23.9.09

Śledztwo ws. skandalu na festiwalu teatralnym umorzone!

Skandal wybuchł w kwietniu podczas festiwalu zorganizowanego we Wrocławiu z okazji wręczenia Europejskiej Nagrody Teatralnej. Część widzów zbulwersowały przedstawienia reżyserowane przez hiszpańskiego artystę Rodrigo Garcię.

Podczas spektaklu "Wypadki: zabić żeby zjeść" zabił homara, ugotował go i zjadł. "Aktor podwiesił na lince, na środku sceny żywego homara, do grzbietu przymocował mu czuły mikrofon dzięki czemu wszyscy słyszeliśmy bicie serca zwierzęcia. Słyszeliśmy jak przyśpiesza, jak słabnie, jak homar się boi! Kiedy aktor bez słów zaczął wbijać szpikulec w żywego homara nie wytrzymałam, wyszłam" - tak opisywała to wówczas zbulwersowana Elżbieta Osowicz z Radia Wrocław (całą jej opowieść czytajcie tutaj). Dziennikarka postanowiła złożyć zawiadomienie o przestępstwie. Tutaj możecie zobaczyć podobne przedstawienie tego "artysty".

Tymczasem nie był to jedyny incydent. Dzień później podczas innego spektaklu "Zasypcie moimi popiołami Myszkę Miki" aktor wrzucał do akwarium chomiki, przywiązywał też linkami do aktorów żabki afrykańskie. To przedstawienie zostało przerwane przez Straż dla Zwierząt. Działacze tej organizacji także złożyli zawiadomienie o przestępstwie (szczegóły tutaj).

Na pięć miesięcy wokół tego śledztwa zapadła cisza. Rzecznik prokuratury Małgorzata Klaus - na pytania o jego przebieg odpowiadała: "toczy się". Dziś już wiemy - śledztwo zostało umorzone. Teraz autorzy zawiadomień o przestępstwie mają siedem dni na odwołanie się o decyzji o umorzeniu śledztwa.

W uzasadnieniu decyzji znajdujemy idiotyczne opinie Głównego Lekarza Weterynarii oraz biegłego z Uniwersytetu Przyrodniczego, którego nazwisko nie zostaje opublikowane.

Główny Lekarz Weterynarii pisze: "warunki przedstawienia nie zagrażały życiu, zdrowiu i nie powodowały cierpień zwierząt".Nie wiem czy ten człowiek nadaje się na takie stanowisko. Moim zdaniem powinien zostać natychmiast zdymisjonowany skoro nie widzi problemu.

Garcia Rodrigo w śledztwie zeznał, że sposób w jaki na scenie zabijał, a następnie gotował i zjadał homara jest identyczny z tym jak to się robi w restauracjach. Dodał, że żaby były delikatnie przywiązywane do aktorów, a chomiki przebywały w wodzie nie więcej niż 10 sekund.

Z kolei biegły stwierdził, że nie doszło do znęcania się nad homarem bo jego układ nerwowy znacznie różni się i stoi na niższym etapie ewolucyjnym niż podobne układy u ssaków. Nie był więc - czytamy dalej - w stanie odczuwać bólu w taki sposób jak inne, wyżej stojące, zwierzęta. Jego zdaniem homara zabito w sposób humanitarny, przypomina, że w restauracjach homary są wrzucane do gotującej się wody. Z dalszej opinii biegłego wynika, że chomiki co prawda były poddane stresowi, jednak na krótki czas, a sposób obchodzenia się z nimi nie miał charakteru znęcania się. Jego zdaniem chomiki potrafią pływać, w wodzie utrzymują się około 30 minut. Zdaniem biegłego artyści nie znęcali się także nad żabkami.
Prokuratura uznała więc, że homara uśmiercono w sposób prawidłowy, podobny do sposobu uśmiercania zwierząt gospodarskich, a także wręcz bardziej humanitarny niż niekiedy robi się to dla potrzeb kulinarnych. Podobnie w przypadku chomików i żab prokuratura nie dopatrzyła się elementów znęcania nad zwierzętami.

W tym roku do wrocławskich prokuratur trafiło 26 zawiadomień o znęcaniu się nad zwierzętami (psami, kotami, ale także nad gołębiami, łabędziem, dzikiem czy szczurem domowym). 6 postępowań dalej trwa, 19 umorzono (w tym 7 z powodu niewykrycia sprawców), a w jednym (!!!) przypadku sprawa trafiła do sądu. Oskarżony mężczyzna został skazany na pół roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata.

Sędzia Marek Poteralski mówi, że sprawy znęcania się nad zwierzętami to jednostkowe przypadki. Za ubiegły rok znalazł w sądzie na Śródmieściu trzy wyroki skazujące na karę więzienia w zawieszeniu.

Patrycja Starosta, Straż dla Zwierząt
: "Policja z nami coraz częściej współpracuje, często z nami interweniuje, ale później sprawy są umarzane. Myślę, że sędziowie nie do końca nam ufają. Nie jestem więc zdziwiona umorzeniem sprawy homarów...Ludzie nie bardzo rozumieją, że znęcanie się nad zwierzętami jest pierwszym krokiem do znęcania się nad ludźmi".

Mojego materiału na ten temat możecie posłuchać na stronie Radia Wrocław.

O sprawach zwierząt pisałem na 5 Władzy kilka razy.
O wyrzuceniu prosiaka na tor żużlowy przed meczem Atlasu Wrocław z Unią Leszno czytaj tutaj i tutaj.
O niedźwiedziu brunatnym Mago czytaj tutaj i tutaj.
O karach za znęcanie się nad zwierzętami czytaj tutaj i tutaj.
O eksperymentach na zwierzętach czytaj tutaj.

I pozostaje tylko znowu zacytować jeden z utworów Włochatego: "strzeż się kopniaka, kija kamienia, kół samochodów..."


Etykiety: , , , , , , ,

6.4.09

Ian Pelczar: Fabryka Lupy

Z wręczenia Europejskiej Nagrody Teatralnej we Wrocławiu zamiast święta zrobił się festiwal skandalizującego autora. Wrocławianie nie mieli szans, by zmieścić się na widowni.

Włoscy organizatorzy tuż przed festiwalem dopisali do listy zagranicznych gości 200 nazwisk, nie zważając na takie drobnostki jak ograniczona liczba miejsc w poszczególnych teatrach czy salach oraz miejsca hotelowe. Współczuję polskiej stronie i podziwiam, że całość nie wymknęła się spod kontroli.

Niestety - brak miejsc dla widzów oznaczał, że festiwal przemienił się w imprezę środowiskową. Dokąd zmierza teatr i za co przyznano nagrody – tego pozostali mogli dowiedzieć się jedynie z mediów. Dowiedzieli się, że jeden z laureatów upodobał sobie męczenie, a nawet zabijanie zwierząt na scenie. Wzbudziło to zrozumiałe oburzenie, ale może wzbudzić także smutną refleksję: gdyby nie krew homara i męczarnie chomików Premio Europa nie zajęłaby tyle miejsca.

Widać to było doskonale po wrocławskim pokazie "Factory 2". A przecież mistrzowski spektakl Krystiana Lupy, ośmiogodzinny teatr totalny, to było jedno z najbardziej dyskutowanych przedstawień 2008 roku. We Wrocławiu przeszło o tyle niezauważone, że poza dziennikarzami i zaproszonymi gośćmi w Wytwórni Filmów Fabularnych nie zmieścił się nikt.

Godne podziwu jest też to, nieliczni, którzy nie dali się porwać wizji Lupy wyszli ze spektaklu po ponad dwóch godzinach – w pierwszej przerwie. Do dzisiaj są pewnie przekonani, że stracili jedynie artystyczną kontrowersję, zbiorową inscenizację dawnej Factory Andy’ego Warhola. Tymczasem dwie kolejne części przynosiły niezwykłe niespodzianki – sekwencje w duetach, które odnosiły się nie tylko do Warhola i jego środowiska, ale również do sztuki, przyjaźni, obsesji, miłości, fascynacji, czy sterowania własnym losem. Im bliżej finału, tym większa panowała groteska, a Lupę mniej interesowało samo dzieło, a bardziej rozważanie na oczach widzów, czym jest forma, którą opanował w teatrze – jak dzieło teatralnej sztuki powstaje, co można zrobić z jego składnikami. Improwizacja na temat improwizacji, wizja Warhola jako ojca wszelkiego rodzaju reality shows, dyskusje na temat tego, co jest sztuką, a co jej granicą, badanie granic teatru.

Kilka dni po "Factory 2" nie sposób jest nie filtrować kolejnych zdarzeń festiwalu przez aforyzmy i dialogi, które Lupa rozpisał swoim aktorom. Pytany o "Blow Job" Warhol opowiada, że nakręcił film, w którym widzimy twarz mężczyzny przeżywającego rozkosz płynącą z seksu oralnego z innym mężczyzną, ponieważ znalazł ochotnika. Sam nie patrzył na twarz, patrzył w dół. "To, co najciekawsze dzieje się poniżej kadru" – skomentuje jedna z bohaterek spektaklu. Warhol powie później, że możliwość patrzenia i podglądania takiej intymnej sytuacji, ale patrzenia jedynie na twarz - intrygowała go. "Nie byłem jednak w stanie tego zrobić. A kamera była w stanie". Na zarzut, że to nieuczciwe Andy odpowie: "Sztuka nie musi być uczciwa".

Nieuczciwość innych prezentacji z Europejskiej Nagrody Teatralnej przekraczała jednak granice, których nie przekroczyłby sam Lupa. "Człowiek powinien najpierw sam oddać krew w sprawie, a dopiero później prosić o to homara" - powiedział artysta Radiu Wrocław. Sam w "Factory 2" oddał widzom rok prób, interpretacji, improwizacji i przygotowań. Zrobił to razem z zespołem, przystępując do prób bez grama scenariusza, pozostawiając w ostatecznej wersji jedynie strzępki fabuły. Zrobił rzecz odważną, wymagając od aktorów grania na intymnych rejestrach. Spektakl pokazany we Wrocławiu w czasie obchodów Roku Grotowskiego budzi oczywiste skojarzenia. Słusznie zauważył jednak Krzysztof Mieszkowski, że Lupa wymagając od swoich aktorów maksimum, nigdy nie zostawia ich samych. Jest z nimi do końca – w czasie spektakli jest to obecność dosłowna. Lupa jest reżyserem uczestniczącym, donośnym.

Andy Warhol Piotra Skiby to - w porównaniu - postać nieśmiała, podróżująca wgłąb siebie. A Fabryka Lupy tym różni się od Fabryki Warhola, że jest – mimo improwizacji i naturalności – precyzyjnie rozpisana. Katarzyna Warnke czy Piotr Polak muszą nie tylko pamiętać o swej roli na scenie, ale jeszcze określać się względem kamery, która transmituje obraz na zawieszony nad widownią ekran, albo kamerę idealnie prowadzić, pełniąc rolę operatora-artysty w transmisji na żywo. "Factory 2" to nie jedynie osiem godzin wciągającego spektaklu, z błyskotliwym 40-minutowym monologiem Iwony Bielskiej zrodzonym z obsesji sprzątania i mycia, czy przekornymi rozmowami damsko-męskimi, to także multimedialny performance, niosący tańcem, muzyką, obrazem retransmitowanym i pokazywanym ‘na żywo’.

Trudno ustawiać się dziś w pozycji wnikliwego recenzenta czy interpretatora – relacji było już wiele, a spektakl był wielokrotnie dyskutowany. Wrocław zapisał się tu fatalnym tekstem w "Odrze", którego autor nie zrozumiał podstawowych problemów prezentowanych przez Lupę. Przykładem odrzucenie wspomnianego "Blow Job". Tak naprawdę wyświetlane na początku video powraca wielokrotnie w dyskusjach o sztuce, w dialogach i znakach zapytania. Z kolei dla Tadeusza Nyczka Lupa - dzięki "Factory 2" - po raz kolejny pokazał się jako artysta ciekawszy i głębszy niż sam Warhol. Swą recenzję w "Teatrze" krytyk zatytułował nawet "Andy II". Pojawiały się jeszcze takie skojarzenia jak "Andylupa" – tak zatytułowano dyskusję w "Przekroju". Wówczas Warhol w teatralnej wizji staje się Anty-Lupą, a samo przedstawienie autoironicznym rozsypaniem własnego dorobku. Przyglądaniem się wnętrznościom własnego teatru, wnikliwym demontowaniem sztuczek, metafor i przesłań.

Lupa ma co dekonstruować. Za to dostał Europejską Nagrodę Teatralną. Staje w jednym rzędzie z Piną Baush, jest w polskim teatrze najważniejszy od czasu Kantora. Co nie znaczy, że nie zasługuje na żadną krytykę. Ma prawo do słabszych przedstawień. A porywanie się na ośmiogodzinny spektakl to oczywiste ryzyko: w samym "Factory 2" nie brakuje słabszych momentów. Szkoda, że nie przekonacie się już o tym we Wrocławiu.

Najbliższa okazja na spotkanie z laureatem w maju w Warszawie. Jesienią we Wrocławiu Lupa rozpocznie próby do swojego najnowszego dzieła. To będzie realizacja dla Teatru Polskiego. Po "Factory 2" nie oczekuję kolejnego arcydzieła. Jestem ciekaw jak Lupa przetworzyłby o wiele mniejszą i bardziej tradycyjną formę. Tylko czy to go jeszcze interesuje ?

Ian Pelczar
dziennikarz Radia Wrocław

Etykiety: , , , , , , , ,

3.4.09

Elżbieta Osowicz: zabijanie homara

Gdzie są granice sztuki i prowokacji. Na te pytanie próbuje odpowiedzieć Elżbieta Osowicz - dziennikarka Radia Wrocław po obejrzeniu jednego ze spektaklów festiwalu teatralnego we Wrocławiu.

Wielkie teatralne wydarzenie! Teatralne Oskary - Europejska Nagroda Teatralna. Po raz pierwszy w Polsce, po raz pierwszy we Wrocławiu. 500 gości, 5 laureatów i tłumy widzów. Od wtorku w mieście dzieją się różne "sztuki". Wybrałam się na przedstawienie jednego z laureatów. Rodrigo Garcia - "Wypadki: Zabić by zjeść". Przed przedstawieniem czytałam o hiszpańskim
performerze, że jest jednym z największych światowych prowokatorów! Brzmi ciekawie. Nie będzie teatralnej nudy -pomyślałam i poszłam. Wiedziałam, że przedstawienie jest krótkie - trwa 25 minut. Wytrzymałam niecałe 10!! Wyszłam, nie mogłam tam zostać. Minęło już kilka godzin, emocje nieco opadły ale ciągle czuję się winna. "Nie uratowałam małego, przestraszonego homara"! Brzmi może głupio ale .... reżyser wiedział co robi . Chciał sprowokować i udało mu się.
Ja mu nie przeszkodziłam, nikt z kilkudziesięciu osób na widowni mu nie przeszkodził. Staliśmy i patrzyliśmy jak bezbronne zwierze się boi, cierpi, za chwile zginie....
Aktor podwiesił na lince, na środku sceny żywego homara, do grzbietu przymocował mu czuły mikrofon dzięki czemu wszyscy słyszeliśmy bicie serca homara. Słyszeliśmy jak przyśpiesza, jak słabnie, jak się boi!!!!
I nic - gapiliśmy się. Ktoś krzyknął 'To nie jest śmieszne". Pomyślałam ... "może go zabrać, wypuścić na łące, ale jak to? Jestem w teatrze, przeszkodzę, głupio tak jakoś..." nic nie zrobiłam.
Kiedy aktor bez słów zaczął wbijać szpikulec w żywego homara nie wytrzymałam, wyszłam. Kilka innych osób też wyszło. Większość została. Nie jestem od nich lepsza, nic nie zrobiłam. Reżyser odniósł sukces, jestem bliżej do decyzji by nie jeść mięsa. Chciał mną wstrząsnąć i wstrząsnął. Niektórzy nawet po przedstawieniu mówili, że ma ono walory edukacyjne, że może skłoni ludzi do rezygnacji z jedzenia mięsa. Owszem ale pojawia się pytanie: "Gdzie są granice sztuki? Czy to legalne? Czy raczej nie bo to znęcanie się nad żywa istotą? Czy zawiadomić prokuraturę ? a może zrobi to ktoś inny?" Bo przecież ja tez jestem winna...
nic nie zrobiłam. Tylko odwróciłam wzrok.

Elżbieta Osowicz
Radio Wrocław.

p/s Ela złożyła zawiadomienie o przestępstwie w prokuraturze. Była już przesłuchiwana. Ciekawe jak się sprawa zakończy...

p/s poczytajcie i posłuchajcie wypowiedzi na ten temat na stronie Radia Wrocław.

Etykiety: , , ,