28.5.09

Nowe wspaniałe życie muzyków The Clash

Doczekaliśmy się. Na DVD w Polsce ukazał się film "Joe Strummer - Niepisana przyszłość". O legendarnym, dziś już niestety nie żyjącym wokaliście The Clash.

Dwa lata temu filmem zachwycił się Pinio. Ja dziś katuję DVD z tym dziełem z rzadką intensywnością. Dzień bez Strummera to dzień stracony.

Ale odłóżmy na chwilę ten świetny obraz na półeczkę. Mnie zachwyca i inspiruje inne zjawisko: świetna forma twórcza większości muzyków The Clash po rozpadzie tego zespołu. Pomijam już znakomitych Mescaleros - ostatnią kapelę Strummera - którzy, moim zdaniem, byliby dzisiaj gwiazdą światowego formatu, gdyby nie nagła śmierć ich lidera. Myślę, że kto interesuje się Strummerem, ten zna Mescaleros na pamięć.

Ja dla odmiany proponuję Big Audio Dynamite - zespół Micka Jonesa, czyli numeru 2 w The Clash. B.A.D. przechodził różne koleje losu, miał kilka wcieleń. Najbardziej znane jest to z lat 80., z Donem Lettsem, mocno zainspirowane czarnym graniem, głównie funkiem. To niezupełnie moje klimaty. Jest jednak w twórczości B.A.D. pewna perełka. Pochodzi z połowy lat 90., gdy w zespole już dawno nie było Dona Lettsa, a w popowym mainstreamie znów dominował gitarowy rock. Właśnie wtedy Mick Jones z ekipą nagrali taki oto kapitalny utwór - "I Turned out a Punk". Czyli "jakoś tak wyszło, że zostałem punkiem". Moim zdaniem - nieodkryty szlagier światowego punk rocka. Aż dziw bierze, że ta piosenka nie stała się pokoleniowym hymnem. Ale może jej czas nadejdzie. Słuchajcie głośno:



A teraz coś z zupełnie innych klimatów. Pastelowy, nastrojowy zespół The Good, The Bad & The Queen. Od kilku miesięcy jestem zauroczony ich przecudnej urody piosenką "Nature Springs". The Good, The Bad & The Queen to prawdziwa supergrupa. Śpiewa tam Damon Albarn (Blur, Gorillaz). Na perkusji gra nigeryjski bębniarz, który wiele lat temu współpracował z Felą Kuti i uchodzi za jednego z najlepszych perkusistów świata. A na basie widzicie i słyszycie... Tak, tak - to Paul Simonon z The Clash :)

Oto The Good, The Bad & The Queen - "Nature Springs". Muzyka wysokiej próby:



Na koniec najnowszy projekt Micka Jonesa. Garażowo brzmiący Carbon/Silicon. Na drugiej gitarze Tony James, znany z Sigue Sigue Sputnik (pamiętacie tych dziwaków?):



Bardzo budujące :)

10 Comments:

At 28 maja, 2009 22:50, Anonymous Anonimowy said...

ta pijosenka nie mogla sie stac pokoleniowym hymnem z prostego powodu - powstala za pozno

a film rzeczywiscie swietny, zwlaszcza jak sie go oglada na duzym ekranie

 
At 28 maja, 2009 23:38, Blogger Łukasz said...

@ Analogicznie,

Ależ nie! "I Turned out a Punk" jest piosenką 40-latka, który dokonuje pełnej afirmacji poprzednich 20-25 lat swojego życia. I mówi: "Tak, JESTEM punkiem". W domyśle: "BĘDĘ punkiem, to moja tożsamość".

To wyznanie absolutnie ponadczasowe. W dodatku mogło pojawić się dopiero wraz z 40-letnimi punkami. A więc nie w latach 70., a prędzej właśnie w latach 90.

 
At 28 maja, 2009 23:41, Blogger pinio said...

a co to znaczy JESTEM punkiem?

 
At 29 maja, 2009 10:27, Anonymous Anonimowy said...

niestety - brak zgody. Obiecywałem sobie po tym filmie b. wiele. Tym bardziej, że jak pokazywali na Nowych Horyzontach, to nie dostałem biletów. A okazało się, że wieje z niego nudą. I te ogniska...

oporowski

 
At 29 maja, 2009 15:50, Blogger Wittman said...

Mnie akurat ten kawałek nie powala, może dlatego, że nigdy nie traktowałem BAD jako otarcia łez po The Clash :) Dlatego wolę "The Bottom Line" czy "Rush".
Długo czekałem, aż Gutek wyda w końcu “Niepisaną przyszłość” na DVD. Dla fanów The Clash i Strummera to pozycja obowiązkowa. Szczególnie ciekawa jest część poświęcona okresowi po rozpadzie Clash. Depresja i kolejne nieudane próby powrotu na scenę Strummera pokazują, jak trudno było mu się pogodzić z faktem, że nie gra już w najfajniejszej grupie na świecie. A może boleśniejsza była świadomość, że to on sam w dużej mierze odpowiada za rozpad Clash? W filmie “Westway To The World” (zresztą w reżyserii Dona Lettsa) Strummer przyznał, że najgorszym błędem były zmiany personalne, czytaj: wyrzucenie Headona, a potem Jonesa. Również w “Niepisanej przyszłości” bardzo wyraźnie została uwypuklona ta cecha charakteru Strummera, który nie miał skrupułów w pozbywaniu się przyjaciół.

 
At 29 maja, 2009 22:42, Blogger Łukasz said...

@ Oporowski,

Nudą??? Przeca ten film ma tempo odrzutowca! Ja dopiero za drugim oglądnięciem zacząłem łapać, o co dokładnie chodzi ;) Na wysokości piątej emisji rozkoszuję się pojedynczymi scenami i różnymi niuansami.

Co do ognisk... Jesteś drugą osobą, od której słyszę ten zarzut (pierwszy był Ianek Pelczar, który krzywił mi się na te ogniska dokładnie w momencie, gdy podekscytowany kupowałem "Niepisaną Przyszłość" i jeszcze nie wiedziałem, o co chodzi). Uważam, że to nie tylko dobry pomysł - absolutnie uzasadniony konwencją "wspominania zmarłego". Ma też swoją dodatkową głębię, o której dowiadujemy się pod koniec filmu. Pewnie wiesz, o co mi chodzi.

 
At 29 maja, 2009 22:48, Blogger pinio said...

scena z ogniskami jest jedną z najbardziej klimatycznych w filmie i robi wielkie wrażenie, przynajmniej takie robiła jak oglądałem film w kinie.

Oporowski:
naprawdę się nudziłeś??

 
At 29 maja, 2009 22:56, Blogger Łukasz said...

@ Wittman,

Nie jestem fanem BAD. Ale ten utwór (i teledysk!) mnie rozbraja :) Choć to oczywiście rzecz gustu.

Nie zgadzam się z Twoim określeniem "kolejne nieudane próby powrotu na scenę Strummera". Może da się tak powiedzieć o The Latino Rockabilly War. Ale już Mescaleros - w moim przekonaniu - mieli zadatki na gwiazdę światowego formatu. Może mogli mieć status podobny do Manu Chao? Nie udało się, bo Strummer zmarł.

Strummer rzeczywiście nader łatwo - zbyt łatwo - wyrzucał ludzi z kolejnych kapel. Ale też warto pamiętać choćby o tym, że już trzy lata po wyrzuceniu Jonesa z The Clash, współpracował z nim przy drugiej płycie BAD. W "Niepisanej przyszłości" zabrakło tego szczegółu. A przecież świadczy to o tym, że owo najsłynniejsze ze Strummerowych zerwań nie było aż tak traumatyczne, jak można by wnioskować oglądając film.

 
At 30 maja, 2009 00:02, Anonymous Anonimowy said...

ta jestem punkiem
ale mnie ten numer wieje nuda i starym dziadem
wiec moze byc hymnem pokolenia starych prykow ;)
stare pryki, kiedy nie byly jeszcze starymi prykami mialy swoje "hymny" pokoleniowe i juz
teraz stare pryki (te sluchajace) maja raczej gdzies hymny pokoleniowe (dzisiejsze)

zwlaszcza, ze dokonania starych prykow (spiewajacych) sprzed okresy spryczenia, sa bardziej strawne ;)

 
At 02 czerwca, 2009 09:01, Blogger Wittman said...

Łukasz,

Tylko zauważ, że od rozpadu pierwszego, "oryginalnego" składu The Clash, do powstania Mescaleros minęło 16 lat! To dość długi szmat czasu. No i nie wiem, czy Mescaleros mieli faktycznie taki potencjał, jak sugerujesz. Ostatnia wydana za życia Joe płyta "Global Go-Go" była, mówiąc oględnie, taka sobie.

Chciałbym natomiast zwrócić uwagę na popularność, jaką od kilku lat cieszy się twórczość The Clash. Kolejne składanki, koncerty, filmy i dokumenty na DVD pokazują, że legenda The Clash przekłada się na konkretny wymiar merkantylny. Oczywiście, Strummer musiał najpierw umrzeć...

 

Prześlij komentarz

<< Home