We wrocławskim sądzie płoną akta
Kto i po co podrzuca mediom informacje o tzw. postępowaniach aresztowych? (W ich trakcie sądy decydują czy aresztować osoby zatrzymane). Jak obecność mediów wpływa na decyzje sądów? A co jeśli media nie dostaną przecieku?
Znamienna historia wydarzyła się ostatnio we Wrocławiu.
W piątek wrocławski wymiar sprawiedliwości przeżył wstrząs. Skrywana od kilku dni informacja o zatrzymaniu kobiet podejrzanych o podpalenie akt w Sądzie Grodzkim przy ul. Kazimierza Wielkiego wyszła na jaw rano za sprawą Polskiego Radia Wrocław. Owymi kobietami okazały się dwie pracownice wydziału windykacji, które miały wsadzić dwie zapalone świeczki do szafy z aktami. Spłonęło około tysiąca dokumentów.
Od kilku dni, odkąd znam kulisy tej sprawy, zastanawiam się jak mogły to zrobić kobiety, które ok. 30 lat pracowały w sądzie? Gdyby głupota latała jak ptak, to wyleciałaby wysoko w powietrze jak swego czasu pies Łajka wysłany w kosmos przez ZSRR. Ale może to nie była głupota a celowe działanie?
W piątek rano Sąd Rejonowy Wrocław Śródmieście zebrał się, żeby rozpatrzyć wniosek prokuratury o aresztowanie obu kobiet. Wiem z wlasnego doświadzenia, że w przypadku posiedzeń aresztowych różne strony (sąd, policja, prokuratura) zastanawiają się czy ujawniać termin posiedzenia czy nie. Jeszcze niedawno, za poprzedniego szefa Prokuratury Rejonowej Wrocław Psie Pole, popularne było puszczanie cynków o "aresztówkach" pewnej gazecie, której nie jest wszystko jedno. Miała to być forma nacisku na sąd, by - zdopingowany zainteresowaniem mediów - stosował areszty.
W przypadku kobiet podejrzanych o podpalenie akt zachowano maksymalną dyskrecję. Gdy zaczynało się piątkowe posiedzenie sądu, na miejscu były tylko dziennikarki Polskiego Radia Wrocław i "Faktu" - Sylwia Jurgiel i Katarzyna Tokarska. Jaką decyzję podjął sąd? Żadnego aresztu, żadnych sankcji. Czy podejrzane kobiety trafiłyby za kratki, gdyby na sędziego czekały trzy kamery, siedmiu fotoreporterów i dziesięciu dziennikarzy? Nie wiem, może nie było podstaw do zastosowania tej sankcji. Wiem natomiast jedno: wbrew pozorom, większość sędziów była oburzona decyzją o odmowie aresztu. Przecież teraz powiedzenie "ręka rękę myje" staje się tak wyraziste, że razi w oczy jak owa startująca rakieta z psem Łajka na pokładzie.
Dominik "Pinio" Panek, Polskie Radio Wrocław
10 Comments:
"Gazecie, której nie jest wszystko jedno"? A która to? ;)
Oburzasz się Łukaszu na przecieki, a to przecież najważniejszy oręż w rozkwitającym po raz kolejny dziennikarstwie tzw. śledczym. Tzw. bo w rzeczywistości jest to właśnie dziennikarstwo przeciekwoe. To, Ĺe Sylwia i Kaßka by¬y pod tym sĆdem znaczy, Ĺe majĆ dobre wejßcia w sĆdzie, a to z kolei oznacza, Ĺe dobrze wykonujĆ sw?j zaw?d. Wiesz przecieĹ doskonale, jak to wszystko funkcjonuje... Dominik "pinio" Panek teĹ przecieĹ większoßć swoich news?w nie bierze z wywieszonej wokandy ale od swoich informator?w w¬aßnie...
Zupełnie inną sprawą jest zasadność lub jej brak przy zastosowaniu aresztu wobec pracownic sĆdu. Na tym się nie znam... Ale może któraś z nich jest mamą jakiegoś kibica, sądzonego właśnie przy Kazimierza Wielkiego za awanturęna ul. Grabiszyńskiej (żart)
A "gazeta, której nie jst wszystko jedno" to przecież ta, w której ktoś z Vwładzy całkiem niekrótko pracował...:-)
Wątek dotyczący dziennikarzy i ich cynków to raczej poboczność, bardziej chodzi o reakcje sądów na zainteresowanie mediów. Im większe, tym większe prawdopodobnieństwo zastosowania aresztu. I wykorzystywania tego przez "cynkodawców". Sam oczywiście z nich korzystam więc, broń Boże nie uważam ich za coś złego i nie wypominam koleżankom i kolegom. pozdrawiam
Myślę, że ważniejsze od tego czy zastosowano tymczasowe aresztowanie (o ile były do tego przesłanki - kpk dość wyraźnie wskazuje kiedy można taki środek stosować) jest rozwikłanie zagadki - dlaczego się to stało? Naprawdę przedziwna sprawa - świeczka w archiwum... Klimat jak z Imienia Róży.
To oczywiste, że najważniejsza jest sprawa podpalenia. Dziwne, że kobiety z takim stażem - o ile to one - zdecydowały się w tak głupi sposób na podpalenie, keidy podejrzany wydaje się oczywisty.
Oporowski,
Drobny szczegół - jeśli już, to w tym wypadku nie ja się oburzam, bo to nie ja jestem autorem tekstu ;)
Inna rzecz, że przecieki to codzienny chleb mediów. Na ogół mechanizm jest prosty: ktoś puszcza przeciek celowo do mediów, media z przecieku korzystają, bo to hit.
W takich wypadkach dziennikarze dzielą się na tych, którzy wiedzą, że są kanałem przekazu przecieku i na tych, którym wydaje się, że sami "doszli" do jakiejś hiciarskiej informacji. Ci pierwsi z kolei dzielą się na tych, którzy świadomi uczestnictwa w jakiejś rozgrywce puszczają przeciek jako swój hit - i na tych, którym wydaje się, że jeśli przecieku nie puszczą, to zachowają tzw. twarz, bo nie dadzą się wykorzystać jakimś tam graczom. Ci drudzy przy takiej postawie szybko jednak sami siebie odcinają od źródeł hitów i - w konsekwencji - ich pozycja w zawodzie słabnie.
Dlatego tez uważam, że media i autorzy przecieków (czy to ze świata polityki, czy organów ścigania, czy biznesu, czy różnych służb jawnych i tajnych) zawsze będą żyć ze sobą w sympatycznej symbiozie.
"Od kilku dni, odkąd znam kulisy tej sprawy, zastanawiam się jak mogły to zrobić kobiety, które ok. 30 lat pracowały w sądzie? [..] Ale może to nie była głupota a celowe działanie?"
Coz za prowokacyjna naiwnosc.. Moze po prostu trzeba bylo zatrzec slady 30 lat nienagannej pracy? Jak widac, komus "sie palilo" dosc wysoko, skoro sprawa jest tuszowana na samym starcie.
rafalski - odpowiem, że naiwnością byłoby też sądzić, że to tuszowanie swoich fałszerstw. Ale zastanawianie sie dotyczy raczej tego - dlaczego tak oczywisty, przejrzysty i łatwy do wykrycia sposób. Zero subtelności ... A od pracownic z 30 letnim stażem można byłoby oczekiwać , że nie rzucą na siebie od razu podejrzeń ... Tego dotyczą moje wątpliwości ...
w uzupełnieniu informacji doniesienia Polskiego Radia Wrocław z dzisiaj:
Dwie pracownice wrocławskiego sądu grodzkiego podejrzane o spalenie tysiąca
akt nie trafią jednak do aresztu. Wrocławski Sąd Okręgowy odrzucił dzisiaj
zażalenie prokuratury na pierwszą decyzję w tej sprawie. Uznał, że nie ma
dowodu na to, że to te kobiety podłożyły ogien. Do pożaru doszło półtora
tygodnia temu. Do szafy włożono dwie zapalone świeczki - spłonęło około
tysiąca akt, kilka tysięcy kolejnych było zagrożonych. Dwa dni po zdarzeniu
zatrzymano dwie pracownice sądu podejrzane o podpalenie. Prokuratura
twierdzie, ze chciały one ukryć nieprawidłowości w swojej pracy.
Jednocześnie jednak sąd wszczął postępowanie dsycyplinarne wobec obu swoich
pracownic.
Prześlij komentarz
<< Home