Niemiec w opałach
Dietmar Loildolt jest emerytowanym niemieckim nauczycielem historii. Ma 70 lat. Od wielu lat przyjeżdża do Polski. Od dwóch lat mniej chętnie. Musi bowiem uczestniczyć w swoim procesie.
Kłopoty Niemca związane są z wydarzeniami z maja 2007 roku. Dietmar Loildolt przeprowadzał się wówczas z Lubeki do Wiednia. Ponieważ miał bardzo duży księgozbiór książki woził na raty. W jego samochodzie mieściło się zwykle 450 tomów. Tak też było 21 maja 2007 roku gdy z Lubeki wyruszył do Wiednia przez Polskę, gdzie zamierzał odwiedzić znajomych. Oprócz książek wziął obraz, który kupił za 1100 euro. Niemiecki nauczyciel najpierw pojechał do znajomej do wsi Kaczory koło Piły. Później udał się w odwiedziny do znajomych na wrocławskim Biskupinie. Z Wrocławia 23 maja postanowił jechać do Wiednia, gdzie jego 60 letni brat obchodził urodziny. Kłopoty zaczęły się na polsko - czeskim przejściu granicznym w Boboszowie. Strażnik graniczny uznał, że Dietmar Loildolt przewozi zabytkowe przedmioty bez pozwolenia. Jak opisuje sam Niemiec, strażnik, za pośrednictwem tłumaczki, powiedział, że po wpłaceniu tysiąca złotych będzie mógł pojechać dalej. "Nie miał żadnego formularza. Zamarłem. Byłbym nawet gotów dać 100 euro, ale nie tysiąc złotych. Nie wiedziałem, że potrzebuję jakiegokolwiek pozwolenia" - opowiadał emerytowany nauczyciel. Dodawał, że pierwszy raz w życiu przytrafiła mu sie taka kontrola graniczna. Niemiec trafił na 48 godzin do izby zatrzymań. Szybko usłyszał zarzuty przewożenia zabytków bez pozwolenia. Wartość 450 książek oszacowano na 750 złotych (sic!), a obrazu na 18 tysięcy. Pierwszy proces w tej sprawie został umorzony, po uchyleniu wyroku, w czwartek drugi rozpoczął się na nowo.
Sytuacja jest kompletnie absurdalna. Nie trudno odnieść wrażenie, że Niemiec był przetrzymywany za kratkami przez 48 godzin bo po prostu odmówił wręczenia łapówki. On sam powiedział, że potraktował to jako propozycję korupcyjną. Jego adwokat Alexander Ilgman tłumaczył mi, że Niemiec nie złożył zawiadomienia o przestępstwie bo nie było w tej sprawie 100 procentowych dowodów. Inaczej jednak uważa prokuratura. Już zapowiedziała, że spróbuję tę sprawę wyjaśnić. Z kolei znajomi Dietmara Loildolta są zdumieni tak otwartą propozycją korupcyjną ze strony urzędnika państwowego. Czy utwierdzi ich to w przekonaniu, że Polska to kraj korupcji?
Mecenas Alexander Ilgman tłumaczył też, że powodem problemów Niemca jest niedoskonała ustawa o ochronie zabytków. W czwartek tymczasem Sejm zajął się jej nowelizacją. Przypadek Dietmara Loildolta nie jest bowiem jedynym, we Wrocławiu od czterech lat wyjaśniana jest sprawa Niemca, który przewoził swoją kolekcję znaczków. Także i on usłyszał prokuratorskie zarzuty...
Etykiety: Alexander Ilgman, Biskupin, Boboszów, Dietmar Loildolt, Kaczory, Lubeka, Niemcy, Piła, Polska, Sejm, Wiedeń, Wrocław
1 Comments:
W Polsce niezwykle łatwo zostać przestępcą, na podstawie przepisów, których dobrze nie znają nawet prawnicy. To problem, który będzie się pojawiał coraz częściej, bo sejm produkuje coraz większą ilość przepisów na każdą okazję i każdy oczywiście musi zawierać przepisy karne. Ile osób zna np. przepisy karne o wyrzucaniu baterii, któe weszły w życie dwa miesiące temu?
Prześlij komentarz
<< Home