Weronika Rosati to nie Romy Schneider
Ta historia ma dwa ujęcia. Z jednej strony jest świetna książka wydana przez Krytykę Polityczną: Żuławski. Przewodnik Krytyki Politycznej. Z drugiej strony - obyczajowo medialny skandal z udziałem reżysera i aktorki Weroniki, córki ministra "socjaldemokratycznego" oraz projektantki mody salonowej. Już dawno w sezonie letnim tak wiele się nie działo, a już na pewno żadna książka wydana w Polsce (nie będąca pracą Jana Tomasza Grossa albo raportem IPN) nie miała takiej otoczki skandaliku i nie wywoływała emocji.
Przez kilka ostatnich miesięcy na różnych "Pudlach", "Plotkach", "Lansikach" zbierało się na burzę. Oto podstarzały reżyser, słynny z ciętego języka i prowokacyjnych wypowiedzi zaczął adorować młodą aktorkę Weronikę Rosati - bardziej znaną z racji tego, że jest córką swoich rodziców niż z własnych dokonań artystycznych. Nic dziwnego, że pop media rzuciły się na ten interesujący kąsek. Wszak w polskim show biznesie skandali jak na lekarstwo i ile można pisać o Rubiku i Paskudzkiej?
Jednak tym razem happy endu nie było. Można powiedzieć: prawie jak w filmach Żuławskiego. Ale wszak prawie, jak głosił znany slogan reklamowy, to spora różnica. Najpierw od znajomości z reżyserem odcina się Weronika. Nie trzeba długo czekać na ripostę Żuławskiego. Ot, jego zdaniem aktorka jest zdominowana przez rodzinę (matkę w szczególności) i.. nie-za-mądra. Plotkarskie media zaciskają w napięciu usta i czekają na to jak imperium będzie kontratakować. Tymczasem książka wydana przez Krytykę Polityczną rozchodzi się bardzo dobrze i można już mówić o bestsellerze.
Dwa tygodnie temu, Dziennik przychylnym okiem spojrzał na Żuławskiego (a także na kilku innych polskich reżyserów w tym Agnieszkę Holland) przyznając rację twierdzeniu, że polski film nie kończy się na utytułowanym Andrzeju Wajdzie i jego perspektywie. Bo rzeczywiście, filmy i twórczość Andrzeja Żuławskiego są ciągle w Polsce mało znane - oprócz wyjątków typu Szamanka, a zawarta w nich przekorna (czasem bardzo mroczna) wizja świata i stosunków międzyludzkich może być przyczynkiem do wielu dyskusji oraz daleko jej od nudy. Na pewno nie można zarzucić Żuławskiemu, że jego myśl artystyczna jest oparta na prostej opozycji binarnej: odwieczny konflikt dobra ze złem. W jego najlepszych obrazach zawsze jest tak, że chce się powiedzieć: to wszystko jest o wiele bardziej skomplikowane niż nam się wydaje. Choć nie za każdym razem Żuławskiemu udawało się zawrzeć ten przekaz na wysokim i niemęczącym poziomie. I w tym kontekście można zastanowić się: czy Żuławski trafiłby na łamy kolorowego pop mixu internetowego gdyby nie afera z Rosati. Sprawa zresztą śmieszna. Nie dorastająca choćby dla przykładu do scenariusza Najważniejsze to kochać z Romy Schneider.
I czasy mamy inne, i reżyser starszy już, i... Rosati to nie Schneider. Zdecydowanie nie. Ale po "Przewodnik" warto sięgnąć.
3 Comments:
Nie do końca zrozumiałem co ma wspólnego skandalik obyczajowy z udziałem 20-latki wyglądającej na 40-latkę z grafomanią marksistowskiego wydawnictwa dotowanego przez Ministerstwo Kultury?
szczerze? panienka ma swoje podejscie do życia. Ojciec ułatwił co mógł. Najwyraźniej ktoś inny jest mocniejszy. I to by było na tyle jeśli chodzi o tzw. karierę w mendaih wiadomo przez kogo opanowanych. Najwyraźniej tatuś jest w odwrocie, ale kto wie co za jakiś czas bedzie? I wtedy przyjdzie czas zemsty i przeczytamy co innego
To kwestia obserwacji: jak dwa różne światy nagle się spotykają. Taka refleksja: tu wychodzi książka dość ciekawa w swej treści, czasem nawet przewrotna, a tu ten sam bohater uwikłany w skandal obyczajowo-popowo-salonowy. Dwie narracje: Żuławski artysta o świecie; Żuławski - skandalista (?) z mało atrakcyjną "muzą".
Przewodnik - nie jest grafomanią.
Prześlij komentarz
<< Home