Wrocław miasto źle-wirtualne?*
Zanim Wrocław pogrąży się w charakterystycznych dla kampanii wyborczej przepychankach i zapasach (gdzie połowa tematów będzie ogniskować się wokół jednej kwestii: kto jest w stanie zagrozić Rafałowi Dutkiewiczowi, a nikt nie będzie zastanawiał się nad planowaniem strategii rozwoju miasta - nie chodzi mi w tym wypadku o kolejny remont kawałka infrastruktury czy ceny biletów komunikacji publicznej), może należy zastanowić się nad powracającym zarzutem dotyczącym pogłębiającej się prowincjonalności miasta. Tu dla przykładu choćby teksty z 5W: Wrocław - miasto coraz bardziej prowincjonalne i drugi dotyczący decyzji wrocławskich włodarzy, czy dyskusje blogerów na serwisie dolnoslazacy.pl albo doniesienia Radia Wrocław.
A więc, co dalej moje miasto?
Prowincjonalności należy przeciwstawić pozytywny obraz, albo choćby receptę na rozwiązanie tego problemu (jeśli już tej prowincjonalności czepiamy się). Tyle, że w dyskusji o Wrocławiu nie ma takich wątków ani pomysłów (realnych). Podobnie jak w sprawie stadionu na EURO 2012 - niech się zbuduje, a co będzie się z nim działo, to pomyślimy później. Dlaczego tak się dzieje? Bo nie ma odpowiednich ludzi? Czy może dlatego, że w zasadzie na każdym polu dyskusji publicznej spotykają się ciągle ci sami ludzie i zaczyna brakować spojrzenia delikatnie mówiąc świeżego? Wszak jeśli przez rok pić wódkę w tym samym gronie, to prędzej czy później musi wyjść z tego bezwarunkowa przyjaźń albo nienawiść. To pierwsze wymaga przytakiwania, ale to drugie wykluczy wspólne biesiadowanie. Więc, każdy racjonalnie myślący człowiek wybierze "przyjaźń" :-).
Co jeszcze jest nie tak w moim mieście? Niestety większość projektów, które mają zapewnić Wrocławiowi "światową hegemonię" (proszę wybaczyć ciepłą ironię) albo nie znajdują odpowiedniego poparcia, albo po prostu nie są na tyle ciekawe aby konkurować z europejską czołówką. Osobną kategorią stają się pomysły błyskawice: mają swoje medialne pięć minut, po czym giną w czeluściach zapomnienia. Przykłady? Idea wykorzystania motywów z książek Marka Krajewskiego do aranżacji przestrzeni miasta. Najwyższy budynek biurowo-mieszkalny w Polsce w miejsce po wyburzonym Poltegorze. Wrocławskie Forum Festiwalowe i jeszcze parę innych. Aha, należałoby dodać kilka dorocznych dyskusji na tematy w stylu: dlaczego związane od lat z Wrocławiem imprezy nie są już tak fantastyczne jak niegdyś? (na szczęście nie dotyczy to wszystkich wydarzeń cyklicznych).
W ubiegłym miesiącu podobną rozmowę na temat Wrocławia przeprowadziłam w Walencji. W mieście odbywały się właśnie wyścigi Formuły 1 (które Walencja gości od 2008.) i była ogólnie fiesta, a nasi gospodarze zapewniali, że na ulicach jest i tak spokój bo są wakacje i wszyscy wyjechali :-). Co ciekawe Hiszpanie zauważyli, że Wrocław stoi przed podobnym dylematem jaki miała prawie dekadę temu Walencja (jeśli chodzi o rozwój i wyróżnienie się). Choć z lekkim dystansem należy potraktować to porównanie, może warto zobaczyć co zrobiono nad Morzem Śródziemnym aby poprawić sobie notowania.
Przede wszystkim architektura. Inwestycje związane z projektami Santiago Calatravy, zwłaszcza budowa Miasta Sztuki i Nauki. Gdyby Calatrava zaprojektował we Wrocławiu choć jeden wiadukt, to myślę, że nasi włodarze chwaliliby się taką inwestycją przez kolejne trzy dekady:-). I tu dziwi brak odpowiedniego lobbingu we Wrocławiu, bo gdyby spojrzeć na historię pracowni architektonicznych (zwłaszcza w okresie przedwojennym) to akurat to miasto zasługuje na ciekawą inwestycję budowlaną (zaznaczam ciekawą - nie standardowy moloch ze stali i szkła).
Zagospodarowanie rekreacyjne. Walencja zaskakuje wyschniętym korytem rzeki, w którym urządzono największy w mieście park i teren rekreacyjny (jest to przedsięwzięcie rozwijane dekadami, ale skutecznie). Rzeka - ogród.
Kompleks zoologiczny to Bio Park, czyli miejsce łączące tradycyjne myślenie z nowymi formami otwartych przestrzeni i przede wszystkim wykorzystujące internet do propagowania wiedzy dotyczącej ochrony zagrożonych gatunków zwierząt oraz organizowania społeczności.
Inicjatywy społeczne. Jeszcze kilka lat temu niewielkiej portowej dzielnicy Walencji groziła zagłada. Władze miasta chciały w tym miejscu postawić nowoczesne centrum. Mieszkańcy zorganizowali się i urządzili społeczną akcję mającą na celu ochronę tego skrawka metropolii. Z powodzeniem. Do dziś jest to świetny plener fotograficzny i rodzaj skansenu, w którym czas zatrzymał się w sposób pozytywny. Gwoli wyjaśnienia, tuż obok znajdują się obiekty związane z Formułą 1 oraz ekskluzywne hotele (w tym ten należący do Romana Abramowicza) i nikomu to nie przeszkadza.
I na koniec. Na doroczny wakacyjny (darmowy) festiwal do Walencji przyjeżdżają zespoły pokroju The Cure :-).
Konkludując. Nie można porównać budżetów Walencji i Wrocławia. To prawda. Ale nie wszystko zależy od nakładów finansowych, związanych z wpływami do miejskiej kasy czy dotacjami. Ważny jest pomysł, a zwłaszcza jego oryginalność, no i świeżość - bo w pokoju o zamkniętych szczelnie oknach prędzej czy później psuje się powietrze:-)
Ps. Sporo też zarabiają na byłym caudillo - egzemplarz kolekcjonerski:-)
* określenie wirtualny w potocznym znaczeniu odnosi się do projektów czy pomysłów mających małe szanse na realne zaistnienie. Jednak, w dobie internetyzacji, wirtualny nie może być czymś negatywnym, stąd pomysł na dodanie jeszcze określnika - źle.
2 Comments:
Co to za prowincjonalna dziura ten Wrocław. Nic się tu nie dzieje. Nawet IBM tu inwestuje. Nie to co w Walencji...
Hm, ja tak nie napisałam, ale rozumiem że interpretacja została radykalnie dokonana:-). Prawo czytelnika.
A co do Walencji - a jest inna zaiste od Wro i ma parę takich pomysłów, które chciałabym widzieć we Wrocławiu.
Prześlij komentarz
<< Home