9.5.07

Twórca wrocławskiej pantomimy agentem SB ?

Twórca wrocławskiej Pantomimy, Honorowy Obywatel Wrocławia Henryk Tomaszewski był tajnym współpracownikiem służby bezpieczeństwa. To informacje z dokumentów archiwalnych IPN do których dotarło Polskie Radio Wrocław.

Henryk Tomaszewski został zwerbowany na początku lat 60-siątych przez kontrwywiad PRL. Pisał doniesienia m.in. na znanego francuskiego mima Marcela Marceau. Więcej na ten temat na stronie Pardonu.

19 Comments:

At 09 maja, 2007 10:12, Blogger Venissa said...

Ten komentarz został usunięty przez autora.

 
At 09 maja, 2007 10:16, Blogger Venissa said...

No, trzeba pogratulować Panu Łukaszowi bardzo dobrze napisanego artykułu. Ukazał nam iście wszechstronny i głęboki portret psychologiczny artysty. Ale ciekawa jestem, jaki stosunek ma autor do opisanej tu postaci? Czy gdyby 'bohater' jeszcze żył, to czy p. Łukasz opowiadałby się za usunięciem artysty z f. dyrektora teatru, czy nie? Końcowa część artykułu poświęcona jest ukazaniu nieprzeciętnego dorobku artystycznego Tomaszewskiego oraz jego znaczącego wkładu dla rozwoju życia kulturalnego swojego miasta, jak i całego kraju.

Jednak z całą przykrością muszę stwierdzić, że po raz kolejny potwierdza się to, co kiedyś zasłyszałam (od pewnej b. mądrej osoby) odnośnie osobowości artystów, a szczególnie aktorów:

do zawodu aktora na ogół idą osoby z tendencjami do zaburzeń osobowości, z przewagą cech osobowości zależnych; mają więc skłonności do zachowań aspołecznych i destrukcyjnych;aby egzystować, muszą być od kogoś lub czegoś uzależnieni; brak ukształtowanej tożsamości płciowej sprawia,że wśród nich jest wielu biseksualistów i homoseksualistów; ich życiem często rządzi lęk oraz ogromne pokłady nieuświadomionej agresji, którą kierują albo na siebie, albo na innych; duże pokłady egoizmu i egocentryzmu.

Czy był wielkim artystą? Hmmmm mam wątpliwości...Wydawałoby się,że skoro artysta jest wrażliwy na sztukę, to powinien być wrażliwy i na człowieka. A tu, jak okazuje się ta wrażliwość była płytka. Może i miał dar wnikliwej obserwacji ludzkich zachowań, co potrafił przekładać na ruch pantomimiczny, ale uczuciowość wyższa była mocno ograniczona.

To tak, jak u psychoptatów - psychopata nie potrafi wczuć się w przeżycia drugiego człowieka, ale za to potrafi je doskonale naśladować i udawać.

 
At 09 maja, 2007 11:00, Blogger Łukasz said...

Venissa,
Nie, nie opowiadałbym się za usunięciem Henryka Tomaszewskiego z funkcji dyrektora Wrocławskiego Teatru Pantomimy :) Uważam zresztą, że ocena jego dorobku artystycznego nie zmienia się ani o jotę pod wpływem informacji pochodzących z zasobów IPN.

 
At 09 maja, 2007 11:14, Blogger Venissa said...

A widzi Pan Panie Łukaszu, a ja mam bardzo duże wątpliwości co do wartości jego "sztuki" i jej oddziaływania na odbiorcę. Skoro była wytworem umysłu o wątpliwym zdrowiu emocjonalnym (nawet nie chodzi mi o jego homoseksualizm, tylko o jego skłonność do działań DESTRUKCYJNYCH), to jak może KONSTRUKTYWNIE i wzbogacająco działać na odbiorcę?

Często w literaturze jest mowa,że jedynie WYBITNI twórcy, którzy jednocześnie mieli ZDROWĄ strukturę osobowości, tworzyli dzieła, posiadające moc leczniczą. Innego rodzaju wytwory tej właściwości nie posiadają, a wręcz mogą szkodzić. Jak więc można Tomaszewskigo uznawać za wybitnego twórcę, który NIE tworzył dla ludzi, lecz tworzył dla siebie, zaspokajając prawdopodobnie swoje narcystyczne potrzeby?

 
At 09 maja, 2007 11:18, Blogger Venissa said...

P.S.

Pewnie Wam się scyzoryki w kieszeniach otwierają, jak czytacie moje teksty :)

A ja powtarzam tylko to, co już dawno zostało napisane nt. istoty i sensu twórczości...

Pozdrawiam

 
At 09 maja, 2007 11:42, Blogger Łukasz said...

Venisso,
A co w tym złego, że artysta tworzy dla siebie? Jego sprawa.

A scyzoryk w kieszeni mi się nie otwiera, bo nie noszę scyzoryka w kieszeni :)

 
At 09 maja, 2007 12:22, Blogger Venissa said...

Łukaszu, jeśli "artysta" tworzy dla siebie, żeby zaspokoić wyłącznie własne potrzeby narcystyczne, egoistyczne, to źle. Jeśli zaś tworzy dla siebie, bo ma to służyć jego wewnętrznemu rozwojowi, wykraczaniu poza własne ego i otwieraniu się na miłość do ludzi i Boga, to pochwalam.

Obawiam się,że w przypadku Tomaszewskiego było odwrotnie...

Z Twojego artykułu trudno wywnioskować, czy kiedykolwiek aktor przeżywał katharsis - oczyszczenie z tych brudnych emocji, które nosił w sobie, gdy na innych donosił...

P.S.
To dobrze, że nie otwierał Ci się scyzoryk w kieszeni:) Widocznie wspomnienia wróciły...Zawsze bowiem miałam wrażenie,że u p.Bogny nieustannie się otwierał. W każdym razie nożyczki z całą pewnością TAK...

 
At 09 maja, 2007 12:29, Blogger Łukasz said...

Venisso,
Ale skoro artysta tworzy, by zaspokoić swoje potrzeby ego/narcystyczne - to mimo wszystko jest to jego sprawa. Co więcej, jest możliwe, że jako odbiorca znalazłbym przyjemność w obcowaniu z taką twórczością. Bo np. byłaby atrakcyjna formalnie.

 
At 09 maja, 2007 12:41, Blogger Venissa said...

Łukaszu, jeszcze inaczej: jak sztuka może być wartościowa, jak głęboki przekaz może sobą wnosić, jeśli wnętrze "artysty" jest tak bardzo ubogie i skrzywione? Jeśli jego wnętrze przepełnione jest tak brudnymi emocjami? Gdyby oczyścił się z nich, choćby przyznając się swym odbiorcom ze swoich okropnych i brutalnych działań, wtedy i jego twórczość nabrałaby innego wymiaru. Ale on nie wyzbył się ich, on zabrał je ze sobą do grobu...
W prawdziwej twórczości interesuje mnie zarówno warsztat i znaczenie, jakie niesie ze sobą dzieło. Znaczenie to będzie miało swój wymiar komunikacyjny, jeśli będzie ono AUTENTYCZNE,do końca przeżyte i odczuwane. Jeśli tylko ktoś udaje,że coś głęboko przeżywa, podczas gdy nic nie przeżywa, bądź b. płytko, to nie można mówić o AUTENTYZMIE "twórcy".

Otoczka, warsztat, wyrafinowane narzędzia ekspresji mogą być jedynie nadmiernie rozbudowaną fasadą, która w swej głębokiej istocie zakrywa rzeczy potworne, wręcz straszne!

 
At 09 maja, 2007 12:48, Blogger Łukasz said...

Venisso,
Tak oto dochodzimy do starego dylematu: czy można rozpatrywać dzieło w oderwaniu od jego twórcy? Ja uważam, że można (acz nie trzeba).

 
At 09 maja, 2007 13:04, Blogger Venissa said...

A ja uważam,że nie...Bo jeśli "twórca" jest pełen sprzeczności, to jego komunikaty są puste...

A jak myślisz, czy Bóg był twórcą, czy nie był?

 
At 09 maja, 2007 13:13, Blogger Venissa said...

Jeszcze coś mi przyszło do głowy. Nie uważasz,że to trochę takie "schizofreniczne" myślenie (oczywiście nie jest to żadna aluzja do Ciebie:))? Wytwór artystyczny nie pochodzi z głębi JA twórcy,nie jest częścią jego osobowości, tylko wytworem czegoś zewnętrznego, oderwanego od niego?

P.S.
Myślę,że współczesna sztuka ma zupełnie inny wymiar, niż ta, która była tworzona w baroku, czy oświeceniu... Ale i tam można znaleźć odbicie JA twórcy, choć jest to bardzo ukryte.Zupełnie inaczej już było w następnej epoce. I wydaje mi się,że teraz mamy taki NEOromantyzm, a więc mówi o tym, co jest najbliższe twórcy...

 
At 09 maja, 2007 13:25, Blogger Łukasz said...

Venisso,
A czy Bóg istnieje?

Co do relacji twórca/dzieło, wydaje mi się, że dzieło MOżNA rozpatrywać w oderwaniu od twórcy, analizując je np. jako przejaw jakiejś szerszej, ponadindywidualnej struktury mentalnej czy stylistycznej. Ale taka interpretacja - co oczywiste - nie wyklucza analizy dzieła w kontekście biografii jego twórcy.

 
At 09 maja, 2007 15:11, Anonymous Anonimowy said...

Odwieczny dylemat, zarysowany przez reżysera filmu "Rejs" (nota bene TW): czy można być jednocześnie twórcą i tworzywem? Jak patrzę na niektórych lustratorów (nie chodzi o Venissę), mam ochotę zapytać: co osiągnąłeś, że możesz oceniać innych? Najbardziej bawią mnie 19-letni antykomuniści. Z komunizmem szansy walczyć nie mieli. A z postkomunizmem w III RP walczą tylko na blogach. Wykryłeś jakąś aferę WSI? Może złożyłeś doniesienie do prokuratury? Znalazłeś zdjęcie własnego dziecka na wycieraczce mieszkania? Przebili ci opony nieznani sprawcy? Nie? Jak posmakujesz prawdziwej walki, wtedy pogadamy!

 
At 09 maja, 2007 15:15, Blogger Łukasz said...

Rany Boskie, Tomek,
A Ty miałeś takie przygody?!

 
At 09 maja, 2007 15:36, Anonymous Anonimowy said...

W dyskusji na blogu tego nie napiszę :-) Jak już będę stary i schorowany, żona w dobrym zdrowiu a dzieci po oxfordach i na dobrych posadach, opublikuję może (albo i nie :-)) moje opinie na ten temat. Pytanie jest takie: czy to się dzieje? Czytaj Katarynę :-) "Brzytwa kontra Sitwa"...

 
At 09 maja, 2007 16:43, Blogger Venissa said...

@Łukaszu
A kto stworzył świat? Nie wierzysz w Boga?

Ale dzieło nie bierze się znikąd? Dzieło jest w ścisłym powiązaniu z DUSZĄ jego twórcy!

Wyobrażasz sobie,żeby nawet najdoskonalsza maszyna - komputer - wypluwająca z siebie ('utworzoną' uprzednio na podstawie skomplikowanych wzorów matematycznych)jakąś piękną materię, zasługiwała na mianą AUTENTYCZNEGO TWÓRCY?

A to,że "twórca"porusza jakieś ogólnoludzkie, uniwersalne treści w swej kompozycji,to nie jest przypadkowe. Wynika ściśle z jego
osobowości, z jakichś ważnych dla niego potrzeb, potrzeb psychologicznych.

 
At 09 maja, 2007 16:59, Blogger Venissa said...

@Do Tomasza

Zupełnie się z Tobą nie zgadzam, ale to W OGÓLE! Jak myslisz, dlaczego istnieją w szkołach przedmioty artystyczne, czy choćby historia? Jakie jest ich CEL? No właśnie: uwrażliwienie na szeroko pojętą sztukę, potrzebę z nią obcowania, przeżywania i umiejętności rozróżniania tego co wartościowe od tego co kiczowate, czyli wyrobienie dobrego smaku estetycznego, albo inaczej krytycyzmu i zdolności jej oceniania. Ten sam sens dotyczy edukacji historycznej - nauka MYŚLENIA i krytycyzmu wobec tego co się dzieje wokół, we własnej Ojczyźnie.

A Ty co? Odbierasz prawo do samodzielnego myślenia, wydawania sądów komuś kto jest zbyt młody? Młody człowiek jest prawie jak czysta karta i patrzy na śwait poprzez pryzmat niezabrudzonych okularów. A to,że powtarzam opinie (które uznaję także za swoje) po moim starym ojcu (Polaku i z herbem w dodatku!), który walczył o WOLNOŚĆ Polski w czasie II Wojny Światowej i nie znosi młodszego od siebie Geremka, uważasz za przejaw TUPETU i najwyższej BEZCZELNOŚCI? Oj, coś mi tu nie gra...

No więc jeszcze raz powtarzam, mój 87-letni ojciec zasmakował prawdziwej walki, a ja tu występuję w roli przekaźnika jego myśli. Zarówno ja, jak i mój ojciec jesteśmy gorącymi zwolennikami lustracji.

 
At 10 maja, 2007 11:21, Anonymous Anonimowy said...

Venissa, przecież zastrzegłem, że nie chodzi o ciebie... Nie denerwuj się proszę :-)

 

Prześlij komentarz

<< Home