18.5.09

Wojciech Jankowski: Symbol

Dzięki Lechowi Wałęsie partia Libertas zyskała parę procent zwolenników wśród Polaków, twierdzą spece od politycznego marketingu, w Polsce uchodzący za politycznych publicystów i analityków. Skoro tak twierdzą, raczej się nie mylą, bo słupki poparcia to właśnie ich specjalność.

Nowopozyskani zwolennicy Libertasu nie zaczęli popierać tej partii w wyniku analiz jej programów, ale dlatego, że dzięki Wałęsie zaczęło się o niej mówić w telewizji. Za tydzień usłyszą o czymś innym i na to przerzucą poparcie, ale Libertas zostanie w ich świadomości.

Polityczni marketingowcy nie mają dziś wątpliwości, że właśnie te doraźne sympatie zrodzone przed telewizorem między gwiazdami tańczącymi na lodzie a sześćset osiemdziesiątym siódmym odcinkiem serialu są kluczowe dla wszelkich wyborów. Partie mają swych mniej lub bardziej stałych sympatyków, ale o wynikach głosowań przesadzają ci, co polityczne – przepraszam za wyrażenie – preferencje przenoszą doraźnie z ugrupowania na ugrupowanie, zależnie od tego, co lub kto im się akurat spodoba albo nie.

Na przyrost zwolenników Libertasu nie miała wpływu zmasowana kampania nienawiści wszczęta w mediach przez dyżurnych Demokratów i Europejczycy, którzy usiłowali zajazgotać Libertas, tak samo, jak PiS albo Radio Maryja. (Tu muszę wyznać dla uprzedzenia jazgotu, że anim zwolennikiem Libertasu czy PiS-u, anim słuchaczem Radia Maryja, ja po prostu próbuję opisać kawałek naszego świata swoimi słowami.)

Niedawni obrońcy Lecha Wałęsy przed nazbyt dociekliwymi historykami, dziś z kwaśnymi minami, półgębkiem krytykują symbol „Solidarności” nie skrywając zawodu, bo Libertas to przecież (to można sobie wpisać dowolną obelgę). A tymczasem Lech Wałęsa wykonujący kolejną woltę, jawi się jako symbol jeszcze bardziej symboliczny niż dotąd. Bo taki, jakimi jesteśmy my: w nader rzadkich chwilach zdolni do wspięcia się ponad siebie samych, ale normalnie zadreptani wokół własnych drobnych, szmatławych sprawek i interesików.

Wojciech Jankowski

Etykiety: , , , , ,