6.8.08

Teczki Zorro (20): Zawodowa armia jak zawodowy bokser

Nawet w sprawie tak oczywistej jak uzawodowienie armii, pałac prezydencki wart jest Tuska-Paca. Rząd chce armię uzawodowić magicznie, a "kaczyński" minister Stasiak natychmiast widzi problem.

A armia licząca 120.000 zawodowych żołnierzy powinna nam wystarczyć, skoro mniej więcej tyle mają siły Wielkiej Brytanii, która ma więcej ludności, mniejsze od nas terytorium, a w posiadaniu broń atomową.

Za armią zawodową przemawia nie tylko fakt, że Krzyżaków pokonaliśmy w czasie Wojny Trzynastoletniej dzięki wojskom zaciężnym. Powszechny pobór to pomysł stosunkowo świeży. Był siłą ideowo motywowanej armii rewolucyjnej Francji na przełomie XVIII i XIX wieku, a jego apogeum przyszło - na nie licząca się z życiem żołnierzy - I wojnę światową.
Dodać też trzeba, że kraje takie jak Wielka Brytania czy Stany Zjednoczone, do II wojny światowej stosowały taki pobór akcyjnie. Dość powiedzieć, że mocarstwo w stylu USA miało w roku 1939 przed wejściem do wojny... zaledwie 175 tysięcy żołnierzy.
Tyle że od czasu wojny koreańskiej (lata: 1950-53) coraz silniejsze stawało się przekonanie, że rewolucja techniczna na polu walki stawia pod znakiem zapytania sens poboru. W ślad za tym duże armie operujące na wielu kontynentach zaczęły podchodzić do poboru sceptycznie.

Armię zawodową ma od 1964 roku Wielka Brytania, od 1973 Stany Zjednoczone (do wycofania się z Wietnamu, które nastąpiło 2 lata przed właściwym końcem wojny wietnamskiej). Nawet Francuzi coraz częściej ważne misje zagraniczne opierali na kadrowych jednostkach spadochroniarzy czy Legii Cudzoziemskiej. Decydujące dla ostatecznych jak sie zdaje wniosków były: wojna brytyjsko-argentyńska o Falklandy w 1982 roku i pierwsza wojna w Zatoce Perskiej, gdzie zawodowe wojsko brytyjskie, w drugim przypadku głównie amerykańskie zmiażdżyło "poborowych przeciwników".

Armia zawodowa rodzi oczywiście problemy: częściową społeczną alienację wojska, niski często poziom zgłaszającego się "materiału ludzkiego", niechęć do nadstawiania karku przed końcem kontraktu. Spójność utrzymuje się albo w tradycji jednostek (każdy w US Army wie, gdzie w poszczególnych wojnach walczyła amerykańska 101 Dywizja Powietrzno-Desantowa) albo identyfikacja terytorialną (do szkockiego regimentu Black Watch zaciąga sie na przykład tylko górali z siedmiu hrabstw). Tam gdzie pobór prawdopodobnie jeszcze długo nie zniknie, będzie tak się działo z powodów innych niż wojskowe (RFN, Izrael, Szwajcaria).

Nikt na razie w Polsce nie odezwał się na temat polskiej doktryny obronnej, jeśli nie ma się ona zamykać w nadaniu SOS do głównej kwatery NATO w Brukseli.
To, co proponowano w latach 90. to było powolne uzawodowienie armii w oparciu o elitarne jednostki szturmowe i dobrze sprawdzająca się w Szwajcarii i byłej Jugosławii obronę terytorialną.
O ile jakieś wojsko (o różnym bardzo poziomie wyszkolenia) mamy, o tyle coś takiego jak wojska terytorialne, czyli powoływane na wypadek "W" pospolite ruszenie, praktycznie w Polsce w tej chwili nie istnieje. A żaden kraj, który wprowadził armię zawodową, nie zrezygnował z rezerwistów typu amerykańskiej okazyjnie powoływanej pod broń - Gwardii Narodowej.
Leszek Budrewicz

1 Comments:

At 08 sierpnia, 2008 09:30, Blogger pinio said...

mam nadzieję, że wreszcie zawodowa armia zostanie wprowadzona. Samemu udało mi się uniknąć służby wojskowej, ale niw yobrażam sobie żebym musiał iś do armii. Zresztą przy moich pacyfistycznych poglądach to nic dziwnego...

 

Prześlij komentarz

<< Home