25.12.08

Pogadanka muzyczna na koniec 2008 roku

Pinio i Patrycja wskazali swoje ulubione płyty mijającego roku. Teraz kolej na mnie.

Tyle że ze mną jest problem. Nie śledzę nowości. Do tego mam - by tak rzec - zboczenie niszowo-przeszłościowe. Wciąż częściej sięgam po starocie. I to specyficzne. Albo po nowe produkcje wykonawców znanych mi od dawna.

Ale i z takiej hobbystycznej perspektywy mijający rok był niezwykle ciekawy. Dlatego moje "Top 3" wygląda następująco:

1. Siekiera "Na wszystkich frontach świata". Na tę płytę czekaliśmy niemal ćwierć wieku. I warto było. Bo jest to muzyka, która wbija w fotel. I pokazuje, że kilku punkowców z gitarami w małym polskim mieście za czasów głębokiego PRL potrafiło przeprowadzić syntezę sztuk, jaka marzyła się już romantykom.

Siekiera inspiruje. Zachęca do tworzenia. Do remiksowania. Oto przykład - domowej roboty teledysk do utworu "Atak". Znalazłem to w YouTube. Naprawdę zacne, nawet jeśli trochę nazbyt polityczne ;)





2. Izrael "Dża ludzie". Tego zespołu miało już nie być. Zaś pomysł, by go reaktywować był ryzykowny - no bo co nowego może zaproponować światu Robert Brylewski wraz ze starymi kolegami? A tu proszę. Niespodzianka. Izrael nie tylko zmartwychpowstał, ale i nagrał płytę znakomitą. Może nawet płytę roku w Polsce. I jeszcze ciekawy szczegół. Czy zwróciliście uwagę, że kiedyś w Izraelu udzielała się wokalnie żona Brylewskiego, a dziś jej miejsce zajęły ich dwie córki? Coś czuję, że klan Brylewskich będzie trząsł polską muzyką offową jeszcze przez długie dziesięciolecia.

Polecam bardzo sympatyczny teledysk do "Brotherhood of Man" z tejże właśnie płyty Izraela. Dziewczęta i chłopcy z zespołu jeżdżą własnym tramwajem po Warszawie. Jest miło, choć trochę zimno:





3. Made in Poland "Martwy kabaret". Kolejna - po wspomnianej wyżej Siekierze - pozycja z wydawanego przez firmę "W moich oczach" cyklu przypominającego legendy polskiego undergroundu lat 80. Krążek dla tych, którzy nie pamiętają, że ćwierć wieku temu mieliśmy nie tylko ostry punk rock, domorosłych satanistów i reggae z Izraelem na czele - ale i najprawdziwszą zimną falę a la The Cure. Krakowski Made in Poland to rodzima klasyka tego nurtu. Zresztą od niedawna znów grają razem. Osobliwością ich repertuaru jest utwór "Tylko kobieta". Takiego mizogynizmu nie ma chyba nigdzie indziej w polskiej sztuce powojennej. Zacytuję i nie komentuję: "Jesteś odbiciem w bagnie / jesteś najgorszym odbiciem / stwarzasz pozory dobroci / bagna, które wszystko pochłania // Jesteś kobietą // Twoja ohydna żądza / zabija wszelkie twe uczucia / nie jesteś zdolna do niczego / niczego, co wymaga głębi // Jesteś kobietą". Dodam, że do płyty dołączona jest sporych rozmiarów książeczka o zespole - ze zdjęciami, tekstami, wspomnieniami. Tak samo jest w płycie Siekiery. "W moich oczach" robi naprawdę wielką robotę. I zasługuje na miano Wydawnictwa Roku 2008.

Dziś Made in Poland gra tak (niestety, trochę słabo słychać):





W rubryce "muzyka zagraniczna" na zdecydowane wyróżnienie zasługują Nick Cave and the Bad Seeds za płytę "Dig, Lazarus, Dig!!!". Nick Cave był kiedyś królem hałaśliwego, psychopatycznego post punka. Potem został szansonistą. Od rocka odjechał tak daleko, że aż trafił na Przegląd Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Ale ewoluuje. Bezustannie. Po zaskakującym projekcie o nazwie Grinderman, wstrzyknął całkiem nowe życie w swoje granie z Bad Seeds. Efektem jest płyta, która jest zarazem bardzo rockowa, bardzo poetycka i bardzo autorska. Rewelacja!

Oto tytułowy kawałek:





W kategorii Zjawisko Roku 2008 mógłby wygrać Czesław Śpiewa. Nie tylko ze względu na swoje nowatorskie - jak na polskie warunki - granie. Ale może nawet bardziej za osobowość. Czesław przewinął się przez bodaj wszystkie większe media. Jednych ujmował naturszczykowatym humorem i podejściem do życia, innych drażnił swoim rzekomym prostactwem. Był taki moment wiosną 2008 r., gdy pojawiał się wszędzie. I wszyscy o nim mówili. Wkrótce zaczęła krążyć plotka, że Czesław wcale nie ma na imię Czesław. Że w rzeczywistości jest starannie wykreowanym produktem. A w jego barwnym życiorysie opisywanym przez media (m.in. w dużym reportażu w "Gazecie Wyborczej") nie wszystko jest prawdziwe. Pod koniec 2008 r. o Czesławie jest dziwnie cicho.

I dałbym mu tytuł Zjawiska Roku, gdyby nie to, że - jak to często bywa w polskiej popkulturze - Czesław Śpiewa to tylko rodzima mutacja czegoś, co już wcześniej sprawdziło się na Zachodzie. Nazwę to sobie urban folkiem. I wskażę amerykański pierwowzór Czesława: zespół Beirut. Świetny, powalający, zjawiskowy. Zrobili furorę już parę lat temu. Ale ja odkryłem ich dla siebie dopiero w tym roku. Dlatego to oni - poprzez postać Czesława - są moim osobistym, nieco spóźnionym Zjawiskiem Roku. Podziwiajcie:





Na koniec jeszcze jedna spóźniona fascynacja. Pochodzi z 2007 r. Tak teraz grają młodzi ludzie w Australii. Łoł! Moi Drodzy, oto Operator Please w piosence "Just a Song About Ping-Pong". Czyste szaleństwo. Słuchajcie głośno:

2 Comments:

At 26 grudnia, 2008 20:56, Anonymous Anonimowy said...

To ostatnie odjechane ;-)

 
At 28 grudnia, 2008 22:35, Blogger pinio said...

Podobnie jak Łukasz niestety więcej płyt kupuję starych niż nowych, ale na szczęście w tym roku kilka nowości się zebrało 8-)

 

Prześlij komentarz

<< Home