Polityczna blogosfera zmienia oblicze Francji. Czas zrobić to samo w Polsce?
To się nazywa stabilność władzy! Przez ponad 30 ostatnich lat Francja miała tylko trzech prezydentów. Ze swoją funkcją żegna się właśnie trzeci z nich - Jacques Chirac. Kto zajmie jego miejsce? O tym decydują dzisiaj Francuzi.
Pierwsza czwórka kandydatów startujących w dzisiejszej pierwszej turze wyborów prezydenckich to:
- Nicolas Sarkozy, kandydat prawicy, notabene autentyczny węgierski arystokrata, popierany przez Chiraca.
- Segolene Royal, kandydatka socjalistów.
- Francois Bayrou, kandydat centrowy.
- Jean-Marie Le Pen, szef Frontu Narodowego.
Kampanię wyborczą podsumowuje Marta Wawrzyn w Pardonie.
Ale najciekawsze jest to, że do akcji postanowili wkroczyć francuscy blogerzy. I to z przytupem. Niektórzy z nich zapowiedzieli, że opublikują wstępne wyniki wyborczych sondaży już po godz. 18.00, a więc przed zamknięciem lokali wyborczych (godz. 20.00). Podobnie jak u nas, jest to nielegalne. O tych buńczucznych blogerskich zapowiedziach piszą m.in. Wirtualnemedia.pl, Gazeta.pl oraz Krzysztof Urbanowicz.
Takie podawanie wyników przed zamknięciem lokali wyborczych to prawdziwa polityczna "siekiera". W ten sposób można realnie wpłynąć na wynik wyborów, mobilizując na ostatnią chwilę zwolenników tych kandydatów, którzy - wbrew oczekiwaniom - wypadają gorzej.
Wstępne wyniki miał opublikować po godz. 18.00 m.in. znany dziennikarz telewizyjny Jean-Marc Morandini w swoim blogu. Jednak - jeśli dobrze rozumiem - nie zdecydował się na to jako "odpowiedzialny obywatel i dziennikarz".
Czy polscy blogerzy w podobny sposób zechcą wpłynąć na wyniki wyborów w Polsce? Jest to możliwe. W 2005 r. znałem kolejne, wstępne, sondażowe wyniki wyborów (zarówno parlamentarnych, jak i prezydenckich) na bieżąco w trakcie głosowania, mniej więcej od popołudnia. Bodajże ok. godz. 18.00 (a może to była 19.00?) de facto już wiedziałem, kto wygra. Zaś przed godz. 20.00 mogłem z pełną odpowiedzialnością powiedzieć przygodnie napotkanemu kandydatowi do Sejmu "gratuluję, paniem pośle", on zaś z pełną odpowiedzialnością mógł mi podziękować. Te przedwstępne wyniki znane były na bieżąco całym legionom dziennikarzy i polityków. Technicznie nie było więc żadnego problemu, by podać je w jakimś blogu np. o godz. 18.30.
Ale po co? Czy to się godzi? Co o tym sądzicie?
3 Comments:
Krótka piłka- skoro oni wiedzą, my także możemy.
po to, aby WPŁYWAĆ -- trzeba mieć na kogo.
a więc trzeba, aby nasze społeczeństwo miało dostęp do Sieci; i chciało (oraz umiało) z tego korzystać.
dziś, oceniam, ok. 35% społeczeństwa ma komputery.
z dostępem do Sieci jest jeszcze gorzej.
a z ich wykorzystywaniem (= do czego innego niż Gry, sciąganie filmów czy randki, sex i ple ple...)
kisimy się we Własnym Sosie.............
Makowski,
Jest 12 mln internautów w Polsce. Przy odpowiedniej reklamie duża ich część zasiadłaby w wyborczą niedzielę przed komputerami, by zobaczyć przedwstępne wyniki.
Wyobraź sobie, że w tym momencie milion z nich to byliby ludzie pełnoletni, ale zarazem tacy, którzy z jakiegoś powodu nie zagłosowali. I oto dowiadują się, że wygrywa ktoś, kogo nie lubią - i że jest jeszcze czas, by to zmienić...
Prześlij komentarz
<< Home