10.9.09

Sąd Najwyższy: Braun musi przeprosić! Braun: nie przeproszę!

To był kwiecień 2007 roku. Grzegorz Braun uczestniczył w porannym programie publicystycznym Kontra z Leszkiem Budrewiczem w Polskim Radiu Wrocław. Pamiętam to jak dziś. Miałem wtedy dyżur dziennikowy...

Tuż przed 8.00, gdy program już się kończył Grzegorz Braun - wrocławski publicysta, reżyser i dokumentalista - rzucił do mikrofonu, że profesor Jan Miodek był w latach 80. "informatorem policji politycznej" i wybiegł ze studia. Zaskoczony Budrewicz i prowadzący program Filip Marczyński zamarli. Nikt nawet nie zdążył zadać Braunowi pytania. Nie udało się go też dogonić na radiowym korytarzu. W naszym newsroomie zawrzało. Wycięty dźwięk czekał na emisję w serwisie o 8.00. W czasie dziennika błyskawiczne ustalenia. Decyzja - nie puszczamy. Czekamy na komentarz Jana Miodka i komentarz szefa wrocławskiego IPN Włodzimierza Suleji. Ale po kilku, kilkunastu minutach dzwonią przedstawiciele wszystkich wrocławskich mediów. Pytają czy to prawda. Potwierdzamy. Zapada decyzja - publikujemy o 9.00. W tym czasie nasza reporterka Ewa Waplak już szuka profesora i nagrywa z nim poruszającą rozmowę. "Rewelacją" żyje już cała Polska.
Robi się jednak coraz większy "kwas". Grzegorz Braun nie chce ujawnić swojego źródła. Ostatecznie Polskie Radio Wrocław zawiesza z publicystą współpracę (czytaj tutaj). Trzeba pamiętać, że to były czasy kiedy sensacje lustracyjne niemal co tydzień wybuchały w różnych mediach.

Grzegorz Braun po kilkunastu dniach Łukaszowi Medekszy mówi: "Jestem posłańcem złej nowiny" (czytaj tutaj)!. Zaraz potem sprawa trafia do sądu (czytaj tutaj). Jesienią 2007 roku Grzegorz Braun nazwany "lustratorem numer 1 we Wrocławiu" (ujawniał też informacje o współpracy z SB Wojciecha Dzieduszyckiego i Henryka Tomaszewskiego) zostaje kandydatem UPR do Senatu (czytaj tutaj), jednak nie wystartował w wyborach z powodu błędów proceduralnych.

Rok po wypowiedzi o profesorze Miodku publicysta znowu oskarża. Tym razem we wrocławskim sądzie Lecha Wałęsę i Grzegorza Schetynę (więcej tutaj), później zresztą z byłym prezydentem spotyka się w sądzie. W lipcu 2008 roku Grzegorz Braun przegrywa proces z Janem Miodkiem (czytaj więcej tutaj), a w październiku tego samego roku wyrok się uprawomocnia (więcej tutaj). W tak zwanym międzyczasie Braun ma kolejne kłopoty - prokuratura oskarża go o poturbowanie policjanta podczas nacjonalistycznego wiecu we Wrocławiu (czytaj tutaj) - proces trwa do tej pory.

Dzisiaj Sąd Najwyższy zajął się kasacją Grzegorza Brauna. Została ona odrzucona. Jedyne co zmieniono to liczbę mediów, w których publicysta musi przeprosić Jana Miodka. Z długiej listy ostały się jedynie Radio Wrocław i Gazeta Wyborcza Wrocław. Zaraz po ogłoszeniu wyroku Grzegorz Braun ogłosił, że nie przeprosi. Czy Jan Miodek zdecyduje się na zamieszczenie przeprosin na koszt Brauna i komornicze dochodzenie zwrotu kosztów? Tego jeszcze nie wiemy.

I jeszcze jedno. Nawet jeżeli Grzegorz Braun miał rację ws. Jana Miodka (bo tego nie możemy wykluczyć) to i tak sposób w jaki poinformował o rzekomej współpracy naraziły go na utratę wiarygodności. Odmówił bowiem ujawnienia swojego źródła... A to zapewne musiało pochodzić ze ściśle tajnego zbioru dokumentów IPN...

p/s Łukasz znalazł w Youtubie zapis spotkania z Grzegorzem Braunem, w którym publicysta mówi gdzie znajdują się informacje o Janie Miodku. W pierwszej części nagrania temat językoznawcy rozpoczyna się po 6 minucie.



Etykiety: , , , , , , , , , , ,

20.5.09

Leszek Budrewicz: Polska ma dla bohaterów słowa

To katowicki Holding Węglowy wypłacił po 200 tysięcy złotych górnikom zastrzelonym przez ZOMO w grudniu 1981 w kopalni "Wujek". Polskie państwo - mimo wielokrotnych zapowiedzi - nadal nie (miało po decyzji Sejmu dać po 50 tysięcy).

Poza tym to, co zapewniono w Sejmie rodzinom poległych to na przykład tylko część sum, które wypłaca się po na przykład szpitalnej pomyłce. Bo smutna i okrutna prawda jest taka, że mimo kwiatów i kompanii honorowych w rocznicę, rodziny ofiar na co dzień są same. Tak jak samotny jest ich ból po stracie najbliższych. Ale można było chociaż spraw finansowych dopilnować, bo przez całe lata odmawiano rodzinom zabitych wypłaty odszkodowań bo... zginęli na powierzchni.

Leszek Budrewicz

p/s Pinio: warto przeczytać artykuł w Rzeczpospolitej o wysokich odszkodowaniach dla tzw. celebrytów. Ile oni dostają pieniędzy odszkodowania, a jakie kwoty są przyznawane prześladowanym za rządów PRL...

Etykiety: , , , , ,

Leszek Budrewicz: Czeski film, francuska miłość - OK

Dzięki temu, że czeska socjaldemokracja wywodzi się z antykomunistycznej opozycji, a nie z "komuny", zniesiono wprowadzone przez czeskich liberałów dodatkowe opłaty przy korzystaniu ze służby zdrowia ( pseudolewicowe SLD to w Polsce Miller proponujący podatek liniowy i Blida wprowadzająca eksmisję na bruk). Dzięki temu, że w Paryżu rządzą Socjaliści z Zielonymi po Paryżu można zasuwać za darmo rowerami, zamiast drogo furami.
Dlatego lubię czeski film i francuską miłość.

Leszek Budrewicz

Etykiety: , , , , , , , ,

18.5.09

Leszek Budrewicz: Krawaciarze i stoczniowcy

Donald Tusk spotykając się ze stoczniowcami przywołuje w Trójmieście i nie tylko tam pamięć niefortunnego spotkania komunistycznego wicepremiera Rakowskiego z załogą ówczesnej Stoczni im.Lenina.

Był rok 1983, papież dopiero co wyjechał. Jego wizyta nie wywołała narodowego powstania, mimo, że generał Jaruzelski witając go na Okęciu dostała widocznego dla wszystkich drżenia całej twarzy. Spotkanie transmitowała komunistyczna telewizja.
Był wrzesień 1983. Na historyczna sale BHP przyprowadzono tak zwany partyjny aktyw, ale grupie stoczniowców wraz z Wałęsa udało się wedrzeć na salę. Cała Polska zobaczyła miotającego się Rakowskiego, pod adresem którego z głębi sali krzyczano nie bardzo wiadomo w tym momencie co. W każdym razie tracił on panowanie nad sobą coraz bardziej, wykrzykując pod adresem robotników, że gdyby nie PRL, to by "krówki pasali". Potem dopuszczono do głosu Wałęsę, który w kolorowej koszuli a la "Gipsy Kings" przeczytał swoje oświadczenie.
Następnego dnia cała rządowa prasa wydrukowała oświadczenie Jaruzelskiego i ... replikę Wałęsy, który podpisał się swoim stopniem kaprala z czasów służby w wojsku. Prasa podziemna i Radio Wolna Europa opowiedziały całość spotkania uzupełniając o szczegóły, których nie było widać w TV.
W każdym wrocławskim robotniczym domu pojawiła się szybko broszura napisana przez marksistowskiego krytyka ekipy Jaruzelskiego, związanego z "Solidarnością" profesora Leszka Nowaka z Poznania pod tytułem "Anty-Rakowski - czyli co wygwizdali robotnicy Stoczni Gdańskiej". W kluczowej scenie starcia ze stoczniowcami Rakowski zdjął marynarkę i rozwiązał krawat. Bo jeszcze w czasie strajków 1988 roku właśnie po marynarce i krawacie można było rozpoznać, kto nie jest za strajkującymi.
Donald Tusk chodził tak ubrany jeszcze w 1981 roku, już wtedy głosząc neoliberalne poglądy pisał w dodatku "Samorządność" ówczesnego "Głosu Wybrzeża" lub "Dziennika Bałtyckiego". Stoczniowcy wyraźnie tym razem unikają starcia z premierem, bo oni sami chodzą dziś w "gajerach" i to będzie widać w TV. To oczywiście żart, ale też przenośnia.
Stocznia Gdańska jest symboliczna, tak samo jak w latach 80. - choć w innym sensie. Idąc z nią na konfrontację nie może wygrać czegoś dla Polski. Ale Roman Gałęzewski, szef stoczniowej "S" (bo chyba na Guzikiewicza nie ma co liczyć), chyba rozumie, że robotnikom nie jest po drodze z jakąkolwiek partia z tych, które są dziś w parlamencie.
Bo znowu białe koszule, to czarne dusze.

Leszek Budrewicz

Etykiety: , , , , , , , , , , ,

Leszek Budrewicz: Nie wszyscy w Hiszpanii to Hiszpanie

Wygwizdanie hiszpańskiego hymnu przez katalońskich (Barcelona) i baskijskich (Athletic Bilbao) kibiców przed finałem Pucharu Króla to nic nowego. Kiedyś najczęściej wygwizdywany był hymn Związku Sowieckiego, szczególnie w krajach z przymusu będących w "obozie socjalistycznym".

Były prezydent Francji Chirac oburzał się, gdy kibice korsykańskiej Bastii czy kibice pochodzący z północnej Afryki wygwizdywali "Marsyliankę". Serbscy kibice nie mogli znieść, że po upadku Jugosławii gra im się nadal tak podobną do Mazurka Dąbrowskiego pieśń "Hej Słowianie". Hymn hiszpański ma starą, odziedziczoną po czasach Franco melodie, ale bez tekstu; dlatego na meczach międzypaństwowych hiszpańscy kibice nucą tylko swój hymn lub grzmią "la la la". Ale od problemów, jak widać, się nie ucieknie. Smutne tylko, że pupil generała Franco, obecny król Juan Carlos, bez którego nie byłoby może w Hiszpanii demokracji, jest teraz jednym z wrogów publicznych dla autonomistów i lewicy. Mają niektórzy obywatele Hiszpanii po prostu krótką pamięć i "wyparli" to, jak się chowali za jego koroną przed wojskową prawicą, kiedy nie było jeszcze wiadomo co będzie po śmierci dyktatora.
Czy taki gwizd przy hymnie powinien być cenzurowany?
Nie!
Czy szef telewizji powinien aż polecieć ze stanowiska?
Też nie.
Cóż, nie tylko my mamy swoje piekiełko...

Leszek Budrewicz

Etykiety: , , , , , , , , , ,

17.5.09

Leszek Budrewicz: Polska szuka punktu G

Nie wiadomo czy punkt G istnieje, a jeśli tak to gdzie jest nie wiadomo. Dlatego pewnie tak trudno Polsce trafić na obrady G8, gdzie trafiła Hiszpania i malutka Holandia. Ta ostatnia może dlatego że miała jedną z najwyższych dotacji z planu Marshalla, no i może naćpani bardziej twórczo pracują.
Nasza nieobecność na spotkaniu G8 dowodzi, że nasze siódme miejsce w tabeli unijnych gospodarek ma mniej więcej takie znaczenie, jak gierkowskie "Polska dziesiątą gospodarką świata". Co z tego dla obywatela-mieszkańca ? Wkurzająca lektura tego bloga może tylko...

Leszek Budrewicz

Etykiety: , , , , ,

10.5.09

Lech Budrewicz: Ziobro - 68 procent krótkich spodenek

Wysoka pozycja Zbigniewa Ziobry w krakowskich przedeurowyborczych sondażach (68 procent poparcia) jak zwykle podniosła adrenalinę byłemu ministrowi, człowiekowi o zmiennych nastrojach (euforia, panika, euforia). Rozumiem, że nie chce on (s)potykać się publicznie z Różą Thun, która ma na razie tylko kilkanaście procent poparcia, ale mówienie w Krakowie, że się nie wie kim jest Róża, jest publicznym twierdzeniem nieprawdy. Sama Róża chce kandydować z listy PO, choć kiedyś nie znosiła "platformersów" za zniszczenie Unii Wolności.
Widać nawet w Krakowie nie ma w polityce jakiegoś "nigdy".

Leszek Budrewicz

Etykiety: , , , , ,

24.4.09

IPN wydaje książkę o blogerze 5 Władzy

Leszek Budrewicz doczekał się wydania swoich wspomnień z czasów gdy działał w opozycji. Oto fragment wstępu Grzegorza Waligóry do wydawnictwa IPN:

"Urodzony we Wrocławiu w 1956 r. Leszek Budrewicz to bez wątpienia jedna z najbarwniejszych postaci wrocławskiej opozycji, w szeregach której spędził blisko trzynaście lat: od Wydarzeń Czerwcowych 1976 r. i włączenia się w akcji zbierania pieniędzy dla represjonowanych robotników Radomia i Ursusa, aż do wyborów do Sejmu kontraktowego z 4 i 18 czerwca 1989 r., będących początkiem upadku rządów komunistycznych w Polsce. Aktywność polityczna Budrewicza obejmuje więc najważniejszy okres funkcjonowania zorganizowanej opozycji w Polsce. Na przykładzie jego losów prześledzić można zarówno ewolucję chylącego się ku upadkowi systemu komunistycznego, jak i złożoną historię różnorodnych środowisk opozycyjnych. (…)
Prezentowane poniżej wspomnienia Leszka Budrewicza stanowią zapis zredagowanego i autoryzowanego wywiadu udzielonego Monice Kała. ZawDementarte w tekście poglądy i oceny związane z funkcjonowaniem środowisk opozycji w latach 1976-1989 odzwierciedlają jedynie poglądy autora wspomnień. Przypisy biograficzne, zamieszczone w części zawierającej wspomnienia Leszka Budrewicza mają wyłącznie charakter wyjaśniający i uzupełniający oraz znajdują się przy pierwszym występowaniu danego nazwiska. Szczególną uwagę zwrócono w nich na działalność opozycyjną do 1989 r. Informacje o aktywności poszczególnych osób po 1989 r. dotyczą przede wszystkim okresów zasiadania w parlamencie i pełnienia wysokich urzędów państwowych.
Wykorzystane ilustracje pochodzą ze zbiorów Niezależnej Agencji Fotograficznej "Dementi", Instytutu Pamięci Narodowej we Wrocławiu, Zakładu Narodowego im. Ossolińskich oraz prywatnych zbiorów Leszka Budrewicza".

Promocja książki o Leszku Budrewiczu 27 kwietnia o godz. 16.00 we wrocławskim Ossolineum.

Etykiety: , , , , , , , ,

31.3.09

Leszek Budrewicz: Wałęsa jako lotniskowiec

Nasz noblista jest jedynym człowiekiem, który zdołał poskromić Ojca Rydzyka. W jego przypadku badania opinii publicznej wskazują, że "źle czy dobrze, byle po nazwisku". Im więcej był atakowany, tym bardziej Polki i Polacy uważali go z autorytet.
Sam Wałęsa grożąc emigracją, czyli wyjazdem tam, gdzie jest od lat bardziej popularny niż w kraju, nie dopowiedział, czy zabierze też ze sobą noszące jego imię gdańskie lotnisko.

Książka młodego historyka żmudnie dekomponującego legendę Lecha została skrytykowana nawet przez część historyków z IPN. Sam Tusk chce likwidować IPN jeśli nie będzie grzeczny: a może PAN, jeśli się nie będą zgadzały równania w Instytucie Matematyki? Wszystko dzieje się w momencie, kiedy "wyłazi", że agentami mogli być dwaj ważni biskupi i pracownik kancelarii prezydenta. Ksiądz Czajkowski utrzymuje, że donosił, ale nie na księdza Popiełuszkę. Na końcu ważny historyk z IPN odkrywa, że ksiądz Jankowski mógł być TW, choć o tym nie wiedział.

Jestem za lustracją, ale może nie powinna ona zależeć od tego, czy ktoś coś, jak Handzlik, prezydentowi powiedział, czy nie. A na pewno stwierdzenie, ze można było być TW o tym nie wiedząc, choć dotyczy duchownego, jest w myśleniu o lustracji przewrotem kopernikańskim. jakie w tej sytuacji znaczenie może mieć książka historyka z "pokolenia wnuków"?

Leszek Budrewicz

Etykiety: , , , , , ,

16.3.09

Leszek Budrewicz: Zanussiego barwy ochronne

Znany polski reżyser i scenarzysta Krzysztof Zanussi został zarejestrowany przez SB jako TW "Aktor" - ujawnia Gazeta Polska (publikacja w środowym numerze).
Reżyser zaprzecza, aby kiedykolwiek współpracował z bezpieką. Akta SB na temat Krzysztofa Zanussiego - publikuje portal Niezalezna.pl.

Zawsze był to reżyser, który dywagacje moralne ze swoich filmów godził z praktycznym cynizmem. Chciał jeździć po świecie i robił to, chwaląc się jeszcze w czasach PRL swoimi zdolnościami łączenia promocji różnych linii lotniczych.
W tak zwanych najcięższych czasach lat 80. jeździł do Moskwy na festiwal filmowy. Gdy go o to zapytałem w wywiadzie stwierdził, że ci, którzy oskarżają go o oportunizm i blokowanie młodym drogi do ekranu (były lata 90.), sami mając takie możliwości sprzedali by własną skórę za sukces.
W wielu jego filmach moralny fundamentalizm ściera się beznadziejnie z cynizmem, często w sytuacjach ostatecznych: sam Zanussi daje przeważnie zwyciężać cynikom, ale widz odnosi wrażenie, że jego sympatia jest po stronie przegrywającego dobra. Mimo to i mimo nagrody na najważniejszym polskim festiwalu filmowym za "Barwy ochronne", w odróżnieniu od Wajdy nie przyjął na siebie oczekiwanej przez publiczność roli ludowego trybuna.

W tym sensie publikacja "Gazety Polskiej" pokazuje, że przesłanie "Życia jako choroby przekazywanej drogą płciową", "Cwału", "Struktury kryształu" czy filmu "Constans" to ekranowe "łzy krokodyla". Zanussi prowadził - jeśli sądzić z tego co wiemy z publikacji "Gazety" - tak samo cyniczną grę z bezpieką, co z publicznością. W swoim zadufaniu uważał pewnie - nie on jeden przecież - że to, co opowiada, utoruje mu drogę do kariery, jednocześnie niszcząc innych w sposób umiarkowany. Zanussi niczym któryś bohater jednego z jego filmów jest na poły systemu ofiarą, na pół współwinnym. Choć jednak korzyść z jego rozmów z SB była dla niego natychmiastowa, strata, jak widać, dość w czasie odłożona.

Podobny problem pozostawili po sobie - choć w różnym stopniu - i Kapuściński i Herbert. Chcieli coś zrobić, musieli iść na kompromisy, granica między "kiwaniem" przeciwnika, a pomaganiem mu nie była narysowana na boisku jasno. Albo po prostu oni nie chcieli jej widzieć, jak wielu ich czytelników czy widzów, którzy szli na kompromis, żeby dostać przydział na niedostępną pralkę.

Wydaje się, że Zanussi, przepraszam - domniemany TW "Aktor", jedną przynajmniej stopą przekroczył - na stronę ciemności. "Wielki" krok małego człowieka, niewielki krok w historii ludzkości.
Leszek Budrewicz

Etykiety: , , , , , , , , , , ,

11.3.09

Leszek Budrewicz: "Wyborcza" niedowidzi tybetańskiej akcji

Wrocław był wczoraj tym miastem, w którym dzięki refleksowi prezydenta Rafała Dutkiewicza przed Ratuszem zawisła flaga niepodległego Tybetu. Wieczorem w klubie "Kalaczakra" nie można było wcisnąć szpilki na wieczorze poświęconym rocznicy tybetańskiego powstania mimo, że składał się z politycznego wykładu i dokumentalnego filmu. Organizacje protybetańskie zorganizowały akcje w całym mieście.

Redaktor Agata Saraczyńska nic z tego nie zrozumiała i napisała, że zrobiło jej się wstyd za... no właśnie: może wstyd jest być dziennikarką "Gazety", która wywiesza wielką tybetańską flagę i nie robi czynnie w sprawie Tybetu nic, poza publikacjami.
Sama Agata była jedną z animatorek Wielkiej Pomarańczowej Alternatywy. Teraz woli opisywać świat. Ale - idąc śladem klasyków - są sytuacje w których dziennikarze nie powinni tylko świat opisywać, powinni spróbować go trochę zmienić.
Dziennikarze "Gazety" tak często zadzierają nosa, że mogliby zauważyć, że miasto wywiesiło tybetańską flagę, a sama Agata mogłaby ruszyć tyłek i coś zrobić czynnie, zamiast się - jak napisała - wstydzić za ... no nie wiem, w dodatku biernie.
Leszek Budrewicz

Etykiety: , , , , ,

7.3.09

"Pegaz" wraca, Skowroński - być może

Kiedy pięć lat temu zdjęto "Pegaza" z anteny TVP, nie ujął się za nim pies ani bies. Teraz wraca jako 20-minutowy kucyk, dzięki Łobodzińskiemu, będzie "rannym utrom" w sobotę, a więc na serio dla emerytów bardzo zaangażowanych i zaawansowanych, przy okazji zdjęto "Hurtownię" wrocławianki Wolny-Hamkało. Taka jest misyjna "reemisja" do dupy.

Natomiast dzięki sądowładztwu, przeciwko któremu jest Bronek Wildstein, stronnik Skowrońskiego, ten ostatni zostanie na powrót szefem radiowej "Trójki".
I co do niego, to niezależnie od tego za czyją sprawą został jej szefem - rzeczywiście przywrócił "Trójce" blask. Najboleśniejsze jest to, że ani środowisko, ani słuchacze - nic, "ni chuja".
Jakaś mała demonstracyjka.
Skumbrie w tomacie.

Leszek Budrewicz

Etykiety: , , , , , , ,

6.3.09

Leszek Budrewicz: z cyklu "Byki Fernando"

Dzielny "Dziennik" uważa, ze największe święto Polaków w Stanach Zjednoczonych to "parada Puławskiego" (piątek, 6 marca, strona 10, tekst "Wielka ucieczka Polaków z Chicago", podpis pod zdjęciem). Biedny Pułaski: przegrał konfederację barską, zginął pod Savannah, teraz jeszcze go przekręcają... Tylko cieszą się tak zwani "Puławianie" z roku 1956. O co chodzi w tym zdaniu? "Wikipedia, wikipedia, wikipedia..." - jak mówi mój znajomy.

Leszek Budrewicz

Etykiety: , , , ,

22.2.09

Z cyklu Byki Fernando: Też wolę Słowackiego

Rozmawiając sobie ciekawie na temat "Trylogii" co galopuje na scenie krakowskiego Teatru Starego reżyser Jan Klata uczynił Słowackiego autorem "Reduty Ordona", a redaktor Jacek Cieślik z najjaśniejszej "Rzeczpospolitej" (sobota-niedziela 21-22 lutego 2009 s. A23) na to... nic.

Maturzystom i nauczycielom, którzy w tym roku znów nie doczytają Żeromskiego i "Kamieni na szaniec" przypominam, że autorem fikcyjnego wysadzenia się przez Ordona, tylko na szczęście literackiego, był wieszcz Adam, a nie jego udanie grający na giełdzie zbożowej w tamtych czasach poetycki rywal. Biedny Ordon przez lata był witany przez znajomych i nieznajomych okrzykiem zdziwienia: przecież miałeś nie żyć. Mogę tylko przypuszczać, że w pędzie obaj panowie mówiąc o "Reducie" myśleli o wierszu Słowackiego opisującym śmierć generała Sowińskiego na szańcach Woli (któremu to Sowińskiemu podchorążowie w Noc Listopadową darowali życie tylko dlatego, że miał ową drewniana nogę, chcąc go początkowo zasiec jako kolejnego tej nocy kolaboranta).

No cóż, redaktor londyńskich "Wiadomości" Grydzewski mawiać miał:"przecież wiem, że to Słowacki napisał "Pana Tadeusza", ale zawsze sprawdzam".

Leszek Budrewicz

Etykiety: , , , , , , , , , , ,

10.2.09

Budrewicz: "Z cyklu Byki Fernando" i słów kilka o "Palikotach"

Amerykański francuski, francuski angielski

1. Każda prawie stacja radiowa mówiąc ostatnio o przyjeździe do Europy amerykańskiego wiceprezydenta (Joe Biden) wymawiała jego nazwisko fonetycznie po europejsku, czyli inaczej, niż on się naprawdę nazywa.

2. Sprawozdawca meczu finałowego mistrzostw świata w piłce ręcznej ani razu nie wymówił prawidłowo ani jednego nazwiska francuskiego gracza!

3. Na koniec (obiecująca ciągle) reportażystka wrocławskiego wydania Gazety Wyborczej Aneta Augustyn. Dziennikarka w tekście "Maraton jogi dla Afryki" (ukazał się 9 lutego) schrzaniła kilka rzeczy, ale korona należy jej się za pomylenie o tydzień akcji ulicznej Amnesty International we Wrocławiu.
Nie jestem bardzo zdziwiony, bo jakiś czas temu jedna z reporterek tej samej Gazety Wyborczej popełniwszy każdą możliwą liczbę błędów w notce wielkości metki na kiełbasie, próbowała mi w mailach tłumaczyć, że nie ma co robić sprawy, bo to krótka notatka:-)

Ps. Gdyby ktoś chciał wziąć udział w akcji Amnesty lub ją wesprzeć - to wbrew informacji w "GW" - będzie w czwartek, ale nie ten najbliższy, tylko ten 19. Później Aneta, tydzień później.
Leszek Budrewicz

***

Palikot dla każdego

Zniesienie finansowania partii politycznych z budżetu jest do przyjęcia pod warunkiem, że każda partia będzie miała finansowanego z budżetu własnego Palikota.

Tylko PO i być może partię kapitalistycznych krezusów, czyli SLD, stać na kogoś takiego (choć SLD ma już Gadzinowskiego). Reszta partii nie mając kogoś takiego i nie mając forsy Palikota zawiśnie u klamek.

Dla wyrównania szans (nie każdego stać na samofinansującego się Palikota, którego poważnie bardzo ceni Tomasz Lis z czym się obnosi) proponuję sfinansować w parlamencie (dla każdej każdej partii) jednego bezrobotnego bezdomnego, który stojąc w imieniu partii za marszałkiem prowadzącym obrady znosiłby w odpowiednich momentach okrzyk: "Hańba!" - stosownie do hańby tej czy innej części posłów definiowanych przez stronę oponentów.
W zależności komu służy, ów rezydent mógłby być ubrany w tradycyjny kontusz bądź tradycyjny strój okcydentalny w konwencji rokoko. Zawsze to mniejsze bezrobocie i tumult do opanowania w ramach hańby "się samoograniczającej".
Leszek Budrewicz

Etykiety: , , , , , , , , , ,

21.1.09

Leszek Budrewicz: co dalej z centrolewicą?

Zwycięstwo Brygidy Kużniak (kto to?) w wyborach na szefa-szefową nie istniejącej już prawie Partii Demokratycznej, pokonanie przez nią Bogdana Lisa, jednego z twórców Solidarności to kolejna klęska budowania centrolewicowej formacji politycznej, która nie byłaby
"postpezetpeerem" i do tego "zesbeczonym". Nie udało się za sprawą Piotra Ikonowicza z PPS, nie spełniły się nadzieje dotyczące Unią Pracy i związanych z nią Bugaja, Bujaka i Modzelewskiego.
Co na to towarzysz Sierakowski?

Leszek Budrewicz

Etykiety: , , , , , , , , , , ,

28.10.08

Tożsamość dolnośląska

Byłem przez cały jeden dzień dumny z bycia Dolnoślązakiem, choć zasługa niewielka moja, ale byłem nawet gotów zaakceptować koszmarnego czarnego orła jako swój też symbol: przeczytałem w jednej ze statystyk, że mieszkanki i mieszkańcy Dolnego Śląska w porównaniu do innych regionów, nie mówiąc o "czerwonej latarni" (nomen omen) czyli Kielcach, kochają się najdłużej w czasie "jednego podejścia".
Byłem naprawdę dumny.
Tymczasem, dzień później okazało się że jesteśmy w kraju (to z innej statystyki), chłopaki i dziewczyny, liderami także jeśli chodzi o liczbę zachorowań na HIV. No tak, bez jest przyjemniej, czyli dłużej, ale chyba coraz mniej bezpiecznie.
No i nie chcę już chyba czarnego nosferatu orła na ten nasz symbol, kurde, dolnośląski, a nawet dałbym mu w dziób.

Leszek Budrewicz

Etykiety: , , ,

13.8.08

Polscy olimpijczycy czytali Vonneguta ?

W klasycznej powieści Kurta Vonneguta jr "Rzeźnia numer pięć" narrator raz po raz kwituje kolejne, fatalne przypadki spotykające bohaterów (na przykład po alianckim nalocie, ktory zmiótł z powierzchni ziemi Drezno, amerykański jeniec skazany został na śmierć za kradzież czajnika) sentencją: "bywa i tak". Taka samo odpowiadają polskie zawodniczki i polscy zawodnicy na pytania, dlaczego im - mimo, że czasami chociaż miało "pójść" - nie poszło. Żeby coś "poszło" potrzebny jest naszym "asom" i "alom" wolny los, bokser z Sierra Leone, mogą też być chińscy nomen omen "szczypiorniści". Wiemy już, że zawodniczki i zawodnicy nie mają pojęcia co mogło się stać, albo już mają inne, ważniejsze cele w życiu, albo opowiadają, na jakie teraz jadą wakacje. Najczęściej mówią też o "specyfice dyscypliny" i "specyfice Igrzysk" - nie zauważając, że porażki stają się z dnia na dzień polską specyfiką w Pekinie. Generalnie wieje od tego wszystkiego absolutnym brakiem ambicji, który nie przeszkadza pytaniu: brak aklimatyzacji czy błąd żywieniowy, a może za niskie premie za medale (Sylwia Gruchała ubolewała nad przeżyciami dietetycznymi...)? Bo trudno uwierzyć, żeby cała nasza ekipa zaliczała tak totalną klapę bez jakiegoś wspólnego powodu...

Leszek Budrewicz

Etykiety: , , , , , ,

12.8.08

"Kaczor" - mąż stanu, Donald - ciepła kluska

Wspólna podróż prezydentów Polski, Litwy i Ukrainy oraz premierzy Łotwy i Estonii do Tibilisi jest nie tylko odważnym gestem, ale najlepszym, co można było w tej sytuacji zrobić. Lech Kaczyński zachowuje się tym razem jak mąż stanu, Donald Tusk jak polityk.

Różne rzeczy można powiedzieć o byłym prezydencie Francji, nieżyjącym już Francois Mitterandzie, ale na pewno trzeba przyznać, że jego lądowanie w oblężonym Sarajewie, praktycznie pod ostrzałem, było aktem godnym męża stanu, który chciał naprawdę powstrzymać masakrę miasta. Nie możemy do Gruzji posłać wojska, trzeba tam wysłać tyle pomocy humanitaranej i logistycznej, ile się da. Natomiast trudno sobie wyobrazić bardziej czytelny sygnał dla Rosji, niż przylot głów państw do Tbilisi w momencie, kiedy część światowych agencji podaje wiadomości, że Gruzini szykują się do obrony miasta przed nadciągającymi Rosjanami.

Prezydent Kaczyński oczywiwiście prowadzi przy okazji swoją politykę zagraniczną, nie od wczoraj wspiera Gruzję i chce sformować koalicję krajów obciążonych obawą przed Rosją (rząd i MSZ woli raczej postępowac nogę w nogę z Zachodem w tych sprawach). Rząd, choć generalnie zaregował dobrze, nie chce wychodzić przed szereg i zamierza prawdopodobnie zrobić tyle, ile sojusznicy z NATO i UE, nie więcej. Dla Gruzinów oznacza to na razie jednak nic konkretnego, co Rosja "jasno czyta". Tarcza z prezydentów może obronić Tbilisi, któremu Amerykanie na razie zaproponowali tarczę z "papierowych rakiet".

Leszek Budrewicz

Etykiety: , , , , , , , , , , , , , , , ,

8.8.08

Budrewicz o Gruzji: próba dla Rosji, kanał dla Gruzji

Ponieważ sytuacja na Wschodzie się rozwija, a do Osetii Płd. wjechało 150 rosyjskich czołgów wracamy do tematu, tym razem piórem Leszka Budrewicza.

W tej chwili trudno powiedzieć kto kogo w konflikcie w Gruzji bardziej zestrzelił, ale trzeba zaledwie godzin, żeby kandydatka do NATO i faworytka Amerykanów oraz prezydenta Kaczyńskiego znalazła się w ogniu regularnej wojny z wyliniałym nieco, ale jednak ciągle niedźwiedziem. Jakiekolwiek aspiracje lokalne na terenie państw odłączonych od Sowietów po 1991 roku, po rozpadzie imperium nie mogą się zmaterializować bez inspiracji, udziału i wsparcia Rosji, która zwłaszcza teraz może chcieć podkreślić, gdzie są granice jej strefy wpływów. Gruzja, która dała Sowieckiej Rosji takich przywódców jak Ordżonikidze czy sam Stalin, ma głęboką rosyjską zadrę w sercu, mimo, że komuniści tacy jak Szewardnadze, robili też wielką polityczną karierę w Sowietach.
Każdy, kto trochę interesował się rewolucją rosyjską w 1917 roku wie, jak ważną rolę w okresie między obaleniem cara a dojściem do władzy bolszewików odgrywali tacy robotniczy przywódcy mieńszewiccy jak Czcheidze i Cereteli. Wyjechali oni następnie do Gruzji, gdzie powstało niepodległe państwo, rządzone przez demokratycznych socjalistów (coś jak PPS czy SPD), któremu Liga Narodów, ówczesny odpowiednik ONZ, gwarantowała tę niepodległość. Jak wiele takich gwarancji i te okazały się papierowe i bolszewicy niepodległość Gruzji utopili we krwi. To dlatego Piłsudski zagwarantował gruzińskim oficerom pobyt i służbę w Polsce (jednym z nich był ojciec amerykańskiego generała Shalikashvili).

Najbliższe godziny pokażą, jak (nie)bezpieczne jest igranie z rosyjskim ogniem i na ile bombardowanie celów cywilnych przez Gruzję - o ile jest faktem - zaszkodzi krętej drodze jednego z pierwszych chrześcijańskich krajów do Europy. Czy zbuntowani przeciw Gruzji Osetyńcy chcą do Europy, czy do Rosji?

Na pewno potwierdza teorię "przekładańca" słynnego amerykańskiego politologa Samuela Huntingtona: mocarstwa walcząc z państwami średniej wielkości wspierają małe separatyzmy. Sama Rosja, jeśli się zaangażuje, musi to starcie wygrać środkami politycznymi, jak się nie da, także wojskowymi, jeśli nie chce stać się "mocarstwem kieszonkowym".

Leszek Budrewicz

Etykiety: , , , , , , , , , ,