Zaskakująca, proeuropejska wolta Lecha Kaczyńskiego. Media ją lekceważą.
W piątek, wczesnym popołudniem, prezydent Lech Kaczyński oświadczył:
- Europie potrzebny jest traktat, który uporządkuje jej sprawy, ale musi on być zaakceptowany przez wszystkich członków Unii.
I dodał: - Unia Europejska jest wartością bezprecedensową. Nie tylko Europy, ale i cywilizacji w ogóle. I oczywiście tę wartość należy podtrzymywać.
Zauważył też, że gdy do władzy w Polsce i Europie dojdzie następne pokolenie, "może nastąpić jedność europejska w stopniu, którego sobie dzisiaj nie wyobrażamy".
(Cytaty za sobotnią "Rzeczpospolitą").
Te słowa padły na konferencji prasowej Kaczyńskiego po spotkaniu z byłym prezydentem Francji Valerym Giscardem d'Estaing. Głównym autorem niefortunnego projektu Traktatu Konstytucyjnego Unii Europejskiej. Projekt przepadł w referendach we Francji i Holandii. Polska prawica jest mu od dawna przeciwna.
Giscard w długiej rozmowie przekonywał naszego prezydenta do idei eurokonstytucji i do najważniejszych, nowych pomysłów ustrojowych (m.in. idei utworzenia stanowiska wspólnego ministra spraw zagranicznych UE). Kaczyński przyznał później, że "to była jedna z najciekawszych rozmów w jego życiu politycznym". I że zastanowi się nad propozycjami Giscarda.
No ale najważniejsza, oczywiście, była deklaracja o potrzebie stworzenia nowego traktatu ustrojowego UE.
Naszym zdaniem, to bardzo ważny, polityczny sygnał. Bo:
- PiS-owski prezydent publicznie kłania się ikonie euroentuzjastów, dając tym samym wyraz prounijnej polityki naszego kraju;
- osłabia przy tym sprzeciw prawicy wobec projektu unijnej konstytucji;
- stawia w trudnej sytuacji tych rodzimych eurosceptyków, widocznych zwłaszcza w LPR, którzy współtworzą obecny obóz rządzący;
- pokazuje całej Unii Europejskiej, że nie należy odczytywać obecnych zawirowań politycznych w Polsce jako przejawu jakiejś pełzającej, nacjonalistycznej kontrrewolucji;
- pokazuje Francji i Niemcom - a więc partnerom Polski z Trójkąta Weimarskiego, którego szczyt został niedawno odwołany w atmosferze skandalu - że możemy dogadać się. I to w kluczowych kwestiach;
- prezentuje inny, lepszy wizerunek polskiej dyplomacji, nadwyrężony niedawną wypowiedzią naszej minister spraw zagranicznych Anny Fotygi, która porównała niemiecki "Tageszeitung" do hitlerowskiego "Stuermera";
- wzmacnia polemikę z ośmioma byłymi ministrami spraw zagranicznych, którzy w głośnym liście skrytykowali prezydenta Kaczyńskiego za zlekceważenie Trójkąta Weimarskiego.
Uważamy, że efekt wizyty Giscarda może mieć kapitalne znaczenie dla postrzegania Polski w Europie. Oczywiście, jeśli Kaczyński nie rzucał słów na wiatr i aktywnie włączy się do debaty o przyszłym ustroju UE.
A co na to polskie media? Nic.
W tym czasie bowiem premier Kazimierz Marcinkiewicz zapowiedział dymisję, a władze PiS desygnowały Jarosława Kaczyńskiego na nowego szefa rządu. I to jest teraz temat nr 1.
W dodatku media wciąż trawią głośny tekst satyryczny na temat braci Kaczyńskich z niemieckiego "Tageszeitung". I rozstrząsają spór o odwołany szczyt Trójkąta Weimarskiego.
Relacje ze spotkania Lecha Kaczyńskiego z Valerym Giscardem d'Estaing przybrały formę niewielkich notek (np. w "Gazecie Wyborczej" - u dołu str. 3; w "Dzienniku" - jeszcze dalej, bo u dołu str. 6).
Taka hierarchia tematów coś nam chyba mówi o polskich mediach. A może i o Polsce.
Oczywiście, w każdym kraju zmiana premiera to temat topowy. Zaś awantura o tekst w "Tageszeitung" rozpala polskie emocje, bo gra na naszych fobiach, dlatego nadaje się do długotrwałej wiwisekcji.
Tyle że zmiana premiera z Marcinkiewicza na J. Kaczyńskiego nie jest (przynajmniej nic na to na razie nie wskazuje) zmianą całego układu koalicyjnego, jaki rządzi Polską. To raczej "reset" obozu władzy. Bieżący ruch taktyczny.
Zaś polsko-niemiecki spór o satyrę to casus bardziej psychologiczny, niż polityczny. Acz ciekawy.
Natomiast debata o przyszłym ustroju UE ma charakter systemowy, strategiczny, długofalowy. W tym sensie jest nieporównanie ważniejsza.
Wygląda jednak na to, że mało kto to spostrzegł. A może nasze media nie są zainteresowane głębszymi debatami systemowymi? Może w pogoni za szczegółami dotyczącymi bieżącej partyjnej taktyki politycznej zapomniały, że ważniejsze od gierek są wizje przyszłości, którym owe gierki służą?
A może w Polsce nie ma już wizji - są już tylko gierki? Obyśmy się mylili.
20 Comments:
To nie jedyny, strategiczny problem, jaki jest w tej chwili rozstrzygany przez obecny obóz rządzący, który nie jest dostrzegany przez media. Warto spojrzeć na kwestię projektowanych Programów Operacyjnych - dyskusja wokół nich jest wyjątkowo anemiczna i zdominowana przez kwestię tzw. algorytmu. A przecież system rozdziału funduszy strukturalnych może na nowo określić miejsce poszczególnych regionów polskich, może doprowadzić (lub nie) do ostatecznego scalenia regionów zachodnich i północnych z Polską centralną itp. Jest to kwestia fundamentalna a praktycznie nieobecna w Polskiej debacie publicznej (czy w ogóle jest coś takiego?)
A propos debat publicznych - proszę zauważyć, że nie toczy się żadna, dosłownie żadna debata publiczna na temat przyszłości Dolnego Śląska, bo za takową trudno uznać czy to dyskusje w naszym sejmiku na temat różnych strategii, programów etc. czy okazyjne szarże Gazety Wyborczej typu debata nt. AOW. A warto choćby zauważyć ostatni raport Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, gdzie Dolny Śląsk zajął dopiero 13 lokatę wśród naszych regionów czy przeczytać diagnozę w uchwalonym przez nasz sejmik Regionalnym Programie Operacyjnym, by zacząć zastanawiać się, czy faktycznie jest tak świetnie jak się niektórym wydaje. Tylko na jakim forum taka debata miałby się toczyć, skoro nie ma u nas mediów regionalnych?
Panie Pośle, witam na naszej stronie!
Pełna zgoda co do braku debat na szczeblu regionalnym. Ale problem z dolnośląską prasą ma głębszy charakter. W tym regionie, z jakiegoś tajemniczego powodu, ludzie po prostu nie kupują gazet i ich nie czytają. Proszę porównać sobie np. wyniki sprzedaży "Słowa Polskiego Gazety Wrocławskiej" z wynikami "Nowej Trybuny Opolskiej" - i zestawić je z liczbą mieszkańców w obu regionach. Przepaść.
Chyba że publiczne radio i telewizja... No właśnie: ciekaw jestem, jak Pan ocenia naszą wrocławską TVP i Polskie Radio Wrocław?
A może po prostu media nie potraktowały tego epizodu serio? Przypominam, że prezydent Kaczyński już raz zaskoczył swoim niespodziewanym euroentuzjazmem podczas swojej wizyty w Niemczech.
PiS imponuje PRowskim profesjonalizmem - ale jak dotąd głównie w kwestiach związanych z kolejnymi podbojami wyborczymi. Może więc prezydent powinien najpierw popracować nad kompleksowością, spójnością i PRowską oprawą swoich inicjatyw, zamiast liczyć na to, że media, o których przychylność wcale nie dba, zrobią z tego news z wielkim nagłówkiem?
Bardzo pouczająca jest rozmowa Staniszkis i Smolara i Zalewskiego u Olejnik http://ww6.tvp.pl/2216,20060705365481.strona
Publiczna radio i telewizja - nie ma co oceniać, ponieważ (z całym szacunkiem dla dziennikarzy) oglądalność i słuchalnośc jest śladowa. Ponadto trapi je powszechna w tej chwili przypadłość mediów - pogoń za newsem. Nie ma "trupa", nie ma informacji. Ponadto (i to już wszystkie media) straszliwy "wrocławiocentryzm". A właściwie jeszcze gorzej - jeśli coś wydarzy się poza wrocławskim Rynkiem (i może jeszcze Placem Solnym), to nie istnieje. Do tego dochodzą mutacje lokalne - jest np. mutacja wrocławska i wałbrzyska "Słowa Polskiego.Gazety Wroclawskiej" i rezultat jest taki, że mieszkaniec Wrocławia nie ma szansy dowiedzieć się, co ciekawego dzieje się np. w Świdnicy, bo to trafia tylko do wydania wałbrzyskiego. I vice versa. Żeby coś się przebiło do wydania wrocławskiego, no to musi być już potężną aferą. Szczególnie cierpi na tym kultura - mieszkańcy regionu często nie dysponują wiedzą o ciekawych wydarzeniach kulturalnych, zaś wrocławianie nie wiedzą o imprezach w regionie.
Programy informacyjne i publicystyczne w TVP W-w miewają b.wysoką oglądalność. To wyniki nieosiągalne dla naszych gazet (główne wydanie "Faktów" ma zdaje się 0,5-0,8 mln widzów).
Gorzej z PRW. Ale głęboko wierzę, że ta stacja nie jest skazana na marginalizację.
Co do wrocławiocentryzmu, to nawet kiedyś o tym rozmawialiśmy. Ja potem wspomniałem o tym w tekście w "Panoramie Dolnośląskiej", ten sam temat poruszyła też wrocławska TVP w "Posłach...". Więc jakiś zaczątek debaty był.
A przyszłością takich debat jest internet.
Być może niezbyt odkrywcze ale:
Nie informują, bo nie pasuje to do określonego wzorca.
Zwalczanie Kaczorów już dawno wyszło poza ramy walki publicystycznej. Teraz walczy się za pomocą tzw. faktów prasowych, anonimowych wypowiedzi ludzi z kierownictwa PiS (jak sprawdzić czy przecieki są rzeczywiste), obiektywnych komentatorów (autorytety profesorskie z określonego środowiska) i zwykłego przemilczania.
Już nie tak dawno temu (jeśli się nie mylę co do dokładnych słów), ktoś powiedział, że problemem nie jest to jeżeli media o czymś napiszą, problemem jest to kiedy wszystkie wspólnie milczą na określone tematy. I do takich tematów należą poglądy LK inne od tych spodziewanych przez GW.
Prosze nie pisać ciągle Unia Europejska bo taki twór nie istnieje!!!nie ma on osobowości prawnej w związku z tym nie moze spelniac obowiązków na nim ciązaych m.in wprowadzanie równosci kobiet i mezczyzn:)Natomiast istnieje Wspólnota Europejska i to pojecie powinno byc uzywane zamiast UE.Jezeli eurokonstytucja zostanie przyjeta to wówczas powstanie gigantyczny socjalistyczny moloch i dopiero wtedy powstanie UE
Nasze media nie są zainteresowane debatami? Wolne żarty.
Nie stawiajcie wozu przed koniem.
Czy to dziennikarze chcą nasyłać prokuraturę na autora z "taz" za satyrę wymierzoną w naszego prezydenta? Kto tu naprawdę chce "trupa", kto chce sensacji? Kto przedkłada emocje nad konkret i merytoryczne argumenty?
Przypomnę: za arcywyrafinowanym pomysłem wszczęcia śledztwa dot. publikacji w "taz" stoi prominentny poseł PiS. Za pochwalną wypowiedzią - na forum europarlamentu - dot. dyktatora Franco polityk związany z obozem rządzącym. I dalej: czy to dziennikarze odpowiadają za koncepcyjny uwiąd i serię blamaży polskiej polityki zagraniczej? Pytania można mnożyć. Apeluje: nie mylcie skutku z przyczyną i mniej kokieterii.
A co ma piernik do wiatraka? W swoich tekstach świadomie koncentrujemy się na życiu mediów, a nie świata polityki. Nawet gdy piszemy o polityce, to tej widzianej przez pryzmat mediów.
Dlatego stawiając pytanie o jakość debaty publicznej w Polsce - kierujemy je do mediów.
A że polityka jest jaka jest, to już całkiem inna sprawa. Jeśli świat polityki kreuje kolejne gierki i jakieś niezbyt mądre happeningi, to rolą mądrych mediów nie jest li tylko skupianie się na owych gierkach i happeningach (nawet w formie ich wyśmiewania), ale proponowanie czegoś ciekawszego, przyszłościowego, głębszego.
A może jestem naiwny? Może media są już tak bardzo ogarnięte myśleniem biznesowym, że podają tylko takie informacje, które się dobrze sprzedają?
No ale w ten sposób pierwszoplanowymi postaciami polskiej polityki stają się Jacek Kurski i Joanna Senyszyn. Powinszować.
Słowa, słowa, słowa.
Myślę, że media nadały wypowiedzi Kaczyńskiego taką rangę, na jaką ona zasługuje.
1. Prointegracyjna retoryka to u Kaczyńskiego przede wszystkim nic nowego. W kwietniu prezydent napisał mniej więcej to samo w nudziarskim artykule dla Dziennika. Dużo banałów o świetlanej przyszłości integracji, żadnych konkretnych propozycji.
2. Retoryka retoryką, a jak wygląda dyskusja europejska w praktyce - widzieliśmy w Weimerze. A właściwie nic nie widzieliśmy, bo prezydent zaniemógł.
3. Spotkanie z d'Estaingiem na pewno było ciekawe, bo pan d'Estaing to ciekawy człowiek. Być może nawet - jak mówił prezydent - było najciekawsze ze wszystkich spotkań pana prezydenta. Nie zmienia to jednak faktu, że d'Estaing nie ma dziś żadnej władzy i jego znaczenie w polityce międzynarodowej jest niewielkie. O wiele mniejsze niż prezydenta Francji i kanclerza Niemiec - z którymi prezydent się nie spotkał.
4. A właściwie to jak sobie Panowie wyobrażają prawidłową hierarchię wiadomości - dymisję premiera i przejęcie stanowiska przez jednego Kaczyńskiego skrócić do bombki, a czołówki zrobić z ogólnikowych wynurzeń drugiego Kaczyńskiego??? Dość ekscentryczny byłby to wybór czołówki.
Proponuję dać taką czołówkę w Państwa piśmie.
Czytelnicy może nie zrozumieją, ale poseł Wawryniewicz i koledzy na pewno się ucieszą. Byle odwrócić uwagę od tego, co skrewili.
Politycy uwielbiają ogólne pytania dotyczące przyszłości - Europy, Polski, Dolnego Śląska. Nienawidzą - konkretnych pytań dot. tego, co już zrobili i robią w tej chwili.
Obserwatorze, dzięki za polemikę. Miło mi tym bardziej, że żywo przypomina mi ona kolegia redakcyjne, tudzież spotkania polityczne :)
Odpowiadam.
1. Racja. Lech Kaczyński wypowiedział się w proeuropejskim duchu w tekście w "Dzienniku". Czy jednak teraz nie zrobił kroku (i to wielkiego) dalej?
2. Dajmy może szansę podejmowania debaty także np. mediom. Nie zostawiajmy sfery publicznej największym partiom.
3. Nie deprecjonowałbym d'Estainga. Po pierwsze - bo to współautor projektu Eurokonstytucji. Ten dokument ma zaś charakter, by tak rzec, ponadpolityczny, ponadpokoleniowy. Po drugie - bo to on sprowokował pewne deklaracje L.Kaczyńskiego. A to one są tu ważne.
4. Oczywistymi czołówkami ostatnich dni są informacje o zmianie premiera. Tego nie neguję. Natomiast już np. wrzawa wokół tekstu w "Tageszeitung" jest zdecydowanie wyolbrzymiona (primo - przez obóz rządzący; secundo - przez media). A deklaracje L.Kaczyńskiego w sprawie Eurokonstytucji - zmarginalizowane.
Interesowałaby mnie sensowna debata o tym, co zadeklarował L.Kaczyński (technicznie może ona dziać się wewnątrz dużej gazety, z odesłaniem z 1. strony, bez szkody dla czołówki o zmianie premiera). A do tego (ale to już postulat ogólny, systemowy) częstsze i ciekawsze kojarzenie różnych zdarzeń. Choćby tych z planu polityki wewnętrznej z tymi z areny międzynarodowej. W tym wypadku - zmiany premiera z deklaracjami L.Kaczyńskiego.
Czy deklaracje prezydenta są ogólne? Być może. Taki jednak urok języka polityki.
Na złośliwość względem posła Wawryniewicza nie odpowiadam. Może on sam zechce ją skomentować.
A że politycy uwielbiają pytania ogólne od tych dotyczących "danej chwili"? Jakże to cenna uwaga :) Zatem dyskutujmy dalej w najlepsze o tym, czy lepiej, by Józek wszedł za Franka, czy Bolek za Miśka. I o tym, czy to prawda, że X ukradł, jak pisze jedna z gazet, czy też może jednak należy założyć, że jest niewinny :)
To bardzo państwotwórcze podejście.
Nie chcę jednak przez to powiedzieć, że nie należy "pochylać się" nad takimi niusami. Owszem - należy. Ale nie tracąc z pola widzenia tego, co naprawdę dla wszystkich ważne.
anonymous poraz drugi->lukasz
chyba się nie rozumiemy. Te "gierki", które bagatelizujesz i do ich bagatelizowania wzywasz, w skutek absurdalnych zachowań polityków są brzemienne w skutkach. Vide: konsekwetnie psuty w międzynarodowy wizerunek Polski.
Skąd u Ciebie pewność, że jeśli media "odleją" gierkowiczów, będzie "bardziej mądze i przyszłościowo".
Obejrzył skecz Monty Pythona o meczu niemieckich filozofów z greckimi.
Jest na youtube, pozdrawiam
Na złośliwość nie odpowiadam - ni przypiął, ni przyłatał. Natomiast warto zauważyć, że nikt nie podjął wątku dyskusji nt. przyszłości Dolnego Śląska - kompletnie nieinteresujący temat?
Anonymousie, gdy specjalnie dla LPR powstało ministerstwo morza i szefostwo tego resortu objął Rafał Wiechecki, z dużych mediów dowiedziałem się b.dużo na temat:
a) przeszłości Wiecheckiego;
b) jego subkulturowych inklinacji;
c) jego związków rodzinnych i towarzyskich.
To wszystko było b. interesujące.
ALE nie dowedziałem się nic o:
a) sensowności istnienia takiego resortu, jego plusów i minusów;
b) merytorycznych planach i pomysłach nowego ministra.
c) istocie "gospodarki morskiej" i o tym, jak zarządza się tą sferą w innych krajach.
Nie wiem, może powinienem sięgać po prasę fachową, a nie po mainstreamowe media.
Żeby było jasne - jedno drugiem nie przeczy. Chętnie poczytam i o młodzieńczych słabościach nowego ministra, i o samym ministerstwie.
Co do gierek: relacjonujmy je. Ale nazywajmy je gierkami.
Panie Pośle,
Wpierw uwaga techniczna: ten blog czytają ludzie z całego kraju (także z zagranicy), więc tematyka dolnośląska może być dla wielu z nich egzotyczna. Choć może warto byłoby kiedyś "wrzucić" na blog temat o regionach jako takich i ich istnieniu w mediach...
A teraz odpowiadam od siebie, o debacie nt. Dln Śląska. Proszę zwrócić uwagę, jak obecny jest w dolnośląskich mediach samorząd wojewódzki. I o jakiej polityce one mówią, gdy zabierają się za tę tematykę... Dominacja kraju i szczebla lokalnego jest porażająca. Polityki regionalnej nie ma prawie wcale.
Samorządu wojewódzkiego też. Dlaczego?
Anonymous ->łukaszowi.
Nie zgadzam się z tą logika, bo powoduje kuriozalne efekty. Idąc twoim tokiem rozumowania, zamiast komentowaź co najmniej dziwny tryb odwolania premiera, media od razu powinny zająć się dywagacjami nt. mechanizów władzy w ujęciu politologiczny, tak by postarać się o wyedukowanie obywateli.
Wybacz trywialny ton, ale nie pojmuje - tu nawiąże do twoich słów - co ma piernik do wiatraka?
Media relacjonują, drążą, wyciągają na światło dzienne rozmaite fakty.
Jeżeli brak wam debat, to zainicjujcie ją na łamach 5władzy
Pozdrawiam
Anonymous -
Zaczyna mi się zdawać, że polemizujemy tylko pozornie. W obrębie jednego medium może spieralibyśmy się o czołówki (a i to raczej konstruktywnie), natomiast uzupełnialibyśmy się, jeśli chodzi o całą resztę.
By the way, chyba nigdzie nie napisałem, że bieżąca taktyka polityczna, czy gierki są całkiem nieważne...? Raczej podkreślałem, by tak właśnie tego typu ruchy nazywać.
A co do inicjowania debat - pełna zgoda. Pomyślimy o tym :)
Pozdro.
Jak to miło, kiedy rzeczywistość zaprzecza pesymistom.. Ledwo ponarzekałem sobie na brak debaty publicznej nt. obecnej sytuacji Dolnego Śląska (8.07.06)cytując m.in. raport Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, który sytuuje nasz region dopiero na 13 miejscu w kraju, a już mamy artykuł na ten temat w "Gazecie Wyborczej" Macieja Nowaczyka i dyskusję na ich forum internetowym. Krzepiące, prawda?
Hmm I love the idea behind this website, very unique.
»
Prześlij komentarz
<< Home