Wojciech Jankowski: Ekoszwindel
Rząd przygotowuje podatek od samochodów. Ma zastąpić obecną akcyzę. Nowy projekt podatkowy gorąco wspierają polscy producenci aut oraz właściciele salonów samochodowych.
Teraz akcyzę płaci się przy kupnie auta, im droższy samochód, tym wyższą. Nowy podatek ma się nazywać „ekologiczny”, a naliczany ma być raz w roku. Jego wysokość będzie zależała nie od ceny samochodu, ale od jego wieku. Im starsze auto, tym będzie wyższy. „Podatek ekologiczny” sprawi, że bardziej opłacalne stanie się kupno nowego auta niż używanego, bo to pierwsze stanie się nieco tańsze, a to drugie znacznie droższe.
W Polsce żyje liczna grupa ludzi, która wybór między nowym droższym autem i tańszym używanym rozstrzyga dziś na korzyść tego drugiego. O przesunięciu za pomocą podatku tej grupy klientów z komisów do salonów toczy batalię lobby wytwórców i sprzedawców nowych aut. I tym podatkiem ją wygra.
W Polsce jest jednak jeszcze liczniejsza grupa ludzi, których dochody nie pozwalają na taki wybór, mają oni do dyspozycji inną alternatywę: niedrogie auto używane albo żadne. Obecnie ci ludzie kupują auta używane, często bardzo tanie i mocno zużyte. W wyniku wprowadzenia „podatku ekologicznego” znaczna ich liczba będzie musiała zrezygnować z samochodu, bo używane auta przestaną być tanie, a nowe pozostaną zbyt drogie.
„Podatek ekologiczny” prawdopodobnie zostanie uchwalony, bo stoją za nim naprawdę wielkie pieniądze i jeszcze potężniejsze wpływy producentów i handlarzy nowych aut. Wejdzie i wyeliminuje z korzyści oraz uciech motoryzacji parę milionów najuboższych Polaków. A może tylko paręset tysięcy?
Ta grupa lobby samochodowego nie interesuje, choć ona ucierpi najbardziej. Nowy podatek wbrew nazwie będzie przecież karą za kupowanie używanego auta. Oficjalnie ma wprawdzie chronić środowisko, ale realnie chronić będzie zyski koncernów samochodowych oraz ich dilerów.
Ewentualne protesty najbiedniejszych zmotoryzowanych zwolennicy „podatku ekologicznego” uprzedzają prawdziwym skądinąd twierdzeniem, że po polskich drogach jeździ wiele aut mocno zanieczyszczających środowisko oraz tak technicznie niesprawnych, że grożących wypadkami. To drobiazg, że trujące i niebezpieczne auta można taniej i prościej wyeliminować zaostrzając kryteria dorocznych przeglądów technicznych. Przecież nie o to chodzi, ale o interesy samochodowego lobby.
Prace nad nowym podatkiem to kolejny dowód, że idee ekologii zostały obecnie w dużej części przejęte przez osoby i grupy interesów, które dostrzegły w nich znakomite źródło dochodów. Ekologia uzasadnia parę nieuczciwych procederów: od gangsterskich szantaży akcjami protestacyjnymi wygaszanymi w zamian za okup albo blokowanie inwestycji konkurentów poprzez dęte stowarzyszenia i fundacje biorące grube granty za piękne słówka aż do takich właśnie jak opisana wyżej manipulacja podatkami.
Dzięki ekologicznej ideologii zaangażowanej w forsowanie interesów samochodowego lobby każdego przeciwnika „podatku ekologicznego” można będzie okrzyczeć barbarzyńcą albo głupcem, który nie rozumie konieczności ochrony ziemi, wody i powietrza, albo jak kto woli egoistą lekceważącym przyszłość naszej planety w imię motoryzacyjnych zachcianek. I nawet jeśli ktoś będzie próbował mówić o zyskach samochodowego lobby napędzanych przez „podatek ekologiczny”, zostanie łatwo zakrzyczany.
Wojciech Jankowski
Etykiety: ekologia, ekoszwindel, podatek ekologiczny, Wojciech Jankowski
3 Comments:
Nie chodzi tylko o przyjemność motoryzacji, ale o kwestię dojazdu do pracy. W niektórych miejscowościach od lat nie ma ŻADNYCH pksów czy pociągów i ktoś kto w nich mieszka musi mieć możliwośc kupienia 12-letniego golfa, żeby dojechać do pracy, przecież nie będzie jeździł rowerem. A nowy samochód też mu do niczego niepotrzebny, skoro ma do pracy tylko np 12 km. Ta sprawa ma ogromne konsekwencja społeczne, których z perspektywy miasta posiadającego komunikację miejską nie widać.
"Oficjalnie ma wprawdzie chronić środowisko,"
a to mnie zdenerwowało, jak każde bleblanie "ekologufff", którzy tym razem idą ramię w ramię z zazwyczaj nielubianymi przez nich koncernami. Nosz to po kiego grzyba są przeglądy? Następny skok na kasę, ot co, gdyż zdaje się że używanych jest ciut więcej niż nówek. Tak jak z akcyzą na gaz. Było tanio dopóty, dopóki instalacji było mało. Zrobiło się ich więcej i patrz pann co za cud się zdarzył: akcyza na gaz wzrosła.
Powiem tak- nie czuję tego. Dlaczego? Mam samochód- 10 letnie Palio Weekend. Idealnie pasujący do mnie i mojej rodziny. Wystarczający pojemny, tani w utrzymaniu. Używam go raz, dwa razy w tygodniu, rocznie robię około 10 tysięcy km, czyli tyle, co nic. Rodzina głównie korzysta z komunikacji miejskiej, ja dodatkowo- z roweru. I teraz będę zmuszony kupić nowy samochód. Czyli- trzeba ten nowy samochód wyprodukować, zużyć stal, węgiel, ropę (a z czego robi się tworzywa sztuczne?), energię. A równocześnie- trzeba stare auto zezłomować. Kolejna strata. Ergo- nie trzyma się to w żaden sposób kupy. Jeden wielki, pseudoekologiczny bulshit.
Prześlij komentarz
<< Home