4.6.09

1989: zapomniana rewolucja

To były niesamowite czasy.

W 1987 r. poszedłem do liceum, w 1989 r. miałem 16 lat - zatem upadek komunizmu i wszystkie towarzyszące mu fenomeny przeżywałem dokładnie w tym okresie życia, który można nazwać (może nazbyt szumnie) "formacyjnym". Sprzyjało mi otoczenie. Rodzice zdecydowanie opowiadali się za "Solidarnością", a w moim ogólniaku (III LO we Wrocławiu) była spora grupa młodzieży angażującej się w działalność podziemia. Ja sam na dokładkę byłem młodym punkiem, nowofalowcem, fanem psychodelii, nieopierzonym freakiem. A mój cioteczny brat, z którym bardzo się przyjaźniłem, właśnie stawał się buddystą. Było więc naprawdę ciekawie.

Jako młody wrocławianin miałem szczęście uczestniczyć w niemal wszystkich dużych happeningach Pomarańczowej Alternatywy. Od tych pierwszych, rozbijanych przez milicję, poprzez ten największy, 1.06.1988 r., gdy tysiące ludzi w czapeczkach krasnoludków przemaszerowało przez całe centrum Wrocławia (Świdnicka - Urząd Wojewódzki - Wyspa Bielarska, gdzie dla tłumu krasnali zagrał i zaśpiewał Krzysztof Jakubczak), aż po ostatnie tchnienia PA podczas kampanii wyborczej w 1989 r.

Byłem w tłumie witającym Józefa Piniora, który wyszedł właśnie z więzienia. Byłem na wiecach NZS. I na imprezach firmowanych przez "Solidarność". Uczestniczyłem w czarnym marszu WiP. Z zapartym tchem śledziłem losy Kornela Morawieckiego, który właśnie wtedy został pojmany przez SB, a potem wyrzucony z Polski.

Jeszcze w 1987 i 1988 r. kultowy (bo jakże wówczas prawdziwy) "Rok 1984" czytało się w wersji undergroundowej, pod ławką. A zakazane filmy można było obejrzeć tylko na wideo, w małym gronie, u kogoś w domu, albo u zbuntowanych studentów w akademiku. Tymczasem już latem 1989 r. nastała wolność. Literaturę dotąd nielegalną można było swobodnie kupić w samym centrum Wrocławia, na ulicy, w księgarni, w antykwariacie.

Na ogół pamiętamy o politycznym wymiarze tamtej rewolucji. Niektórzy słusznie przypominają jej wymiar ekonomiczny. Bardzo skomplikowany, bo pierwszą liberalizację gospodarki przeprowadził "komunistyczny" rząd Mieczysława Rakowskiego, a główną siłą antykomunistycznej opozycji był wielki, niekoniecznie prokapitalistyczny związek zawodowy.

Dla mnie jednak rewolucja 1989 roku miała jeszcze jeden wymiar. Niestety dziś zapomniany. Wymiar kulturowy.

Tamte lata były przecież także jednym wielkim festiwalem kontrkultury. Przypomnę, co działo się we Wrocławiu: Pomarańczowa Alternatywa, odjechane koncerty Kormoranów, galeria Entropia, chyba też prapoczątki festiwalu Wro, "Antena Krzyku" i koncerty organizowane przez Arka Marczyńskiego, grupa Luxus, Mniamek i jego S.A.D., wystawy obrazów młodych malarzy w galerii pod kościołem św. Marcina, teatr otwarty (duży festiwal w 1987 r.!), festiwal czechosłowackiej kultury niezależnej w 1989 r., fanziny, gazetki, ulotki rozdawane i sprzedawane w Rynku i na Świdnickiej - prosto z ulicy. Mam wrażenie, że to wszystko gdzieś uleciało. Że polski porządek po 1989 r. został zbudowany wokół tych dwóch pierwszych wymiarów rewolucji '89 - a więc wokół polityki i rynku. Sprawy kultury, zwłaszcza tej poszukującej, otwartej, demokratycznej (tak!) zostały zepchnięte do nisz.

Do mojej wyliczanki muszę dodać jeszcze jeden wymiar tamtej rewolucji - obywatelski. Kampania 1989 r. nie była tylko walką dwóch dużych obozów. Kto uważnie obserwował tamte dni, zapewne dostrzegł ogromne ożywienie polityczne zwykłych ludzi. Te tabuny kandydatów do parlamentu, którzy organizowali własne wiece w centrach miast. Pokłosiem tego ruchu były późniejsze wolne wybory w 1991 r., gdy w telewizji mogliśmy oglądać przedstawicieli niezliczonych małych komitetów, często egzotycznych, na ogół niezdarnych. Dziś fragmenty ich wystąpień funkcjonują sobie w YouTube jako materiał satyryczny. A przecież był to bardzo podobny oddolny ruch polityczny do tego, który dziś obserwujemy w internecie! To się skończyło wraz z tzw. cywilizowaniem sceny politycznej, za które - nie wiedzieć czemu - uchodzi jej podział między kilka dużych partii, potężnie wspieranych finansowo przez budżet państwa.

Rozumiem, że PiS chciał (chce?) dokończenia tamtej rewolucji w jej wymiarze politycznym. Rozumiem, że ideowi liberałowie chcą dokończenia tamtej rewolucji w jej wymiarze ekonomicznym (a radykalna lewica domaga się gospodarczej kontrrewolucji). OK. Ja jednak najcieplej wspominam kulturowy i obywatelski wymiar rewolucji 1989 roku. I tak sobie dumam po cichu, że właśnie ten kierunek należałoby wzmocnić w najbliższych latach.

Dlatego tak bardzo fascynuje mnie współczesny internet. Web 2.0. To naprawdę przypomina końcówkę lat 80. w Polsce. Tę de facto zapomnianą, oddolną rewolucję.

Z tym większą rozkoszą rzucam się w nurt łeb-dwa-zerowej rzeki :)

1 Comments:

At 09 czerwca, 2009 15:52, Blogger Bardott said...

> To były niesamowite czasy.

Coś a propos.

 

Prześlij komentarz

<< Home