21.10.09

Oto podstawy porozumienia PiS-SLD

Czołowy ideolog lewicy chwali polski konserwatyzm. Znany prawicowy publicysta wzywa PiS do sojuszu z Włodzimierzem Cimoszewiczem i do zapomnienia o tzw. historycznych podziałach.

Niewiarygodne? A jednak prawdziwe. To dzieje się w tym tygodniu.

Wpierw w "Gazecie Wyborczej" - a potem w Salonie24 - ukazał się tekst Sławomira Sierakowskiego "Szkoda konserwatystów". Redaktor naczelny "Krytyki Politycznej" de facto wygłasza w nim pochwałę polskiego konserwatyzmu - i to w polemice z Mirosławem Czechem, wszak hard core'owym przedstawicielem środowiska UW/"GW"! (Przedmiotem ich sporu jest książka Rafała Matyi "Konserwatyzm po komunizmie" - stąd odniesienia do Matyi w tekście Sierakowskiego).

Sierakowski pisze m.in.:
Pamięć i refleksja nad błędami przeszłości jest najmocniejszą stroną konserwatystów, za to chyba najsłabszą Czecha... (...)

Bez przemyślenia błędów Aleksandra Halla nie narodzi się w Polsce prawica, która nie będzie albo populistyczną, albo postpolityczną podróbką, tak jak bez przemyślenia (podobnych zresztą) błędów Jacka Kuronia, na które zresztą sam wskazywał, nie powstanie w Polsce lewica.

Konserwatyści, tak jak socjaldemokraci, odeszli od swych idei u początków transformacji, a później byli równo zaskoczeni tym, że ludzie podzielający ich stanowisko w sferze obyczajowej mają odmienne poglądy w gospodarczej. Później można było iść już tylko na zgniłe kompromisy, zawierając doraźne, często egzotyczne sojusze albo na osi światopoglądowej, albo ekonomicznej.
We wtorek wieczorem na stronie internetowej "Rzeczpospolitej" do lewicy zbliżył się Piotr Skwieciński, publicysta od lat kojarzony z polską prawicą, były prezes PAP. Namawia PiS do rozważenia poparcia dla Włodzimierza Cimoszewicza w jego ewentualnym starciu z Donaldem Tuskiem w drugiej turze wyborów prezydenckich.

Skwieciński pisze m.in.:
Wygrana Tuska (...) oznaczałaby symboliczne potwierdzenie pozycji Platformy jako siły dominującej. Dominującej na lata. Byłaby samospełniającą się zapowiedzią zwycięstwa PO w wyborach parlamentarnych. I w istocie między wyborami prezydenckimi a parlamentarnymi musiałoby zajść coś niezwykle dramatycznego, by wynik tych drugich był inny niż tych pierwszych. Wygrana Cimoszewicza byłaby oczywiście symbolicznym końcem marzeń o Polsce bez lewicy – czy to postkomunistycznej, czy to jakiejkolwiek – snutych jeszcze niedawno przez niektórych prawicowych publicystów i polityków. Ale miałaby – z punktu widzenia PiS – jedną kolosalną zaletę. Oznaczałaby odepchnięcie groźby trwałej dominacji Platformy. Co nie byłoby natomiast równoznaczne z powstaniem groźby dominacji lewicy. Ta polityczna opcja jest bowiem, i chyba długo jeszcze będzie, za słaba do tej roli.

A pamiętajmy, że kiedyś, w 1995 roku, kiedy lewica wydawała się jak najbardziej zdolna do zdominowania polityczno-społeczno-gospodarczego krajobrazu kraju, bracia Kaczyńscy potrafili uznać, iż wygrana najpierw SLD, a potem Kwaśniewskiego jest mniejszym złem w porównaniu z możliwością kontynuacji władzy Wałęsy i szukającej wówczas w nim zaplecza Unii Demokratycznej.
Zwróćmy uwagę na pewien niuans: zarówno u Sierakowskiego, jak i u Skwiecińskiego pojawia się środowisko dawnej UD jako negatywny punkt odniesienia.

Ale wzajemne pokłony i snucie pomysłów na taktyczne sojusze to jeszcze mało. Najważniejsza jest wizja. Mocne, ideowe podstawy współpracy PiS z lewicą.

Są? Oczywiście. Znajdziemy je w obu tekstach.

Pisze Sierakowski:
Konserwatyzm, który najbardziej interesuje Matyję, to w gruncie rzeczy te same idee, którymi konserwatyści polscy, począwszy od Stańczyków, zawsze imponowali polskiej inteligencji. To głos wzywający do myślenia kategoriami państwowymi, dyskutowania rozwiązań ustrojowych, analizowania polityki zagranicznej, zastanawiania się nad sposobem wyłaniania elit, wertowania kart dziejów w poszukiwaniu błędów, podejmowania problematyki prawnej i w najogólniejszych ramach gospodarczej. Kluczowym pojęciem w słowniku tego konserwatyzmu nie jest wcale ani Bóg, ani katolicyzm, ani papież, ani nawet tradycja, ale instytucje, praworządność, interes państwa.

To naprawdę nie przypadek, że ulubionym politykiem socjalisty Piłsudskiego był Aleksander Wielopolski, a lewicowej inteligencji - Giedroyc.
Z kolei u Skwiecińskiego znajdziemy taki oto passus:
Poza doraźnie politycznymi istnieją inne jeszcze powody, dla których, moim zdaniem, stratedzy PiS powinni uznawać zwycięstwo Cimoszewicza nad Tuskiem za co najmniej mniejsze zło. Prawo i Sprawiedliwość dzieli z lewicą pogląd na bardzo wiele spraw. Ale są też sfery, które te opcje łączą, a które wyraziście przeciwstawiają natomiast i PiS, i lewicę Platformie Obywatelskiej.

Najważniejsza z nich to stosunek do państwa – jeden z podstawowych dylematów współczesności. Tak Prawo i Sprawiedliwość, jak i lewica uznają państwo za wartość, Platforma przejawia natomiast wobec tej instytucji tendencje likwidatorskie.

Również i z tego punktu widzenia wizja prezydentury Cimoszewicza powinna być dla strategów PiS wizją lepszą niż Tuska lub innego polityka PO.
Tak oto obaj publicyści - mówiąc w zasadzie jednym głosem - kreślą nową linię podziału politycznego: propaństwowość (PiS-SLD) vs. antypaństwowość (PO).

Czy te publicystyczne refleksje przygotowują grunt pod polityczne porozumienie PiS-SLD? Obstawiam, że to całkiem możliwe. Obie partie zawarły już ciche porozumienie w sprawie podziału stref wpływów w mediach publicznych. Od kilku dni jest ono sprytnie podważane przez dziennikarzy, którym nieco bliżej do PO (ich główna teza: PiS wykiwało SLD w podziale TVP, więc w SLD może zaraz dojść do buntu przeciwko obecnemu kierownictwu tej partii). A przecież zarówno w interesie PiS, jak i SLD leży utrzymanie tego mocnego przyczółka.

Zwłaszcza, że na horyzoncie jawi się wariant jeszcze śmielszy. Koalicja rządowa. Z PSL. O tej możliwości pisze w świetnej analizie Krystyna Naszkowska z "Gazety Wyborczej".

Sądzę, że te śmiałe spekulacje stają się tym bardziej prawdopodobne, im mocniejsze są sondażowe notowania Platformy Obywatelskiej, której najwyraźniej nie zaszkodziła niedawna fala głośnych "afer". Żywotnym interesem wszystkich pozostałych partii staje się osłabienie PO.

P.S.: Odpowiadając na uwagi Piotra Czerniawskiego i Piotra Matejczyka uściślam:
- Oczywiście, teksty Sierakowskiego i Skwiecińskiego nie nawołują do utworzenia koalicji PiS-SLD. Ba, tekst Sierakowskiego jest tylko recenzją książki. Żadnemu z autorów nie przypisuję innych intencji od tych, które obaj wprost wyrażają w swoich artykułach.
- Uważam jednak, że idee żyją własnym, autonomicznym życiem, często w oderwaniu od konkretnych autorów i tekstów. Wyłuskuję więc te myśli Sierakowskiwego i Skwiecińskiego, które układają się w zaskakująco spójną, nową całość. I mogą (lecz nie muszą) być inspiracją dla osób poszukujących jakiejś ideologicznej podpórki dla ewentualnego porozumienia PiS-SLD.

1 Comments:

At 21 października, 2009 19:12, Anonymous Anonimowy said...

Za przeproszeniem - kogoś pogięło. Jeśli PiS myśli, że wszyscy jego wyborcy są na tyle zaślepieni, że zaakceptują konszachty (czy wręcz koalicje) z komuchami, BARDZO się przeliczą.
Cimoszewicz lepszy od Tuska? Kwiatkowski lepszy od Dworaka? Gadzinowski lepszy od Palikota? No - może ew. to ostatnie warte rozważenia. Ale generalnie - pogięło ich, że tak powtórzę.

 

Prześlij komentarz

<< Home