20.2.07

"Miś", "Ryś" oraz WSI

Aleksander Kwaśniewski podważył wiarygodność raportu z likwidacji WSI. Nie on jeden. Zamieszanie wokół efektów pracy ministra Antoniego Macierewicza przypomina coraz bardziej scenariusz politycznej komedii przyparawionej groteską. To ciekawe, zważywszy, że od półtora tygodnia możemy oglądać w kinie film "Ryś".

Autor scenariusza i reżyser filmu Stanisław Tym na spotkaniu z dziennikarzami we wrocławskim multipleksie (10 lutego) powiedział, że na premierze "Rysia" nie było polityków. Była za to pani Jolanta Kwaśniewska. Ktoś z sali rzucił: "Ale był przecież Kazimierz Marcinkiewicz!". Na co Stanisław Tym odpowiedział: "Był pewien profesor fizyki. Przecież mówię, że nie było ani jednego polityka".

Siłą rzeczy, "Ryś" - czyli dalsze przygody znanego z "Misia" prezesa klubu "Tęcza" Ryszarda Ochódzkiego - wzbudzał duże emocje. Widzowie spodziewali się kontynuacji legendarnego "Misia", którego reżyserem był Stanisław Bareja. Tym zaprzeczał tym domysłom, podkreślając, że "Ryś" to nie "Miś". I basta.

Gdy "Ryś" wszedł na ekrany kin, pierwsze komentarze były różne. Mariusz Cieślik w "Newsweeku" pisał tak:
Prawda jest taka, że misją samobójczą było nie tylko zatrudnienie [Piotra] Rubika [zrobił muzykę do filmu - przyp. 5W], ale w ogóle realizacja "Rysia". Zwłaszcza, że jest to kontynuacja "Misia" (...) Przez ćwierć wieku komedia Stanisława Barei obrosła niebywałym kultem. Napisanych przez Tyma dialogów dwa pokolenia Polaków uczyły się dzieckiem w kolebce. Obraz raz po raz pokazuje któraś z telewizji i za każdym razem bije rekordy oglądalności. Zaś w plebiscytach na komedię wszech czasów "Miś" wygrywa na zmianę z "Samymi swoimi" Sylwestra Chęcińskiego (jak większość z państwa doskonale pamięta, ten ostatni twórca wyreżyserował "Rozmowy kontrolowane", gdzie po raz drugi pojawił się prezes Ochódzki).

Wydawało się, że Tym przedsięwziął mission impossible. I choć urodą nie ustępuje Tomowi Cruise'owi, który po raz trzeci z sukcesem wcielił się w superagenta Ethana Hunta, wszyscy sądzili, że trzeci film o Ryszardzie Ochódzkim będzie w najlepszym wypadku umiarkowaną porażką. A jednak czekaliśmy na "Rysia" z wielką niecierpliwością. Świadczy o tym ton dziesiątek pytań, które mi zadawano po pierwszym publicznym pokazie filmu. Większość brzmiała mniej więcej tak: "I co, da się to oglądać?". A kiedy odpowiadałem, że owszem, że to naprawdę dobry film, charakterystyczną reakcją było głośne westchnięcie ulgi. Rodzaj potwierdzenia, że są jednak na tym świecie rzeczy niezmienne, punkty, które mogą być dla nas oparciem, a jedną z nich jest komediowy talent Stanisława Tyma.

("Newsweek", 18.02.2007., Mariusz Cieślik, "Misio Rysio")
Mimo wszystko "Ryś" jest inny od "Misia". Bo też inna jest nasza rzeczywistość. Niby nie ma PRL więc żarty się skończyły. Drwina z upragnionej wolności i demokracji okazuje się być zdecydowanie bardziej gorzka. Inna rzecz, że "Ryś" wywołuje uczucie przesytu. Można zaryzykować opinię, że gdyby skrócić scenariusz i przemontować film, to obraz zyskałby na tym. Ale widać, że Stanisław Tym (jak sam o sobie mawia - pesymista) chciał "ugryźć" wszystko, bo tyle go wkurzało w polskiej rzeczywistości.

Równolegle z wejściem "Rysia" na ekrany kin wybuchła awantura o raport z likwidacji WSI, a Jarosław Kaczyński dokonał zmian w rządzie, wywołując trochę zamieszania i sporo komentarzy. Sytuacja w kraju sama z siebie przypomina momentami komedię w stylu Barei. Ale może to też materiał na film?

Czy można sobie wyobrazić komedię o ujawnianiu kolejnych grup agentów?

7 Comments:

At 21 lutego, 2007 14:00, Anonymous Anonimowy said...

chyba wszystko można sobie teraz w Polsce wyobrazić. nie tak dawno w le figaro był artykuł o tym, że sytuacja w Polsce przypomina polowanie na czarownice. i to temat na kolejną komedię, ale bardziej w stylu monty pythona. coś w stylu "Holy Grail" ;)
zawsze też można zrobić drugą część, a o "dwóch takich..."

 
At 21 lutego, 2007 14:05, Blogger pretm said...

"chyba wszystko można sobie teraz w Polsce wyobrazić."

Zawsze też można odstawić na chwilę Szkło Kontaktowe.

 
At 21 lutego, 2007 14:22, Anonymous Anonimowy said...

był też kiedyś taki dowcip o Zajączku:

-- ty Bociek! ja bym się też chciał przelecięć choć raz..
- no to dawaj!

wziął Bociek Zająca do pyska i lecą
leci Bociek i trzyma; ale coś go zaswędziało, raz, drugi III-ci...
się podrapał (bo zapomniał o Zającu).
Zając wypadł i spadł.
na szosę.
a że lato było, asfalt ciepły -- wbił się po same Uszy!
i tylko mu przednie Zęby wystają.
Bociek zmartwiony, ląduje... ale patrzy.. te zęby... jakby się szczerzył... jakby... no, śmiał! dziwne... i mówi:
– ty się Zając śmiejesz; ale tyś sie musial nieżle pierd...ć!

tak mi sie jakoś ten dowcip przypomiał.
bez powodu.

 
At 21 lutego, 2007 15:38, Anonymous Anonimowy said...

Tekst w Le Figaro dotyczył lustracji w Kościele, albo nawet lustracji szerzej, wywołany w kontekcie sprawy abp. Wielgusa. Co to ma do WSI? Bez sensu...

Francuska korespondentka LF Laure Mandeville pisałą wtedy m.in.:

"Postanowienie o lustracji w polskim Kościele, podjęte w ubiegły piątek przez biskupów, może stać się pierwszym krokiem do bardziej ogólnej konfrontacji Polski ze swoją komunistyczną przeszłością"

"do sprawy abp. Wielgusa polityka oczyszczania nie była zbyt konkretna. Także teraz ekipa rządząca ma problemy z definicją procesu dekomunizacji. Kogo karać z 20-letnim opóźnieniem i za jakie przestępstwa? Pytanie nie jest proste".

Co to ma spólnego z obecną sytuacją? WSI to nie SB, a wywiad niepodległego państwa, fakt, że umoczony w wiele ciemnych spraw. Ale czy kiedy - przywołując ostatnią sytuację w polskim futbolu, poruszaną w poprzednim wątku - w lidze udowodni się sprzedawanie meczów przez jedną czy drugą drużynę, to zawiesza się całą ligę?


"Wszystko można sobie teraz w Polsce wyobrazić" - co za banał?



Porównania raportu MAcierewicza do Rysia nie czuję kompletnie...

 
At 21 lutego, 2007 16:10, Anonymous Anonimowy said...

Wypowiedzi(negatywne) ludzi "typu" Kwach na temat raportu są jak jak ten bocian w kawale makowskiego ;-)

 
At 23 lutego, 2007 11:18, Anonymous Anonimowy said...

Cieszę się, że wreszcie ktoś napisał, że to dobry film. Może się wybiorę...

Co do sytuacji w Polsce, to satyrycy mają za małą wyobraźnię, by przewidzieć CO MOŻE nastąpić! Nawet nieodżałowany Stanisław Lem by się poddał...

Ja też nie uwierzyłbym 29 maja zeszłego roku, że na mój blog bedzie zaglądać ponad półtorej setki ludzi dziennie. I to przez was się stało! A teraz aż się boję coś napisać, "bo ludzie czytają"!

 
At 27 lutego, 2007 00:39, Anonymous Anonimowy said...

Powiedzmy sobie szczerze: ten film jest zły. Bardzo zły. I gdzie mu tam do "Misia"!? To właśnie media na początku - z głupoty? z sympatii do Tyma? z wyuczonej ostatnio atencji do autorytetów? - fałszywie powitały go z entuzjazmem. Całe szczęście, że gdy pojawiły się wreszcie pierwsze głosy krytyczne - a potem nadęty balon szybko pękł.

A jednak to, że film jest kiepski jest nie tylko winą Tyma. To także różnica między PRL-em a IV RP. Obie to istna groteska, ale ta pierwsza była jednak jakaś taka bardziej... hmm... finezyjna. Polska braci Kaczyńskich jest prosta jak konstrukcja cepa. I taki też siłą rzeczy musi być obśmiewający ją humor.

 

Prześlij komentarz

<< Home