19.2.07

Wrocławianie lubią śnić, czyli mój głos w dyskusji "Gazety Wyborczej" o Wrocławiu

"Gazeta Wyborcza" rozkręca wielką dyskusję o polskich miastach. Akcja nazywa się "Przystanek Miasto". Co ciekawe, "GW" celowo zaczyna od narzekań, od wytknięcia miastom ich słabych stron.

Jak to wygląda w praktyce? Oto w poniedziałek, w każdym dodatku lokalnym "GW" ukazał się tekst jego redaktora naczelnego, który psioczy na to, co dzieje się w jego mieście. I tak np. tekst o Wrocławiu napisał Jerzy Sawka, redaktor naczelny "Gazety Wyborczej Wrocław".

Muszę powiedzieć, że gdy kilka dni temu usłyszałem o tej akcji, naszły mnie obawy. Bałem się, że lokalne oddziały "GW" będą słodzić swoim miastom i ich mieszkańcom w ramach umacniania tzw. tożsamości lokalnej. Tak się nie stało. Jest wręcz odwrotnie. Przyznaję, że dawno nie czytałem tak celnego tekstu o Wrocławiu jak ten Jerzego Sawki.

Pisze on m.in. tak:
My, wrocławianie, z samozadowoleniem bujamy się bajką o swojej wyjątkowości. Najwyższy czas przebudzić się ze snu o potędze. Nie jesteśmy wcale tacy niezwykli. Nasze miasto jawi się jako silne, bo nędzna jest cała reszta kraju. (...)

Ludzie wierzą, że u nas można odnieść sukces, bo Wrocław to osobne państwo-miasto, polskie wyspy szczęśliwe. To oczywiście pozory. Wielka akcja ściągania młodych z Londynu była w efekcie li tylko działaniem promocyjnym. W zasadzie tej akcji w ogóle nie było. Sam pomysł jej przeprowadzenia spotkał się z takim odzewem, że nie było sensu wydawać na nią pieniędzy. Zachodni dziennikarze o pomyśle ambitnego miasta z Polski opowiedzieli całej Europie. Na szczęście nie odnotowano przypadków masowego powrotu Polaków z Anglii do Wrocławia. I bardzo dobrze, boby się nieźle rozczarowali.

Wrocław nie ma dla nich dobrej oferty. LG Philips, największy inwestor po 1989 roku, na razie potrzebuje głównie pracowników niewykwalifikowanych i płaci bardzo, bardzo marnie. W Londynie zarabia się lepiej i żyje łatwiej. Ceny wrocławskich mieszkań w ciągu ostatniego roku wzrosły prawie dwukrotnie. W sytuacji, gdy za metr kwadratowy trzeba płacić ponad 7 tys. zł, kupno mieszkania jest poza możliwościami młodych ludzi. Dla nich więc londyńska akcja, słusznie, jest czystą propagandą, samo zaś miasto zdecydowanie za drogie, by planować sobie w nim przyszłość.

Na co dzień mamy te same problemy co inni: korki, chaos komunikacyjny, psie odchody, złe połączenia drogowe, niemrawe instytucje publiczne, przedszkola czynne tylko do 16.30, za mało żłobków, nędzny sport, głupich polityków, śmierdzący od moczu i lepki od brudu dworzec, zapuszczoną - niegdyś główną - ulicę Piłsudskiego, za mało miejsc parkingowych, niskie płace, brak społeczeństwa obywatelskiego, słaby lobbing w parlamencie. Jak na prymusa - to za dużo minusów.
Można w tym ujęciu czepiać się szczegółów. Nie zgadzam się z tezą, że Wrocław "jawi się jako silny, bo nędzna jest cała reszta kraju". Wrocław jakoś radykalnie nie odstaje od innych dużych miast, które znam (ani na plus, ani na minus). A w zestawieniu z Warszawą jest wręcz prowincjonalnym miasteczkiem. Choćby pod względem komunikacyjnym.

Faktem jednak jest, że: a) Wielu wrocławian jest przekonanych o wyjątkowości swego miasta i jego wyższości nad innymi. b) Żywym uosobieniem tych przekonań stał się prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz. Wrocławianie uwielbiają go: w jesiennych wyborach samorządowych Dutkiewicz zdobył niemal 85 proc. głosów!

Nic dziwnego, że polityczne kuluary wróżą Dutkiewiczowi bogatą karierę polityczną. Jedni widzą go w roli przyszłego premiera, inni w roli prezydenta państwa, a jeszcze inni obsadzają nim stanowisko komisarza Unii Europejskiej. Wedle tych spekulacji, Dutkiewicz miałby zarazem być jednym z filarów przyszłej nowej centroprawicy (wraz z np. Kazimierzem Marcinkiewiczem i Kazimierzem M. Ujazdowskim - notabene, ci trzej panowie świetnie się znają).

Sam Dutkiewicz wydał niedawno bardzo interesującą książkę - "Nowe horyzonty". Przedstawia w niej swoją wizję rozwoju Polski. Oto pierwsze słowa "Nowych horyzontów":
To jest książka o tym, że Polska może być wspaniałym krajem.
To jest książka o tym, że Wrocław będzie wspaniałym miastem.
To jest książka nie na dziś i nie na jutro.
To jest książka na pojutrze, które jest jutrem moich dzieci, a którą musiałem napisać dziś.
Brzmi to tak, jakby "Nowe horyzonty" miały stać się zaczynem jakiegoś ambitnego, politycznego programu.

Dutkiewicz snujący wizje dla Polski jest jak Wrocław marzący o statusie perły w koronie polskich miast.

Niestety, rzeczywistość jest inna. Wrocław jest miastem o raczej przeciętnym komforcie życia. Mamy relatywnie wysokie bezrobocie, za to pikujące w górę ceny mieszkań (choć to akurat cieszy ich właścicieli) i katastrofę komunikacyjną (unikatowe pod względem skali korki; słaba komunikacja miejska). Miasto od lat nie może uporać się z ogromną ilością rozsypujących się budynków komunalnych - niewypałem okazał się wprowadzony kilka lat temu system zarządzania mieniem komunalnym. Nie najlepiej jest z terminowością dużych, miejskich inwestycji (pl. Grunwaldzki, aquapark...).

O tego typu bolączkach pisze jednak Jerzy Sawka.

Tymczasem wrocławian kompletnie to nie interesuje. Podoba im się, że prezydent Dutkiewicz jest sympatyczny, przystojny i wiecznie uśmiechnięty, ma image światowca i inicjuje kolejne wielkie akcje: starania o Expo w 2012 r., o Europejski Instytut Technologiczny czy o Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej w 2012 r. Myślę, że głosując na Dutkiewicza, głosują na te ambitne inicjatywy. Na marzenia. O dziwo, nie kojarzą prezydenta miasta z wszechobecnymi korkami. A jeśli kojarzą - to wybaczają mu je, kierując się kolejnym marzeniem: o mieście, które przecinają szerokie, wygodne, przejezdne drogi.

Moja hipoteza jest taka: wrocławianie mają ogromny kompleks prowincji i równie wielki głód bycia zauważonymi, docenionymi. Dutkiewicz świetnie gra na tych tęsknotach, roztaczając przed mieszkańcami miasta miraż Wrocławia jako metropolii o europejskim znaczeniu. Jest jak dobrotliwy czarodziej. I ludzie go za to kochają.

Wygląda na to, że wrocławianie lubią śnić. Może gdy patrzą na swoje miasto, to widzą je jak w jakimś onirycznym transie? Tak jak znakomity grafik Przemysław Tyszkiewicz, który spaja tkankę miejską z ciałami przedpotopowych ryb:


Albo jak Pomarańczowa Alternatywa, dzięki której Wrocław uwierzył, że jest miastem krasnoludków.

Albo jak autor tego oto niezwykłego klipu zawieszonego na YouTube, który w kłębiących się nad Wrocławiem chmurach dostrzegł diabły (video nazywa się "Spotkanie diabłów we Wrocławiu, mieście spotkań"; gra Robotobibok):

"Gazeta Wyborcza Wrocław" właśnie próbuje przerwać ten sen. Przeprowadzić Wrocław z ery romantyzmu do ery pozytywizmu.

Ale co miałoby wyniknąć z tego przebudzenia? Nie da się przecież zadekretować bardziej wytężonej pracy na rzecz miasta i większej kreatywności jego mieszkańców. A jeśli zaczniemy wymyślać jakieś nowe, fantastyczne patenty na Wrocław - to po prostu realizujmy je. Po co nam kolejne zbiorowe miraże?

Jestem ciekaw Waszych opinii. Co sądzicie o Wrocławiu? I co sądzicie o akcji "Gazety Wyborczej"?

19 Comments:

At 19 lutego, 2007 20:31, Anonymous Anonimowy said...

Zasadniczo przez ostatnie kilkanaście lat mieliśmy wmawiane że jesteśmy w dupie Europy, więc nie odbieram tej akcji ze strony Wyborczej jako coś specjalnie nowego.

Tymczasem tak w Anglii, jak i w Stanach czy Francji wszyscy są przekonani o własnej wyjątkowości i sukcesie, nawet jeśli różowo nie jest.

W każdej książce o motywacji i psychologii sukcesu można przeczytać, która strategia jest lepsza.

 
At 19 lutego, 2007 22:46, Anonymous Anonimowy said...

Kolejna dmuchana akcja Wyborczej, która pod pozorem "dyskusji o lokalnej tożsamości" ma nakręcić sprzedaż oraz klikalność forum.

A dla Piątej Władzy gratulacje za nowinki graficzne na stronie!

 
At 20 lutego, 2007 04:30, Anonymous Anonimowy said...

ja tam lubię Wrocław, ale niestety w porównaniu z zagranicznymi miastami i poziomem życia w nich wypada bardzo źle. i wcale się nie dziwię, że ludzie nie chcą wracać do Polski. bo co tu zastaną? syf i propagandę sukcesu :( akcja wyborczej: ok. dla mnie oczywiste jest to, że pierwszorzędną rzeczą jest promocja gazety. przeciez chyba o to chodzi w mediach, zeby pozyskać odbiorców? czy raczej nie? poza tym: jestem w lekkim szoku, ponieważ pierwszy raz przeczytałam jakiś większy text Sawki. no, no... ale młoda jestem, to mogłam kilka przeoczyć :D hehe
ale wracając do Wrocławia: tu na autobusy czeka się bardzo długo. czasem nie przyjeżdżają przez godzinę. w Holandii np. jeżdżą co 3 -5 minut i nie ma problemu z dotarciem na uniwerek. zresztą: jeszcze wiele władze Wrocławia muszą się nauczyć. bo to, że prezydent przystojny to dla mnie nie argument :)))

 
At 20 lutego, 2007 10:02, Blogger Łukasz said...

Marta,
Ja taki szok cywilizacyjny przeżyłem w Berlinie. Okazuje się, że duże miasto może być w trakcie kompleksowej przebudowy - ale jednocześnie na autobus w centrum czeka się najwyżej 5 minut, zaś jadąc przez centrum (w środku dnia) de facto nie stoi się korkach. Ot, szczegół. Ale znamienny.

 
At 20 lutego, 2007 12:14, Anonymous Anonimowy said...

a jeśli o szoku mowa, to chyba trzeba dodać jeszcze obyczajowy, bo ludzie są mili :D hehe

 
At 21 lutego, 2007 11:00, Blogger sinodrom said...

Drobna uwaga językowa:

Poprawcie mnie jeżeli się mylę, ale błędnie użyliście słowa pikować. Pikuje się w dół, tylko i wyłącznie. Pikować, to:
wykonywać lot nurkowy, czyli szybki lot samolotem w dół. Tak więc pikująca cena mieszkań, to gwałtownie spadająca cena mieszkań.

Pozdrawiam

 
At 21 lutego, 2007 12:42, Blogger Łukasz said...

Sinodrom,
Wielkie dzięki za tę ortodoksyjną czujność. Jakie sformułowanie proponujesz?

 
At 21 lutego, 2007 12:49, Anonymous Anonimowy said...

Mnie się we Wrocławiu mieszkało bardzo fajnie. Za jakiś czas planuję zresztą wrócić.

Co do Dutkiewicza, nie do końca zgadzam się z jego poglądami, ale uważam, że prezydentem jest w miarę niezłym. Dużym plusem dla niego jest, że firmuje swoje rządy własnym nazwiskiem, a nie jest jakimś członkiem wyysuniętym z ramienia partii.

Co do korków, problem oczywiście jest, ale np. z mojego punktu widzenia drastycznie się poprawiło po otwarciu mostu milenijnego. Myślę, że jak wróce, to Klecińska będzie połączona już z Hallera i w ogóle będzie git. :)

Staram się oceniać władze nie tylko po tym jak jest, ale po tym, co zastali i co realnie mogli zrobić. Nie ma sensu mieć pretensji do Dutkiewicza, że Wrocław nie jest Berlinem.

Praca we Wrocku dla wykwalifikowanych pracowników też przecież jest, teraz to raczej właśnie pracowników brakuje.

 
At 21 lutego, 2007 13:30, Blogger Łukasz said...

Septi,

Piszesz: "Dużym plusem dla [Dutkiewicza] jest, że firmuje swoje rządy własnym nazwiskiem, a nie jest jakimś członkiem wyysuniętym z ramienia partii". No to jest akurat duży plus dla ustroju samorządowego :) Odkąd wójtowie, burmistrzowie i prezydenci są wybierani w wyborach bezpośrednich, firmują swoje rządy własnymi nazwiskami. Tak jest w każdej gminie.

Korki. Oczywiście, można by tu rozstrząsać, gdzie we Wrocławiu się poprawiło, a gdzie pogorszyło. Ty piszesz o Moście Milenijnym. Ja zaś jestem bezustannie porażony sytuacją na Wielkiej Wyspie i w jej okolicach. Zaś rozkopanie całego miasta na raz uważam za pomysł chory.

Piszesz: "Staram się oceniać władze nie tylko po tym jak jest, ale po tym, co zastali i co realnie mogli zrobić. Nie ma sensu mieć pretensji do Dutkiewicza, że Wrocław nie jest Berlinem". Słusznie. Dlatego z jednoznacznymi ocenami wolałbym zaczekać do końca obecnej kadencji Rafała Dutkiewicza. Na razie mamy milion rozpoczętych projektów oraz tysiąc wizji i miraży. Ja wolę konkret i fakty dokonane. Inna rzecz, że są powody do optymizmu. Np. ładnie i sprawnie przebiegają remonty ulic w najbliższym otoczeniu Rynku (Oławska, Świdnicka za przejściem podziemnym, także Szewska - choć tam była mała awantura o tory tramwajowe). Z wielką nadzieją czekam na koniec remontu pl. Grunwaldzkiego i na dalszy rozwój terenów, które do niego przylegają.

Piszesz też o pracy dla wykwalifikowanych pracowników. Tu nie ma między nami sporu. Nie pisałem, że takiej pracy we Wrocławiu nie ma. Uważam jednak, że bezrobocie w tym mieście jest wciąż zbyt wysokie, by nazywać Wrocław miastem sukcesu.

Bardzo chciałbym, by kolejki do wrocławskich bankomatów były dłuższe od kolejek, które tworzą się przed np. sklepami obuwniczymi, gdy te zamieszczają ogłoszenia, że zatrudnią nowych pracowników.

 
At 21 lutego, 2007 14:03, Anonymous Anonimowy said...

Łukaszu,

Z pracą dla wykwalifikowanych, nawiązywałem oczywiście do artykułu z Wyborczej. Kwękanie na to, że duże fabryki to co prawda praca, ale głównie dla niewykwalifikowanych wydaje mi się bzdurne, bo to właśnie brak takiej pracy powoduje bezrobocie i całą resztę związanych z nią problemów.

"Odkąd wójtowie, burmistrzowie i prezydenci są wybierani w wyborach bezpośrednich, firmują swoje rządy własnymi nazwiskami. Tak jest w każdej gminie."

Taka jest teoria, w praktyce w wielu miejscach w Polsce wybiera się między kandydatem PiSu, kandydatką PO i kandydatem SLD. Błe. Cieszę się, że Wrocław tego uniknął.

"Zaś rozkopanie całego miasta na raz uważam za pomysł chory."

Zgoda, ale ja liczę się też z możliwością, że łatanie po kawałeczku byłoby jeszcze bardziej kosztowne i upierdliwe. I powiem, że jestem przy takich wyborach jednak zwolennikiem zaciśnięcia zębów i zrobienia wszystkiego raz, a porządnie, choćby miało przez chwię boleć, niż przeciągania agonii w nieskończoność. Jeśli zakończenie tych robót da Wrocławiowi kopa w kierunku poprawy przepustowości, to powiem, że było warto.

Nie mówiąc już o tym, że jeśli chcemy Dutkiewicza ocenić pod koniec kadencji, to po prostu trzeba to było tak zrobić.

 
At 21 lutego, 2007 14:32, Blogger Łukasz said...

Septi,

Nie da się jeszcze bardziej ustawowo odpartyjnić wójtów, burmistrzów i prezydentów (chyba że dodatkowo pogmeramy w ordynacji do rad gmin). A że często wybieramy między kandydatami dużych partii? Trudno. Taka już rzeczywistość polityczna w Polsce.

Zwróć jednak uwagę, że w ostatnich wyborach największe poparcie w dużych miastach uzyskiwali przeważnie kandydaci, którzy unikali jednoznacznych konotacji z konkretnymi partiami. Rafał Dutkiewicz jest tu świetnym przykładem. Podobnie było w np. Gdyni (Wojciech Szczurek) i w Katowicach (Piotr Uszok). Nie wiem, na ile jednoznacznie kojarzony z partią (w tym wypadku z SLD) jest prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc, który też rozsmarował całą swoją konkurencję w pierwszej turze.

Rozkopanie całego miasta wciąż uważam za idiotyzm. Przyjmując logikę władz Wrocławia można sobie wyobrazić, że weźmiemy 10 razy więcej kasy z UE niż do tej pory - i całkowicie wstrzymamy życie w mieście na dwa lata w imię "rozwoju" i "nadrabiania wieloletnich zaległości", chwaląc się przy tym, jacy to jesteśmy "zajefajni" w pozyskiwaniu pieniędzy unijnych. Przypominam, że w imię podobnej logiki w latach 80. Ceuasescu radykalnie oddłużał Rumunię. Ze skutkiem wiadomym.

I jeszcze jedno. Dlaczego w tej rzekomo pro-wolnorynkowej, pro-inwestycyjnej ekipie rządzącej Wrocławiem nikt nie pamięta o haśle "Czas to pieniądz"? Wszak zatrzymanie połowy wrocławian w korkach na rok wymiernie przekłada się na dynamikę życia gospodarczego w mieście, czyż nie?

I dlaczego ta rzekomo pro-rynkowa ekipa nie zająknęła się dotąd ani słowem o komercjalizacji transportu publicznego w mieście?

 
At 21 lutego, 2007 15:05, Anonymous Anonimowy said...

"Nie da się jeszcze bardziej ustawowo odpartyjnić wójtów, burmistrzów i prezydentów (chyba że dodatkowo pogmeramy w ordynacji do rad gmin). A że często wybieramy między kandydatami dużych partii? Trudno. Taka już rzeczywistość polityczna w Polsce."

Nie mówię przecież, że chciałbym jakiegoś odpartyjniania na siłę. Po prostu nie podoba mi się, że taka jest rzeczywistość w Polsce i cieszy mnie, że taka rzeczywistość nie jest też we Wrocławiu.

"Zwróć jednak uwagę, że w ostatnich wyborach największe poparcie w dużych miastach uzyskiwali przeważnie kandydaci, którzy unikali jednoznacznych konotacji z konkretnymi partiami."

Skoro mówisz, że przeważnie tak było, to może i masz rację. Ja miałem trochę inne wrażenie, ale nie powiem, żebym się jakoś uważnie w to wgłębiał. W każdym razie za bezpartyjność Dutkiewicz ma plusa.

"Rozkopanie całego miasta wciąż uważam za idiotyzm. Przyjmując logikę władz Wrocławia można sobie wyobrazić, że weźmiemy 10 razy więcej kasy z UE niż do tej pory - i całkowicie wstrzymamy życie w mieście na dwa lata w imię "rozwoju" i "nadrabiania wieloletnich zaległości", chwaląc się przy tym, jacy to jesteśmy "zajefajni" w pozyskiwaniu pieniędzy unijnych."

Gdzieś między ekstremami leży na pewno złoty środek, ale ja nie będę udawał, że wiem gdzie i o ile ewentualnie się Dutkiewicz z nim rozminął (i w którą stronę).

"I dlaczego ta rzekomo pro-rynkowa ekipa nie zająknęła się dotąd ani słowem o komercjalizacji transportu publicznego w mieście?"

Jeśli chodzi o jakieś ideolo na zasadzie 'jeśli linia 123 nie będzie się zwracać na zasadach komercyjnych, to lepiej, żeby jej w ogóle nie było', to ja akurat zaliczę im tutaj dużego plusa.

 
At 21 lutego, 2007 18:44, Blogger Łukasz said...

Septi,

Widzę, że jesteś hard core'owym zwolennikiem Rafała Dutkiewicza :) Dodam tylko parę uwag.

1. Dutkiewicz sprawnie gra imejdżem polityka apartyjnego. Na tyle sprawnie, że mało kto dostrzega działaczy PO w jego najbliższym otoczeniu ;) Łatwo zapomina się także o tym, że od 4,5 roku wspiera go koalicja PO-PiS. Nie jest to wytyk z mojej strony. Po prostu warto dostrzegać pewne konteksty.

2. Nie wiem czy kwestię przyszłości transportu publicznego da się sprowadzić do dyskusji o rentowności tej czy innej, peryferyjnej linii autobusowej. Sądzę, że zapotrzebowanie na sprawną komunikację miejską we Wrocławiu jest duże. I spokojnie można by pomyśleć o komercjalizacji tego sektora. Byle z sensem.

 
At 22 lutego, 2007 19:11, Anonymous Anonimowy said...

Ja nawet nie mówię, że Dutkieiwcz jest dobrym prezydentem. Po prostu nie widzę nikogo lepszego.

Co do związków z PO i PiS - raczej wydaje mi się, że to te partie chca się podpiąć pod jego popularność niż odwrotnie. I dla mnie jest duża różnica między kandydatem PO a kandydatem współpracującycm z ludźmi z PO.

Pewnie, można sobie pomarzyć o tym, jaki powinien byc idealny prezydent, ale patrząc jacy ludzie zwykle dostają się na stanowiska polityczne w Polsce uważam, że jest całkiem nieźle.

Co do komercjalizacji transportu publicznego, to jak to właściwie miałoby wyglądać? Gdzie takie coś jest w praktyce zrealizowane?

 
At 27 lutego, 2007 00:26, Anonymous Anonimowy said...

Akcja Wyborczej zdumiewająco fajna. I szczególnie potrzebna właśnie teraz, gdy miasta dostaną kupę forsy z budżetu UE na lata 2007-2013. Ważne, żeby potrafiły je wydać m.in. na swoją promocję. Ale nawet najbardziej kosztowne kampanie nie zadziałają, jeśli ludzie nie zyskają choć odrobiny optymizmu. W tym sensie Wrocław już teraz pozytywnie wyróżnia się na tle kraju. I jeśli nawet jest to sen, to nie taka zwykła mrzonka, ale ten dobry sen, niosący pokrzepienie, a nawet - w myśl ludowej mądrości - pozwalający przyswoić sobie nauki, z ukrytej pod poduszką książki. I wypada liczyć na to, że książkami będą strategie promocyjne poszczególnych miast. Strategie, które nie zginą wśród papierów poupychanych w urzędnicze biurka, lecz zostaną z powodzeniem wcielone w życie.

 
At 06 marca, 2007 10:52, Blogger sinodrom said...

@ Łukasz (21 luty, 2007 12:42)

>>Sinodrom,
>>Wielkie dzięki za tę ortodoksyjną czujność. Jakie sformułowanie proponujesz?

Przepraszam, za takie spóźnienie - nie spodziewałem się odpowiedzi i nie zaglądałem do komentarzy.
Może "gwałtownie rosnące" lub "rosnące w zatrważającym tempie"?

 
At 05 kwietnia, 2007 16:10, Blogger Dawid said...

Autor tego tekstu popadł w nurt "otwierania oczu Wrocławianom", szkoda tylko, że jego pseudo intelektualne wypowiedzi mijają się z rzeczywistością. Osobiście zgodził bym się z kilkoma punktami tego artykułu, tyle że jego małostkowość jest zbyt widoczna. Osobiście mam okazje mieszkać we Wrocławiu przez ponad rok, także mieszkałem w Warszawie, Krakowie, a także w Nowym Jorku przez kilka lat. Jedyne co powiem o Wrocławiu to, to że jest to zdecydowanie miasto wyróżniające się na tle tak pięknych miast jak Kraków, Gdańsk czy Poznań, jest najbardziej kosmopolityczne i otwarte z nich wszystkich, natomiast określanie jego komunikacji miejskiej jako "miasta prowincjonalnego" w porównaniu do Warszawy jest skąpe umysłowo. Wrocław to miasto które ma 600 tysięcy mieszkańców, Warszawa trzy razy tyle, i jedna linia metra nie czyni tego miasta rodzynkiem *geek*, tym bardziej, że poziom inwestycji, ilość jak i dochód z nich we Wrocławiu jest najwyższy w Polsce. Sugeruje najpierw wyjechać, pozwiedzać, może trochę pomieszkać we Wrocławiu i szybko się Pan przekona, że to co Pan napisał jest bardzo mało obiektywne, prowokacyjne i z dobrym dziennikarstwem niema nic wspólnego. Pozdrawiam.

 
At 19 kwietnia, 2007 11:53, Anonymous Anonimowy said...

Artykuł Sawki to kolejne polskie narzekadło, przez które ledwo przebrnąłem. Myślę, że ów brak entuzjazmu i cynizm autora jest cechą jego generacji. Ja jako reprezentant młodych myślę raczej 'pozytywistycznie' niźli 'romantycznie' o moim mieście. Jestem jego entuzjastą, ale potrafię dostrzec też wady.

Może trochę głupi przykład, ale wkurza mnie, że nikt nic nie robi z bezkarnym bezczeszczeniem odremontowanych budynków przez graficiarzy.

Na MPK i korki trudno jest mi narzekać, bo przeważnie chodzę na piechotę :]

 
At 10 stycznia, 2008 20:50, Anonymous Anonimowy said...

pewnie mieszkasz w Pipidówce Dolnej i masz kompleks mieszkania na wsi... :| Wroclaw moze nie jest cudownym miastem ale wielu ludziom swietnie sie tu mieszka. Jesli tak krytykujesz Wrocław to moze zrob cos w kierunku poprawy tego wszystkiego co ci we Wrocławiu nie odpowiada...

 

Prześlij komentarz

<< Home