17.9.09

Czas na politykę współpracy z Rosją

Rusofobia to coś więcej, niż przypadłość polskiej polityki. Ona tkwi głęboko w podświadomości wielu z nas. Ja też któregoś dnia musiałem sam sobie wyznać: - Tak, jestem rusofobem.

Carska Rosja, a potem ZSRR jako diabeł, opresor, ciemiężca jest elementem historii mojej rodziny. Była też centralnym punktem mojego wczesnego, nastoletniego doświadczenia politycznego - pod koniec lat 80. byłem wśród tych, którzy marzyli o zakończeniu "sowieckiej okupacji". Nie czarujmy się: cała późniejsza integracja Polski z Zachodem, wejście do NATO i UE było jedną wielką - słuszną i zrozumiałą - ucieczką od Moskwy.

Rusofobia jako jedna z naczelnych zasad polskiej polityki miała (być może) sens w sytuacji narastającego napięcia pomiędzy Zachodem (zwłaszcza USA) a Rosją. Polska mogła drażnić Moskwę czując wsparcie Stanów Zjednoczonych. Mogła pozwolić sobie na wojownicze gesty w rodzaju otwartego poparcia dla skonfliktowanych z Rosją władz Gruzji i na bardziej subtelne działania w rodzaju przeforsowania programu Partnerstwa Wschodniego w UE.

To nie mogło wiecznie trwać. Amerykanie dogadują się z Rosją w sprawie Azji, która dla obu mocarstw jest kluczowa, a dla Waszyngtonu z pewnością ważniejsza niż nasza część świata. Dlatego w lipcu pisałem, że Europa Środkowa powinna przestać myśleć o sobie w kategoriach klienta USA i "wymyślić się na nowo", zakładając, że zmieni się jej otoczenie geopolityczne. Są dobre wzorce:
... Czarnogóra, która jest turystycznym kurortem Rosji, wybrzeżem morskim Serbii - na złość której ogłosiła niepodległość - a zarazem jednostronnie wprowadziła u siebie euro, jest otwarta na turystów i inwestorów z zewsząd i chce wstąpić do UE i NATO.

... Niemcy, które mają i amerykańskie bazy wojskowe, i świetne kontakty gospodarcze z Rosją.
Myślę, że właśnie nadszedł na to czas. Już wiemy, że Amerykanie nie dadzą nam Tarczy Antyrakietowej. Owszem, w zasadzie wiedzieliśmy to od dawna, być może odkąd Barack Obama jest prezydentem USA. Ale nasza klasa polityczna chyba wciąż się łudziła, że Tarczę uda się uzyskać.

W dodatku wiadomość o decyzji Waszyngtonu w sprawie Tarczy nadeszła w wyjątkowo fatalnym momencie: 17 września, w 60. rocznicę napaści ZSRR na Polskę, w szczycie naszego sporu z Rosją o interpretację najnowszej historii.

Przypomnę, że nie podpisaliśmy Traktatu Lizbońskiego, co nie wzmacnia naszej pozycji w UE.

Wyobraźmy sobie zatem taki oto scenariusz: Amerykanie przestają interesować się Europą Środkową - ich uwaga skupia się na Azji (tak zresztą jest już dziś; dobitnie pokazały to obchody rocznicy wybuchu II wojny światowej). Upada Traktat Lizboński (grają na to brytyjscy konserwatyści) i UE pozostaje zlepkiem państw, które prowadzą samodzielną politykę zagraniczną. Niemcy współpracują sobie w najlepsze z Rosją, co zresztą nie jest niczym nagannym, dziwnym, ani wstrząsającym. Polska powoli ugina się pod ciężarem ogromnego deficytu budżetowego. Mniejsze kraje Europy Środkowej zżera kryzys gospodarczy.

Pytanie: co w tej sytuacji robi Rosja? Stoi z boku i biernie przygląda się rozwojowi wypadków? Czy też - przeciwnie - powoli umacnia swoją obecność w Europie Środkowej? W jaki sposób?

Ten scenariusz staje się całkiem prawdopodobny. Dlatego polityka antyrosyjska nie ma żadnego sensu. Musimy założyć, że Europa Środkowa znów będzie czymś w rodzaju płynnego pogranicza między Niemcami a Rosją. I że żadne "dalekie mocarstwo" nie zainteresuje się naszym losem. Gdy piszę te słowa, mam wrażenie, że cofam się w czasie - taką sytuację Polska wielokrotnie przerabiała, zbyt często upatrując nadziei w interwencjach państw "odległych", zbyt rzadko szukając porozumienia z potężnymi sąsiadami.

Nie mitologizujmy Rosji. Ona też ma swoje problemy. Boleśnie odczuwa skutki kryzysu. Szuka nowych dróg przesyłu swojego gazu na Zachód (bo pod tym względem jest uzależniona od Ukrainy). Chce modernizować własną energetykę, czego nie zrobi o własnych siłach.

Mam pełną świadomość, że gaz i ropa to dzisiejsze czołgi Moskwy. Dlatego dealujmy z Rosjanami w sposób rozsądny, zarazem wzmacniając spójność energetyczną UE (co proponuje Jerzy Buzek jako nowy szef Parlamentu Europejskiego) i wspierając de facto antyrosyjskie inwestycje jak budowa gazociągu Nabucco.

Propozycja Moskwy, by postawić wspólną elektrownię atomową w obwodzie kaliningradzkim jest warta rozważenia. Ale nie w sposób polityczny/rusofobiczny - jako klin wbijany między Polskę a Litwę - a jako pomysł biznesowy, który należy przeanalizować od strony finansowej i ekologicznej.

Warto wreszcie pomyśleć o Rosji w kategoriach wielkiego rynku - jak proponuje portal Rosja.biz.pl.

Te wszystkie pomysły nie oznaczają osłabienia więzi Polski z Zachodem. Przeciwnie - w tym samym czasie warto wzmacniać Unię Europejską i utrzymywać jak najlepsze relacje z USA. Wciąż za przykład daję Niemcy: mają bazy amerykańskie, walczą u boku Amerykanów w Afganistanie, a jednocześnie robią gigantyczne interesy z Moskwą.

Nie ma to też nic wspólnego z kwestiami historycznymi. Bijmy się o prawdę, prowadźmy swoją własną politykę historyczną, ale nie łączmy tego z biznesem, czy geopolityką.

Pytanie: co z innymi krajami naszego regionu? Co z Ukrainą?

(O relacjach polsko-rosyjskich rozmawiałem niedawno dwukrotnie na antenie Radia Wrocław. Za pierwszym razem - z Andrzejem Krajewskim i Wojciechem Kazaneckim. Za drugim razem - z Pawłem Rybickim, czyli blogerem Rybitzky'm).

45 Comments:

At 17 września, 2009 11:13, Blogger pinio said...

Pozostaje jednak pytanie co z naszą polityką wobec Gruzji, Ukrainy czy nawet Białorusi (którą mieliśmy przypomnę wciągać do UE). Powiemy im: sorry, wybieramy wielki Rynek Rosji? Chcecie chodźcie z nami, a jak nie to radźcie sobie sami.

Swoją drogą czuję się trochę nieswojo gdy dzisiaj, 17 września, czytam o propozycjach bliższej współpracy z Rosją. Można by rzec, że w 39 baaaardzo się do nas zbliżyli...

 
At 17 września, 2009 11:15, Blogger pinio said...

aczkolwiek w pełni się zgadzam, że prowadzenie wojenek z Rosją nie ma żadnego sensu, a lepsza byłaby współpraca. Za 100 lat nikt nie będzie pamiętał (niestety) o Katyniu, 17 września czy Mołotowie i zaborach

 
At 17 września, 2009 13:00, Blogger Łukasz said...

@ Pinio: W zasadzie nic nie wskazuje na to, by w ciągu najbliższych dziesięciu, dwudziestu lat do UE zostały przyjęte jakiekolwiek kraje z naszej części Europy - za wyjątkiem tych z zachodnich Bałkanów. Nie potrafię powiedzieć, co z tego wyniknie w sensie politycznym. Na pewno warto wzmacniać wewnętrznie UE - z pełną świadomością, że relacje UE-Rosja będą partnerskie, a nie nieprzyjazne.

 
At 17 września, 2009 13:22, Anonymous Piotrek said...

Łukasz:

2 października (referendum w Irlandii) będzie tutaj kluczowy - przyjęcie Lizbony to niezbędny warunek rozpoczęcia procesu zacieśniania Unii, a tym samym tworzenia wspólnej polityki zagranicznej, także wschodniej, energetycznej etc. Niektórzy nasi politycy powinni wreszcie to zrozumieć, bo deklaracje w stylu "podpiszę jak inni przegłosują" brzmią żałośnie. Cenne są rozważania, co Europa Środkowa powinna czynić w razie upadku projektu europejskiego (bo o tym de facto piszesz), ja jednak stawiam dolary przeciw orzechom że Europejczycy znajdą wreszcie jakąś formułę wspólnego działania wobec wyzwań i zagrożeń XXI w. Można by rzec, że taki jest duch dziejów :-)

Miejmy nadzieję, że - w przerwie pomiędzy czytaniem mejli od okropnych Rosjan - Paweł Rybicki znajdzie czas na zapoznanie się z Twoją analizą :-)

Pinio:

Rozumiem niepokój dotyczący rosyjskiej "bliskiej zagranicy", podobnie jak rozumiem odruch solidarności z wymienionymi krajami. Nie zapominajmy jednak, że w ostatnim czasie Ukraińcy, a przede wszystkim Gruzini, zwyczajnie "dali ciała", i ten fakt należy uwzględniać (Saakaszwili 8 sierpnia 2008 nie tylko na własne życzenie ostatecznie stracił Osetię i Abchazję, lecz chyba na długo zamknął sobie drogę do jakichkolwiek wspólnot zachodnich). Cóż więc robić? Nie wiem, ale na pewno nie jest najlepszym wyjściem poklepywanie niewydarzonych przywódców tych krajów i zapewnianie, że będzie dobrze.

Też nad tym boleję, ale w polityce zawsze jest "coś za coś". Tworzące właśnie z Chinami G2 Stany Zjednoczone nie tylko milczą w kwestii „spraw wewnętrznych” ChRL, ale też w pewnym sensie akceptują chińskie wpływy chociażby w Sudanie czy Birmie. Przyszłe partnerstwo UE-Rosja stworzy zapewne podobne dylematy moralne...

 
At 17 września, 2009 14:30, Blogger antyfaszysta said...

Tak naprawdę nie sposób się z Tobą nie zgodzić. Proponujesz układ, w którym wilk jest syty i owca cała. Cudowny, stabilny układ, w którym prowadzimy interesy z Rosją, dzielnie walczymy o jak najbardziej spójną UE, w ramach NATO walczymy ramię w ramię z Amerykanami. Wszyscy nas kochają, my kochamy wszystkich (w ramach wspólnie przyjętych z sojusznikami i Rosją granic).
Nie kpię.
Nie kpię, bo w ten mniej, więcej sposób postępują Niemcy.
Tylko, czy my jesteśmy na tyle mocni gospodarczo, militarnie i politycznie, by taką politykę prowadzić? To, że nie jesteśmy traktowani serio przez sojusznika (najważniejszego do dziś) dobitnie pokazało ostanie kilka lat. Nie wiem dlaczego nikt otwarcie nie powie, że po raz kolejny zostaliśmy oszukani. Nie tylko „murzyn zrobił swoje”, ale jest na tyle głupi, by dalej robić. Dlaczego więc by go nie wykorzystać do końca?
Myślę, że polska „klasa polityczna” (nie ma tak małej litery, bo to napisać poprawnie) jest zbyt tchórzliwa, by „wybić się na niepodległość”.
Jeśli się krytykuje, powinno się coś zaproponować.
Może warto zastanowić się nad prawdziwym współdziałaniem w ramach Grupy Wyszehradzkiej? Akurat z tylko krajami mamy chyba bliżej niż dalej w którąkolwiek stronę – czy na wschód, czy zachód. Może poszukajmy sojuszników takich, którym opłaca się być z nami, a nam z nimi. Z którymi mamy bliską wspólną historię najnowszą a i kiedyś tak do końca się nie skłóciliśmy…Na to nas chyba stać. Bylebyśmy nagle znów nie chcieli być primus inter pares… Tylko cholera jasna znów pytanie: kim to zrobić? Wałęsą? Kaczyńskimi? Tuskiem? Kwaśniewskimi z Millerami?

 
At 17 września, 2009 14:34, Blogger Łukasz said...

@ Antyfaszysta: odwróciłbym Twoje pytanie. Czy jesteśmy na tyle silni, by takiej polityki NIE prowadzić?

 
At 17 września, 2009 14:41, Blogger Łukasz said...

@ Piotrek: gdybym miał sobie wybrać jakąś formułę przyszłego działania UE, to postawiłbym na innowacyjność, nowe technologie itd. itp. A więc to wszystko, co kojarzy się z dogorywającą Strategią Lizbońską, a co obecnie promuje m.in. pani komisarz Viviane Reding. Europa stała się też bardzo interesującym stykiem islamu z Zachodem - i albo uda się wykorzystać ten fakt w celach pozytywnych, albo pogrążymy się w jakiejś absurdalnej "wojnie cywilizacji", do której już się palą oszołomy z obu stron.

 
At 17 września, 2009 14:41, Blogger pinio said...

Swoją drogą z kim byśmy nie prowadzili polityki miłości i przyjaźni (mamy w końcu RP Miłości) to jeżeli nie będziemy szanować swoich partnerów to nic z tego nie będzie. Dzisiaj znowu bluzgi od rana poleciały w stronę USA: lekceważą nas, nie informują, informują Czechów itd itp. Potem kontrolowany przeciek do gazety.pl: jednak nie. Obama dzwonił tylko rozmowa nie była możliwa z przyczyn technicznych. I nikt nie wyjaśnia o co chodzi. Czy telefon był zepsuty, nie było tłumacza, premier był hmm w stanie wskazującym (Broń Boże nie pytam czy premier ma problem z alkoholem), a może oglądał Ligę Mistrzów. A może połączenie tego wszystkiego...

 
At 17 września, 2009 14:44, Blogger pinio said...

wracając do Tarczy. Teraz Graś ujawnia, że była propozycja rozmowy dla premiera ze strony amerykańskiej, ale Tusk po konsultacji z Sikorskim powiedział, że rozmowa może być możliwa dzisiaj.
Czyli spuścili Obamę na drzewo...

 
At 17 września, 2009 15:17, Blogger antyfaszysta said...

No wiesz Pinio? Nie miałeś innego miejsca tylko drzewo?
Ale kanał też mógłby być dwuznacznie zrozumiany :D

 
At 17 września, 2009 15:20, Blogger pinio said...

antyfaszysta:
o shit! Patrz normalnie ukryty rasizm z człowieka wychodzi w takich niewinnych sytuacjach 8-) 8-)
No dobra, niech będzie: spuścili go...

 
At 17 września, 2009 15:24, Blogger antyfaszysta said...

Łukaszu moim zdaniem jesteśmy zbyt słabi, zbyt ulegli brakuje nam polityków by prowadzić politykę samodzielnie. W sporcie mówi się, że jesteś silny na tyle, na ile pokazałeś to w ostatni8m meczu. Pamiętasz "mecz" wygrany samodzielnie przez polską dyplomację? Dlatego moim zdaniem jest zwołanie drużyny. A nie ma lepszej drużyny, niż ta, ktróej interesy są wspólne.

 
At 17 września, 2009 15:27, Blogger antyfaszysta said...

"Najlepszym wyjściem jest zwołanie drużyny."
Tak być powinno :)

 
At 18 września, 2009 00:47, Anonymous Kefir said...

Polska jako państwo o średniej sile musi osłabiać integrację europejską, a nie wzmacniać.

Na integracji zyskują dwa rodzaje państw:
- silne (w UE - Francja, Niemcy, Wielka Brytania, gdyby jej się chciało) - bo mogą realizować swoją politykę nie swoimi siłami
- słabe - bo one i tak nie mogłyby prowadzić swojej polityki, a tak mają zapewnione bezpieczeństwo

Państwa o przeciętnej sile (w UE - Hiszpania, Polska i Włochy) tracą możliwość decydowania o sobie, a nie zyskują możliwości wpływania na politykę UE.

 
At 18 września, 2009 01:12, Blogger Łukasz said...

@ Kefir: co zatem zyskują państwa średniej wielkości na osłabianiu UE?

 
At 18 września, 2009 06:02, Anonymous Anonimowy said...

Nareszczie trzezwo! Obserwuje to politykierstwo i koltunstwo polskie z oddali i nie moge uwierzyc w jego glupote. Czytam np. taka niby postepowa Wyborcza, ktorej to glownym redaktorem od zagranicy i Wielkiej Polityki Polskiej jest jakis mlody janczar Bartosz. Co za wielka i nieprzemijajaca milosc do USA???? Tutaj z pozycji kanadyjskiej to po prostu smieszne i zenujace. Znamy naszych sasiadow. Maja swoje interesy i my robimy swoje z nimi na zasadzie wspolnych korzysci. Nie wyslalismy wojsk do Iraku i jest OK.
A ta slawetna Tarcza? Tu blednie nawet dialektyka marksistowska! Ma nas bronic przed Iranem?! Czysta glupota nie mowiac o moralnosci. A zyski jakie? Tylko na posmiewisko.
Dobrze, ze Was Obama uchronil od wlasnej glupoty.

canadol

 
At 18 września, 2009 12:32, Anonymous Kefir said...

Pytanie jest źle postawione. Zapytajmy, co tracą średnie państwa na wzmacnianiu integracji. Otóż tracą możliwość manewru.

Przy wspólnej polityce zagranicznej UE Polska nie będzie miała nic do powiedzenia.

Jest w teorii sojuszy kategoria uwikłania, czyli realizowania interesów drugiego członka sojuszu. Integracja jak w UE jest o tyle wyjątkowym sojuszem, że nie można z niego wyjść i że (w planach) nie będzie osobnej polityki państw członkowskich. W tej sytuacji uwikłanie jest problemem ogromnym. I Polska, jako kraj, który obok Włoch i Hiszpanii może na tym najwięcej stracić, musi być tego świadoma.

 
At 18 września, 2009 14:18, Blogger Łukasz said...

@ Kefir: co proponujesz?

 
At 18 września, 2009 17:31, Anonymous Kefir said...

Biorąc poprawkę na kwestię Unii Europejskiej - to, co ty. Czyli pragmatyczne lawirowanie między pozostałymi dużymi graczami.

Przy czym mam na myśli nie tylko USA, Niemcy czy Rosję, ale też (a może - przede wszystkim) na przykład całkowicie w polskiej myśli politycznej pomijane Chiny.

 
At 18 września, 2009 21:34, Blogger Łukasz said...

@ Kefir: Chiny uratowały nas w 1956 r.;) Pytanie: co dziś jesteśmy w stanie zaoferować Chińczykom?

 
At 19 września, 2009 10:02, Anonymous Kefir said...

To samo, co Rosji, Niemcom czy USA. Nawet więcej, bo Chiny w Europie nie mają (mówiąc delikatnie) dobrej prasy, dlatego jeden "sojusznik" w UE by im na pewno pomógł.

 
At 19 września, 2009 21:46, Anonymous Unicorn said...

To było do przewidzenia, że jak nie wyjdzie w jedną stronę to wg niektórych należy przegiąć w kolejną. Zabawne, że rusofilami w Polsce są nie tylko pogrobowcy miotu komuszego ale i ludzie nazywający siebie prawicą, konserwatystami itp. pierdoły. Na fali "tarczowej" oprócz rusofilów odezwali się inni płatni idioci marudzący o "łunii". Tak, Unia jak i USA obroni nas a jednocześnie sprzeda. Zachód zawsze nas sprzeda a Rosja okpi.
Czas zacząć myśleć realnie. I pogadać z Chinami.
Nie istnieje żadna współpraca z Rosją. Osoby tak uważające można zredukować do naiwniaków gorszych od amerykanofilów. Możemy handlować z Rosją i próbować ją rozwalać od środka. Tyle i aż tyle.
Nudzą mnie bajki moralnościowe. Złe Chiny, zła Białoruś. My- dumni demokraci. Jakoś demokracjom w stylu Francji i Niemiec nie przeszkadza robić olbrzymich kokosów na handlu bronią...

 
At 20 września, 2009 12:10, Blogger Łukasz said...

@ Unicorn:

1. Dlaczego uważasz, że "nie wyszło w jedną stronę"? Relacje polsko-amerykańskie są nadal dobre, tyle że Europa Środkowa w ciągu ostatnich dwudziestu lat straciła na znaczeniu. Amerykanie raz interesują się nami, a raz nie. Rosja to czynnik stały.

2. O jakim "przegięciu w drugą stronę" mówisz? Ja opowiadam się za względną równowagą, na wzór niemiecki. Współpraca z Rosją nie jest składnikiem alternatywy, ale koniunkcji ;)

3. Co ma do tego rusofilia? Zresztą w Polsce to akurat dość rzadka przypadłość. W zasadzie nieobecna w politycznym mainstreamie, który jest albo otwarcie rusofobiczny, albo - w wersji minimum - pragmatycznie prozachodni.

4. Niezależnie od tego, że koncepcja współpracy z Chinami jest ciekawa, to jednak obawiam się, iż jest ona kolejnym wcieleniem poszukiwania przyjaciół "za miedzą sąsiada" (jak to ktoś niedawno ładnie określił). Tymczasem głównym układem odniesienia dla Polski są od dawna Niemcy i Rosja.

Poza tym Chiny kierują swoją uwagę raczej ku południowym rejonom świata. Zapewne uznając jego północną część za nazbyt zdominowaną przez innych dużych graczy (Zachód, Rosja).

 
At 20 września, 2009 12:46, Anonymous Unicorn said...

@Łukasz, lubię konkrety. Co takiego uzyskaliśmy dobrego?
Tak naprawdę ciągle jesteśmy tylko głaskani- raz, że coś dostaniemy; inni przebąkują o mocarstwie polskim, które USA dozbroją. Za bardzo śmierdzi mi tutaj drugim Izraelem. Zresztą neokonie to inna sprawa...
2. Akurat nie wspominam o tobie ale pojawiają się już takie głosy- tylko Rosja, Słowianie. Dziwne ruchy, organizacje.
3. Patrzysz przez klasyczny pryzmat, obecny w polityce kilkadziesiąt lat temu. Obecnie rusofilem czy agentem wpływu nie jest ten, który wyrósł z komunistycznego korzenia ale zwykły opłacany pionek. Stąd nie tylko rusofile wśród dawnej endecji czy neoendecji lub postkomunistów ale i w szeregach...konserwatystów, realistów. Kiedyś Sowiety dotowali ruchy ekologiczne i pacyfistyczne. Obecnie po udanej fazie rewolucji kontrkulturowej 1968 roku wystarczy robić "biznesy."
Poczytaj Wielomskiego.
4. Mam tylko jeden argument na tezę- daleko stąd. W dobie atomowej nie widzę sprzeczności aby szukać daleko. Po pierwsze, Chinom NIKT nie podskoczy. Po drugie, oni sami chcieli wejść do Europy. A czy my będziemy koniem trojańskim Stanów czy Chin, co za różnica, jeśli dostaniemy zastrzyk np. na dozbrojenie armii. Oczywiście taki scenariusz jest szkodliwy i dla USA, Rosji czy Niemiec. Stąd będzie wyśmiewany i zwalczany w "polskich" mediach przed odpowiedzialne autorytety opłacane ze wschodniej i zachodniej strony ;)
Nie wiem czy kojarzysz, że podczas premierowania Marcinkiewicza pewien pan skośny zasugerował takie partnerstwo. Nie spotkało się to z odzewem, co akurat mnie nie dziwi gdy później prezydent cieszył się z reaktywowania Bnai Brith...
Chiny uważnie przyglądają się sytuacji w Europie i próbują znaleźć sojusznika. Przeciw Rosji. Logiczne, że z racji historycznej my takim być możemy.
Ostatnio niejaki Friedman ze Stratforu prorokował, że staniemy się mocarstwem. Owszem. Pytanie, dlaczego ma dojść do konfliktu z Turcją, skoro możemy z nią współpracować?
Scenariusz, który nakreślił jest dobry dla wszystkich, tylko nie dla nas. Tu zresztą masz odpowiedź odnośnie wizji i strategii politycznych w Polsce.

 
At 20 września, 2009 12:54, Anonymous Kefir said...

Chiny NA RAZIE skupiają się na południu. Zachód i Rosja NA RAZIE zdominowały północ.

Tyle, że Zachód i Rosja, jeśli nic się nie zmieni, już przegrały w starciu demograficznym.
Nie tylko o liczbę (zmniejszaną przez ChRL) chodzi, ale przede wszystkim o strukturę demograficzną. Na jedną kobietę przypada dwóch mężczyzn. Ci, którzy nie znajdą sobie kobiet są idealnym materiałem na żołnierzy. Co więcej - oni wręcz mogą wymóc na państwie agresywną politykę, nawet jeśli to chciałoby prowadzić inną.
Rosja się wyludnia i najpewniej wyludniać się będzie, Europa się degeneruje i straciła już chyba "instynkt podboju". A jak imperium nie rozszerza swoich granic, to zaraz będzie się kurczyć.

Poza tym - za niedługo nie będzie powodu, by Chińczycy koncentrowali się na południu, bo całe sobie podporządkują. W Indonezji (kolejny całkowicie pomijany kraj, a to przecież czwarte państwo na świecie pod względem liczby mieszkańców) jednoprocentowa chińska mniejszość kontroluje 70% gospodarki. W Japonii po pół wieku zmienia się rząd i myślę, że oznacza ta zmiana również zmianę w polityce w stosunku do USA i Chin.
W Azji, w przeciwieństwie do Europy, gdzie panuje metoda równoważenia siły, panuje zasada przyłączania się do silniejszego (bandwagoning). Im silniejsze będą Chiny, tym chętniej państwa Dalekiego Wschodu będą się doń przyłączać. Mając rozwiązane ręce na Wschodzie i południu - Chiny mogą się ruszyć na zachód i północ. Ba - ze względów demograficznych będą musiały to zrobić.

 
At 20 września, 2009 13:40, Blogger pinio said...

raaany. Wy tak na poważnie z tymi Chinami? Pominę już wątek moralny bo widzę z wpisów, że Was to nie interesuje choć ja uważam, że przyzwoitość nie pozwala szukać przyjaciół wśród bandziorów.
Co takiego możemy dać Chinom by chcieli nas traktować jako partnera, rynek zbytu już na ich marne towary dostali? Strategiczny sojusz przeciwko Rosji ? Bez żartów? Dozbrojenie armii? Już rzekomo Amerykanie mieli nas dozbrajać i zaraz usłyszeliśmy, że rakiety zostaną skierowane w naszą stronę.

Czemu po prostu nie szukamy przyjaciół blisko - w Czechach, Węgrach, Słowacji itd. Fakt, że Czesi nie mają nas za co lubić i pewnie jeszcze pamiętają nasze podejście do Małej Ententy czy wspólne z Niemcami i Węgrami pozbawienie ich części terenów w 38. Ale to wydaje się bardziej realne niż sojusz z Chinami czy Rosją. Moskwa zresztą zawsze będzie nas traktować z góry i czy my nagle zapałamy do nich przyjaźnią i miłością nic tego nie zmieni...

 
At 20 września, 2009 13:50, Anonymous Kefir said...

Tereny zajęte przez Polaków w 1938 roku to były terytoria, które Czesi zajęli w 1920 roku, podczas sowieckiej ofensywy, łamiąc wcześniejsze polsko-czeskie porozumienia.

Jak rozumiem - dla Ciebie przyzwoitość polega na tym, że mamy się dawać dymać wszystkim dookoła i jeszcze przepraszać, że nie wydymali nas bardziej?

Polacy mogą mieć wobec Czechów tyle samo pretensji, co oni do nas. Tyle że Polacy w swojej pierdołowatości tych pretensji nie zgłaszają, za to cały czas podkreślają swoje winy.

A wracając do meritum - jak współpraca z Chinami przeszkadza we współpracy z Czechami, Słowacją czy Węgrami? Polska ma szanse zostać liderem regionalnym, ale rola lidera regionalnego polega właśnie na tym, że się reprezentuje region w stosunkach z innymi liderami.

 
At 20 września, 2009 14:20, Blogger pinio said...

Kefir:
o przyzwoitości pisałem co prawda w kontekście naszego ewentualnego partnerstwa z Chinami. Ale skoro usprawiedliwiasz to nasze zajęcie w 38 roku części Czech - to nie wydaje mi się by przyzwoite było wspólne z Hitlerem rozbieranie Czech. Rosjanie też mieli pretensje do naszych ziem i sobie w 39 wzięli (w dużym uogólnieniu).
A czy my naprawdę podkreślamy swoją winę nieustannie? Ostatnio Zaolzie. Raczej sami się rozwodzimy nad swoimi klęskami i oczekujemy uznania i przeprosin od innych.

A wracając do dymania? A Chiny to będą do nas mówić "Kocham"?
Jaki liderem Polska ma zostać szanse? Dopóki w tym państwie nie znajdzie się klasa polityczna zdolna do współpracy a nie negowania wszystkiego co powie druga strona to nie mamy na to żadnych szans. Wyobrażasz sobie teraz głośną propozycję PO - "współpracujmy z Chinami"? PiS jeszcze tego samego dnia (skądinąd słusznie) zrobi spot reklamowy z Tiananmen i Tybetem.

 
At 20 września, 2009 14:39, Anonymous Kefir said...

Ja nie usprawiedliwiam aneksji Zaolzia. Chodzi mi tylko o to, że w Polsce więcej się słyszy o zajęciu go przez Polskę w 1938 roku, niż o zajęciu go przez Czechów w 1920 roku. Powinno być dokładnie na odwrót. Dlaczego przyjmujemy czeską wizję historii?

Współpraca z Hitlerem w 1938 roku jest tak samo zła, jak współpraca z Leninem w 1920 roku. Planowany efekt taki sam.

A co do "dymania" przez Chiny i naszej klasy politycznej. Też uważam, że z obecnymi politykami (nie tylko zresztą politykami, ale też dziennikarzami, "autorytetami" itd.) żadna normalna polityka, która Polsce przynosiłaby korzyści nie jest możliwa.
Ale to powód, żeby zmienić polityków, a nie politykę.

 
At 20 września, 2009 16:26, Blogger Łukasz said...

@ Unicorn:

1. Sojusz z USA uważam za dobry. Choć oczywiście wolałbym podparcie go zniesieniem wiz.

Zbyt dobrze jednak pamiętam realną sytuację i marzenia z lat 80., by uważać obecność w podstawowych strukturach politycznych i militarnych świata Zachodu za fakt bez znaczenia, lub wręcz obciążenie. Poza tym zdecydowanie wolę myślenie w kategoriach "my, czyli NATO", "my, czyli UE", niż "my, czyli Polska i oni z UE i NATO". Że przypomnę, że już za kilka-kilkanaście lat będziemy płatnikiem netto do budżetu UE, a jaką przestrzeń sobie do tego czasu - za przeproszeniem - wyrąbiemy, to już zależy tylko od nas ;)

Piszesz: "inni przebąkują o mocarstwie polskim, które USA dozbroją. Za bardzo śmierdzi mi tutaj drugim Izraelem". Ci "inni" to chyba jeden amerykański publicysta, prawda? Koncept "drugiego Izraela" był chyba wielkim marzeniem części polskich elit. No ale nic z tego. To nie ta część świata, nie te interesy.

2. Uważam, że jakikolwiek ruch prorosyjski jest równie "dziwny" jak ruch proamerykański, czy prochiński. Nie wiem na czym miałaby polegać szczególna "dziwność" optowania za współpracą z Rosją? No i jak silne są owe ruchy?

3. Rozumiem, że w ten sam sposób oceniasz osoby opowiadające się za ścisłym sojuszem z USA.

Na marginesie dodam, że SLD było jednym z bardziej proamerykańskich ugrupowań na polskiej scenie politycznej.

Wielomskiego czytam regularnie.

Zaś z interpretacją ruchów ekologicznych czy konktrkulturowych jako po prostu agentury moskiewskiej fundamentalnie nie zgadzam się. To dość naiwne, redukcjonistyczne podejście do życia publicznego.

4. Pewnie bardziej kochalibyśmy Chińczyków, gdyby Lenovo - zgodnie z zapowiedzią - otworzyło fabrykę pod Legnicą ;) Swoją drogą, to ciekawe, że gdy kilka lat temu Lenovo przymierzało się do przejęcia części IBM, w USA wybuchła totalna awantura - w mediach i w Kongresie - bo pojawiły się podejrzenia, że Lenovo to koń trojański chińskiego wywiadu, a jego wejście na rynek amerykański zagraża bezpieczeństwu USA. Sinofobia? W Polsce nikt nie zgłaszał takich obiekcji. Wręcz przeciwnie - wszyscy zainteresowani cieszyli się z zapowiadanej inwestycji Lenovo.

 
At 20 września, 2009 16:42, Blogger Łukasz said...

@ Kefir & Unicorn: zastanawiam się - choć zupełnie abstrakcyjnie - czy nie mitologizujecie trochę Chin. Nie przeczę, że to mocarstwo, ale stąd jeszcze daleka droga do roli supermocarstwa. Acz potrafię sobie wyobrazić, że za pół wieku głównym "kleszem cywilizacji" będzie ten pomiędzy islamizmem a - powiedzmy - konfucjanizmem. Gdzie wtedy będzie Zachód? Liberalizm?

@ Pinio: polityka jest czymś, co dzieje się poza moralnością. To oczywiście nie znaczy, że należy abstrahować od ocen moralnych. Ale faktycznie rozmawiamy tu sobie w konwencji polityki "czystej".

Nie wiem jak zmienić Chiny. Nie wiem jak zmienić parę innych części świata. Wierzę jednak, że jeśli nasz system wartości jest silny, to jest również atrakcyjny sam przez się - więc trzeba go propagować, utrzymując jak najwięcej kontaktów z ludźmi z tych części świata, które uważamy za mało sympatyczne.

 
At 20 września, 2009 17:07, Anonymous Kefir said...

Owszem - Chiny obecnie nie mają się co równać ze Stanami Zjednoczonymi. Tyle, że - jak sam zauważasz - za lat 50 może być (i myślę, że będzie) zupełnie inaczej.

Obecni rządzący patrzą na świat w perspektywie kilku lat - do następnych wyborów, ale przynajmniej komentatorzy powinni patrzeć nań w perspektywie dużo dłuższej. Jeśli postawi się na dobrego konia 50 lat wcześniej, to potem można uzyskać premię. I warto się zastanowić, na którego konia stawiać.

Europa, jeśli nic się nie zmieni, będzie chyba zmuszona pełnić rolę Italii po upadku Rzymu. Owszem - bogatej ekonomicznie i kulturalnie, ale nie mającej większego znaczenia politycznego. Nawet po jej zintegrowaniu nic nie wyszło z prób zaistnienia jako mocarstwo.

Europie, jeśli chce odegrać jakąś znaczącą rolę, potrzebny jest wstrząs. Pytanie tylko, czy wygodni europejczycy tego wstrząsu chcą. W końcu życie florentczyków czy wenecjan nie jest takie złe.

 
At 20 września, 2009 18:07, Anonymous Unicorn said...

Zaraz zostanę nazwany chińskim lobbystą z uwagi na laptop Lenovo :) Poważnie- nie lubię bajek o 1938 bo to właśnie jest wspomniany redukcjonizm- do Hitlera i faszyzmu. Ostatnio pisałem sporo o historii alternatywnej i nie uważam, że modne podejście co byłoby gdyby "z Hitlerem na Rosję" miałoby jakikolwiek sens. Wybraliśmy źle- sojusz z Zachodem ale mogło być jeszcze gorzej.
Jeśli ktoś ma ochotę niech poczyta:
Co do moraliów napisałem już fragment, powtórzę raz jeszcze, Pinio widocznie nie doczytał:
Wartości, idee, moralia. Zabawne, wiele państw w teorii demokratycznych nie ma specjalnych zahamowań aby realizować (nawet po cichu) interesów z krajami obcymi kulturalnie i wręcz odstręczającymi moralnie. Przykładem niech będą Niemcy i Francja. Kolejnym argumentem jest ponoć fakt, że należy się stosować do reguły- "sojuszników szukamy blisko, wrogów daleko.". Tak? Mamy dwóch wielkich wrogów w sąsiedztwie i państwa, które albo możemy oddać za darmo Rosji albo je wchłonąć. Zaiste, ten sposób myślenia gwarantuje długie lata niepodległości :> W dobie broni atomowej i możliwości n-krotnej zniszczenia naszego globu marudzenie o bliskich sojusznikach trąci myszką...
Trzeci argument opiera się na przemieszaniu pojęć moralnych (zauważcie jak stosują je ich propagatorzy np. Izrael...) i wątków odwołujących się do naszej historii-za wolność naszą i waszą. Ma to połechtać ego i uśpić czujność. Nawróceni na antykomunizm dawni piewcy Stalina (neokonie itd.) wmawiają nam, że MUSIMY bronić cywilizacji zachodniej. Pytanie- za ile i po co? Na razie jesteśmy naiwni i robimy to jak niewolnicy. Pod przymusem, za mgliste gwarancje dopłynięcia galery do portu i najedzenia się ochłapami kaszy.
O moich wersjach alternative history:
http://unicorn.salon24.pl/119192,historyczne-histerie-realistow
http://unicorn.ricoroco.com/nucleo/index.php?itemid=579
Chiny szanują państwa z przeszłością. Zamiast się nabijać Pinio spróbuj dotrzeć do literatury, co chcieli zrobić w 1956. Wtedy otrzymasz pytanie, co możemy dać Chinom. Zadziwia mnie bezmyślność niektórych. Bezmyślność historyczna, rzecz jasna.
@Łukaszu- odnośnie ruchów ekologicznych i "wspierania" przez ZSRS dziwnych tworów polecam C. Sterling-> Sieć terroru i J. Barrona- KGB.
Bynajmniej nie są to autorzy, których można posądzić o fantazję.
Cierpimy na myślenie demokratyczne w najgorszym tego słowa znaczeniu- nie potrzebujemy do robienia interesów czy sojuszu zmieniać mentalności Chin. Co więcej jest to złe podejście- neokolonialne- obecnie reprezentowane przez USA. Ja też lubię USA ale bez przesady z tą miłością.
Dlaczego mamy komuś coś zmieniać? Bo nie pasuje do naszych prymitywnych schematów?
Co do partii politycznych- metki faktycznie się już zużyły. Pis to narodowi socjaliści (jakkolwiek głupio by to brzmiało) a PO bliżej do pozycji opuszczonych przez SLD :)

 
At 20 września, 2009 18:18, Anonymous Unicorn said...

Ps. Wyśmiałeś mnie kiedyś Łukaszu z pomysłem zburzenia PKiN. Dopóki ten moloch będzie egzystował w przestrzeni jak i mentalności nic się w Polsce nie zmieni. I żadne bajki o muzeum komunizmu nie mają sensu. Ciekawe jak wytłumaczysz zburzenie cerkwi św. Michała po I wojnie? Przecież też mogli zostawić a zburzyli. Wiesz dlaczego? :)
http://pl.wikipedia.org/wiki/Akcja_rewindykacji_cerkwi_prawos%C5%82awnych_w_II_Rzeczypospolitej

 
At 20 września, 2009 21:11, Blogger Łukasz said...

@ Unicorn:

1. "Mamy dwóch wielkich wrogów w sąsiedztwie". Kogo masz na myśli? Ja nie dostrzegam żadnego wroga. Ani w sąsiedztwie, ani nigdzie dalej.

Jak definiujesz wroga?

2. Nie chcesz bronić cywilizacji Zachodu? A na jakim systemie wartości bazujesz w swoim życiu?

3. Jeśli Sowieci wspierali ruchy ekologiczne na Zachodzie w imię swojej polityki imperialnej, to ta informacja mówi nam sporo o polityce imperialnej, ale nie mówi nam nic o ekologii. To dwa całkiem różne porządki.

4. Nie będę ukrywał, że nie odpowiadają mi niektóre elementy porządku politycznego w takich krajach jak Chiny, czy np. Iran. Jako przedstawiciel liberalnego, indywidualistycznego Zachodu czuję się zszokowany, gdy aparat państwa prześladuje i zabija obywateli za poglądy. Nie uważam tego podejścia za przejaw mojego "prymitywnego schematu", a za element mojego kulturowego backgroundu - i już.

Nie sądzę, żebym wysiłkiem własnej woli zdołał zmienić Chiny. Ale będę ukontentowany, gdy któregoś dnia dowiem się, że kraj ten wyrzekł się niektórych ponurych praktyk.

5. Nie istnieje żaden racjonalny powód, dla którego warto byłoby zburzyć PKiN. Gdy chodzę ulicami Wrocławia i patrzę na otaczające mnie budynki, to nie analizuję ich przez pryzmat działań ludzi, którzy kazali je stawiać. Nieważne, czy byli to Piastowie Śląscy, Habsburgowie, Kościół, Prusacy, hitlerowcy, stalinowcy, czy kapitaliści. Bo gdybym kierował się tą logiką, musiałbym wpierw wezwać do zburzenia piramid w Giza jako pamiątki po wyjątkowo opresyjnym reżimie, który prawdopodobnie zniewolił tysiące ludzi, by spełniali dziwaczne, gigantomańskie, architektoniczne zachcianki swoich władców.

 
At 20 września, 2009 22:17, Anonymous Unicorn said...

"Kogo masz na myśli? Ja nie dostrzegam żadnego wroga. Ani w sąsiedztwie, ani nigdzie dalej.
Jak definiuję wroga- państwo, które dąży do fizycznego jak i mentalnego zniewolenia. Oba wyrastają z historii. I są to nasi sąsiedzi. Jedni są teoretycznie sojusznikami, drudzy wrogami. Napiszę- Niemcy i Rosja.
W przypadku Rosji państwo próbuje sztucznie wzbudzić nienawiść do Polaków. W społeczeństwie rosyjskim jest różnie z niechęcią do nas. U Niemców dla odmiany, na poziomie państwowym jest pięknie- dialog, pojednanie. Na poziomie społecznym- brudne Polaczki czy plakaty won...Idea jest identyczna.
Masz jeszcze jakieś wątpliwości?
Pomijam już temat bardzo ci bliski jak media- ale wiem, że nie chcesz o tym pisać :)
Mogłeś się bardziej wysilić:
"Nie chcesz bronić cywilizacji Zachodu? A na jakim systemie wartości bazujesz w swoim życiu?"
Wszyscy bazujemy na podobnych wartościach. Sęk w tym, że niektórzy uważają je za lepsze, wyższe od innych. Dlaczego mam bronić cywilizacji Zachodu? Obecnie nic to nie oznacza.
Mogę bronić prawdy historycznej.
---
"Jeśli Sowieci wspierali ruchy ekologiczne na Zachodzie w imię swojej polityki imperialnej, to ta informacja mówi nam sporo o polityce imperialnej, ale nie mówi nam nic o ekologii. To dwa całkiem różne porządki."
Jeśli ruchy te były dotowane czy wręcz tworzone przez Sowietów mówi to nam sporo o mentalności tzw. demokracji zachodnich, czyż nie?
Rozejrzyj się. Zbudowano parareligię globalnego ocipienia, pardon ocieplenia. Wierzysz w to?
Co do twojego zadziwienia i oburzenia- oczywiście większość ludzi odczuje smutek i żal z powodu fal represji ale co z tego?
Co zrobiłeś aby im pomóc? Nic. zatem w czym problem? Dzięki wam, najemnym pismakom nauczyliśmy się być absolutnie nieprzemakalni na ludzką krzywdę. To na pewno zwycięstwo demokracji i społeczeństwa obywatelskiego :>
Podałem ci racjonalny powód zburzenia PKiNu. Jeśli tego nie zauważyłeś (link), to nie mój problem. Nie będę cię zmieniał, chociaż ty chcesz innych nawracać.
Tak właśnie zaczęła się sowiecka opowieść- polecam Soviet Story.
Miłego wieczoru :)

 
At 20 września, 2009 23:31, Blogger Łukasz said...

@ Unicorn:

Wpierw zachwycasz się Chinami, potem narzekasz na Rosję, że "dąży do fizycznego i mentalnego zniewolenia"... Zdecyduj się, chłopie :)

Co do Niemców - skoro jest tak, jak piszesz, to dlaczego od lat 70. obserwujemy raczej kolejne fale emigracji Polaków do Niemiec, niż jakieś zjawisko przeciwne (np. omijanie tego kraju przez Polaków szerokim łukiem)? Jeśli wśród zwykłych Niemców zdarzają się antypolskie postawy, to tego akurat bym się nie czepiał, bo pod tym względem Polacy są tacy sami.

Zresztą między zbiorem "Polacy" a zbiorem "Niemcy" jest jeszcze sporo stanów pośrednich. Z mojej perspektywy są one nawet ciekawsze od owych rzekomo "czystych" etnosów, które tak bardzo rozpalają wyobraźnię szowinistów narodowych.

Zatem tak opisanych przez Ciebie Niemiec/Niemców nie uważam za wroga. Nieco bardziej złożony jest casus Rosji, której zarzucasz odgórne nakręcanie ludzi na antypolskość. Tu rzeczywiście mamy do czynienia z atakami "historycznymi", choć ja je odbieram raczej jako celowe prowokowanie Polaków, którzy - nie wiedzieć czemu - nie potrafią uprawiać polityki realnej w oderwaniu od tej historycznej. Poza tym nie sądzę, by Polska jakoś specjalnie na co dzień zaprzątała umysły Rosjan.

Nie zmienia to oczywiście faktu, że mamy pełne prawo uprawiać własną politykę historyczną, także ofensywną. I że niezależnie od niej z korzyścią dla nas byłoby szukanie przestrzeni wspólnych interesów z każdym z naszych sąsiadów - w tym także z Rosją.

Wolisz bronić historii niż wartości Zachodu? Współczuję. Znaczy się, że sam siebie zaliczasz do społeczności politycznych zombies.

Co do tej ekologii to oczywiście fundamentalnie się różnimy i raczej nie widzę szans na dalszą owocną wymianę zdań. Ale powtórzę: jeśli jakieś obce mocarstwo - w ramach swej imperialnej polityki - wspiera na terenie swoich rywali różne ruchy (ekologiczne, kontrkulturowe, patriotyczne, narodowe, liberalne, faszystowskie, komunistyczne etc. etc.), to ten fakt nie ma w zasadzie żadnego większego znaczenia dla historii idei. Zakładam, że wszelkie faszyzmy, komunizmy, nacjonalizmy, socjalizmy, konserwatyzmy i inne takie mają swoją własną logikę i motywacje. Ewentualne wsparcie finansowe z zewnątrz może je wzmacniać, ale nie ma mocy demiurgicznej. Doprawdy, ludzie mają swoje mózgi i odczucia, idee są żywe i pozostają w wiecznych, ożywczych sporach, a przestrzeń publiczna nie jest sprowadzalna do gier wywiadów.

Kompletnie nie wiem, co ma do tego globalne ocieplenie. Gdzie Rzym, gdzie Krym?

Nie wiem też, dlaczego uważasz, że właśnie przeze mnie stałeś się "nieprzemakalny na ludzką krzywdę". Współczuję Ci. Ale choć bardzo wytężam swoją pamięć i wyobraźnię, nie potrafię przypomnieć sobie żadnego zdarzenia, którym tak bardzo skrzywdziłem Twoją wrażliwość, jak mi to imputujesz.

Nie bardzo też rozumiem, jaką rolę w naszej wymianie zdań miałby odegrać link do hasła o akcji rewindykacji cerkwi w okresie międzywojennym. II RP prowadziła fatalną, samobójczą politykę wobec tzw. mniejszości. Burzenie cerkwi to już zupełna barbaria. Ale hasło na ten temat jest oczywiście ważne, choćby jako przybliżenie kontekstu późniejszych działań militarnych i terrorystycznych przeciwko II RP.

 
At 22 września, 2009 11:41, Blogger Patrycja said...

U nas w Polszy - brak nam czegoś co Hegel nazywał List der Vernuft, czyli chytrość rozumu.
I to szczególnie wyłazi w polityce międzynarodowej, czy słyszeliście co mówił minister Skorski u Lisa?:-).
A co do oferty wobec Chin:-) Jassne, możemy im zaoferować prawo, które nakaże zamawiać do szkół obowiązkowo gumki chińskie z koncesją na lat 25.
Co można wynegocjować z siłą, która już tu jest i to na prawach swoich (szczególnie chodzi mi o gospodarkę i produkcję).

 
At 22 września, 2009 16:58, Anonymous Unicorn said...

Patrycjo- bez obrazy ale zamiast głupot napisz coś konstruktywnego.

 
At 22 września, 2009 23:49, Anonymous Piotrek said...

Unicorn:

Bez obrazy, ale jeśli "konstruktywne" jest bajdurzenie o Bnei Brith i wychwalanie czystek etnicznych II RP, to może lepiej wrzucić na luz i od czasu do czasu napisać jakąś "głupotę" ;-)

 
At 23 września, 2009 15:12, Blogger Patrycja said...

Unicorn@
czasem droga do prawdy jest wybrukowana paradoksami:-) albo jak nazwałeś "głupotkami"
po drugie, wybacz, ale brak chęci piania w jednym chórze nie jest wymogiem nigdzie, nawet chyba w Chinach (już).
:-)

 
At 23 września, 2009 16:34, Anonymous Unicorn said...

@Patrycjo- posługiwanie się metkami jest szkodliwe dla zdrowia- można się polepić. Z niecierpliwością czekam na tekst, w którym zostanę antysemitą.
Ps. Poczytałbym jednak coś o Bnai Brith, skoro demonizujemy...

 
At 23 września, 2009 19:34, Anonymous Unicorn said...

Link dla wszystkich wyśmiewających wątek chiński:
http://www.presstv.ir/detail.aspx?id=106752&sectionid=351020404

 
At 23 września, 2009 21:09, Anonymous Anonimowy said...

Od Patrycja - bo coś się spier... z logowaniem na blogrze:

Unicorn@
1. nikt Cię nie wyśmiewa. 2. ani nikt na nikogo się nie obraża (chyba za bardzo lubię Twoje teksty:-). A teraz do rzeczy, może ironicznie napisałam co napisałam, ale jest to mój pogląd i możesz z tym się nie zgadzać, tak jak ja z Twoim.
I co do konstruktywnych fragmentów:
To powiem Ci o pewnej inwestycji. Na południu Turcji powstaje właśnie jedna z największych w tamtym regionie stoczni, połączona z halami produkcyjnymi do przetwórstwa stali i budowy maszyn dla przemysłu ciężkiego. Idea jest taka: statek przypływa z surowcem, ten zostaje tam przetworzony, a następnie w tym samym miejscu następuje produkcja maszyn. Te gotowe do złożenia pakuje się na statki i z nów drogą morską ruszają do państw Europy Zachodniej bądź innych zamawiających. Taniej niż drogą lądową, bez podatków wielu, szybciej, a do tego już nie trzeba zamawiać stali u jednego dostawcy, a produkować u drugiego -tylko mamy wszystko w jednym. Inwestorem tego przedsięwzięcia (raczej wypasionego) są Rosjanie, stal idzie do Chin, ale gwaranty zamówień są też EZ. Więc Rosjanie stawiają ten obiekt w kraju aspirującym do UE i położonym dość strategicznie. Dobrze, ale kto to projektuje wszystko? Ano mega korpo-inżynieryjne o włosko-amerykańskim kapitale, ale to zmówienie realizuje oddział z Anglii. Mówimy o sporych fakturach. Tyle, że... projekt całego przedsięwzięcia i jego wdrożenie robi grupa inżynierów siedzących w jednej z wrocławskich kamieniczek w Rynku. Jednym słowem Polacy. I teraz spójrzmy na łańcuch pokarmowy: kasę wykładają Rosjanie i organizują surowiec, Chiny są kluczowym beneficjentem, ale wszystkie umowy dotyczące projektów idą przez Londyn (b. wysokie ceny), zyskuje na tym włosko-amerykańska korpo. Polacy są na koncu łańcucha pokarmowego, choć odpowiadają za strategiczne sprawy. Ba, nawet nie mają szans na to aby lansować się w portfolio bo wrocławskie biuro nie jest oddziałem Polska - tylko "ambasadą inżynieryjną" wspomnianej korpo. Pytanie ekonomiczne: dlaczego i Rosjanie i Chińczycy nie zamówili tego u Polaków za mniejsze ceny - skoro w gruncie rzeczy wszyscy wiedzą kto to robi, i że to nie pierwszy tak spektakularny projekt.
Dlaczego jest przepłacany kontrakt aby pieniądze zostały w kilku innych krajach? Oczywista - każdy ma prawo zamawiać gdzie chce, za ile chce, no i jeszcze jest też coś takiego jak referencje itd itp. Można tez pospiskować, nawet sobie poVolkoff-ać. Ale zostańmy na tym najbardziej podstawowym poziomie: z jakiegoś powodu to my na tym najmniej korzystamy. Stąd moje wątpliwości co do tego komu możemy dyktować warunki czy negocjować. A co do reszty, to w 70. procentach zgadzam się z wpisem Lou, zostaje jeszcze 30 proc. Ale to już zupełnie inna historia :-)
Pat

 
At 23 września, 2009 21:10, Blogger Patrycja said...

...a i jeszcze:
Unicorn@
ale po co od razu tak z antysemityzmem :-)

 

Prześlij komentarz

<< Home