Polscy olimpijczycy czytali Vonneguta ?
W klasycznej powieści Kurta Vonneguta jr "Rzeźnia numer pięć" narrator raz po raz kwituje kolejne, fatalne przypadki spotykające bohaterów (na przykład po alianckim nalocie, ktory zmiótł z powierzchni ziemi Drezno, amerykański jeniec skazany został na śmierć za kradzież czajnika) sentencją: "bywa i tak". Taka samo odpowiadają polskie zawodniczki i polscy zawodnicy na pytania, dlaczego im - mimo, że czasami chociaż miało "pójść" - nie poszło. Żeby coś "poszło" potrzebny jest naszym "asom" i "alom" wolny los, bokser z Sierra Leone, mogą też być chińscy nomen omen "szczypiorniści". Wiemy już, że zawodniczki i zawodnicy nie mają pojęcia co mogło się stać, albo już mają inne, ważniejsze cele w życiu, albo opowiadają, na jakie teraz jadą wakacje. Najczęściej mówią też o "specyfice dyscypliny" i "specyfice Igrzysk" - nie zauważając, że porażki stają się z dnia na dzień polską specyfiką w Pekinie. Generalnie wieje od tego wszystkiego absolutnym brakiem ambicji, który nie przeszkadza pytaniu: brak aklimatyzacji czy błąd żywieniowy, a może za niskie premie za medale (Sylwia Gruchała ubolewała nad przeżyciami dietetycznymi...)? Bo trudno uwierzyć, żeby cała nasza ekipa zaliczała tak totalną klapę bez jakiegoś wspólnego powodu...
Leszek Budrewicz
Etykiety: Drezno, Kurt Vonnegut jr, Leszek Budrewicz, Pekin, Rzeźnia numer pięć, Sierra Leone, Sylwia Gruchała
2 Comments:
A w tłumaczeniu Lecha Jęczmyka jest "zdarza się" albo "zdarza się i tak", chyba brzmi lepiej niż "bywa". pzdr!
A w oryginale jest "so it goes" - ta wersja chyba brzmi najlepiej;)
Prześlij komentarz
<< Home