7.11.06

Samotność Busha. Czy awantura o Giertycha to symptom słabnięcia pozycji USA?

(Ten tekst ukazał się w serwisie Pardon.pl):

Ciężkie dni prezydenta USA. Traci sojuszników, przegrywa w Iraku, słabnie jego pozycja polityczna w kraju. W dodatku zadarł z Romanem Giertychem. Brzmi śmiesznie, ale śmieszne nie jest.

Takiego kryzysu w stosunkach Polski z USA chyba jeszcze nie było po 1989 r. W dodatku, nikt się go nie spodziewał. Ale i moment jest znamienny.

Jak już wcześniej pisał Pardon, wiceambasador USA w Polsce zachował się jak namiestnik imperium w państwie kolonialnym i zasugerował naszemu rządowi odwołanie Romana Giertycha z funkcji wicepremiera. Powód: Giertych krytykuje skutki wojny irackiej. Nic dziwnego, że słowa Amerykanina wywołały w Polsce burzę. W dalszej perspektywie mogą spowodować ochłodzenie na linii Warszawa-Waszyngton.

A przecież Polska była dotąd jednym z najwierniejszych sojuszników USA na świecie.

Zapewne można by tu poironizować, że oto mrówka obraża się na słonia. Tyle że utrata zaufania Polski to jeden z wielu symptomów słabnięcia międzynarodowej pozycji USA.

Raptem dzień wcześniej iracki sąd skazał byłego dyktatora tego kraju Saddama Husajna na karę śmierci. Sukces Amerykanów? Owszem, ale chyba tylko symboliczny. Jak bowiem informuje izraelski portal Debka - na ogół świetnie zorientowany w sytuacji na Bliskim Wschodzie - wyrokowi towarzyszą przygotowania wojsk brytyjskich i amerykańskich do opuszczenia irackich miast. A później - do całkowitego wycofania się z Iraku. Rezultatem pozostawienia tego państwa samemu sobie może być jego rozpad. Byłaby to klęska bliskowschodniej polityki prezydenta George'a W. Busha.

Jak z kolei pisała w poniedziałek "Gazeta Wyborcza", od Busha odwracają się neokonserwatyści. A więc to środowisko polityczne, które po zamachach z 11 września doradziło prezydentowi USA zaostrzenie polityki wobec państw podejrzewanych o sprzyjanie terrorystom. To neokonserwatyści są często obarczani winą za niepowodzenia Amerykanów w Iraku. Jak się jednak okazuje, niektórzy z nich zwalają teraz winę na administrację Busha, swojego niedawnego patrona.

Dziś w USA wybory parlamentarne. Pardon pisał, że niemal na pewno wygrają je Demokraci. Czyli opozycja. Jak wieszczył już w sierpniu w swoim blogu Bartosz Węglarczyk z "Gazety Wyborczej", efektem triumfu Demokratów mogą być "poważne zmiany w amerykańskiej polityce zagranicznej". Politykę zaangażowania w świecie mogą wyprzeć tendencje izolacjonistyczne.

Broniąc Giertycha przed wiceambasadorem USA polski rząd musi więc zastanowić się nad budową takich sojuszy, które mogłyby zrównoważyć zależność od aroganckich, acz słabnących Amerykanów. Ale jakie to mogłyby być alianse?

A może Stany Zjednoczone wcale nie słabną?

4 Comments:

At 07 listopada, 2006 14:47, Anonymous Anonimowy said...

1.
demokraci wygrają?
może. ale Kerry też miał wygrać...
(szczególnie w Sieci ;-)
2.
kłótnia z Amerykanami? nic nie rozumiem; ale wiem 1-dno: żeby wiceminster mówił co innego niż reszta (?) (r)Żądu...
(i to dla swych celów wyborczych) -- w kwestii PL Polityk (zagr.) -- to chyba przesada jednak...
3.
a całość naklada się na odwieczne ciągoty Endecji -- w kierunku Rosji...
tak mi jakoś historycznie powiało, Pronem, Jaruzelskim, Maciejem G...
4.
a że nasz udział w tych (amerykańskich) wojnach -- to kretynizm -- to już inna sprawa. można sprytniej udawać Sojusznika.
np. właśnie instalując u nas -- Ich bazy. na czym zarabia (-łaby) NASZA ludność...
....................................
w sumie:
sądzę (jednak) że to słabnięcie talentu naszych (?) tzw. polityków jest...
do wygrywania TAKICH WŁAŚNIE przełomowych historii...
Republikanie w nas zwatpią; a Demokraci -- nie polubią. i tyle.
(moim zd;-)

 
At 07 listopada, 2006 15:45, Anonymous Anonimowy said...

i dodatek:

"Nie interesuje mnie mądrość czy głupota jakiegoś dyplomaty. Interesuje mnie funkcjonowanie państwa polskiego.
Mało, że jestem oburzony - czy to w ogóle jest rząd, czy to w ogóle jest państwo, jeśli poufne rozmowy z dyplomacją kraju, z którym jesteśmy w sojuszu obronnym są wcześniej znane w Moskwie niż ludziom w Warszawie"
- powiedział Bartoszewski.

http://wiadomosci.onet.pl/1429659,11,1,1,item.html

 
At 07 listopada, 2006 23:21, Anonymous Anonimowy said...

czy nie należałoby wstrzymać kontrakt na F 16 ?
Powody są. Samoloty nie są \w stanire dolecieć nawet do Polski. Na 4 wysłane samoloty 2 się po drodze zepsyły i \to dwukrotnie...
I jeszcze raz ponegocjować... chyba jest o co?

 
At 08 listopada, 2006 01:53, Anonymous Anonimowy said...

O słabnięciu Stanów Zjednoczonych czytam i słyszę w mediach odkąd żyję. Wciąż ta potęga amerykańska słabnie, upada, ośmiesza się itd itd.
Jak na razie to mamy do czynienia nie z osłąbieniem USA, a jedynie z ewentualną zapowiedzią zmiany rządów. (należy pamiętać, że w odróżnieniu od parlamentarnych systemów europejskich, system amerykański jest odmienny i zwie się prezydenckim).
Senat i Kongres mają w USA funkcje kontrolne, trzymają pieczę nad państwową kasą, uchwalają prawo, choć o ile wiem prezydent może obejść się w rządzeniu państwem bez uchwalanych przez parlament amerykański ustaw.
Na pewno dużym elementem nacisku na politykę prezydenta jest owo "trzymanie kasy" - Senat może prezydentowi nie zaakceptować przedstawionych przez niego wydatków.
Tak więc zmiany w Kongresie i w Senacie to tylko ewentualna zapowiedź porażki republikanów w wyborach prezydenckich, w których wystartują najprawdopodobniej Hillary Clinton (demokratka i John McCain (republikanin).
Być może wybory przyszłe wybory prezydenckie wygra Hillary Clinton lub jakiś inny demokrata, ale niekoniecznie. Fortuna kołem się toczy...

 

Prześlij komentarz

<< Home