9.6.06

Az-Zarkawi, czyli śmierć diabła internetu

Tym, czym Adolf Hitler był dla świata w XX wieku, tym Abu Musab az-Zarkawi był dla internetu u zarania wieku XXI.
Nikt tak zręcznie jak on nie wykorzystywał nowych technologii komunikacyjnych i nowych mediów do siania terroru. Do promocji zabijania. To on zasłynął jako pomysłodawca filmowego nagrania przedstawiającego obcięcie głowy schwytanemu w Iraku Amerykaninowi Nicholasowi Bergowi (wykonawcą egzekucji mógł być sam az-Zarkawi). Ów krótki film został "wpuszczony" w internet 11 maja 2004 r.
Nigdy wcześniej internet nie był narzędziem promocji tak skrajnego okrucieństwa (za prekursorski może uchodzić chyba tylko film wideo z fragmentami egzekucji amerykańskiego dziennikarza Daniela Pearla, zabitego przez pakistańskich islamistów w styczniu 2002 r.). Az-Zarkawi zapoczątkował wówczas całą falę takich zbrodni, które były nagrywane, a zaraz potem rozpowszechniane w Sieci.
Od wczoraj po internecie krążą zdjęcia zwłok az-Zarkawiego. Znamienny epilog krwawej kariery tego Jordańczyka, dla którego rzeźnicki nóż i kałasznikow były równie ważne, jak laptop.
Bo gdy raz niemal go złapano, uciekając zostawił po sobie właśnie laptopa - przypominali rok temu Susan B. Glasser i Steve Coll w bardzo interesującym tekście w "The Washington Post", w którym dokładnie opisali, jak az-Zarkawi promował swoją partyzancką walkę w internecie.
Ci sami autorzy w innym artykule przypominali, że "al-Kaida stała się pierwszym ruchem partyzanckim w dziejach, który przeniósł się z przestrzeni fizycznej do cyberprzestrzeni". "The Washington Post" nazwał wówczas to zjawisko terminem "e-Kaida".
Inna rzecz, że owe przenosiny al-Kaidy do cyberprzestrzeni wynikały z realiów walki z potęgą USA. Internet był narzędziem konspiracji. Gdy zaś "stara gwardia" al-Kaidy (jak Osama bin Laden) chciała coś obwieścić światu, stawiała raczej na przekaz telewizyjny.
Az-Zarkawi zrobił krok dalej. - To nowe pokolenie - tłumaczył w "The Washington Post" Evan F. Kohlmann, spec od tropienia islamskich terrorystów w internecie. - Ludzie z jego otoczenia to dwudziestolatkowie. Inaczej postrzegają media.
Jak piszą Glasser i Coll, az-Zarkawi zbudował profesjonalny, terrorystyczny serwis internetowy. Nagranie wideo z akcji partyzanckiej można było ściągnąć w kilku wersjach technicznych. Do wyboru: w dużej, albo małej objętości; w Windows Media, lub Real Playerze. Była nawet wersja na telefony komórkowe.
Swoją działalnością az-Zarkawi doprowadził do tego, że - jak dalej zauważają Glasser i Coll - "filmowanie ataku stało się jego integralną częścią".
W ten sposób az-Zarkawi uderzył w czuły punkt współczesnego Zachodu. Zasiał strach poprzez internet. Mało tego. Dotknął nas indywidualnie, nie zbiorowo. Film pokazujący ścięcie Nicholasa Berga przeraża może nawet bardziej, niż telewizyjne nagrania z ataków z 11 września. Pokazuje atak na jednego, konkretnego człowieka. Nie zaś na wieżowiec, w którym giną nieznani, anonimowi ludzie.
"Do rozwoju terroryzmu przyczynia się zainteresowanie opinii publicznej, która w dużej mierze czerpie informacje i wyobrażenia o [nim] ze środków masowego przekazu oraz literatury" - pisze w wydanej kilka miesięcy temu książce "Terroryzm a media" Katarzyna Maniszewska, warszawska badaczka terroryzmu. I choć swoją tezę opiera na działalności niemieckiej Frakcji Czerwonej Armii, krwawe dokonania az-Zarkawiego aż nadto podbudowują tę myśl.
A jaka była faktyczna rola polityczna az-Zarkawiego? Na ten temat krążą różne opinie. Choćby taka, że medialnie wykreowali go Amerykanie. Tę tezę przywołał wczoraj portal "The Asia Times" w tekście analizującym sytuację w Iraku po śmierci jordańskiego terrorysty.
Ale jakie to ma znaczenie? Niewielkie. Po pierwsze - bez mediów nie ma współczesnej polityki. Medialny "sukces" az-Zarkawiego był też jednocześnie jego sukcesem politycznym. Po drugie - az-Zarkawi wytyczył nowe szlaki terroryzmowi, wiążąc go nierozerwalnie z internetem. Należy się - niestety - spodziewać, że ta strategia będzie kontynuowana.
Tak jak śmierć Adolfa Hitlera nie była śmiercią polityki opartej na nienawiści, tak i śmierć az-Zarkawiego nie jest śmiercią terroryzmu zapatrzonego w internet.

1 Comments:

At 12 czerwca, 2006 11:21, Blogger jotesz said...

diabła niech piekło pochłonie, choć mam świadomość jakim anielskim bohaterem stał się teraz dla islamistów i pewnie licznych tzw. pokojowo nastawionych muzułmanów.

 

Prześlij komentarz

<< Home