4.4.09

Wojciech Jankowski: Czego banki nie rozumieją?

Dwa albo trzy lata temu, kiedy tłumy waliły po łatwe kredyty nikt nie protestowałby przeciw tworzeniu nowych placówek, przeciwnie mieszkańcy sąsiedztwa cieszyliby się, że będą mieć bliżej po kredyty. Teraz jednak kryzys sprawił, że kredyty są trudniejsze, a i chętnych coraz mniej, więc nie dziwota, że mieszkańcy peryferyjnych dzielnic i osiedli uznają placówki bankowe za zbędne i wojują z nimi, bo wolą mieć w tym miejscu sklepy.

Druga polowa dwudziestego wieku i pierwsze dziesięciolecie obecnego to czas banków. Właśnie one – ostatnio obok firm technologicznych – robiły największe pieniądze od Wielkiego Kryzysu, tego z końca lat dwudziestych i początku trzydziestych. Z instytucji gromadzącej cudze i własne kapitały, żeby je pożyczać i zarabiać na tym, przekształcały się w skomplikowane instytucje inwestujące w inne branże, przejmujące przedsiębiorstwa, wreszcie tworzące nowe sposoby zarabiania na obrocie kapitałem oraz coraz bardziej wymyślnymi papierami wartościowymi.

To banki spowodowały obecny kryzys. Najpierw w gospodarkę – która polega przecież na produkowaniu, transportowaniu oraz sprzedaży dóbr i zarabianiu na tym – wprowadziły skomplikowane spekulacyjne mechanizmy pomnażania kapitału bez wytwarzania czegokolwiek. Zarabiały na tym wspaniale, więc nieustannie wprowadzały kolejne sposoby, coraz bardziej złożone i coraz bardziej oderwane od produkcji, transportu, handlu i usług. Rosnące nadmiary kapitału zaczęły w końcu dystrybuować wśród indywidualnych konsumentów nachalnie namawiając ich na branie kredytów bez opamiętania.

Bańka kredytowa pękła, a zaraz po niej pękła bańka spekulacyjna. Banki niegdyś potężne okazały się bezradne. Wypracowane przez dziesięciolecia sposoby zarabiania już nie działają, ale banki – a raczej ich zarządy – tego jeszcze nie pojęły. Jedyną reakcją na załamanie były lamenty i błagania o dofinansowanie przez rządy.

Rządy pieniądze dały, banki przetrwały. Nie zrewidowały jednak – bo nic ich do tego nie zmusiło – podjętych przed kryzysem decyzyj o rozbudowie punktów obsługi indywidualnych klientów – lub raczej punktów wciskania im kredytów – i nadal chcą zakładać malutkie oddziały, gdzie tylko się da. Bankierzy wciąż jeszcze mentalnie żyją przed kryzysem, wydaje im się on jedynie chwilowym zakłóceniem koniunktury; wciąż próbują zarabiać na tym, na czym zarabiały dotąd, bo niczego innego nie potrafią.

Protesty przeciw nowym placówkom pokazują, że istotę obecnego kryzysu zwykli konsumenci rozumieją znacznie lepiej od zarządów banków. Jest szansa, że i bankowcy – nie są przecież idiotami – też zaczną to rozumieć. Im szybciej, tym krócej trwać będzie kryzys.

Wojciech Jankowski

Etykiety: ,