w tej sferze nie powinno być żadnych wątpliwości.

nie podoba mi się natomiast pomysł lustrowania wszystkich, upubliczniania teczek, których wiarygodność nie jest niestety niepodważalna. to sprowadza cały problem wyłącznie do poziomu samosądu.

pytasz co bym zrobił w sytuacji, którą przytaczasz? czy domagałbym się upublicznienia wizerunku tej osoby? nie sądzę, żebym dzięki temu odzyskał ów hipotetyczny majątek, albo szacunek w środowisku. co do dochodzenia sprawiedliwości - po to mamy system demokratyczny, żebyśmy mogli powierzać tworzenie systemu prawnego w ręce tych, którzy zapewnią nam takie prawo, które pozwoli dochodzić rzeczywistej sprawiedliwości.

ilu z tego prawa korzysta? w porywach do trzydziestu kilku procent. reszta ma to gdzieś, albo uważa, że za sprawiedliwość wystarczy im pokazanie kogoś palcem.

 
At 27 lipca, 2006 09:28, Anonymous Anonimowy said...

Właściwie, gdyby potraktować sprawę serio, trzebaby analizować, sprawdzać i ukarać nawet drania który chciał skrzywdzić małego Kazia w Pipidówce Dolnej. Jasne, byłoby sprawiedliwie.

Mamy jednak zaczarowany czas, który stępia ostre, zamazuje wyraźne, ... daje poczucie dystansu. I dlatego ja też myślę że oficjalnie powinno się upublicznić fakty o przeszłości ludzi znanych, aspirujących do roli i miana autorytetów, mężów opatrznościowych, aktywistów teraźniejszości, pretendujących do powyższego, etc., etc.
Słownik w tej kwestii jest bardzo bogaty, zwłaszcza u zawodowych piewców współczesności RP.

A co do reszty, nie wiem. Widzę tylko że passus Niemiec i Czech jest: powtarzalny (mimo 17 lat), sensowny i rozwiązujący problem (mniej lub bardziej). Tam ten onże zniknął. Nia ma. Może należy pokazać wszystko (no prawie, odcinając kwestie osobiste) w internecie i pozwolić występować do sądu o przywrócenie dobrego imienia (nie wierzę że "nagminne było" zaoczne wpisywania w akta). U nich to zdało egzamin, więc jak 17 lat istnieje WIELKI PROBLEM LUSTARCJI w PRL zarzućmy Polską myśl wynalazczą i w tej kwestii, (po cichutku, bez pokazywania publicznie jacy jesteśmy mało mądrzy że nie potrafimy wymyślić koła) zmałpujmy działający mechanizm. Może też będzie dobrze.

I w kwestii ostatniej, jasne - demokracja, dochodzenie sprawiedliwości. A jeżeli w 1990 spalono akta i gość łzy wylewa ale ze śmechu że ktoś grozi, demokratycznym, a jakże, sądem. Do majątku nie wrócisz - zgoda, więc sorry, moim zdaniem albo (jeszcze raz sorry) "w mordę" albo publicznie pokazać, jak najszerzej. Niech wie tylu ilu to zainteresuje. I niech ten kto zrobił Ci krzywdę nie ma szans na dalsze brylowanie. Niech ktoś splunie na ziemię mijając go na ulicy.

Tak widzę sprawiedliwość w tej kwestii.

Ale co do konieczności przeprowadzenia lustracji jesteśmy zgodni - fajnie. Znaczy, piłka przekonywania od lat publiki, przeaz pana A.M. (wielbiciela "ludzi honoru") że to hańba, że pomsta naiwnych, ... nie trafiła do naszych bramek - jeszcze fajniej!

 
At 04 sierpnia, 2006 08:13, Anonymous Anonimowy said...

Here are some links that I believe will be interested

 
At 16 sierpnia, 2006 05:28, Anonymous Anonimowy said...

I like it! Good job. Go on.
»

 
At 02 lipca, 2008 14:19, Blogger Andrzej said...

http://piotrpalka.salon24.pl/82103,index.html

 
At 02 lipca, 2008 15:53, Anonymous Anonimowy said...

Okazuje się. że pani Bortnowska pisała we własnej sprawie. Który to już jaz takie kwiatki...

 

Prześlij komentarz

<< Home