24.6.07

Kto z Was widział Iggy'ego Popa we Wrocławiu?

Nie ukrywam: trochę dzwoni mi w uszach. Ale taki już los fana głośnej muzyki. We wrocławskiej hali "Orbita" właśnie zagrali Iggy and the Stooges. Ojcowie punk rocka. Mistrzowie czadu-w-transie i transu-w-czadzie. Była to główna atrakcja tegorocznych obchodów święta patrona Wrocławia, św. Jana Chrzciciela (24 czerwca).

Jestem ciekaw czy ktoś z Was był na tym koncercie? Jak Wam się podobało?

Jak dla mnie - koncert był na trochę za dużą skalę. Punk rocka wolę słuchać w małych salach. Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, uważam, że taka muzyka potrzebuje pewnej intymności. W dużej hali trochę się gubię. Ale muzycznie było w sam raz. Bezlitosna ściana dźwięku. Iggy Pop w młodzieńczej formie. Niemal wszystkie kultowe hity ("I Wanna Be Your Dog", "1969", "No Fun", "TV Eye", "Funhouse"...) oraz najlepsze piosenki z najnowszego albumu Stoogesów - "The Weirdness".

Iggy - jak to ma w zwyczaju od lat - w połowie koncertu zaprosił grupę osób z publiczności na scenę i wraz z nią wykonał jeden kawałek ("No Fun"). A czego mi zabrakło? Kilku ultraszlagierów. No bo albo coś mnie ominęło, albo faktycznie nie było "Raw Power" oraz "Search And Destroy". Na pewno nie było "The Passenger", ani "Lust For Life" - ale może dlatego, że nie są to piosenki The Stooges.

Zupełnie bez sensu był Kuba Wojewódzki jako konferansjer. Ja nawet lubię jego programy. Ale on i Iggy Pop to jednak dwa różne kosmosy. Koncert otwierał Lech Janerka. W tym czasie bawiłem jednak na zewnątrz.

12 Comments:

At 25 czerwca, 2007 13:30, Anonymous Anonimowy said...

1. Chaos organizacyjny. Dwa razy musiałem stać w kolejce, bo okazało się, że mój bilet mogą porwać w bramce obok. "Bo nie jest sztywny".

2. Hala Orbita to porażka. Wentylacyjnie dawała radę, akustycznie już nie bardzo. Podczas Janerki było już średnio, ale podczas Stooges była, szczególnie na początku, makabra. Niby wokal z przodu, ale przytłumiony. Gitary - brak. Bas zlewał się z perkusją. Jak dawałem jeszcze krok w tył, to okazywało się, ze zaczyna mnie atakować echo zza pleców.

3. Kuba został wygwizdany, wyzwany i obrzucony. Średnio pasował, ale zachowanie publiczności tragedia. Punk rockiem punk rockiem lecz buractwu zawsze mówię zdecydowane "nie". Można było spokojnie te 5 minut z Kubą W. przeżyć.

4. Janerka zagrał dokładnie to samo co tydzień temu na wRock ofr freedom. Nieco rozczarował. Spodziewałem się nieco zmienionego seta.

5.Iggy niesamowitą ma energię. Co prawda koncert godzinkę z małym haczykiem, ale tak skoncentrowanego wykopa to ja dawno nie widziałem. Fizycznością i sposobem obycia na scenie przypominał mi czasami Anthonyego z RHCP (wiem, wiem. Raczej odwrotnie, ale u mnie chronologia poznawania jest odwrócona ;). Brak Pasażera nieco zaskoczył. No i czemu dwukrotnie zagrano "I wanna be your dog"?

 
At 25 czerwca, 2007 13:56, Blogger Łukasz said...

Meehau,

No to masz bardziej negatywne doświadczenia ode mnie. Ja wszedłem od razu. Bez kolejek, bez problemów. Co do akustyki - to gdzie stałeś? Ja byłem z tyłu strefy "pod sceną" i miałem po prostu ścianę dźwięku :) Czyli słyszałem wszystko, bez echa, ale za to w formie jedolitej, hałaśliwej magmy.

Kuby W. nie wygwizdywałem. Ale on chyba jest przyzwyczajony do tego, że budzi skrajne emocje ;)

Coś w tym jest, że Iggy Pop upodobnił się w ostatnich latach do lidera RHCP. Oni są zresztą podobni do siebie także z rysów twarzy. Na "Passengera" czekali chyba wszyscy. Ja też. No ale to zdaje się nie jest kawałek Stoogesów. Mam wrażenie, że panowie ściśle trzymają się tych piosenek, które sami skomponowali. Inna rzecz, że to nie tłumaczy nieobecności "Raw Power" i "Search and Destroy"... Nie było też covera "Louie Louie", który wszak stanowił część repertuaru zarówno Stoogesów, jak i Iggy'ego solo. Nie wiem, dlaczego dwa razy zagrali "I Wanna Be Your Dog". Ale zwróć uwagę, że ten kawałek kręci ludzi na maxa. Spokojnie mógłby być zagrany raz jeszcze :)

Rozbawił mnie za to Iggy śpiewający "1969": "Last year I was 21 ... Now I'm gonna be 22" :) W 1969 r. były to prawdziwe słowa, ale parę lat od tamtej pory minęło :)

 
At 25 czerwca, 2007 14:03, Anonymous Anonimowy said...

Jak dla mnie prawdziwa rewelacja. "Passengera" etc. i tak się zbytnio nie spodziewałem. Utwierdził mnie w tym Głowa, który rozmawiał z braćmi i Ci wyznali mu, że jako The Stooges nie tylko nie grają kawałków Iggy'ego, ale nawet w wywiadach to oni grają pierwsze skrzypce. Bo są po prostu "Still fuckin' Stooges".

POdwrotnie niż Meechau uważam, że akustyka (o dziwo) dawałą radę, natomiast wentylacja w ogóle chyba nie działała! Nie wiem, jak mój idol przez ponad godzinę dawał radę motać się po scenie i prtzelecieć wzmacniacz, skoro ja jedynie od tupania nie mogłem złapać później oddechu".

Podsumowując: Iggy - RESPECT!

 
At 25 czerwca, 2007 14:14, Blogger Łukasz said...

Oporowski,
Ja akurat dobrze oceniam wentylację. Ale być może w tym przypadku jest podobnie jak z akustyką - wszystko zależy od punktu sali, w którym każdy z nas stał.

A Iggy jest niezniszczalny. Nawet gdyby w ogóle nie było tlenu w powietrzu, on by skakał przez trzy godziny :)

 
At 25 czerwca, 2007 14:41, Anonymous Anonimowy said...

Łukasz,

Tak mocno negatywnych to nie mam. ;) Brak Passangera rozumiem. Choć chyba subtelnej różnicy między Iggym a Stooges nie złapał nawet Wojewoda wszak nakręcał ludzi przed występem na to "la-la-la-la-la-la-la-la". ;)

Stałem niemal na środku, w strefie 33 zł czyli za drugimi barierkami. Tuż obok młynka i kolesia, który ciągle gwizdał. ;)

Tak, tak. "Pies" zakręcił mocno, bo to zaraz po Pasażerze najbardziej znany utwór kojarzony z Iggym. Ciekawe jak duża w tym zasługa Marcina Świetlickiego? ;)

Może nie napisałem tego wprost, ale koncert mi sie naprawde podobał a Iggy zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Choć nie wiem czy to wrażenie nie było spowodowane także tym, iż wiem, ile on ma lat.

A co do różnic akustyka/wentylacja to nie mam pytań. Każdy z nas co innego pisze. Na dodatek każdy ma rację. ;)

Co do Kuby. Do skrajnych emocji jest przyzwyczajony, ale jak przeczytałem na pewnym forum, schodząc ze sceny po Iggym, pokazał publiczności międzynarodowy gest środkowym palcem. Chyba w odpowiedzi na to, że został czymś obrzucony (w sensie fizycznie czyli przedmiotem, nie wyzwiskami). Czyli nerwy mogły też mu puścić.

 
At 25 czerwca, 2007 14:48, Blogger Łukasz said...

Meehau,

Polecam Ci koncertowe dvd Iggy'ego - "Live at the Avenue B". Nakręcone w Brukseli, w 1999 r. To było na długo przed reaktywacją The Stooges - Iggy'emu towarzyszą tu muzycy występujący pod szyldem The Trolls. Jak dla mnie najlepsze znane mi wydawnictwo koncertowe Iggy'ego. No i swego rodzaju "greatest hits", bo są tu i szlagiery Stoogesów, i "Passenger", i "Lust for Life", i "Cold Metal", i trochę nowszych rzeczy. Wszystko max energetyczne, świetnie zagrane, nagrane, pokazane. Słowem - pozycja obowiązkowa :)

 
At 26 czerwca, 2007 03:17, Anonymous Anonimowy said...

patronem Wrocławia jest błogosławiony Czesław (Czesław Odrowąż), Jan Chrzciciel patronuje 'tylko' katedrze wrocławskiej

 
At 26 czerwca, 2007 09:18, Anonymous Anonimowy said...

Kilka zdjęć z imprezy:
http://24mm.org/moleskine/2007/06/iggy-pop-the-stooges/

 
At 26 czerwca, 2007 12:29, Blogger Łukasz said...

Anonimowy z 3.17,
W takim razie - jak mniemam - święto Wroławia obchodzone jest przez pomyłkę właśnie 24 czerwca. Trzeba jak najszybiej przenieść je na dzień bł. Czesława (czyli kiedy?).

 
At 26 czerwca, 2007 12:31, Blogger Łukasz said...

Strideer,
Wielkie dzięki za info! Fajne zdjęcia :)

 
At 27 czerwca, 2007 07:59, Anonymous Anonimowy said...

Parę innych zdjęć znajdziesz na KulturaOnline (poza tym oczywiście się polecam :-) )

 
At 16 lipca, 2007 18:58, Anonymous Anonimowy said...

Koncert zajebisty, faktycznie troche lipnie ze nie bylo ani Raw Power, ani Search & Destroy, ale te kawalki sa z albumu Raw Power, a jak wszyscy fani wiedza na tym albumie Ron Asheton gral na gitarze basowej, na elektrycznej gral James Williamson. I mysle ze to wlasnie dlatego zadnego kawalka z tego albumu nie uslyszelismy...niestety

 

Prześlij komentarz

<< Home