15.6.07

Wyborcy kręcą teledysk o polityku, czyli kampania wyborcza ery Web 2.0

Piękna, młoda dziewczyna zachwala przystojnego, młodego polityka. I to nie byle jakiego, bo jest nim popularny, czarnoskóry senator Barack Obama, który ubiega się o nominację Demokratów w wyborach na prezydenta USA. Zobaczmy (materiał pochodzi w YouTube):



Teledysk utrzymany jest w konwencji młodego, czarnego soulu, od lat zalewającego telewizyjne stacje muzyczne. Celem klipu - jak rozumiem - jest utrwalenie nazwiska i pozytywnego wizerunku Baracka Obamy wśród młodych, głównie czarnych Amerykanów. Szerzej o teledysku piszę w Pardonie, za blogiem Marcina Gadzińskiego z "Gazety Wyborczej".

Ale nie to jest najciekawsze. Bo jak podaje telewizja ABC, sztab Obamy twierdzi, że nie ma nic wspólnego z teledyskiem. Kto go zatem stworzył? Zapewne fani. W tym kontekście publicystka polityczna Karen Russell używa w The Huffington Post określenia Voter Generated Content, wzorowanego na terminie User-generated content, jednego z podstawowych, fundamentalnych określeń definiujących tzw. Web 2.0. Przypomnę, że chodzi o treści tworzone i rozpowszechniane oddolnie, przez użytkowników danego medium (w taki sposób działają choćby MySpace i YouTube).

Kto zna "Kulturę konwergencji" Henry'ego Jenkinsa - pozycję kultową wśród "łebdwazerowców" - ten pamięta jego analizy dotyczące fali amatorskich utworów (głównie wideo) tworzonych przez fanów "Gwiezdnych Wojen" w oparciu o motywy i postaci wzięte z tej kosmicznej sagi. Właściciele praw do "Gwiezdnych Wojen" mają w tym wypadku twardy orzech do zgryzienia. Z jednej strony, cieszy ich darmowa promocja serii, jaką zapewniają kreatywni fani. Z drugiej strony, niepokojąca jest swoboda, z jaką fani wykorzystują chronione prawami autorskimi elementy sagi. Słowem: twórcy "Gwiezdnych Wojen" chcą zachować pełną kontrolę nad produktem, który stworzyli. To jednak nie jest możliwe w dobie wszechobecnych, interaktywnych mediów, Web 2.0 i User-generated content.

Sztab Baracka Obamy ma identyczny problem z teledyskiem zachwalającym tego kandydata. Oto kampania wyborcza wymyka się spod kontroli. Fani/wyborcy biorą ją w swoje ręce. Co z tego wyniknie? Czy fani/wyborcy pomogą czy zaszkodzą? To pytanie stawia Karen Russell. Uważam, że dopóki chodzi o jeden, i to całkiem niezły, teledysk - to nie ma problemu. Ale co będzie, gdy wizerunek Baracka Obamy całkiem wymknie się spod kontroli i wywoła falę oddolnej twórczości na temat tego kandydata, która dotrze do milionów wyborców i być może wpłynie na ich decyzje?

Co o tym sądzicie?

2 Comments:

At 15 czerwca, 2007 18:54, Anonymous Anonimowy said...

Nie spłycając dyskusji - strach myśleć, co się będzie działo, gdy fani naszych wicepremierów wezmą się do roboty ;-). No ale cóż- jaki elektorat taka demokracja. Na pewno z punktu widzenia socjologii będzie ciekawiej

 
At 15 czerwca, 2007 23:29, Blogger Jakub said...

Możliwe też jest, że to sztab Obamy wypuścił ten kawałek i to niekoniecznie za wiedzą samego Obamy. Wiadomo, że jak jemu się uda, to cały sztab będzie miał zatrudnienie na najbliższe lata. Za wiele tego gdybania. Ale jakby to była prawda to możliwe, że skończy to się jak lonelygirl15.

 

Prześlij komentarz

<< Home