30.7.06

Liban - państwo do rekonstrukcji.
A może do likwidacji?

Niezależne państwo libańskie nie sprawdziło się. Okazało się zbyt słabe, by poradzić sobie z Hezbollahem, z cichymi ingerencjami Syrii i Iranu, a ostatnio z brutalną, wymierzoną w Hezbollah interwencją izraelskiej armii.
Co zrobić z takim państwem? Wzmocnić - podpowiadają różni komentatorzy. Ale jak? Pod czyim parasolem?

A może w ogóle należałoby zlikwidować libańską państwowość?

Tu ważna uwaga: Nasze dywagacje na temat Libanu mają charakter bardzo luźny. Nie mamy "insiderskiej" wiedzy o tym, co dzieje się w tej części świata, nie wiemy, co tak naprawdę planują główne siły zaangażowane w tamtejszy konflikt. Nie formułujemy też jednoznacznych, radykalnych propozycji. Samemu Libanowi życzymy jak najlepiej.
Po prostu zachęcamy do dyskusji.
Będziemy przy tym wdzięczni, jeśli w jej toku uda się ustrzec od wszelakich uprzedzeń religijnych i etnicznych. Antyżydowskich, antyarabskich, antyislamskich.

Obecna sytuacja w Libanie jest ewidentnym następstwem próżni geopolitycznej, w jaką ten kraj wpadł w ostatnich latach.
Po wyniszczających wojnach lat 1975-1990 państwowość libańska znalazła się pod faktycznym protektoratem Syrii. Południe kraju okupował Izrael. Nie był to stan idealny. Ale przynajmniej nastał pokój.
W 2000 r. Izrael opuścił południe Libanu, licząc na to, że przejdzie ono pod bezpośrednie władanie rządu w Bejrucie. Nie przeszło. Kontrolę nad tym terenem objęli szyiccy radykałowie z Hezbollahu.
W 2005 r. z Libanu wycofała się Syria. Zachodnie media przywitały to z radością. Jako akt, dzięki któremu Liban stanie się wreszcie wolny, niepodległy i spokojny. Wszak w oczach Zachodu Syria to taki sam drapieżca, jak Iran, czy Saddamowski Irak.

Entuzjazm zachodnich mediów okazał się jednak naiwny.
Dziś wiemy, że po wycofaniu się Izraelczyków i Syryjczyków Liban stał się zabawką w rękach Hezbollahu. Interesująco i z pasją pisze o tym słynny arabski publicysta Fouad Ajami w "The Wall Street Journal".
Awanturnictwo Hezbollahu wywołało inwazję Izraela. Teraz świat zastanawia się, czy do wojny wkroczy Syria. A może i Iran.
Gdzie w tym wszystkim legalny rząd w Bejrucie? Ano bezsilnie rozkłada ręce. I prosi o zaprzestanie walk. O pomoc. Przypomina raczej organizację pozarządową, niż legalne władze legalnego państwa.

Tak słabemu krajowi grozi rozbiór. Dokładnie taki, jaki przeżyła Polska pod koniec XVIII w.
Jak może wyglądać? Oto nasze luźne spekulacje:

1. Może to być rozbiór "twardy". Liban podzielą między siebie Syria i Izrael. Syria weźmie północ, Izrael południe. Bejrut podzielą po połowie. Państwo libańskie kompletnie przestanie istnieć.
Co będzie dalej? Być może jakaś reakcja poszczególnych sił libańskich. Ale to, czy ona nastąpi - i w jakiej skali - zależeć będzie od uciążliwości obu okupacji: syryjskiej i izraelskiej.
Ten scenariusz jest chyba jednak mało prawdopodobny. Po pierwsze - bo tego typu likwidacja legalnego państwa byłaby fatalnym precedensem dla całego świata. Po drugie - bo Zachód nie pozwoli na takie poszerzenie terytorium syryjskiego. Po trzecie - bo Izrael może nie udźwignąć kosztów przejęcia południa Libanu. No i państwa islamskie nie będą bezczynnie obserwować ekspansji Izraela.
Poza tym rozbiór Libanu to rozwiązanie na krótką metę. W dalszej perspektywie grozi otwartą wojną izraelsko-syryjską.

2. Może to być rozbiór "miękki". Liban zostanie podzielony tak, jak Niemcy po II wojnie światowej. Będą więc dwa państwa libańskie działające jako protektoraty Syrii i Izraela.
Byłaby to formalna legalizacja status quo Libanu z lat 90.

3. Może zostanie przyjęty wariant "Kosowo". Całość lub część Libanu (jeśli część - to południe) zostanie objęta protektoratem międzynarodowym.
Słabością tego wariantu jest to, że jest przejściowy. I każe nadal szukać lepszych, długofalowych rozwiązań. Poza tym w Kosowie de facto nie sprawdził się.
Trzeba też pamiętać, że w południowym Libanie od dawna stacjonują siły ONZ. Bez skutku. Nie zapobiegły obecnej wojnie.

Ten ostatni wariant wywołuje kolejne ważne pytanie: jaka siła międzynarodowa mogłaby zagwarantować pokój w Libanie?
ONZ nie sprawdziło się. To już wiemy. Ale kto, jeśli nie ONZ? NATO? A może kraje arabskie? Oba te rozwiązania są kulawe, bo pogorszyłyby i tak już fatalną sytuację polityczną na Bliskim Wschodzie.
Na dziś najlepszym (acz nie idealnym) pomysłem wydaje się być militarne zaangażowanie Unii Europejskiej. Dlaczego? Bo:
a) Europa jest blisko. W jej bezpośrednim interesie leży pokój na Bliskim Wschodzie.
b) Europa ma stosunkowo najmniej przechlapane w świecie arabskim. Aczkolwiek robi wszystko, by ten swój image zepsuć (karykatury Mahometa; awantury o islamskie chusty w zachodnich szkołach; wychwalanie rasistowskich, antyislamskich wylewów Oriany Fallacci przez główne zachodnie media itd. itd.).
c) Taka interwencja byłaby w wewnętrznym interesie Unii Europejskiej. Pogrąża się ona w kryzysie, zwłaszcza instytucjonalnym. Ma bezustanny problem ze zdefiniowaniem wspólnego stanowiska w sprawach międzynarodowych. Zgodna decyzja państw UE o zaangażowaniu się (także zbrojnym) w rozwiązanie konfliktu libańskiego mogłaby być kapitalnym sposobem na odbudowę spójności Unii. A w przyszłości - ważnym krokiem ku wspólnej europejskiej polityce zagranicznej i wojskowej.

Co o tym wszystkim sądzicie? Zapraszamy Was do dyskusji o przyszłości Libanu.

11 Comments:

At 30 lipca, 2006 22:44, Anonymous Anonimowy said...

W tej chwili tysiące mądrych głów w całym wielkim świecie próbuje odpowiedzieć
na pytanie "Co z tym Libanem ?", z mizernym jak na razie skutkiem. Trudno więc
oczekiwać, że ktokolwiek z nas wymyśli coś mądrego. Spróbuję jednak odnieść się
do tekstu p. Medekszy.

Żadna z zaproponowanych przez niego opcji nie wydaje mi się prawdopodobna.
Wariant podziału pomiędzy Syrię i Izrael jest nie tylko mało prawdopodobny, ale
wręcz fantastyczny. Nie ma sensu go nawet omawiać.

Wariant drugi nie jest niczym innym niż wariant pierwszy. Południowy Liban nie
stałby się izraelskim protektoratem, ale drugą Strefą Gazy. Wszak to tam szyici
są najliczniejsi i to tam jest matecznik Hezbollahu. A północny Liban w rękach
Syrii byłby tylko gwarancją nieustających dostaw broni do Libanu
południowego ...

Pozostańmy zatem przy wariancie trzecim, choć określenie "protektorat
międzynarodowy" jest mało konkretne, a w znaczeniu dosłownym ( władzę sprawuje
społeczność międzynarodowa, czyli ONZ ) w Libanie nie do pomyślenia.

Oosbiście nie wierzę, żeby ktokolwiek na świecie był gotów wysłać swoje wojska
do Libanu. Amerykanie są zakopani w Iraku i w Afganistanie, gdzie sytuacja
powoli zaczyna się chyba odwracać na ich ( naszą ... ) niekorzyść. A wciąż
muszą zachować siły w żelaznej rezerwie na wypadek zaostrzenia kryzysu na
Półwyspie Koreańskim i żeby grozić Iranowi. Poza tym wariant taki nie różniłby
się niczym od okupacji izraelskiej. USA i Izrael postrzegane są w krajach
arabskich jako dwie strony tego samego medalu, któremu to postrzeganiu trudno
odmówić swoistej racji. Tak więc Amerykanie, dotychczas
najaktywniejszy "żandarm światowy", odpadają.

Opcja z użyciem sił Unii Europejskiej jest równie fantastyczna, jak interwencja
Marsjan. Powodów jest kilka:

- UE nie posiada w zasadzie zintegrowanych poza NATO formacji zbrojnych;
- Europejczycy są zdegenerowanymi sybarytami, wyznającymi w większości pacyfizm
jako wartość nadrzędną - zachodnioeuropejski rząd organizujący
powtórkę "Helikoptera w ogniu" z udziałem swoich żołnierzy zostałby zmieciony
przez burzę protestów społecznych;
- problemy polityczne ( w zakresie tożsamości i wspólnego stanowiska ), które
miałyby taka interwencja zniwelować, po prostu taką interwencję uniemożliwiają;

Tom Clancy w jednej ze swoich książek opisuje, jak konflikt w Ziemi Świętej
ukróca wprowadzenie jako wojsk rozjemczych Armii Szwajcarskiej. Obawiam się, że
opisane przez autora artykułu rozwiązania są pomysłami z tej samej półki.

Konflikt powinien zostać rozwiązany działaniami zmierzającymi w dwóch
kierunkach. Kierunek pierwszy to odbudowa autorytetu rządu w Bejrucie. Kierunek
drugi to odcięcie Hezbollahu od jego syryjskich i irańskich sponsorów i
dostawców. Ale to już temat na kolejną moją wypowiedź.

 
At 31 lipca, 2006 00:37, Blogger Łukasz said...

Wielkie dzięki za dogłębny, interesujący komentarz!

Tym bardziej proszę o rozwinięcie dwóch myśli z ostatniego akapitu Pańskiego tekstu...:

1. odbudowa autorytetu rządu w Bejrucie;
2.odcięcie Hezbollahu od jego syryjskich i irańskich sponsorów i
dostawców.

Jak to zrobić?

Pozostaję z poważaniem,
ŁM

 
At 31 lipca, 2006 11:44, Anonymous Anonimowy said...

Syria od samego początku była wrogiem niepodległości Libanu- za niepodległością najsilniej opoiwadali się zawsze maronici i druzowie. Muzułmanie są tam słabym ogniwem. Główną przeszkoda do pełnej suwerenności Libanu jest w tej chwili irańska obecność w postaci Hezbollahu - będącego de facto przykrywką dla wywiadu irańskiego oraz syryjska obecność - głównie poprzez ugrupowania palestyńskie i inne ekspozytury wywiadowcze. Obecna wojna - jeśli dobrze zostanie poprowadzona - może doprowadzić do pełnej niepodległości Libanu. Na miejscu tych cieniasów od Olmerta odbudowałbym falangistowską milicję.

 
At 31 lipca, 2006 12:40, Blogger jotesz said...

Syria jest diabłem, kręcącym widłami w bliskowschodnim kotle bezpośrednio. Pewnie dlatego, ze ciągle uważa, że to kolonizatorzy wykroili Liban z terenów Wielkiej Syrii. Trochę tak traktuje Liban jak Saddam próbował Kuwejt, ale zmuszona została do wycofania się i teraz próbuje pokazać jak ważnym graczem jest...

Podobnie wredne interesy ma Iran a dużo więcej wrednych petrodolarów...

Jakim kotłem jest Liban pozwala pokazać taki fragment informacji z Wikipedii:
Główne narodowości: 82,6% Libańczyków, 9,6% Palestyńczyków, Syryjczycy, Kurdowie i inni
Główne wyznania: 60% muzułmanie (32% szyici, 21% sunnici, 7% druzowie, 0,5% alawici), 40% chrześcijanie (24% maronici, 7% prawosławni, 5% grekokatolicy, Ormianie i inni).
I w tym kotle hezbollach chce rządzić - jako czyj przedstawiciel?I z kim wojnę prowadzi Izrael?

 
At 31 lipca, 2006 13:02, Anonymous Anonimowy said...

tu jest dobra analiza
http://lewica.pl/?id=11317

 
At 31 lipca, 2006 17:06, Anonymous Anonimowy said...

Moze nie do konca na temat, ale od czasu zbombardowania lotniska w Bejrucie nie moge przestac zastanawiac sie nad jedna rzecza. Poludnie Libanu to rzeczywiscie tereny zamieszkiwane glownie przez Szyitow (kraj generalnie wyznaniowo podzielic mozna na polnoc/poludnie). Nie jest to jednak matecznik Hezbollahu. Podobnie, ja wyssane z palca wydaja sie doniesienia o "zbombardowaniu kwatery glownej Hezbollahu na przedmiesciach Bejrutu". Kazdy kto kiedykolwiek byl w :Libanie wie (trudno nie zauwazyc, jesli sie tamtedy przejezdza), ze owa kwatera glowna znajduje sie w prowincji Baalbek, a to spory kawalek od Bejrutu i rzeczywiscie szyicka okolica. Owe 40 proc. chrzescijan zamieszkuje wlasnie Bejrut! Dlaczego wiec niedawno odbudowana i naprawde znow piekna stolica zostala zbombardowana, a na Baalbek bomby nie spadaly?

A wracajac do tematu:
Co sie stanie? Historia zatoczy kolo. Izrael znow wprowadzi sterfe buforowa (Syria i Liban zapewne znow wspolnie uznaja ja za tereny okupowane), Hezbollah na moment ucichnie, by za jakis czas konflikt znow wybuchl na skale tego z lat 80-tych. A szkoda, bo to naprawde piekny kraj.

Jeszcze pytanie do foxmuldera - co to znaczy "jezeli ta wojna zostanie dobrze poprowadzona"? Przez kogo? Przez Izrael, ktory juz myli cele wzmagajac nienawisc obywateli Libanu, nawet chrzescijan? Przez Hezbollah, ktory na dobra sprawe poza kasaniem niewiele moze zrobic? Przez Palestynczykow i juz gotujacych sie do wkroczenia samobojcow z Hamasu? Czy moze przez Iran - ale to juz chyba ostateczne rozwiazanie...

 
At 31 lipca, 2006 19:52, Anonymous Anonimowy said...

Oczywiście ma być dobrze przeprowadzona przez Izrael. To wcześniejsze błedy Izraela - odwrót z Libanu dokonany przez Baraka w roku 2000 i odwrót z Gazy dokonany przez Szarona w 2005r. - sprawiły, że na tych terenach zagościli ludzie Syrii i Iranu. Zachód wymusił na Izraelu w imię procesu ,,pokojowego" porzucenie muzułmańskich acz antysyryjskich sojuszników z Armii Południowego Libanu. Co do nienawiści chrześcijan- czytając co piszą gostkowie z LF odnoszę wrażenie, że chcą by Izrael mocniej przywalił Hezbollahowi.
Co do bombardowań - bomby spadają na Baalbek. I nie zaprzeczajmy, że w Zachodnim Bejrucie znajdowało się jedno z centrów dowódczych Hezbollahu.

 
At 01 sierpnia, 2006 10:58, Anonymous Anonimowy said...

fox, zwolennicy kalifatu zagniezdzili sie w Libanie na dlugo przed wycofaniem sie Izraerla w 2000 roku. Jak zapewne wiesz Hezbollah powstal w 1982 roku i jesli brac go za iranska agenture to to chyba powinna byc data graniczna.
Piszesz, ze Izrael wycofal sie zbyt wczesnie. A co nivby mial zrobic? Zaanektowac te ziemie?

Co do APL to byly to przeciez sily, ktore mialy spelniac podobne zadania, jakich teraz wymaga sie od regularnej (coz, ze slabej) armii libanskiej, czyli pilnowac pogranicza po wycofaniu sie z niego Zydow po wojnie libanskiej.

Co do nienawisci libanskich chrzescijan i muzulmanow mozna powiedziec tylko tyle, ze karta sie odwrocila. Pamietajmy, ze maronickie bojowki bez zenady mordowaly tak, jak dzisiaj morduja ich odpowiednicy spod znaku polksiezyca. Ta nienawisc wciaz jest ogromna i masz racje twierdzac, ze wiekszosc chrzescijan - i to wcale tego nie kryjac - liczy na ostateczne pognebienie Hezbollahu. Kiedy 1,5 miesiaca temu bylem w Bejrucie mieszkalem wlasnie u chrzescijanskiej rodziny. Kiedy dowiedzieli sie, ze wybralem sie do Baalbek (nie pomogly tlumaczenia, ze ze wzgledow turystyczno-poznawczych) prysla nawiazana nic porozumienia.

O bombardowaniu Baalbek nie slyszalem, a nasluchuje bacznie... Skad taka informacja?

 
At 01 sierpnia, 2006 13:45, Blogger Łukasz said...

Panowie, ale co właściwie zrobić z tym Libanem? Zwłaszcza z jego etniczno-religijnym rozgardiaszem?

Jeśli tamtejsze nienawiści etniczne są tak duże, jak pisze "oporowski", to nie jest to dobra wróżba...

 
At 01 sierpnia, 2006 15:01, Blogger jotesz said...

"Panowie, ale co właściwie zrobić z tym Libanem?"

Łukaszu - pozostaje nam gapić się w telewizor, internet i gazety. Tyle MOŻEMY zrobić! I jeszcze możemy o tym pogadać, powymieniać myśli, podyskutować...

Ewentualnie, gdy słyszymy jednoznacznie antyizraelskie oskarżenia, możemy objaśniać, że Izrael nnie jest jedynym winnym.

Niewinne tak naprawdę są tylko cywilne ofiary, ale w tym konflikcie mają one tak ogromną wartość propagandową, że są cynicznie brane pod uwagę i są być może głónym trofeum tej wojny...

 
At 05 sierpnia, 2006 20:40, Anonymous Anonimowy said...

Cytuję:
1) Będziemy przy tym wdzięczni, jeśli w jej toku uda się ustrzec od wszelakich uprzedzeń religijnych i etnicznych. Antyżydowskich, antyarabskich, antyislamskich.
2) antyislamskich wylewów Oriany Fallacci przez główne zachodnie media itd. itd.).
Krótko: przyganiał kocioł garnkowi.
warpman
http://warpman.kv.net.pl

 

Prześlij komentarz

<< Home