21.5.09

Nowa ustawa medialna. Szukam jej plusów

Sejm przyjął nową ustawę medialną. Dokument kontrowersyjny. Zazwyczaj interpretowany przez pryzmat: a) upolitycznienia mediów publicznych; b) sposobu ich finansowania.

Czym są "media publiczne"? W sporach wokół ustawy medialnej termin ten rozumiany jest na ogół tradycyjnie: owymi mediami są Telewizja Polska oraz ogólnopolskie i regionalne rozgłośnie radiowe.

Od pewnego czasu obserwowałem debatę nad projektem nowej ustawy medialnej z rosnącym przerażeniem. Nie dlatego, że odpowiadało mi dotychczasowe status quo w mediach publicznych. Ani nie dlatego, że bałem się Platformersko-PSL-owsko-lewicowego przewrotu w ich obrębie. Ani nawet nie dlatego, że planowana likwidacja abonamentu może po prostu zarżnąć te media.

Moje przerażenie wynikało z podejrzenia, że autorzy ustawy nie zauważyli rewolucji, jaka od kilku lat dokonuje się w świecie mediów.

Tak naprawdę w 2009 roku "media publiczne" to przede wszystkim społecznościowy internet - na czele z tymi jego przejawami, których podstawowym celem jest gromadzenie wiedzy i prowadzenie poważnych debat. W tym sensie "medium publicznym" nr 1 na świecie jest prawdopodobnie Wikipedia.

Jednocześnie dotychczasowe "media publiczne" (radio i telewizja) wchodzą w erę cyfryzacji. W praktyce oznacza to, że coraz mniejsze znaczenie w ich działalności będzie miała produkcja programu linearnego. A coraz większe - produkcja multimedialnego contentu dostępnego "na żądanie", poprzez platformy cyfrowe i internet.

W tej sytuacji byłbym zwolennikiem ustawowej redefinicji pojęcia sfery publicznej. I - co za tym idzie - całkiem nowego określenia kształtu działalności i zadań "mediów publicznych".

W praktyce mogłoby to oznaczać rezygnację z tej nieszczęsnej wyliczanki radiowych i telewizyjnych stacji, którą oferują nam kolejne ustawy medialne ("Telewizja publiczna to TVP 1, TVP 2, TVP Polonia etc. Radio publiczne to tyle i tyle programów ogólnopolskich oraz kilkanaście stacji regionalnych"). Zamiast tego można by wskazać grupę spółek, które zajmowałyby się produkcją contentu multimedialnego, dostępnego cyfrowo i/lub w internecie.

Z tej perspektywy, niegłupi był pomysł scalenia regionalnych telewizji publicznych i rozgłośni radiowych w nowe "wojewódzkie radiokomitety". Byle tylko ich celem były wspomniane multimedia, nie zaś mechaniczne skomasowanie sił radia i telewizji pod skrzydłami komitetów wojewódzkich tej czy innej partii rządzącej.

Zdaję sobie sprawę, że realnym celem nowej ustawy medialnej jest "odzyskanie" mediów publicznych przez doraźną koalicję PO-PSL-lewica (no właśnie: jaka lewica?). Ale zamiast brnąć w analizę polityczną na ten temat, wolę spojrzeć na nową ustawę przez pryzmat tych oczekiwań, które sformułowałem powyżej. A więc przede wszystkim przez pryzmat produkcji internetowej.

Opieram się na tekście ustawy znalezionym na stronie Sejmu (czy taka wersja projektu została przyjęta przez posłów? Nie wiem!).

Muszę przyznać, że - choć jest to ustawa dość zachowawcza - to są tu pewne zapisy, które brzmią obiecująco.

Artykuł 2 definiuje podstawowe pojęcia. Najważniejsze z nich brzmi tak:
1) usługi medialne – oznaczają radiofonię, telewizję oraz inne linearne usługi medialne przekazu programu, niezależnie od systemu odbioru (system powszechnego odbioru, system zbiorowego odbioru, system indywidualnego odbioru), a także usługi nielinearne odbioru audycji na życzenie z katalogu udostępnianego za pomocą systemu teleinformatycznego;
(Podkreślenia moje - Ł.M.).

Art. 3 określa sposób "wypełniania misji" przez "nadawców publicznych". Tu zwracam uwagę na dwa ostatnie punkty:
15) rozpowszechnianie przekazów tekstowych;
16) rozwijanie nowych technik tworzenia i dystrybucji usług medialnych
(Acz "przekazy tekstowe" są obecne także w dotychczasowej ustawie).

Art. 10 mówi o słynnej licencji programowej, która ma umożliwić nadawcom niepublicznym ubieganie się o pieniądze z nowego funduszu medialnego (który z kolei ma zastąpić abonament). Tu polecam następujący zapis:
2. Licencja programowa określa w szczególności: (...)

11) zadania nadawcy dotyczące innych niż programy usług medialnych, wspierające działalność antenową lub niezależną od anteny oraz wprowadzania elementów interaktywności tych usług.
Wniosek? Tych potencjalnie "prointernetowych" zapisów jest mało. Ale furtka została otwarta.

Życie pokaże, co z tego wszystkiego wyniknie.

Może jestem naiwny. Ale mam nadzieję, że realną treścią nowej ustawy nie będzie podbój dotychczasowych mediów publicznych przez kolejną falę politycznych nominatów. Ani - co gorsza - cofnięcie państwowego radia i telewizji o całe lata świetlne wstecz, do ery, gdy były to jednostronne, niszowe nadajniki treści wytwarzanych przez wąskie grono osób przekonanych o swojej wyższości nad resztą świata.

Czas na publiczne media interaktywne.

1 Comments:

At 22 maja, 2009 16:22, Blogger antyfaszysta said...

Chłopie! Chociaż po 1000-kroć masz rację nie pisz tego nigdzie! Wiedzę o potędze Internetu można co najwyżej przekazywać szeptem i to tylko zaufanym. Jeśli jakiś polikretyn zrozumie, że Internet jest medium publicznym i to obecnie najsilniejszym i najbardziej niezależnym, to jak nic, za chwilę obudzimy się w Polsce, w której "chiński internet" będzie bardziej otwarty i niezależny niż nasz!
Hmmm... Jest możliwość zbudowania "podziemnego internetu"? :D

 

Prześlij komentarz

<< Home