11.6.08

Łukasz Medeksza o EURO 2008: na razie letnio, bardzo letnio, ale czekam na ćwierćfinały

Euro 2008 oglądam sporadycznie, jednym okiem. I jakoś nie wciągnąłem się w tę imprezę. Może od fazy ćwierćfinałowej znajdę tam coś dla siebie.

Cieszy mnie natomiast, że trwający od przynajmniej parudziesięciu lat proces "denacjonalizacji" europejskiego sportu dotarł w końcu i do nas. Jeszcze 30 lat temu narodowe reprezentacje piłkarskie składały się niemal wyłącznie ze sportowców etnicznie związanych z krajami, dla których grali. Potem to się stopniowo zmieniało. Chyba najszybciej i najbardziej spektakularnie w kadrze Francji (notabene, kto pamięta, że Michel Platini jest z pochodzenia Włochem?). Gdy dziesięć lat temu reprezentacja ta zdobywała mistrzostwo świata, większość grających w niej piłkarzy nie była etnicznymi Francuzami. Jej ówczesny lider - Zinedine Zidane - to rodowity Algierczyk. W wikipedii czytam, że w 2006 r. na 23 kadrowiczów Francji aż siedemnastu wywodziło się z tzw. mniejszości rasowych i etnicznych.

Do Polski ten trend dotarł kilka lat temu wraz z Emmanuelem Olisadebe. Jednak dopiero Euro 2008 każe nam na serio zastanowić się nad "polskością" naszej reprezentacji. Skoro w meczu z Niemcami bramki dla nich strzela Łukasz Podolski - Polak z Gliwic, my zaś próbujemy skontrować ich wprowadzając na boisko Rogera Guerreiro - Brazylijczyka, to gdzie jest "polskość"? Że już nie wspomnę, iż po raz pierwszy w dziejach polską reprezentację narodową prowadzi nie-Polak.

I taką właśnie Polskę wolę. Wieloetniczną i atrakcyjną dla obcokrajowców jako ich nowa ojczyzna. Nie bardzo przy tym pojmuję tabloidalne dywagacje o rzekomo "polskim sercu" Łukasza Podolskiego, tudzież o postępującej jakoby lawinowo polonizacji Rogera Guerreiro. Na ten ostatni temat są już niezłe żarty (zebrał je Joemonster.org), np.: "Roger czyta tylko Nasz Dziennik i Gościa Niedzielnego", "Roger jest przeciwny oddaniu majątku Żydom", "Roger uważa, że koalicja z Samoobroną i LPRem była konieczna", "Roger podkreśla, że Chopin, Mickiewicz i Kopernik byli Polakami", "Roger oficjalnie przeprosił za Jedwabne" itp.

Jeszcze kilku takich Podolskich, Rogerów i Beenhakkerów - a to, co dziś jest dla nas egzotyką, niebawem będzie normą.

No bo kto z nas analizuje pod kątem etnicznym pierwszą bramkę strzeloną przez Szwedów we wtorkowym meczu z Grecją? Gol padł po pięknej akcji Zlatana Ibrahimovicia z Henrikiem Larssonem. A więc pół-Bośniaka, pół Chorwata z pół-Afrykańczykiem z Wysp Zielonego Przylądka.

Kto jednak interesuje się bardziej tą tematyką, wie, że nie ma nic dziwnego w tym, iż jedni Ślązacy (tudzież Warmiacy i Mazurzy) grają dla Polski, inni dla Niemiec. Tak jest od lat 30. Ale dziwnym trafem, rzadko się u nas o tym mówi. Tak jak słabo pamiętamy Polaków grających w latach 50. dla Francji - Kopę i Wisnieskiego.

Gdzie te czasy, gdy Polak był ministrem spraw zagranicznych Rosji...?

5 Comments:

At 11 czerwca, 2008 13:54, Anonymous Anonimowy said...

A czy nie powinno się jednak rozróżniać tego, co ma miejsce we Francji od tego co ma miejsce w Polsce?

Jakie są OBECNIE związki Olisadebe z naszym krajem? Po 3 latach pykania nad Wisłą, dostał obywatelstwo tylko dlatego, że grał w piłkę. Dobrze że byliśmy pierwsi, bo niedługo dostałby obywatelstwo Chin.

Roger po czasie jeszcze krótszym został naturalizowany. Znowu tylko dlatego że gra w piłkę.

A już najbardziej bawią mnie próby porównywania sytuacji dwóch panów, wychowywanych od dziecka w Niemczech, do dorzucania "brazylijskiego paliwa" (z pełnym szacunkiem dla mocy, umiejętności i profesjonalizmu) do reprezentacji polski.

Ciekawszym dla mnie byłoby napisanie ilu z reprezentantów Francji nie mówi w języku francuskim oraz na ile dni przed turniejem otrzymali obywatelstwo, żeby można ich było powołać. Poza tym sytuacja Francji, Holandii, Wielkiej Brytanii i kilku innych jest specyficzna ze względu na kolonialną przeszłość i nadal silne związki pomiędzy niektórymi dawnymi koloniami.

A tak na marginesie... Ja rozumiem, że Euro, że Polska, że mecze i że w ogóle ale proces "piłkizacji" 5 władzy mnie nieco martwi.

 
At 11 czerwca, 2008 14:14, Blogger Łukasz said...

Meehau,
Zacznę od końca. Zostałem poproszony, by wygłosić jakąś refleksję o Euro 2008, to zrobiłem to ;) Ale przyznam szczerze, że mnie ta impreza średnio grzeje. A faz kibolskich w ogóle nie rozumiem. Więc "piłkizacja" to nie ja :)

Co do meritum: oczywiście, że sytuacja Francji i Polski jest całkiem inna. Ale w drużynach Szwajcarii, Niemiec czy Szwecji też masz "obcokrajowców", którzy nie pochodzą z żadnych "kolonii". Zresztą również w barwach Francji grali piłkarze, którzy nie mieli "kolonialnego" rodowodu, a jednak nie byli etnicznymi Francuzami - jak Platini, czy Djorkaeff.

 
At 11 czerwca, 2008 17:41, Anonymous Anonimowy said...

Po szybkim wiki serczu mogę uwypuklić fakt, że obydwaj zawodnicy urodzili się we Francji i byli z nią mocno związani od urodzenia. Grali także w tamtejszych klubach od młodych lat. Zresztą już ojciec Djorkaeffa urodził się we Francji i reprezentował trójkolorowych podczas meczów piłki nożnej.

Obydwa przykłady które zostały podane są chyba jednak mocno odmienne od naturalizacji na ostatnią chwilę, która miała miejsce w Polsce. Drugi raz na dodatek.

 
At 11 czerwca, 2008 22:08, Anonymous Anonimowy said...

Bla,bla,bla - tolerancja, piłka nożna, normalniejemy.
Kilka przykładów nie wiadomo na co. Brazilyjczycy jako mniejszosc narodowa w Polsce ubawiłem się serdecznie. Ale zaraz wieksza mobilność, to przeciez i międzynarodowe korporacje, wolny handel itp. A globalizacja przeciez jest zła!

 
At 12 czerwca, 2008 01:00, Anonymous Anonimowy said...

Po co w ogóle grać mają REPREZENTACJE NARODOWE, skoro mają w nich grać piłkarze z innych krajów?

Od tego są rozgrywki klubowe - w lepszym terminie, lepiej opłacone... Wszystko mają lepsze.

Ale jakoś to na mecze drużyn NARODOWYCH kibice czekają dwa/cztery lata.

 

Prześlij komentarz

<< Home