22.5.07

"Gazeta Wyborcza" ogłasza koniec sprawy prof. Jana Miodka. Czy słusznie?

"Brak dowodów współpracy prof. Miodka z SB" - cieszy się Beata Maciejewska w "Gazecie Wyborczej Wrocław", choć w jej własnym tekście jest i taki oto akapit:
W niedzielę TVN 24 poinformował, że we wrocławskim IPN odnaleziono dokumenty na temat prof. Miodka. Wynika z nich, że SB zarejestrowało go jako TW w 1979 r., a wyrejestrowało 11 lat później. Nie zachowały się żadne notatki ani podpisy. Zdaniem historyka z wrocławskiego IPN, którego cytuje stacja "z punktu widzenia SB doszło do jakiejś współpracy".
Znalezione w IPN materiały nie przekonały komisji historycznej Uniwersytetu Wrocławskiego - i to ona uznała, że nie ma podstaw, by stwierdzić, iż prof. Jan Miodek był agentem Służby Bezpieczeństwa.

Przypomnę, że agenturalną przeszłość wytknął publicznie prof. Miodkowi znany wrocławski dokumentalista Grzegorz Braun. Nie przedstawił jednak dowodów na potwierdzenie swojej sensacyjnej tezy. Prof. Miodek mocno zaprzeczył, by kiedykolwiek współpracował z SB.

Do napisania tego tekstu skłonił mnie wpis Piotra Matejczyka w serwisie Dolnyslask24.info. Matejczyk staje po stronie prof. Miodka. Uważa, że cała ta sprawa może oznaczać "koniec Grzegorza Brauna". Pisze:
Braunowi najwyraźniej misja wymknęła się spod kontroli. Chciał zostać wrocławskim Wildsteinem, został – by zacytować Leszka Budrewicza – „Jerzym Urbanem polskiej prawicy”. Jeśli coś może dziś uratować resztki autorytetu wrocławskiego dokumentalisty, to tylko dowody znacznie poważniejszych uwikłań Miodka niż te, o których dziś wiemy. A na taki rozwój wypadków po dzisiejszym dniu raczej się nie zanosi.
Pozwoliłem sobie napisać komentarz pod tekstem Matejczyka. Przytaczam go w całości:
W sprawie prof. Miodka poruszamy się w gąszczu interpretacji. Bo faktów, niestety, mamy wciąż za mało.

Sytuacja jest taka: a) prof. Miodek przyznał, iż podpisał jakiś mało istotny protokół, ale nie współpracował, a wręcz był nękany przez SB. "Nigdy nie podpisałem dokumentu o współpracy" - oświadczył publicznie; b) w IPN znajdują się jakieś zupełnie szczątkowe materiały, które mogą (acz chyba nie muszą) świadczyć o tym, iż prof. Miodek był TW.

Ten zestaw danych można zinterpretować dwojako: 1. Prof. Miodek nie był TW, choć być może esbekom zamarzyło się, że go zwerbują; 2. Prof. Miodek był TW - tyle że wciąż nie udało się dotrzeć do twardych dowodów potwierdzających tę tezę.

(Dygresja: a może prof. Miodek formalnie został zarejestrowany jako TW, ale de facto nic złego nie zrobił? W taki właśnie sposób "Newsweek" interpretuje teraz agenturalną przeszłość Ryszarda Kapuścińskiego).

Grzegorz Braun twardo powtarza, że prof. Miodek był TW. Zatem albo przyjmuje interpretację nr 2 za bezsporny fakt (i trochę nami manipuluje "sprzedając" interpretację poszlak jako fakt dowiedziony), albo wie coś więcej, tyle że z jakiegoś powodu nie chce ujawnić, co tak naprawdę wie.

A czy Grzegorz Braun jest wiarygodny? Odnoszę wrażenie, że w swoich lustracyjnych szarżach do tej pory ani razu się nie pomylił (chyba że coś przeoczyłem). Ten drobny szczegół sprawia, że - w moim przekonaniu - warto jeszcze trochę zaczekać z odtrąbianiem końca tej przykrej historii.
Żeby było jasne: nie chcę powiedzieć, że uważam prof. Miodka za agenta. Wręcz sądzę, że jego własne słowa są w tej chwili najmocniejszym dowodem w całej sprawie.

Tyle że nieformalny, medialny proces lustracyjny prof. Jana Miodka wciąż trwa. Zwróćmy uwagę, że w sprawie prof. Miodka tak naprawdę wciąż jeszcze nie wypowiedział się Instytut Pamięci Narodowej.

5 Comments:

At 22 maja, 2007 14:29, Anonymous Anonimowy said...

Wyborcza locuta causa finita. Jest w tej sprawie coś jeszcze gorszego. Wyborcza parę tygodni temu relacjonowała wiec poparcia dla prof. Miodka, z kwiatami etc. Jak na uniwersytet , gdzie powinno się dochodzić prawdy i stawiać pytania - sama impreza trąciła atmosferą z l. 50tych. Jakoś trudno mi uwierzyć, aby doświadczony dokumentalista robił z siebie idiotę i rzucał oskarżenie bez pokrycia.

 
At 22 maja, 2007 15:08, Blogger Łukasz said...

Marcinie R.,
O tak, wiec poparcia jako nowa forma wypowiedzi w ogólnopolskim "dialogu lustracyjnym" to faktycznie duża rzecz. Gdy widzę takie zdarzenia, rośnie moja wiara w oczyszczającą moc pełnego otwarcia archiwów IPN. Nawet jeśli byłoby to kosztowne i trudne organizacyjnie.

Zwróć też uwagę, że badania naukowe nad archiwami dawnej UB i SB trwają przeważnie nie na uniwersytetach, a w IPN. Przy czym historycy IPN znajdują się pod ciągłym ideologicznym ostrzałem ze strony niektórych swoich uniwersyteckich kolegów po fachu, tudzież niektórych publicystów. W ten oto sposób "nauka", "dochodzenie prawdy", "stawianie pytań" (oczywiście, na tym jednym odcinku badawczym) niepostrzeżenie przenoszą się z uniwersytetów do innej, nowej instytucji, jaką jest IPN. Zaś miejsce dociekania prawdy na uczelniach równie niepostrzeżenie zajmują ideologia i porozumiewanie się za pomocą wieców. Dziwne, nie?

 
At 22 maja, 2007 17:07, Blogger Lesław said...

Spokojnie. Akta prof. Miodka są w zbiorze zastrzeżonym i red. Braun je tam widział. Trzeba poczekać na nową ustawę.

 
At 22 maja, 2007 19:41, Blogger danz said...

Bramy IPN-u zamknięte i dla historyków i dla dziennikarzy, bo jest to niezgodne z konstytucją (?). Mamy trzecią izbę parlamentu (czyli TK), która chroni niewinne dzieciaczki przed pornografią teczek IPN-u. Ale wkoło jest wesoło, jak to śpiewał kiedyś Perfect. A co do Wybiórczego gazu, do dziennikarze w nim zatrudnieni nie mogą się pogodzić z faktem, że naprawdę GW to tylko jedna z wielu gazet. Pozdrawiam.

 
At 24 maja, 2007 09:14, Blogger jotesz said...

I tak mam nadzieję, że otwarcie na oścież (albo na żer hien) dostępu do akt, oczyści profesora Miodka. Przy każdej tego typu rewelacji do końca mam nadzieję, że lustrowanego się opluwa albo krzywdzi, bo ciągle mam nadzieję, że w większości byliśmy silniejsi, lepsi a autorytety są godne szacunku. Jestem więc w opozycji do tych, którym autorytety do tego stopnia się nie podobają, że walczą z nimi przy pomocy listu-prośby-polecenia: "uprzejmie proszę sprawdzić, czy w zasobach IPN nie zachowały się dokumenty świadczące o współpracy wymienionego oraz jego rodziny i bliskich, z SB, UB, MO, WSI, ITP, ITD"
A z wiecowaniem i jego ocenianiem chyba trochę przesadzacie - proszę o fakty świadczące o cwanym manipulowaniu studentami, zwołanymi jak robotnicy w roku 1968, by żądać "syjoniści do Syjamu!"

 

Prześlij komentarz

<< Home