Kłopoty z prawem syna ministra kultury
Stanisław Z. ma 25 lat, a jego problemy rozpoczęły się pięć lat temu. Na ławę sądową zaprowadziło go palenie marihuany.
Według prokuratury Stanisław Z. miał uczestniczyć "w obrocie środkami odurzającymi". Dokładnie chodziło o sprzedaż 6 gramów marihuany. Oskarżono go również o posiadanie 7 gramów "trawki". Został za to skazany, przez wrocławski sąd rejonowy, na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata.
Od wyroku odwołały się obie strony.
Prokurator chciał roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata i kuratora, z kolei obrońcy uniewinnienia lub uchylenia wyroku.
Mecenas Jacek Giezek tłumaczył, że jego klient nie uczestniczył w obrocie, a po prostu razem z kolegą kupili marihuanę i razem ją wypalili. Dodatkowo argumentował, że 7 gramów marihuany to nie jest znaczna ilość i sprawa mogła być umorzona z powodu znikomej szkodliwości społecznej czynu.
Sąd Okręgowy uchylił wyrok. Uznał m.in., że sąd pierwszej instancji wszystkie wątpliwości traktował na niekorzyść oskarżonego. Podzielił też opinie obrony, że Stanisław Z. nie brał udziału w obrocie. Czeka więc go kolejny proces.
Co ciekawe, obecność dziennikarzy na sali, wyraźnie zirytowała sędzię Ewę Kilczewską. Najpierw skrzyczała nas za spóźnienie (niestety nasza wina - to nie ulega wątpliwości), później nie wpuściła na salę kolejnego dziennikarza, ale to nie wszystko... Przed ogłoszeniem wyroku,
sędzia uznała, że interes publiczny nie zezwala na zgodę na rejestrację dźwięku z ogłaszania wyroku. Dodatkowo pouczyła nas, że ciekawsza sprawa działa się wcześniej, gdzie małżeństwo odpowiadało za sprzedaż kilograma heroiny. Wydawało mi się, że to dziennikarze, a nie sąd ustala co nas interesuje i o czym chcemy opowiedzieć naszym słuchaczom, widzom czy czytelnikom. No ale widocznie sędzia Ewa Kilczewska postawiła nowe zadania przed wymiarem sprawiedliwości...
Etykiety: Ewa Kliczewska, Jacek Giezek, marihuana, Stanisław Z.
10 Comments:
Pinio,
czy teraz w PRW będziesz informował o procesie każdego zatrzymanego z nędznymi 6 czy 7 gramami trawki? Proszę o odpowiedź.
Kriss
To nie był KAŻDY zatrzymany z 6 czy 7 gramami trawki. I jak twierdzi prokuratura nie posiadał, tylko puszczał w obieg. KAŻDY dostał by za to rok, półtora bez zawiasów.
Co to znaczy, że nie był to KAŻDY???
PS. Fiu, fiu to się nawpuszczał w obieg naprawdę dużo...
Kriss
Łoj! Ale afera!
Dla mnie równa tej, że ktoś określający się jako dziennikarz pisze w dopełniaczu "7 gram" :(
I jeszcze - sędzia wg mnie zachowała się bardzo sensownie. Bo kiego grzyba ci "dziennikarze" tam się pchali? Co było sensacyjnego w tym procesie? Fakt, że syn ministra coś przeskrobał? Może były jakieś matactwa, minister jakoś wpływał na sąd? Wymyślano pomroczność jasną? Jeśli nie, to pisząc o tym niestety Piąta Władza zbliża się do Faktu i SuperEkspresu.
Sędzia nazywa się Kilczewska, a nie Kliczewska.
Ad. Gonzo - być może w sprawie nie było nic nadzwyczajnego, ale właśnie takie zachowania przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości sugerują, że coś jest na rzeczy. Gdyby bowiem nic nie było, to by sąd nie robił problemów.
Anonimowy z 00:12
A co takiego strasznego zrobiła sędzia? Zwróciła uwagę, że nie wypada się spóźniać? Jednego - jeszcze bardziej spóźnionego niż inni - nie wpuściła na salę? Zwróciła uwagę, że dziennikarze szukają taniej sensacji? W którejś z tych spraw nie miała racji?
A doliczając do całej tabloidowej otoczki, do błędów gramatycznych wspomniany błąd w nazwisku sędzi, ten wpis na Piątej Władzy idealnie koresponduje z wcześniejszym o kilka godzin wpisem L. Budrewicza o "Byczkach Fernando"... Jakby był napisany na zamówienie Budrewicza....
niech powie że z Donkiem się ostatnim blantem podzielił, to go Czuma każe wypuścić.
Hm, tutaj awantura o skęcika, a mnie się czasem zdaje, że oni tam w Sejmie to na heroinie jadą:-)
Prześlij komentarz
<< Home