22.9.08

Budrewicz o Yoko Ono - Yes, She is A Witch*

Yoko Ono na pytanie polskiego dziennikarza: czy jej zdaniem zainteresowanie jej pracami wynika z niej, czy z Johna Lennona, odpowiedziała przytomnie, że... nie wie. Wzbudziło to aplauz na konferencji prasowej.

Kobieta odpowiedzialna za rozbicie The Beatles powiedziała też innemu dziennikarzowi, że cieszy się z polskiej szansy, bo Polska to dotąd nic, ale Ona widzi na Y-oko, ze teraz wreszcie coś.
Moja znajoma z Warszawy, która jak wszyscy ustawiła się w kolejce po Yoko przed warszawskim centrum sztuki współczesnej jak kiedyś po papier toaletowy to, co tam zobaczyła określiła zwalczanym w tej chwili przez językoznawców, ale popularnym i chyba oddającym sytuację słowem "masakra (profesorowie wolą "makabra").

Więcej nie mogę przytoczyć z jej relacji, bo sprzedała swoje obserwacje prestiżowemu kobiecemu pismu i zakazała mi opowiadania tego, co mi poprzednio opowiedziała:-)
To chyba jest największy wpływ, jaki Yoko wywarła na warszawianki: koniec z koleżankami, teraz będą już tylko autorki.

A ponieważ tam nie byłem, to nie mogę nie tylko napisać jak kiedyś Antoni Słonimski po jednym z przedstawień: Wyszedłem po trzech minutach, ale nic to, bo ja nawet po trzech minutach nie przyszedłem. Ale według wspomnianej znajomej zachwyty "na wdechu" tą Yoko nie są "w dechę" (mizogini, to nie aluzja, won).
Ta i inne relacje "z drugiej ręki" wskazują, że każdy, kto wystał swoje, żeby zobaczyć jej prosty "jak podanie ręki" przekaz mógł poczuć się, jak pijak wsidający do niby znajomej taksówki ze starego dowcipu.
Bo niby pytanie kierowcy było proste: dokąd jedziemy? Ale pasażer słusznie zapytał, jak wiele osób, które widziały produkt Yoko: "Ale o co chodzi?"
Leszek Budrewicz

* tytuł jest nawiązaniem do albumu Yoko Ono - Yes, I'm A Witch, który nagrała w 2007 roku z alternatywnymi artystkami - bardzo zresztą to zgrabna i ciekawa płyta. Może mogła lepiej przyjechać z koncertem, a nie z wystawą? [przyp. 5W]