Dolary na ulicy
To prawda. W Jelczu Laskowicach na ulicy można znaleźć dolary. Nie jest to może zbyt powszechne, ale wczoraj mieszkanka pobliskiej wioski znalazła pakunek, w którym było 20 tys. dolarów!
Kobieta wracała od lekarza do domu. Przed bankiem zauważyła pakunek. Nie namyślając się, podniosła go i pojechała do domu. Jak przyznaje, spieszyła się i nie przemyślała swojej decyzji (posłuchaj jej opowieści tutaj). Ale dlaczego też miała to robić, skoro pakunek leżał na ulicy? W domu stwierdziła, że w paczce jest 20 tys. dolarów. W przeliczeniu to 67 tys. zł. Krótka narada z mężem (i konsultacje ze szwagrem - policjantem) i małżeństwo wybrało się z rodzinnych Ratowic do komisariatu w Jelczu Laskowicach. Tam pieniądze, w obecności Marcina Brodowskiego z TVP Wrocław, oddano.
Policja twierdzi, że pieniądze zgubili ochroniarze, którzy przywieźli je do banku i nie zauważając zguby... odjechali. Na paczce była adnotacja, że miały trafić do BZ WBK w Brzegu.
Pieniądze oddane czyli wszystko skończyło się w zasadzie tak, jak powinno. Pozostaje jednak jedno "ale". Czy bezrobotnemu małżeństwu z czwórką dzieci należy się tzw. znaleźne (to zwyczajowo 10%)? I od kogo?
Mecenas Krzysztof Zuber z Wrocławia (który specjalizuje się w kodeksie cywilnym) mówi, że przepisy nie są jednoznaczne. Nie spotkał się jednak ze sprawą znaleźnego w dotychczasowej pracy.
Uważa, że małżeństwo powinno domagać się znaleźnego w momencie przekazywania pieniędzy policji lub w chwili, gdy policja oddawać je będzie właścicielowi. Ale... kto jest właścicielem dolarów?
Przedstawiciel banku, przed którym znaleziono pieniądze twierdzi, że należały do agencji ochrony. A co powiedział Marcinowi Brodowskiemu z TVP Wrocław przedstawiciel firmy BRINKS? Poczytajcie: "Został zachwiany proces operacyjny. Wpływ na to miał czynnik ludzki, słabość czynnika ludzkiego. Gotówka nie została utracona przez firmę".
Hmm... czy miał na myśli to, że pani Agnieszka pieniądze oddała? Czy może firma nie uznaje dolarów za swoje? Wracając do banku: nie poczuwa się do przyznania znaleźnego, choć przecież świetnie sprzedałoby się to (pisząc cynicznie) w mediach. Lepiej, niż niejedna reklama... Wyobraźcie sobie taką scenę: szefowie banku spotykają się z małżeństwem, dziękują za obywatelską postawę, wręczają nagrodę. Pokazałyby to WSZYSTKIE media! No, ale BZ WBK woli twierdzić, że to nie bank był właścicielem pieniędzy... Żałuje 2 tysięcy dolarów znaleźnego...
p/s pieniądze odebrała jednak firma ochroniarska...
Etykiety: BRINKS, Brzeg, Jelcz Laskowice, Krzysztof Zuber, Marcin Brodowski, Ratowice, TVP Wrocław, WBK BZ
3 Comments:
Dominiku... z tego co słyszałem, Pani chciała najpierw wymienić pieniądze w kantorze w intermarche, ale odesłali ją z kwitkiem ;) heh...
ciężki zarzut ...
eh, niezależnie od wszystkiego śmieszny i bank i agencja (bo nie poradzili sobie z "ciężarem" wydarzenia). Ale być może szefostwo wypłaci sobie premię za świetnie przeprowadzoną akcję i odzyskanie pieniędzy oraz okiełznanie sytuacji kryzysowej:-)
Co do zawinienia "czynnika ludzkiego": he he he, do tej pory byłam przekonana, że to ludzie wykonują pracę i za nią odpowiadają, nawet za wysokie technologie , nie mówiąc już o konwoju pieniędzy... ale jak widać firma to jedno, a ludzie to co innego:-)
Prześlij komentarz
<< Home