28.4.09

Błyskawiczny proces i surowe kary dla porywaczy

Wiele razy polski wymiar sprawiedliwości jest krytykowany za przewlekłe procesy. I słusznie, bo czasem opieszałość sądów jest porażająca. Ale jest czas by ganić (czytaj m.in. tutaj) i jest czas by chwalić.
Dzisiaj trzeba pochwalić.

Jeszcze kilka tygodni temu polskie gazety rozpisywały się, że Austriacy potrafią i proces Fritzla zakończyli w trzy dni. Ale okazuje się, że i Polacy potrafią. Szybkie śledztwo - trwające od września ubiegłego roku do lutego bieżącego roku i błyskawiczny proces. W ciągu zaledwie trzech dni wrocławski sąd okręgowy skazał dwóch młodych mężczyzn oskarżonych o porwanie młodej kobiety, córki dolnośląskiego biznesmena i dwa napady na banki. Sędzia Mariusz Wiązek uznał, że nie ma potrzeby przesłuchiwania wszystkich świadków. Jeden dzień zajęło mu odczytanie wyjaśnień oskarżonych i przesłuchanie porwanej kobiety oraz jej ojca. Drugiego dnia wysłuchał kilkunastu świadków i zrezygnował z reszty, a dzisiaj (wysłuchał mów końcowych i ogłosił wyrok. Kary surowe - po 11 lat więzienia dla Aleksandra R. i Tomasza L. Na sali sądowej doszło do prawdziwego starcia "gigantów" - adwokatów, którzy zajmują czołowe miejsca we wrocławskiej palestrze. Z prawdziwą przyjemnością słuchało się wystąpień mecenasa Henryka Rossy (obrońca jednego z oskarżonych) i Jacka Szymańskiego (pełnomocnik ojca porwanej Moniki). Zwłaszcza ten drugi mówił tak, że zapierało dech. Jak sobie uświadomiłem - szybko można się przyzwyczaić do miernych przemówień bezbarwnych adwokatów, więc ci najlepsi robią później niesamowite wrażenie. Choć sam mecenas Szymański skromnie przyznał, że mogło być znacznie lepiej bo "nie czuł sali". Z przyjemnością słuchało się także wystąpienia prokuratora Tomasza Błońskiego. Fragmentów mów można posłuchać na portalu Radia Wrocław.

Sprawa porwania była bardzo głośna we wrześniu ubiegłego roku. Dwóch bandytów, natchnionych widokiem luksusowego bugatti jeżdżącego w centrum Wrocławia, postanowiło porwać jego właściciela lub krewnego. Właściciel okazał się dla nich zbyt dużym wyzwaniem, dlatego zdecydowali się na uprowadzenie młodej kobiety (jak się okazało córki brata kierowcy luksusowego auta). Szykowali się kilka miesięcy, po drodze napadając dwa razy na banki i kradnąc 150 tysięcy złotych, które przeznaczyli na życie i przygotowania do porwania. Kiedy już uprowadzili kobietę zażądali od jej ojca 1,5 miliona złotych. Biznesmen był jednak świetnym negocjatorem (umiejętności nabył w czasie zawodowej pracy), nie bał się też powiadomić policji mimo gróźb, że córce zostaną odcięte palce. Ostatecznie przekazał porywaczom 690 tys. zł. Bandyci zostali zatrzymani kilka godzin później po strzelaninie i pościgu z udziałem policyjnego śmigłowca. Szybko przyznali się i opowiedzieli o szczegółach porwania (tego możecie posłuchać tutaj) i napadów na banki. Teraz będą mieli wiele czasu do myślenia, choć już nie o "wiecznych wakacjach", o jakich marzyli...

Etykiety: , , , , , , , , ,