Tygodnik "NIE": Między UOP a SB
Interesuje Was styk służb specjalnych, polityki, biznesu i mediów? Tropicie spiski? Weźcie pod lupę tygodnik „NIE” Jerzego Urbana. Nawet jeśli Was brzydzi.
Ale uwaga: choć dowiecie się wiele, nie zmądrzejecie. Co najwyżej popadniecie w jeszcze większą konfuzję.
Oto najnowsze, poniedziałkowe „NIE”. Na czołówce obszerne oświadczenie Marzeny Domaros vel Anastazji Potockiej, pierwszego vampa Sejmu III RP. Od dawna podejrzewanej, że za jej śmiałymi erotycznymi eskapadami w polskim parlamencie stał UOP. A jeśli nie UOP, to przynajmniej Urban.
Jak pisze „NIE”, swoje oświadczenie Domaros/Potocka sporządziła w 1992 r. Było to dla niej zabezpieczenie na wypadek, gdyby miała być pociągnięta do odpowiedzialności karnej. Dokument do dziś leżał w szafie. Co w nim pisze jego autorka? Ano to, że była agentką UOP. I na życzenie służb rozpracowywała polityków.
„[Funkcjonariusze UOP] byli przede wszystkim zainteresowani posłami lewicy i PSL” – oświadcza m.in. Domaros/Potocka. – „Sugerowano mi „bardzo bliskie” spotkania z Aleksandrem Kwaśniewskim. Jednocześnie zabroniono mi rozwijać moje spotkania z Niesiołowskim, choć jednocześnie ze spotkania z Kernem byli bardzo zadowoleni”.W tym samym numerze dziennikarz „NIE” Maciej Wiśniowski szczegółowo opisuje współpracę swojego tygodnika z Anastazją P. Była to – jak pisze – współpraca „obopólnie pożyteczna”. Nie polegała tylko na publikacji erotycznych zwierzeń rzekomej hrabiny. Domaros/Potocka „brała udział w naszym happeningu – ślubie z Jerzym Urbanem, została bohaterką specjalnie wydanej kasety wideo i agitowała politycznie za wolnością aborcji” - wylicza Wiśniowski.
Tyle że nad całą tą radosną działalnością unosił się cień służb. Wiśniowski pisze:
„Zdarzyła się w tym czasie pewna zagadkowa historia. Domaros mieszkała wówczas z Waldemarem F., byłym – jak sam twierdził – oficerem UOP. Pewnego dnia F. poprosił mnie o spotkanie. Zaproponował temat na artykuł. Miałem pojechać do Trójmiasta i wynająć pokój we wskazanym przez niego hotelu. Nakazał tylko stanowczo, by pokój nie był wyżej niż na pierwszym piętrze, a ja, kładąc się do snu, żebym spał w ubraniu i butach. Gdyby w nocy, mówił F., zadzwonił głuchy telefon, masz 30 sekund na opuszczenie hotelu. Inaczej będziesz miał problemy. Następnego dnia miałem pójść do knajpy należącej do byłej luksusowej prostytutki i alkoholiczki. Miałem nawiązać z nią rozmowę o dawnych czasach, upić ją i znienacka zapytać o brylanty, które miał jej dawać na handel Mieczysław Wachowski. Tak też zrobiłem. Gdy padło nazwisko Wachowskiego, kobieta wytrzeźwiała w mgnieniu oka i wyprosiła mnie z knajpy. I to był koniec mojego śledztwa”.To nie jedyna taka opowieść w tekście Macieja Wiśniowskiego. Nic dziwnego, że swe wspomnienie puentuje m.in. tak: „Tygodnik NIE stał się więc elementem gry”.
„Jaki był cel tego wyjazdu?” – pyta Wiśniowski. – „Kto kogo chciał straszyć (…)? [Czy F.] grał przeciwko Wachowskiemu i Wałęsie? Czy tylko chciał nastraszyć? I czym? (…) Nie wiem tego do dzisiaj”.
Czyżby? Popatrzmy na całą tę układankę od innej strony.
Oto za sprawą hałasu wokół zatrzymania Edwarda Mazura czytamy, że jednym z jego wpływowych znajomych jest płk Hipolit Starszak. Emerytowany oficer SB, w czasach PRL rozpracowujący opozycję polityczną, w latach 80. zastępca prokuratora generalnego. Sam dziś przyznaje, że w 2002 r. pomógł Mazurowi znaleźć adwokata. Skąd właściwie zna Mazura, wszak podejrzewanego o zlecenie zabójstwa gen. Marka Papały? Pisze Polska Agencja Prasowa:
„Emerytowany pułkownik SB przyznał, że Mazur jest jego „dobrym znajomym”, a ich znajomość trwa od połowy lat 90. „Widywaliśmy się 2-3 razy w roku” - mówił. Starszak nie chciał powiedzieć, kto poznał go z Mazurem. Dodał, że była to osoba, „która pełniła niezwykle wysoki urząd w państwie”, „akurat został wybrany na to stanowisko” i „nie był to prezydent”. „Kontekst jest kompromitujący, a ja nie chcę, żeby w tym kontekście występowała osoba, o której mówimy” – tłumaczył”.Tak się składa, że płk Starszak od początku lat 90. jest dyrektorem spółki Urma, wydawcy tygodnika „NIE”. Dwa lata temu jego karierę opisywał Jarosław Jakimczyk we „Wprost”. Oczywiście, sama znajomość z Mazurem o niczym jeszcze nie świadczy. Ale przeszłość i kontakty płk Starszaka wydają się bogate.
No i kto tu kim gra? W czyim interesie? Przeciw komu?
8 Comments:
Mam propozycję. Skoro doszliśmy do takiego owrzodzenia naszej rodzimej rzeczywistości: przetnijmy ja i zastapmy inną.
Ostatnią wielką internetową inwestycją jest "drugie życie" - za opłatą można stworzyć swój własny wirtualny profil (żyjący:), pracujący, zarbiający, ubierający się w wirtualu), może to dobry kierunek dla Polski. Nowy wirtualny kraj, z nowymi zasadami, nową klasą polityczną i nowymi obyczajami społecznymi. Bo te "wirtuale" opisywane w tym wpisie, to raczej mroczna faza, a do tego niesmaczna na dodatek
...i w tym "drugim życiu" - Adam Lipiński stając na progu salonki pani Beger, mówi: Pani Renato - nie przekroczę tego progu na własne życzenie, tak jak nie wchodzi się z własnej woli do zamku wampira:)
"A układu ani śladu" jak twierdzi pewien cymbał, będący emanacją szerszej grupy...
>> Toscana
nie Ty 1-den. w Onecie ktoś dziś sugerował Totalny "reset" Narodowy...
jak z windowsami: wyjść i wejść.
To ja przypomnę jeszcze marszałka Kerna i jego córkę która wypadła z szafy Lesiaka i rolę "Nie" i Urbana w tej ponurej historii.
Oraz jeszcze jedną historię. Mianowicie zabójcą Dębskiego był niejaki Sasza, który w tajemniczych okolicznościach popełnił samobójstwo. Gdy Sasza jeszcze żył niejaki Baranina wówczas aresztowany (też jeszcze żył) kontaktował się z jakąś kobieta związana z Saszą i instruował ją, żeby skontaktowała się z jednym z dziennikarzy "Nie". I faktycznie pojawiły się w "Nie" artykuły o tym, że Sasza to niedojda i na pewno nie on dokonał zabójstwa. Niestety dla Baraniny (i Nie również) rozmowa została podsłuchana i nagrana przez austriacką policję a jakiś czas temu została ujawniona.
pozdrawiam
Bernard
Starszak to ten sam esbek, który przesłuchiwał Wałęsę w 1982 r. - było to parę miesięcy temu przy okazji ujawnienia tego stenogramu z przesłuchania Wałęsy, o którym było głośno.
A Jakimczyk nie boi sie ujawnienia agentów WSI w mediach?
do makowski:
jeśli Toscana - to 1-dna, nie 1-den;)
wprawdzie czytałam fajny reportaż o chińskim tancerzu, który stał się prawdziwą divą nowoczesnego tańca (po odpowiedniej operacji), ale jakoś o tym nie myślę w drugą stronę:)
Prześlij komentarz
<< Home