Richrd Wright nie żyje. Koniec Pink Floyd
Często przyznaję się do fascynacji punk rockiem, nową falą, hard rockiem itp. Rzadziej do tego, że uwielbiam Pink Floyd. Zwłaszcza ten "wczesny", powiedzmy, że do "The Dark Side of the Moon".
"Live at Pompeii" Floydów uważam za najlepszy muzyczny film, jaki kiedykolwiek powstał.
Dlatego z dużym żalem przyjąłem wiadomość, że zmarł Richard Wright... Klawiszowa podpora Pink Floyd. Jeden z czterech głównych bohaterów "Live at Pompeii".
Tak wyglądał wtedy, w Pompejach, gdy wraz z Davidem Gilmourem śpiewali pierwszą część "Echoes":
Zresztą sami zobaczcie i posłuchajcie tej niezwykłej, psychodelicznej, poetyckiej, transowej, swobodnej odmiany rock'n'rolla, zestawionej z milczącym, umarłym miastem. To jest wiecznie świeże i inspirujące:
"Overhead the albatross hangs motionless upon the air / And deep beneath the rolling waves / In labyrinths of coral caves / The echo of a distant time / Comes willowing across the sand / And everything is green and submarine".
Nie ma Syda Barretta. Nie ma Richarda Wrighta. To koniec Pink Floyd.
1 Comments:
Tworzył klimat i brzmienie. [*]
Ps. Ostatnio wysypało platformami blogowymi. Startuje nowa rzecz Frondy, wcześniej blogmedia24.pl i propolonia.pl czy niepoprawni.pl.
Nie wspomnę o współpracy blogera z dziennikarzem:
http://tnij.org/btf2
Światek blogosfery politycznej ostro idzie w górę, profesjonalizuje się.
W tym konkretnym przypadku materiał jest jedyny w swoim rodzaju...
Prześlij komentarz
<< Home