3.6.09

Ian Pelczar: kinowe wydarzenie, któremu warto zaufać.

"Wojna polsko-ruska" jeszcze na wiosnę zyskała miano hitu lata. Czy zdoła zaskarbić sobie miano filmu kultowego?

Wątpliwe, bo Polacy nie przepadają za polskim kinem. I chociaż jedna z kinomanek po wyjściu z premierowego seansu powiedziała mi do mikrofonu Radia RAM, że tym filmem "odzyskała wiarę w polską kinematografię", to szanse na przekonanie milionów są małe. Przeszkadza przede wszystkim status bestsellerowej powieści Doroty Masłowskiej - wielu Polaków nie akceptuje takiej literatury i uważają to za na siłę promowaną modę. Ta grupa nie spodziewa się, by film był w stanie cokolwiek zmienić w literackim pierwowzorze. Entuzjaści powieści będą zaś krytykować reżysera za każde odstępstwo od swojego wyobrażenia. Im nie spodoba się rola jaką Masłowskiej podarował w filmie Xawery Żuławski. O tym, że jest to zaproszenie do stworzenia mitu założycielskiego Masłowskiej i wojny i o tym jak świetnie wypadła literacka "Wojna" w filmowych obrazach pisałem już w recenzji, którą znajdziecie tutaj. Nie sprawdziły się przewidywania Michała Raińczuka z Kultury Online, który w magazynie filmowym Klaps w Radiu RAM przewidywał, że filmową "Wojną" zainteresuje się jedynie nisza. Do kin już w weekend otwarcia poszło ponad 85 tysięcy widzów, a reklama szeptana może pomóc w pokonaniu kolejnych granic. Z kolei Agnieszka Wolny-Hamkało mówiła w Radiu Wrocław, że reżyser Xawery Żuławski miał dwa wyjścia: pójść za fabułą powieści i okroić literacki słuch Masłowskiej albo pójść za językiem i zrobić film anty-fabularny. Żuławski poszedł zdecydowanie za językiem, ale nie jest prawdą, że z filmu zapamiętamy jedynie mocne i śmieszne teksty. Masłowska obawia się, że jej dialogi trafią na dzwonki do komórek. Dla mnie ten film opowiada obrazami, tak jak o kinie marzy poprzedni i niedoszły stwórca filmowej Wojny Jan Jakub Kolski (opowiada o tym tutaj, zapraszając na swoją premierę - "Afonię i pszczoły"). Powraca więc pastiszowe ujęcie pocałunku na tle księżyca, genialny Borys Szyc kiwający się w rytm "Scarlet" Closterkeller i 'śpiewająca' Anję Orthodox Maria Strzelecka z wielkim, wampirzym pawiem - pawiem królowej chciałoby się powiedzieć. Jest też Roma Gąsiorowska, której taniec na polanie i zbójecki monolog na zakończenie wieńczą aktorską doskonałość "Wojny". Idealnie dobrano muzykę - poza Closterkeller także Riedla i Piatnicę. Są także epizody wrocławskie- Bodo Kox gra policjanta, a Stanisław Wolski festynowego wodzireja. Krytyczne głosy na temat filmu słyszę zewsząd. Pomijam te, które zespalają w całość książkę i film. Sam reżyser nie przebrnął przy pierwszej lekturze dalej niż do dziesiątej strony. Najbardziej niespodziewane są jednak opinie, że film nie do końca udał się jako satyra na rzeczywistość lub jakiś ważny głos w debacie na temat polskiej młodzieżowej codzienności. Pomijając fakt, że są w filmie przebłyski takich właśnie realiów - "Wojna polsko-ruska" właśnie dzięki nie spełnianiu takich oczekiwań zyskuje rangę dzieła sztuki. Nie jest to subtelne studium dla wrażliwego odbiorcy ani mistrzowska precyzja kadrów, cięć i ujęć, ale to niezwykła jak na polskie kino pełna energii bomba, która zestawia oryginalne pomysły z konsekwentną wizją przedstawienia. Na jej tle blado wypadają przeróżne formy metaforyzowania i ubierania w literaturę kinową polskiej młodzieżowej codzienności, podejmowane w ciągu kilku ostatnich lat. Więcej osobistego spojrzenia na "Wojnę" znajdziecie niebawem tutaj.

Jan Pelczar

Etykiety: , , , , , , , , , ,

1 Comments:

At 03 czerwca, 2009 17:15, Anonymous Anonimowy said...

A dziwny film, dziwny, ale trudno tak od razu jednoznacznie o nim coś napisać.

 

Prześlij komentarz

<< Home