10.12.06

Gen. Pinochet nie żyje. Fidel Castro górą?

Zmarł gen. Augusto Pinochet. Dla dużej części prawicy - bohater, który uratował Chile przed komunizmem i gospodarczym krachem. Dla dużej części lewicy - krwawy watażka winny śmierci i tortur tysięcy ludzi, niszczący demokrację w imię interesów USA.

Pod koniec listopada, podczas swoich 91. urodzin, gen. Pinochet po raz pierwszy wziął na siebie polityczną odpowiedzialność za wszystko, co działo się w latach jego rządów (1973-1990).

Swoich dni najwyraźniej dożywa także inny latynoamerykański dyktator - Fidel Castro. Przywódca Kuby. Totalne przeciwieństwo gen. Pinocheta. Niedawno obchodził 80. urodziny. "Socjalizm, albo śmierć" - głosi Castro z uporem maniaka od dziesięcioleci.

Castro nie tylko przeżył gen. Pinocheta, ale i dożył czasów, gdy Amerykę Łacińską - państwo po państwie - przejmują jego ideowi spadkobiercy. Hugo Chavez w Wenezueli, Evo Morales w Boliwii, od niedawna Daniel Ortega w Nikaragui. Spory tumult mamy też w Meksyku, gdzie kandydat lewicy Andres Obrador nie uznał swojej przegranej w tegorocznych wyborach na prezydenta kraju i samozwańczo ogłosił się prezydentem.

Lewoskręt Ameryki Łacińskiej jest zjawiskiem tym bardziej znaczącym, że przywódcy tego kontynentu właśnie zastanawiają się nad jego głebszą integracją na wzór Unii Europejskiej.

Czy zatem gen. Pinochet przegrywa z Fidelem Castro? Prawica z lewicą? Gospodarczy liberalizm z socjalizmem? Skąd ten renesans lewicowości w Ameryce Łacińskiej?

No i jak oceniacie gen. Augusto Pinocheta?

13 Comments:

At 10 grudnia, 2006 23:01, Anonymous Anonimowy said...

Pinochetowi zarzuca się odpowiedzialność za śmierć 3 tys. ludzi (pomijam fakt, że w większości byli to komunistyczni terroryści mordujący z zimną krwią całe miejscowości), wypada to blado w porównaniu do Castro, którego udokumentowanych i pewnych ofiar jest ponad 9 tys., a szacunki zaczynają się od 60 tys.

 
At 10 grudnia, 2006 23:28, Anonymous Anonimowy said...

wybacz m, ale ofira przemocy to ofiara.
Relatywizm w stylu, Pinochet eliminował komunistycznych zbirów, a Castro był po prostu mordercą - nawet przy szacunku dla każdego politycznego poglądu - jest nie do przyjęcia.
zwłaszcza, że akurat sprawy Ameryki Płd są dość trudne i złożone - nie trzymają sie prostej opozycji binarnej dobry-zły.

 
At 11 grudnia, 2006 08:14, Blogger jotesz said...

Oceniając Pinocheta zawsze zastanawiam się, jakbym się czuł wyrzucany z helikoptera do morza, z wysokości kilkuset metrów...

 
At 11 grudnia, 2006 08:33, Anonymous Anonimowy said...

Nie zbir tylko morderca - nie mówi się o tym, bo to bardzo niewygodne, ale Allende (mający na sumieniu więcej ofiar niż 3 tys.) uzbroił swoje bojówki w liczbie 30 tys., które prowadziły regularną wojnę z wojskami Pinocheta.

No może nie bardzo regularną, biorąc pod uwagę metody przez nich stosowane (a'la Che Guevara).

Oczywiście Pinochet mógł się poddać, pozwolić na zrobienie w Chile rzeźi wszystkich wrogów klasowych itd.

Aha i jeszcze jedno - te 3 tys. zawierają także straty własne wśród wojsk Chile walczących z partyzantką.

 
At 11 grudnia, 2006 09:27, Anonymous Anonimowy said...

Ja się zgadzam, że ofiara to ofiara ale gdyby nie zamach stanu, Chile mogło się stoczyć do poziomu Kuby a la Castro - i to nie za sprawą zamiarów Allende ale wskutek jego nieudolności; albo do poziomu Wietnamu,

 
At 11 grudnia, 2006 09:58, Anonymous Anonimowy said...

my? z rachunku "zysków i strat" - pozytywnie.

 
At 11 grudnia, 2006 12:14, Anonymous Anonimowy said...

Pucz Pinocheta nie wziął się z powietrza, tylko z realnego zagrożenia rewolucją komunistyczną. Ci, którzy dziś wierzą że Allende był umiarkowanym socjaldemokratom albo nie wiedzą albo udają że nie wiedzą, że Allende w okresie poprzedzającym pucz zaprosił kilka tysięcy (sic!) cudzoziemskich doradców, szkolonych na Kubie lub w ZSRR. A na rok przed puczem Chile wizytował Fidel Castro, bliski przyjaciel Allende, który kilkanaście lat wcześniej szkolił się na Kubie w sztuce rewolucji komunistycznej.

Dzisiaj wiemy doskonale, jaką rolę spełniali komunistyczni "doradcy" w państwach, które ZSRR starał się wziąć pod swoje skrzydła, więc tym bardziej trudno się dziwić chilijskim demokratom, że zdecydowali się na tak radykalny krok jak użycie wojska. Był to ostatni moment, bo Allende forsował swoich kubańskich "doradców" również na stanowiska w wojsku.

Pucz Pinocheta jest demonizowany przez ukrywanie w/w informacji ale szczytem propagandowego zakłamania jest dezinformacja dotycząca liczby ofiar puczu. Lewicowi publicyści lubią pisać o "tysiącach ofiar w katowniach reżimu". Jest to kłamstwo bo WSZYSTKICH ofiar puczu było ok 3000. Z czego ok. 1000 po stronie Pinocheta - to po pierwsze.

Po drugie, radykalnie optykę tych liczb zmienia starannie przemilczany fakt, że jednym z pierwszych praw wprowadzonych przez Pinocheta, że zastrzelony będzie KAŻDY CYWIL MAJĄCY BROŃ W RĘKU. Wszyscy o tym wiedzieli, w szczególności szkoleni w ZSRR i na Kubie komunistyczni bojownicy.

http://castaneda.salon24.pl/

 
At 11 grudnia, 2006 14:25, Anonymous Anonimowy said...

Czepiam się, ale w kwestii formalnej to Castro przeżyje Pinocheta jak będzie mieć tyle co Pinochet plus jeden miesiąc dłużej.
A co do lewicowego skrętu, to trzeba jeszcze dodać o lewakach rządzących w Brazylii czy Argentynie (również obecnie rządzących).

 
At 11 grudnia, 2006 15:50, Blogger Łukasz said...

Anonymous z 14.25,
To oczywiste, że Fidel C. jest młodszy od Pinocheta. Ale - z drugiej strony - jest u władzy znacznie dłużej.
Masz też rację, że lewica rządzi jeszcze w kilku krajach Ameryki Ł. Zwłaszcza w Brazylii, która zdaje się, że ma od pewnego czasu ambicje mocarstwowe. Także obecna prezydent Chile Michelle Bachelet to socjaldemokratka. No ale o niej chyba trudno powiedzieć, że jest fanką Castro...?

 
At 11 grudnia, 2006 18:53, Anonymous Anonimowy said...

widze ze wszędzie zdania są podizelone
np. http://timesonline.typepad.com/comment/2006/12/long_live_pinoc.html#comments

co do innych lewicujących przywodcow polecam:

http://comment.independent.co.uk/columnists_a_l/johann_hari/article2064733.ece

 
At 12 grudnia, 2006 09:12, Blogger jotesz said...

...ostatnio u mnie jakieś anonymousy wrzucają spam z viagrą - przy Fidelu byłby znacznie właściwszy...

Pinochet uratował Chile przed komunizmem i zapoczątkował leczenie gospodarki - czy musiał do tego wymordować ponad trzy tysiące swoich przeciwników? Czy brano to pod uwagę? Najpierw były zbrodnie a dopiero potem ratowanie i leczenie!

Nie patrzmy liczbami, jak Stalin, tylko spróbujmy wyobrazić sobie, że to nas mordują...

Ciekawe, czy na pogrzeb poleci Kamiński z Jurkiem, by na trumnie złożyć ryngraf rycerski z Matką Boską Częstochowską? Oczywiście od całego Narodu Polskiego...

 
At 12 grudnia, 2006 12:03, Anonymous Anonimowy said...

Kiedy widze, jak Hiszpanie, Portugalczycy i Francuzi tesknia za komuna, ktora wydaje im sie rajem, ktorego nigdy nie zaznali, czasem zaluje, ze Franco wygral - moze by sie czegos nauczyli.

Swoja droga, teze o tym, ze Castro przezyl Pinocheta uwazam za falszywa, ale to moja osobista opinia ;)

 
At 30 grudnia, 2006 04:39, Anonymous Anonimowy said...

Roztrzasanie kto byl lepszy: Pinochet, czy Castro nie ma najmniejszego sensu. Obaj to bandyci, mordercy i zlodzieje... A to, ze Pinochet ochronil Chile przed losem Kuby jest nie tylko spekulacja, ale tez w zadnym wypadku nie stanowi okolicznosci lagodzacej. Nie wazne z kim sie walczy, ani w imie jakich idei - jesli uzywa sie bandyckich metod w tej walce to jest sie po prostu bandyta... A to czy prawicowym, czy lewicowym nie ma zadnego wzgledu.

 

Prześlij komentarz

<< Home