30.5.09

Archiwalne nagrania punkowe w sieci

Od dawna na 5 Władzy staramy się pokazać najciekawsze miejsca w sieci gdzie gromadzone są materiały dotyczące punkowych kapel sprzed lat. Tym razem prawdziwa rewelacja. Na blogspocie powstał blog Kaseta Stilon Gorzów C 60 (zapewne tylko starsi z naszych czytelników pamiętają te kasety i kłopoty z ich kupieniem).

Blog istnieje od końca stycznia i naprawdę można tam znaleźć wiele trudno dostępnych dziś nagrań i zespołów. Chociażby ostatnio: Tilt z lat 1979-80, Śmierć Kliniczna z dwóch singli wydanych w latach 80. To tylko dwa ostatnio zamieszczone materiały. A poza tym np. Red Star, Abaddon, Milion Bułgarów, Fort BS, Aurora (ech, od razu przypomina się ich świetny koncert z Jarocina w 1987 roku), 1984, Bikini, Corpus X, Ivo Partisan, Variete, Siekiera (świetny Łukasza tekst na ich temat tutaj), Madame (kiedy jeszcze Robert Gawliński nie był takim Wilkiem). Oczywiście oprócz nagrań mnóstwo opisów, zdjęć i różnego rodzaju ciekawostek. Absolutnie polecam częste wizyty. Mogą przynieść wiele wzruszeń 8-)

Etykiety: , , , , , , , , , , , , , , ,

29.5.09

"Light" czyli koniec tradycyjnej prasy?

Wprost Light to nowy tygodnik, mutacja Wprost - wczoraj zadebiutował. W Polsce, od czasu do czasu, "dobrze jest" pozłorzeczyć w języku obcym. Skorzystam z tej możliwości. What's this shit? - to pytanie naszło mnie po lekturze pierwszego numeru. Ale do rzeczy. Rzeczpospolita wnioskuje, że spadek czytelnictwa tygodników wpływa na ich treść. W tym wypadku nowy Wprost Light, swoim plotkarskim i luźnym podejściem do bieżących wydarzeń, ma przyciągnąć młodych czytelników i powalczyć z pismami bulwarowymi. Pomysł jest nowatorski i ekstrawagancki – mówi Rzeczpospolitej Stanisław Janecki, redaktor naczelny obu wydań (W i WL). Gazeta promuje się znanymi nazwiskami: Tomasz Jacyków (stylista), Robert Leszczyński (dziennikarz), Zbigniew Lew-Starowicz (seksuolog). Okładkę tygodnika promuje posłanka PO - Joanna Mucha, wystylizowana na znaną z komputerowych gier i filmów postać Lary Croft. Do tego można dorzucić jeszcze reklamę dwóch internetowych serwisów: Pitbul.pl oraz Gover.pl (oba związane z AWR Wprost). Co jeszcze w kwestii nowatorstwa i ekstrawagancji? Nic.
Szata graficzna nie wnosi nic nowego jeśli chodzi o design nowoczesnej prasy. Brakuje ciekawych układów kolumn, niebanalnego podejścia do grafiki. Podobnie jest od strony fotoedytorskiej. Teksty? Z uwagą przeczytałam wywiad z Joanną Muchą, w którym (zgodnie z zapowiedzią) miała odpowiedzieć na pytanie: dlaczego pokłóciła się z Januszem Palikotem? Trudno doszukać się w tym materiale rewolucyjnych wypowiedzi, ale może o to wcale nie chodziło, bo wszak posłanka jest reklamowana "jako najseksowniejsza" - więc pozostańmy przy tym i koniec.
Jeśli chodzi o propozycje tematyczne kolumn - również brak rewolty (chyba, że w tym wypadku mamy do czynienia z awangardą na odwrót). Wywiad, ploteczki/ścinki, celebryci, dalej celebryci..., ploteczki, gadżety, kuchnia, gadżety, ploteczki, horoskop (sic!), krzyżówki, i tak dalej, a na końcu felieton o seksie pióra Lwa-Starowicza.
Gazeta jest archaiczna w swej formie i problematyczna w przekazie. Potencjalny młody odbiorca "żerujący na polach sieci" nie będzie miał pretekstu do sięgnięcia po WL, bo wszystko w nim jest już passe. Starszy czytelnik (ten nie korzystający z internetu) ma tańszy Fakt czy Kropkę.
Projekt nie na czasie, zdecydowanie goniący za tym co dzieje się w sieci, ale nie próbujący z tym środowiskiem się zmierzyć. Mnie dodatkowo zraziła reklama serwisu Pitbul, który promuje się hasłem: drżyjcie pudelki, nadchodzi pitbul!. Po pierwsze: sugerowanie już na etapie startu rywalizacji z obiektem aspiracji (Pudelek.pl) to objaw słabości, po drugie: z pudlami trzeba ostrożnie, mają zdecydowanie przyjaźniejszy i lżejszy PR niż pitbule:-)
Jedyna ciekawa i piękna "klatka" w całym Wprost Light to zdjęcie aktorek: Moniki Bellucci i Zofii Marceu. Ale to chyba nie jest zasługą wydawcy:-)

Prezydent namawia do wyborów ... 4 czerwca!

Konsternacja w Oławie. Prezydent podczas spotkania z mieszkańcami namawiał do pójścia do wyborów... 4 czerwca.

Posłuchaj!

Miejmy nadzieję, że ludzie nie dadzą się namówić Lechowi Kaczyńskiemu i jednak we właściwym terminie - 7 czerwca - pójdą do urn 8-)

Etykiety: ,

Ukrainians we Wrocławiu

Ukrainians to taki taki zespół, że nawet jak się pali i wali, nic się nie chce, a za oknem ulewa, to zawsze się chce iść. I zawsze jest fajnie.

Choć tym razem warunki nie sprzyjały. Nie jestem zwolennikiem wrocławskiego klubu Łikend bo mały jest, a rozstawione przy scenie stoliki i krzesła nie sprzyjają dobrej zabawie. Ale wczoraj jakoś mi to nie przeszkadzało. Muzycy też wydawali się jacyś rozleniwieni, wydaje mi się, że nie ma w nich już takiego ognia jak kiedyś, chociażby w latach 90. gdy zorganizowaliśmy im koncert we Wrocławiu. Wtedy pod sceną bawiło się kilkaset osób, wczoraj kilka. Łącznie zresztą na wczorajszym koncercie było zaledwie kilkadziesiąt osób.

Oczywiście wiele emocji wzbudziła Anarkhiya czyli przeróbka Anarchy in the UK Sex Pistols. Ale mnie najbardziej podobały się oczywiście kawałki z pierwszej i drugiej płyty, m.in. Cherez Richku Cherez Hai czy Vorony.

Zespół promował na tym koncercie swój nowy krążek Diaspora, który treba przyznać jest całkiem niezły, choć do płyt Vorony czy Ukrainians wiele, wiele jej brakuje. A kto jeszcze pamiętam świetny krążek z lat 80. Wedding Presents "Ukrainski vistupy u Ivana Pila". Od tego się wszystko zaczęło... Ale do dzisiaj niestety tej płyty nie udało kupić...

Etykiety: , , , , , , , , , ,

Rada Etyki Mediów o Katarynie

Obudziła się rada Etyki Mediów i zabrała głos w sprawie Kataryny (pisałem o tym tutaj, Łukasz tutaj). Oto treść oświadczenia:

"W związku z dyskusją w mediach wokół osoby blogerki Kataryny, Rada Etyki Mediów zwraca uwagę na niepokojące okoliczności tej sprawy.
Każdy autor tekstu, który nie narusza przepisów prawa, może publikować pod pseudonimem. Gwarantuje to prawo prasowe i grożenie za to sądem jest absurdalne.
Ujawnienie tożsamości autora takich tekstów wbrew jego woli jest naruszeniem ogólnie przyjętych zasad.. Jeśli robią to dziennikarze, naruszają także, zapisaną w Karcie Etycznej Mediów, zasadę szacunku i tolerancji.
Przypominamy jednak, że poważnym naruszeniem owych zasad jest także publikowanie pod pseudonimem ataków personalnych.
W opinii REM sprawa blogerki Kataryny nie ma nic wspólnego z zagrożeniem wolności słowa".

Etykiety: ,

28.5.09

Nowe wspaniałe życie muzyków The Clash

Doczekaliśmy się. Na DVD w Polsce ukazał się film "Joe Strummer - Niepisana przyszłość". O legendarnym, dziś już niestety nie żyjącym wokaliście The Clash.

Dwa lata temu filmem zachwycił się Pinio. Ja dziś katuję DVD z tym dziełem z rzadką intensywnością. Dzień bez Strummera to dzień stracony.

Ale odłóżmy na chwilę ten świetny obraz na półeczkę. Mnie zachwyca i inspiruje inne zjawisko: świetna forma twórcza większości muzyków The Clash po rozpadzie tego zespołu. Pomijam już znakomitych Mescaleros - ostatnią kapelę Strummera - którzy, moim zdaniem, byliby dzisiaj gwiazdą światowego formatu, gdyby nie nagła śmierć ich lidera. Myślę, że kto interesuje się Strummerem, ten zna Mescaleros na pamięć.

Ja dla odmiany proponuję Big Audio Dynamite - zespół Micka Jonesa, czyli numeru 2 w The Clash. B.A.D. przechodził różne koleje losu, miał kilka wcieleń. Najbardziej znane jest to z lat 80., z Donem Lettsem, mocno zainspirowane czarnym graniem, głównie funkiem. To niezupełnie moje klimaty. Jest jednak w twórczości B.A.D. pewna perełka. Pochodzi z połowy lat 90., gdy w zespole już dawno nie było Dona Lettsa, a w popowym mainstreamie znów dominował gitarowy rock. Właśnie wtedy Mick Jones z ekipą nagrali taki oto kapitalny utwór - "I Turned out a Punk". Czyli "jakoś tak wyszło, że zostałem punkiem". Moim zdaniem - nieodkryty szlagier światowego punk rocka. Aż dziw bierze, że ta piosenka nie stała się pokoleniowym hymnem. Ale może jej czas nadejdzie. Słuchajcie głośno:



A teraz coś z zupełnie innych klimatów. Pastelowy, nastrojowy zespół The Good, The Bad & The Queen. Od kilku miesięcy jestem zauroczony ich przecudnej urody piosenką "Nature Springs". The Good, The Bad & The Queen to prawdziwa supergrupa. Śpiewa tam Damon Albarn (Blur, Gorillaz). Na perkusji gra nigeryjski bębniarz, który wiele lat temu współpracował z Felą Kuti i uchodzi za jednego z najlepszych perkusistów świata. A na basie widzicie i słyszycie... Tak, tak - to Paul Simonon z The Clash :)

Oto The Good, The Bad & The Queen - "Nature Springs". Muzyka wysokiej próby:



Na koniec najnowszy projekt Micka Jonesa. Garażowo brzmiący Carbon/Silicon. Na drugiej gitarze Tony James, znany z Sigue Sigue Sputnik (pamiętacie tych dziwaków?):



Bardzo budujące :)

26.5.09

Wojciech Jankowski: Kwestia narodowości Hitlera pozostaje otwarta

Za holocaust odpowiadają jak wiadomo naziści ze swoim wodzem Hitlerem. (W Polsce pod wpływem rosyjskim niekiedy nazywa się ich błędnie faszystami, ale w Europie mówi się o nazistach albo narodowych socjalistach.)
Nie udałoby się jednak Hitlerowi wymordować tak ogromnej liczby Żydów gdyby nie współpracowali z nimi obywatele wielu krajów Europy. Napisał o tym Spiegel.
Jest to oczywiście prawda, więc polskich krytyków tekstu Spiegla słusznie wykpił we wrocławskim dodatku Gazety Wyborczej Klaus Bachmann...
Przecież Francuzi, Polacy, Duńczycy, Holendrzy i inni współpracowali z nazistami. Europejscy pomocnicy nazistów donosili na Żydów, wydawali ich, nawet sami mordowali. Czysta prawda.
Winnymi holocaustu według Spiegla są zatem Hitler i naziści - zwani też narodowymi socjalistami - oraz ci obywatele europejskich krajów, którzy pomagali im w ludobójstwie. Kwestia kim byli naziści oraz sam Hitler nie została podjęta. Niemcy jako pomocnicy nazistów nie są w każdym razie wymieniani.
Wojciech Jankowski

25.5.09

Mein Kampf nielegalne w Polsce do 2015 roku

Wrocławski wydawca, który cztery lata temu wypuścił na rynek Mein Kampf Adolfa Hitlera odpowiada za złamanie prawa autorskiego. Bawaria, która od 1945 roku, ma monopol na tę pozycję nie pozwala na jej wydawanie w celach komercyjnych.

Marek S. szef wydawnictwa XXL już raz w sądzie przegrał, wyrok został jednak uchylony i proces toczył się na nowo. Dzisiaj Sąd Rejonowy Wrocław Śródmieście skazał wydawcę na 3 miesiące więzienia w zawieszeniu i 10 tysięcy złotych grzywny (uznanie dla sędzi Anny Plewińskiej, że przeprowadziła to tak szybko i sprawnie, choć początkowo wydawało mi się, że tego procesu nie udźwignie). Uznał, że nie ma żadnych wątpliwości, że Marek S. nie miał praw do wydawania tej książki i nie ma znaczenia to, że nie wiedział do kogo one należą. Oczywiście adwokat wydawcy Andrzej Mękel (na zdjęciu ze swoim klientem) już zapowiedział, że będzie apelacja. W czasie procesu mówił, że według polskiego prawa Bawaria nie ma praw autorskich do spadku po Hitlerze bo zostały one nabyte na zasadzie konfiskaty. I dlatego - jak mówi - Mein Kampf wychodzi np. w Izraelu i Szwecji.

Swoją drogą uważam, że Mein Kampf powinna być powszechnie dostępną książką. A prawa Bawarii do praw autorskich wygasają i tak i tam w 2015 roku (po 70 latach). Jeżeli Bawaria nie chce by ktoś na tym zarabiał może by sama wydała MK?

Etykiety: , , , , , , ,

Wrocław miasto spotkań cz. 2

Wrocław 24 maja 2009 roku. Siedzenie tramwaju MPK linii 6.
Ile czasu naklejka sobie przejeździła nie wiem. Wysiadła razem ze mną więc szanowni panowie z MPK nie szukajcie...
Pierwszą część Wrocławia miasta spotkań zobacz tutaj. A takich miejsc jest mnóstwo...

Etykiety: , ,

Paweł Majcher: strzelając z armaty do komara (o ustawie medialnej)

Żaden z ekspertów nie zostawił na nowej ustawie medialnej suchej nitki. Nawet jej domniemani autorzy się do niej nie przyznają. Bo rzeczywiście chluby autorom ustawa nie przyniesie.

Ustawa jest dla mediów publicznych rewolucyjna, zwłaszcza dla TVP. Jestem zwolennikiem rewolucji pod warunkiem, że efekt finalny będzie lepszy od wyjściowego. W tym wypadku może być z tym problem. Po pierwsze nowa ustawa usamodzielnia ośrodki telewizyjne i tworzy z nich osobne spółki. I jest to chyba jedyny pozytywny element tej ustawy. Sam do tego nawoływałem pisząc tekst o poprzedniej ustawie medialnej w maju 2008 roku dla Gazety Wyborczej Wrocław. W końcu telewizja regionalna będzie zajmować się tym czym zajmować się powinna, czyli Wrocławiem, Dolnym Śląskiem i sprawami, które dotyczą mieszkańców naszego regionu.
Cieszyłem się, że pracuje w radiu i nie muszę wisieć na klamce u "warszawskich prezesów" tak jak moje koleżanki i koledzy z TVP Wrocław, którzy tam załatwiali pieniądze dla ośrodka.
Teraz ma się to zmienić. Super. Problem w tym, że autorzy ustawy nie mają pojęcia, że aby zrobić dobrą telewizje lokalną to oprócz koniecznej restrukturyzacji potrzebne są również pieniądze, zwłaszcza na początku.
A tych będzie mniej, gdyż teraz znaczna część budżetu regionalnej TVP pochodzi z produkcji dla centralnej TVP. Gdy będą to oddzielne spółki ogólnopolska telewizja nie będzie miała interesu zamawiać w ośrodku, gdyż taniej będzie jej kupić program w prywatnej firmie. I pętla się zaciska, bo z obecnym budżetem w ciągu roku nie da się zorganizować tak regionalnej telewizji, aby sama zarobiła na siebie.
Koszty restrukturyzacji firmy na samym początku są naprawdę spore a o tym ustawodawca zdaje się nie wiedzieć. A to przecież podstawa każdej reformy.
O misji publicznej nie będę pisać, bo napisano już o niej wszystko.
I nie będzie takiej ustawy, która zadowoli wszystkich.
Poza tym uważam, że w ustawie nie da się zapisać wszystkich warunków misji w mediach publicznych. Od tego jest Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, żeby kontrolować nadawców.
Największe zagrożenie jest jednak w finansowaniu. Abonament ma zostać zastąpiony dotacją z budżetu państwa. Jest to bardzo niebezpieczne.
To większość rządząca, w budżecie będzie co roku decydować o wysokości dotacji, czyli media publiczne będą wprost uzależnione od rządu.
Już wyobrażam sobie grudniowe debaty budżetowe na których opozycja lub koalicja, w zależności od tego kto kieruje TVP, domaga się zmniejszonych dotacji na media i przeznaczenia zaoszczędzonych pieniędzy np. na dożywianie dzieci.
Czekają nas zatem coroczne spektakle demagogii i populizmu. Najbardziej niebezpieczne jest jednak to, że tego typu finansowanie może zakwestionować Komisja Europejska. Wówczas pieniądze spółki będą musiały oddać co oznaczać będzie faktyczny upadek mediów publicznych w Polsce.
Oprócz zmiany finansowania ustawa na szczęście nie zmienia statusu radia regionalnego. Legły w gruzach absurdalne pomysły o połączeniu stacji lub ograniczeniu ich nadawania. Wprawdzie nie ma mowy w ustawie o programach miejskich, ale wierzę, że nikomu nie przyjdzie do głowy likwidowanie Radia RAM, czyli miejskiego programu Radia Wrocław.
Teraz wydaje się być wszystko w rękach prezydenta. Nie spodziewam się wielkich zmian wniesionych przez Senat. Dlatego też pod koniec czerwca ustawa wyląduje na biurku prezydenta. Lech Kaczyński zapewne wyśle ustawę do Trybunału Konstytucyjnego, gdzie pewnie poleży kilka miesięcy. I na przełomie roku okaże się co z niej zostanie.
A wszystko po to, żeby odwołać jednego prezesa największej telewizji. Porażająca skuteczność.

Paweł Majcher
prezes zarządu, redaktor naczelny
Radio Wrocław
Radio RAM 89,8

"Dziennik" sięga po rząd dusz w blogosferze

Czytam, czytam i oczom swym nie wierzę.

Z jednej strony - słabnący na rynku "Dziennik". Z drugiej strony - horda blogerów, głównie tych skupionych w Salonie24.pl, często anonimowych. Trwa wojna totalna. Redaktor naczelny "Dziennika" Robert Krasowski proponuje blogerom, by "pocałowali go w d...ę". Pisze o nich jak o wioskowych kretynach. Blogerzy z Salonu24.pl odwdzięczają mu się trwającym już drugi dzień seansem nienawiści pod adresem "Dziennika".

Czyli jazda na maxa.

Sensu w tym głębszego nie ma. Ale jeśli miałbym pokusić się o śmiałą hipotezę na temat tej wojenki, to upatrywałbym jej przyczyn w "kompleksie Michnika".

Zarówno "Dziennik", jak i część polskiej blogosfery politycznej od lat czerpią energię z tego kompleksu, opierając swoją twórczość na różnorakich dywagacjach o "Gazecie Wyborczej". Jest to podejście intelektualnie miałkie. Ale sprawdza się jako budulec tożsamości zbiorowych. Na podobnej zasadzie kibice Śląska Wrocław budują swą tożsamość wokół emocji związanych z Arką Gdynia - i vice versa.

Do niedawna niektórzy blogerzy i publicyści "Dziennika" snuli sobie publicznie swoje fantazje na temat Adama Michnika i "Gazety Wyborczej" - i życie toczyło się spokojnie dalej. Tyle że ostatnio zaszły dwa ważne zdarzenia: a) po sprawie Kataryna vs. Czumowie blogerzy z Salonu24.pl poczuli krew, siłę i jedność - co zawdzięczają m.in. mainstreamowym mediom, które skierowały uwagę masowego odbiorcy na S24; b) sytuacja "Dziennika" jest na tyle problematyczna, że sam redaktor naczelny zapewniał niedawno załogę, że gazeta będzie nadal ukazywać się.

"Dziennik" już zapewne świetnie wie, że bycie anty-"Wyborczą" prowadzi donikąd. I dostrzega wizerunkową skuteczność krucjat prowadzonych przez blogerów z Salonu24.pl. Stąd - jak sądzę - nagły atak "Dziennika" na to środowisko. Cel? Wampiryczne odessanie energii świeżo wzmocnionemu Salonowi24.pl, stworzenie nowej linii podziału w mediach, zastąpienie "Wyborczej" w roli obiektu nienawiści wielu blogerów politycznych.

Co na to blogerzy? Dali się podpuścić Robertowi Krasowskiemu jak małe dzieci. Piszą głównie o nim i o "Dzienniku". Lecą jak ćmy do ognia - i o to właśnie chodzi tej gazecie.

Przy okazji wzrasta klikalność strony Dziennik.pl.

A przecież ten konflikt jest pusty w środku. Przypomina rytualne spory PO i PiS. Choć może jest w nim jakieś diaboliczne "trzecie dno". No bo jeśli wieloletnie "grzanie" wojenki PO z PiS skutkuje marginalizacją postkomunistycznej lewicy (a więc w jakimś sensie jest ostatecznym dopełnieniem solidarnościowej rewolucji z 1980 r.), to "grzanie" wojenki "Dziennika" z Salonem24.pl (i z "Rzeczpospolitą"?) może mieć na celu marginalizację "Gazety Wyborczej"?

Tyle że z punktu widzenia "GW" zarówno "Dziennik", jak i Salon24.pl to peryferyjne nisze.

Szkoda tylko, że za sprawą tego typu sporów blogosfera żyje tematami pozornymi. Blogerom biegnącym z kamieniami w kierunku siedziby "Dziennika" radzę: Nie idźcie tą drogą!

24.5.09

Kandydat do europarlamentu pisze "List do chama"

Kilka dni temu doszło do incydentu na Uniwersytecie Opolskim. Podczas spotkania z Jolantą Kwaśniewską jeden z jego uczestników splunął żonie byłego prezydenta pod nogi. Pisał o tym Onet.

Nie pisałbym o tym gdyby nie otwarty "List do chama", który rozesłał po tym incydencie jeden z kandydatów do Parlamentu Europejskiego Sergiusz Najar. Były wiceminister spraw zagranicznych w tych słowach pisze do sprawcy incydentu:
"Pisze do Ciebie chamie, bo dowiedziałem się z prasy, że zachowałeś się podle w Opolu plując na widok Pani Jolanty Kwaśniewskiej - kobiety godnej i szlachetnej, tak wiele robiącej dla ludzi. Pisze do Ciebie chamie, bo zaatakowałeś gościa Opolszczyzny i Dolnego Śląska, gdzie ludzie są serdeczni i kulturalni, prawi i otwarci. Pisze do Ciebie chamie, bo kilka godzin później, goszcząc Panią Prezydentową we Wrocławiu, nie słyszałem skargi na twoją podłość, lecz piękne i mądre słowa o pomocy innym i prawach ludzi. Piszę do Ciebie chamie, bo jakoby studiujesz na uczelni marnując miejsce i pieniądze - nie jesteś godzien indeksu i miana akademickiego. Piszę do Ciebie chamie małymi literami, bowiem tylko wielką mam chęć dać ci w twój głupi pysk!".

Trzeba przyznać, że ostro. Ale i trudno dziwić się oburzeniu kandydata do PE. Jolanta Kwaśniewska przyjechała do Wrocławia by poprzeć właśnie Sergiusza Najara, który startuje z listy SLD. A ja zastanawiam się czy polityk powinien w tak ostrych słowach reagować i deklarować, że chętnie dałby komuś w twarz.

Etykiety: , , , , , ,

23.5.09

Nowa flaga Śląska Wrocław: motywy Solidarności Walczącej

Tak jak zapowiadałem kilka dni temu (czytaj tutaj) na stadionie Śląska Wrocław zawisła dzisiaj nowa flaga "Twierdza Wrocław". Wykorzystano na niej motywy Solidarności Walczącej.

Etykiety: , ,

22.5.09

Najstarsza bloggerka świata nie żyje

W Hiszpanii zmarła Maria Amelia Lopez, uznawana za najstarszą blogerkę świata.

Jak pisze IAR - Maria Amelia Lopez założyła swój blog dwa lata temu. Pomógł jej wnuczek, który podarował kobiecie bloga na 95 urodziny Zajmowała się różnymi tematami - od zagrożenia separatyzmem Basków do irańskiego programu nuklearnego. Wspominała też czasy opozycji wobec dyktatury generała Franco. Blogerka podkreślała, że internet pozwala jej zapomnieć o chorobie, dodaje sił i zapewnia kontakty z ciekawymi ludźmi.

Etykiety: , , ,

Dziennik szantażuje Katarynę

Cezary Michalski chwali się dzisiaj w Dzienniku, że dziennikarze tej gazety zmusili do milczenia Katarynę. Pisze, że skontaktowali się oni ze słynną blogerką i mówiąc, że znają jej tożsamość chcą "normalnie z nią porozmawiać, bo jesteśmy ciekawi jej poglądów, jej psychiki, jej życia".

Kataryna z kolei w Salonie24 ujawnia sms jakiego dostała od dziennikarki Dziennika Sylwii Czubkowskiej:
"Pani Katarzyno bardzo proszę o poważne rozważenie naszej propozycji. Nie chcemy bezpardonowo ujawniać Pani tożsamości i iść na rękę Czumom. Wolimy by zgodziła się Pani na ten coming out na Pani warunkach włącznie z zatrudnieniem Pani jako naszej publicystki. Ale proszę nas zrozumieć to "frustrujące wiedzieć i nie móc napisać". Wiem, że Pani tożsamość zna Fakt a przez nich nie zostanie Pani tak dobrze potraktowana - proszę tego nie traktować jako szantażu. Naprawdę nie chcemy Pani skrzywdzić.

Od razu nachodzi taka refleksja na ten sms, że Dziennik jest wydawany przez ten sam niemiecki koncern co Fakt. Bez komentarza.

Ostatecznie autorzy artykuł w Dzienniku podaje informacje, które pozwalają zidentyfikować Katarynę.

A ja chciałem o czymś innym. Wyjątkowo bezczelny jest Dziennik szantażując Katarynę ujawinieniem jej tożsamości. Dokładnie rok temu blogerka udzieliła wywiadu Robertowi Mazurkowi (pisałem o tym tutaj). Czy przy tej okazji Dziennik poznał personalia Kataryny i teraz je wykorzystuje szantażując ją?

Od artykułu o Katarynie odciął się w komentarzu dziennikarz Dziennika Piotr Zaremba.

Etykiety: , , , , , , ,

21.5.09

Nowa ustawa medialna. Szukam jej plusów

Sejm przyjął nową ustawę medialną. Dokument kontrowersyjny. Zazwyczaj interpretowany przez pryzmat: a) upolitycznienia mediów publicznych; b) sposobu ich finansowania.

Czym są "media publiczne"? W sporach wokół ustawy medialnej termin ten rozumiany jest na ogół tradycyjnie: owymi mediami są Telewizja Polska oraz ogólnopolskie i regionalne rozgłośnie radiowe.

Od pewnego czasu obserwowałem debatę nad projektem nowej ustawy medialnej z rosnącym przerażeniem. Nie dlatego, że odpowiadało mi dotychczasowe status quo w mediach publicznych. Ani nie dlatego, że bałem się Platformersko-PSL-owsko-lewicowego przewrotu w ich obrębie. Ani nawet nie dlatego, że planowana likwidacja abonamentu może po prostu zarżnąć te media.

Moje przerażenie wynikało z podejrzenia, że autorzy ustawy nie zauważyli rewolucji, jaka od kilku lat dokonuje się w świecie mediów.

Tak naprawdę w 2009 roku "media publiczne" to przede wszystkim społecznościowy internet - na czele z tymi jego przejawami, których podstawowym celem jest gromadzenie wiedzy i prowadzenie poważnych debat. W tym sensie "medium publicznym" nr 1 na świecie jest prawdopodobnie Wikipedia.

Jednocześnie dotychczasowe "media publiczne" (radio i telewizja) wchodzą w erę cyfryzacji. W praktyce oznacza to, że coraz mniejsze znaczenie w ich działalności będzie miała produkcja programu linearnego. A coraz większe - produkcja multimedialnego contentu dostępnego "na żądanie", poprzez platformy cyfrowe i internet.

W tej sytuacji byłbym zwolennikiem ustawowej redefinicji pojęcia sfery publicznej. I - co za tym idzie - całkiem nowego określenia kształtu działalności i zadań "mediów publicznych".

W praktyce mogłoby to oznaczać rezygnację z tej nieszczęsnej wyliczanki radiowych i telewizyjnych stacji, którą oferują nam kolejne ustawy medialne ("Telewizja publiczna to TVP 1, TVP 2, TVP Polonia etc. Radio publiczne to tyle i tyle programów ogólnopolskich oraz kilkanaście stacji regionalnych"). Zamiast tego można by wskazać grupę spółek, które zajmowałyby się produkcją contentu multimedialnego, dostępnego cyfrowo i/lub w internecie.

Z tej perspektywy, niegłupi był pomysł scalenia regionalnych telewizji publicznych i rozgłośni radiowych w nowe "wojewódzkie radiokomitety". Byle tylko ich celem były wspomniane multimedia, nie zaś mechaniczne skomasowanie sił radia i telewizji pod skrzydłami komitetów wojewódzkich tej czy innej partii rządzącej.

Zdaję sobie sprawę, że realnym celem nowej ustawy medialnej jest "odzyskanie" mediów publicznych przez doraźną koalicję PO-PSL-lewica (no właśnie: jaka lewica?). Ale zamiast brnąć w analizę polityczną na ten temat, wolę spojrzeć na nową ustawę przez pryzmat tych oczekiwań, które sformułowałem powyżej. A więc przede wszystkim przez pryzmat produkcji internetowej.

Opieram się na tekście ustawy znalezionym na stronie Sejmu (czy taka wersja projektu została przyjęta przez posłów? Nie wiem!).

Muszę przyznać, że - choć jest to ustawa dość zachowawcza - to są tu pewne zapisy, które brzmią obiecująco.

Artykuł 2 definiuje podstawowe pojęcia. Najważniejsze z nich brzmi tak:
1) usługi medialne – oznaczają radiofonię, telewizję oraz inne linearne usługi medialne przekazu programu, niezależnie od systemu odbioru (system powszechnego odbioru, system zbiorowego odbioru, system indywidualnego odbioru), a także usługi nielinearne odbioru audycji na życzenie z katalogu udostępnianego za pomocą systemu teleinformatycznego;
(Podkreślenia moje - Ł.M.).

Art. 3 określa sposób "wypełniania misji" przez "nadawców publicznych". Tu zwracam uwagę na dwa ostatnie punkty:
15) rozpowszechnianie przekazów tekstowych;
16) rozwijanie nowych technik tworzenia i dystrybucji usług medialnych
(Acz "przekazy tekstowe" są obecne także w dotychczasowej ustawie).

Art. 10 mówi o słynnej licencji programowej, która ma umożliwić nadawcom niepublicznym ubieganie się o pieniądze z nowego funduszu medialnego (który z kolei ma zastąpić abonament). Tu polecam następujący zapis:
2. Licencja programowa określa w szczególności: (...)

11) zadania nadawcy dotyczące innych niż programy usług medialnych, wspierające działalność antenową lub niezależną od anteny oraz wprowadzania elementów interaktywności tych usług.
Wniosek? Tych potencjalnie "prointernetowych" zapisów jest mało. Ale furtka została otwarta.

Życie pokaże, co z tego wszystkiego wyniknie.

Może jestem naiwny. Ale mam nadzieję, że realną treścią nowej ustawy nie będzie podbój dotychczasowych mediów publicznych przez kolejną falę politycznych nominatów. Ani - co gorsza - cofnięcie państwowego radia i telewizji o całe lata świetlne wstecz, do ery, gdy były to jednostronne, niszowe nadajniki treści wytwarzanych przez wąskie grono osób przekonanych o swojej wyższości nad resztą świata.

Czas na publiczne media interaktywne.

Sekrety mistrzów kuchni Twittera

Twitter - macie już tam mikro-bloga? Jeśli nie, to możecie założyć go tutaj. A może wolicie Blip.pl? Proszę bardzo - tutaj zaproszenie do interaktywnych zawodów:-). Jacek Gadzinowski (na Interaktywnie.com), zafascynowany sukcesem blogera Kominka, który w oszałamiającym tempie zdobywa obserwujących, postanowił sam zostać "blipowym wymiataczem". Za wspomożenie mikro-blogera przy jego zakładzie, czeka nagroda.
Tak więc weszliśmy w nową fazę blogosfery - szybko, krótko, kreatywnie i z błyskiem - ale ciągle z nieustannym wymogiem podtrzymywania zainteresowania i interakcji. A z tym, to już bywa różnie:-)
O wykorzystaniu blogosfery do celów społecznych czy komercyjnych piszemy w miarę regularnie:-), czasem wspominamy też o politykach i ich "skoku na sieć". Z tym bywa różnie. Ostatnio - również serwis Interaktywnie.com - opublikował materiał dotyczący m.in. mikro-bloga Michała Kamińskiego, kandydat PiS do Europarlamentu - zdaniem Macieja Makuszewskiego - może i goni za nowymi narzędziami, ale gorzej z ich zastosowaniem:
Żadnego linku i żadnego śladu dialogu z użytkownikami (grzech!). Znam co najmniej 4 osoby, które wysłały wiadomości @kaminskimichal. Na dziś żadna z nich nie dostała odpowiedzi. Mam więc wrażenie, że polityk wybrał sobie dosyć osobliwy sposób budowania społeczności. Polegający na założeniu: „Jestem na Twitterze, jestem fajny, nic nie piszę bo i tak moja popularność sprawi, że wszyscy mnie będą śledzili”.

(Interaktywnie.com - Twitter przerósł polskich guru Public Relations?)

Jak widać - jest ciężko. Pocieszam się, że to 140 znaków. Gorzej, kiedy trzeba się zmierzyć z długimi postami innych polityków - które mogłyby ukazywać się na łamach zwykłych gazet - bo ich wymiar "interaktywnego dyskursu" jest zerowy. Niemniej, kto pierwszy z polit. sfery spożytkuje tę formę, ten może wiele ugrać.

20.5.09

Kibice Śląska Wrocław dla Solidarności Walczącej

Kibice Śląska Wrocław, a dokładnie Stowarzyszenie "Wielki Śląsk" postanowiło uczcić Solidarność Walczącą. Flaga z symbolami tej radykalnej, antykomunistycznej organizacji pojawi się na sobotnim meczu Śląska z Legią Warszawa. Przemówi też Kornel Morawiecki! Wreszcie inicjatywa kibiców, której tylko przyklasnąć!

Na razie pomysłodawcy flagi "Twierdza Wrocław" nie chcą ujawnić jej projektu. Wiadomo, że będzie miała rozmiary 20 na 2 metry. Przemysław Piwowarski prezes Stowarzyszenia Wielki Śląsk opowiada skąd pomysł na flagę:
"W tym roku odbywają się uroczystości obalenia komunizmu w Polsce. Przy tych szumnie zapowiadanych obchodach pomijany jest Wrocław. Zapomnieli ludzie, że było tu wiele manifestacji, taki mocny punkt oporu, wielu twierdzi, że najmocniejszy. Na ulic Grabiszyńskiej, na skrzyżowaniu Pereca, czy przy zajezdni autobusowej dochodziło do wielkich manifestacji, w których wrocławianie walczyli o wolność. O tym się właśnie zapomina i my, Stowarzyszenie Wielki Śląsk taką flagą chce upamiętnić tych ludzi, tych wrocławian, dzięki którym dzisiaj żyjemy w wolnym kraju. Solidarność Walcząca została trochę zapomniana bo byli przeciwni w 1989 roku siadaniu przy jednym stole ze stroną rządzącą czyli komunistami. Nie chcieli iść na żadne kompromisy. Była to najlepiej zorganizowana podziemna opozycja w Polsce. Nie są dzisiaj wygodnymi partnerami do rozmów. Taką postacią pomijaną dzisiaj, choć przez bardzo wielu szanowaną, jest Kornel Morawiecki. W sobotę będzie właśnie na stadionie Śląska, przemówi z "gniazda" i wszyscy na to bardzo czekają. On bardzo się ucieszył tą inicjatywą. Bardzo był zaskoczony, że młodzi ludzie ze środowiska kibicowskiego pamiętają o tym. A przecież dużo ludzi ze środowiska kibiców brało udział w manifestacjach i ruchu oporu przeciwko komunie, wśród zaproszonych na sobotę gości są kibice, którzy brali udział w walce z komuną. Podobnie jest zresztą także w Gdańsku".

Jarek Krotliński, były działacz Solidarności Walczącej, a teraz prawnik, który bezpłatnie pomaga prześladowanym przed 1989 rokiem:
"To świetny gest, który mówiąc nieco górnolotnie, pozwala z większym optymizmem patrzeć na przyszłość naszego kraju i miasta. To gest, który pokazuje jak fałszywy bywa obraz kibiców postrzeganych często tylko przez pryzmat chuligaństwa stadionowego. Młodzi ludzie, szef tego Stowarzyszenia Przemysław Piwowarski ma dwadzieścia kilka lat, przez wybór tematyki, symboliki tej flagi, wskazują do jakich wartości się odwołują: patriotyzm, odwaga, solidarność, wolność, a więc do tradycji wrocławskiego ruchu oporu lat 80. A dokonali wyboru niełatwego. Odwołując się do Solidarności Walczącej wybrali organizację, która przez 20 lat w zasadzie nie istniała w głównym nurcie. Z różnych powodów, przede wszystkim wskutek polityki historycznej prowadzonej przez całe lata 90. Dopiero ostatnio zaczęło się to zmieniać i to właśnie dzięki takim ludziom jak kibice Śląska, którzy zadali sobie trud by sięgnąć nieco głębiej niż tylko do tabloidowej wersji historii, zgodnie z którą komunizm obalił w zasadzie samodzielnie Lech Wałęsa z Valcavem Havlem i grupą obywateli NRD, którzy zburzyli Mur Berliński. Moim zdaniem nigdy dość przypominania, że tak naprawdę w latach 80. masowy opór istniał tylko w Polsce, na mapie ruchu oporu najsilniejszym punktem był Wrocław, a we Wrocławiu z kolei główny ciężar spoczywał na Kornelu Morawieckim i skupionej wokół niego grupie współpracowników i działaczy Solidarności Walczące. Trzeba też oddać sprawiedliwość ówczesnym kibicom Śląska. Kto chodził wtedy na mecze wie, że na niemal każdym dochodziło do jakiś manifestacji, do skandowania antykomunistycznych haseł, potyczek z milicją. A takie sytuacje zdarzały się tylko na meczach Lechii Gdańsk i Śląska Wrocław. Trzeba też przypomnieć o sytuacji z 1988 roku, kiedy na prośbę kibiców Lechii Gdańsk grupa kibiców z Wrocławia pojechała wspierać strajk w Stoczni Gdańskiej. Czterech z nich zostało odznaczonych w Gdańsku pamiątkowymi medalami. Wszystko to sprawia, że w naszym pojęciu kibice Śląska mają pełne prawo do symboliki oporu z lat 80 i kiedy zwrócili się do nas z prośbą o użycie loga Solidarności Walczącej nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że należy się zgodzić".

p/s posłuchaj wypowiedzi na portalu Radia Wrocław.

Etykiety: , , , , , , ,

Leszek Budrewicz: Polska ma dla bohaterów słowa

To katowicki Holding Węglowy wypłacił po 200 tysięcy złotych górnikom zastrzelonym przez ZOMO w grudniu 1981 w kopalni "Wujek". Polskie państwo - mimo wielokrotnych zapowiedzi - nadal nie (miało po decyzji Sejmu dać po 50 tysięcy).

Poza tym to, co zapewniono w Sejmie rodzinom poległych to na przykład tylko część sum, które wypłaca się po na przykład szpitalnej pomyłce. Bo smutna i okrutna prawda jest taka, że mimo kwiatów i kompanii honorowych w rocznicę, rodziny ofiar na co dzień są same. Tak jak samotny jest ich ból po stracie najbliższych. Ale można było chociaż spraw finansowych dopilnować, bo przez całe lata odmawiano rodzinom zabitych wypłaty odszkodowań bo... zginęli na powierzchni.

Leszek Budrewicz

p/s Pinio: warto przeczytać artykuł w Rzeczpospolitej o wysokich odszkodowaniach dla tzw. celebrytów. Ile oni dostają pieniędzy odszkodowania, a jakie kwoty są przyznawane prześladowanym za rządów PRL...

Etykiety: , , , , ,

Lista ulubionych blogów Michała Karnowskiego: Piąta Władza na pierwszym miejscu

Miło być zauważonym. Michał Karnowski z Dziennika zamieszcza dzisiaj na portalu tej gazety listę swoich ulubionych blogów. Na pierwszym miejscu wymienia Piątą Władzę!

Michał Karnowski (tu jego blog) tak pisze o "piątce":
"blog kilku dziennikarzy wrocławskich, zaskakujący profesjonalizmem, zwracający uwagę na sprawy ważne, choć pomijane przez media. Niepokornie, ale niebanalnie. I bez zadęcia".
Dziękujemy za dobre słowa 8-)

Kolejne miejsca zajmują:
2. Dick Morris
3. Eryk Mistewicz
4. Krzysztof Leski
5. Jakub Kumoch

Etykiety: , , , , , ,

Leszek Budrewicz: Czeski film, francuska miłość - OK

Dzięki temu, że czeska socjaldemokracja wywodzi się z antykomunistycznej opozycji, a nie z "komuny", zniesiono wprowadzone przez czeskich liberałów dodatkowe opłaty przy korzystaniu ze służby zdrowia ( pseudolewicowe SLD to w Polsce Miller proponujący podatek liniowy i Blida wprowadzająca eksmisję na bruk). Dzięki temu, że w Paryżu rządzą Socjaliści z Zielonymi po Paryżu można zasuwać za darmo rowerami, zamiast drogo furami.
Dlatego lubię czeski film i francuską miłość.

Leszek Budrewicz

Etykiety: , , , , , , , ,

Arnold Buzdygan doprowadzi do wyłączenia domeny Wkipedia.pl?

O procesie Arnolda Buzdygana przeciwko Wikimedii pisałem już na 5W (czytaj tutaj). We wtorek pojawiła się nowa informacja. Mężczyzna może domagać się wyłączenia domeny Wikipedia.pl.

Buzdygan domaga się od Wikimedii: 100 tysięcy złotych zadośćuczynienia, przeprosin, usunięcia wpisu na jego temat z Wikipedii oraz zablokowania na przyszłość możliwości edytowania hasła na jego temat. Jeżeli to nie nastąpi chce wyłączenia domeny Wikipedii.pl. Co prawda ma świadomość, że treści internetowej encyklopedii będą dostępne pod innym adresem, ale jak sam stwierdza, będzie to miało charakter symboliczny.


p/s wypowiedzi z procesu możecie posłuchać na portalu Radia Wrocław.

Etykiety: , ,

19.5.09

Leszek Budrewicz: pranie flagi Tybetu

Na razie nie wiadomo, czy wielka flaga Tybetu, która wisiała na siedzibie wrocławskiej "Gazety Wyborczej", na budynek wróci. Zniknęła niedługo po rocznicy powstania w Tybecie. Zagadnięci "wyborowi" mówią, że poszła do prania. Na pytanie czy i kiedy wróci, wszyscy pytani "wyborowcy" odpowiadają wymijająco, a szef, Jurek Sawka spytał mnie retorycznie, czy ma ona tam wisieć zawsze.
Nie wiem, ale jeśli nie miał to być tylko chwyt marketingowy gazety, to powinna wisieć przynajmniej tak długo, jak długo na przykład Turcja nie uznawała rozbiorów Polski: dokąd Polska była pod rozbiorami.
Kiedy byłem dzieckiem, kiedyś zniknął z domu z domu mój ukochany miś. Pytałem rodziców, co się z nim stało. Powiedzieli, że czeka w kolejce w pralni.
Jestem dziecinny i czekam do dziś: na misia i na flagę. Aż wrócą z pralni.
Leszek Budrewicz

Superwizjer TVN: niechlubna przeszłość Edwarda Zalewskiego?

Superwizjer TVN (tu zapowiedź programu) pokazał wczoraj program dotyczący prokuratora krajowego Edwarda Zalewskiego (tu pisałem o jego nominacji). Wytyka mu przeszłość prokuratorską w czasach PRL.

O tym, że dziennikarze Superwizjera kręcą materiał na temat Edwarda Zalewskiego wiadomo było od kilku tygodni. Pojawili się wówczas w Legnicy i wypytywali o obecnego prokuratora krajowego. W programie wytknęli m.in., że wydał zgodę na widzenie funkcjonariusza SB (czy jak podają media na przesłuchanie) ze Stanisławem Śniegiem - znanym wówczas opozycjonistą z Lubina. To jedyny dowód jaki znaleźli na ten temat. Cóż trudno było się spodziewać, że prokurator pracujący w tamtych czasach nie maczał w niczym rąk, a mało było takich ludzi jak wrocławski prokurator Janusz Jaroch, który odszedł z pracy (o ile się nie mylę)14 grudnia 1981 roku. Ale to tylko jeden dokument.

Ale nie o tym chciałem. Edward Zalewski od początku lat 90. prowadził śledztwo w sprawie pacyfikacji manifestacji lubińskiej w 1982 roku (pisałem o tym kilka razy). Jeżeli przez te kilkanaście lat, które doprowadziły do oskarżenia i skazania trzech ówczesnych oficerów MO i ZOMO, nikt nie wyciągnął nic poważnego na tego prokuratora, to może po prosty nic takiego nie było? Ludzie z regionu legnickiego znali go bardzo dobrze. Był szefem legnickiej prokuratury okręgowej.

Druga rzecz- z programu nie wynika czy agenci ABW byli we wrocławskim IPN i u Stanisława Śniega przed nominacją czy po (chyba, że przegapiłem tę informacje). Czy -w domyśle- Zalewski ich wysłał (i po co?), czy może też sprawdzali go jako przyszłego ważnego urzędnika państwowego.

I trzecia sprawa, która się nasuwa. Skoro zniszczono akta w prokuraturze, to czemu nie sprawdzono czy nie ma ich w sądach, gdzie także powinny trafić?

Choć oczywiście to wszystko co pokazał Superwizjer robi wrażenie. Ale tylko początkowo. Później analiza programu trochę jego treść weryfikuje. Choć oczywiście kompromitująca była dla Edwarda Zalewskiego sprawa nominacji prokuratora Leszka Pruskiego do ministerstwa sprawiedliwości (oskarżał w dwóch procesach opozycjonistów z lat 80.) Pojawił się też dziwny ministerialny awans prokuratora Andrzeja Kaucza z Wrocławia, który także oskarżał opozycjonistów w latach 80. (no ale tego broni nawet Władysław Frasyniuk). Do tej pory nie słychać też aby prokurator Zalewski zabrał głos w sprawie dwóch wrocławskich prokuratorów, którzy złożyli zawiadomienie o przestępstwie na swoją przełożoną (tu pisałem o tym).

I żeby nie było wątpliwości. Nie mam żadnych powodów by bronić Edwarda Zalewskiego. Zawodowo nasz kontakt urwał się jak wyjechał z Wrocławia do Warszawy, a umówiony wywiad przesunęła jego rzecznik o miesiąc...

p/s refleksje o programie naszły mnie po rozmowie z Marcinem Rybakiem z Polski - Gazety Wrocławskiej (tu jego blog). Warto przeczytać jego artykuł na ten temat.

Etykiety: , , , , , , , , , , ,

18.5.09

Leszek Budrewicz: Krawaciarze i stoczniowcy

Donald Tusk spotykając się ze stoczniowcami przywołuje w Trójmieście i nie tylko tam pamięć niefortunnego spotkania komunistycznego wicepremiera Rakowskiego z załogą ówczesnej Stoczni im.Lenina.

Był rok 1983, papież dopiero co wyjechał. Jego wizyta nie wywołała narodowego powstania, mimo, że generał Jaruzelski witając go na Okęciu dostała widocznego dla wszystkich drżenia całej twarzy. Spotkanie transmitowała komunistyczna telewizja.
Był wrzesień 1983. Na historyczna sale BHP przyprowadzono tak zwany partyjny aktyw, ale grupie stoczniowców wraz z Wałęsa udało się wedrzeć na salę. Cała Polska zobaczyła miotającego się Rakowskiego, pod adresem którego z głębi sali krzyczano nie bardzo wiadomo w tym momencie co. W każdym razie tracił on panowanie nad sobą coraz bardziej, wykrzykując pod adresem robotników, że gdyby nie PRL, to by "krówki pasali". Potem dopuszczono do głosu Wałęsę, który w kolorowej koszuli a la "Gipsy Kings" przeczytał swoje oświadczenie.
Następnego dnia cała rządowa prasa wydrukowała oświadczenie Jaruzelskiego i ... replikę Wałęsy, który podpisał się swoim stopniem kaprala z czasów służby w wojsku. Prasa podziemna i Radio Wolna Europa opowiedziały całość spotkania uzupełniając o szczegóły, których nie było widać w TV.
W każdym wrocławskim robotniczym domu pojawiła się szybko broszura napisana przez marksistowskiego krytyka ekipy Jaruzelskiego, związanego z "Solidarnością" profesora Leszka Nowaka z Poznania pod tytułem "Anty-Rakowski - czyli co wygwizdali robotnicy Stoczni Gdańskiej". W kluczowej scenie starcia ze stoczniowcami Rakowski zdjął marynarkę i rozwiązał krawat. Bo jeszcze w czasie strajków 1988 roku właśnie po marynarce i krawacie można było rozpoznać, kto nie jest za strajkującymi.
Donald Tusk chodził tak ubrany jeszcze w 1981 roku, już wtedy głosząc neoliberalne poglądy pisał w dodatku "Samorządność" ówczesnego "Głosu Wybrzeża" lub "Dziennika Bałtyckiego". Stoczniowcy wyraźnie tym razem unikają starcia z premierem, bo oni sami chodzą dziś w "gajerach" i to będzie widać w TV. To oczywiście żart, ale też przenośnia.
Stocznia Gdańska jest symboliczna, tak samo jak w latach 80. - choć w innym sensie. Idąc z nią na konfrontację nie może wygrać czegoś dla Polski. Ale Roman Gałęzewski, szef stoczniowej "S" (bo chyba na Guzikiewicza nie ma co liczyć), chyba rozumie, że robotnikom nie jest po drodze z jakąkolwiek partia z tych, które są dziś w parlamencie.
Bo znowu białe koszule, to czarne dusze.

Leszek Budrewicz

Etykiety: , , , , , , , , , , ,

Wojciech Jankowski: Symbol

Dzięki Lechowi Wałęsie partia Libertas zyskała parę procent zwolenników wśród Polaków, twierdzą spece od politycznego marketingu, w Polsce uchodzący za politycznych publicystów i analityków. Skoro tak twierdzą, raczej się nie mylą, bo słupki poparcia to właśnie ich specjalność.

Nowopozyskani zwolennicy Libertasu nie zaczęli popierać tej partii w wyniku analiz jej programów, ale dlatego, że dzięki Wałęsie zaczęło się o niej mówić w telewizji. Za tydzień usłyszą o czymś innym i na to przerzucą poparcie, ale Libertas zostanie w ich świadomości.

Polityczni marketingowcy nie mają dziś wątpliwości, że właśnie te doraźne sympatie zrodzone przed telewizorem między gwiazdami tańczącymi na lodzie a sześćset osiemdziesiątym siódmym odcinkiem serialu są kluczowe dla wszelkich wyborów. Partie mają swych mniej lub bardziej stałych sympatyków, ale o wynikach głosowań przesadzają ci, co polityczne – przepraszam za wyrażenie – preferencje przenoszą doraźnie z ugrupowania na ugrupowanie, zależnie od tego, co lub kto im się akurat spodoba albo nie.

Na przyrost zwolenników Libertasu nie miała wpływu zmasowana kampania nienawiści wszczęta w mediach przez dyżurnych Demokratów i Europejczycy, którzy usiłowali zajazgotać Libertas, tak samo, jak PiS albo Radio Maryja. (Tu muszę wyznać dla uprzedzenia jazgotu, że anim zwolennikiem Libertasu czy PiS-u, anim słuchaczem Radia Maryja, ja po prostu próbuję opisać kawałek naszego świata swoimi słowami.)

Niedawni obrońcy Lecha Wałęsy przed nazbyt dociekliwymi historykami, dziś z kwaśnymi minami, półgębkiem krytykują symbol „Solidarności” nie skrywając zawodu, bo Libertas to przecież (to można sobie wpisać dowolną obelgę). A tymczasem Lech Wałęsa wykonujący kolejną woltę, jawi się jako symbol jeszcze bardziej symboliczny niż dotąd. Bo taki, jakimi jesteśmy my: w nader rzadkich chwilach zdolni do wspięcia się ponad siebie samych, ale normalnie zadreptani wokół własnych drobnych, szmatławych sprawek i interesików.

Wojciech Jankowski

Etykiety: , , , , ,

Leszek Budrewicz: Nie wszyscy w Hiszpanii to Hiszpanie

Wygwizdanie hiszpańskiego hymnu przez katalońskich (Barcelona) i baskijskich (Athletic Bilbao) kibiców przed finałem Pucharu Króla to nic nowego. Kiedyś najczęściej wygwizdywany był hymn Związku Sowieckiego, szczególnie w krajach z przymusu będących w "obozie socjalistycznym".

Były prezydent Francji Chirac oburzał się, gdy kibice korsykańskiej Bastii czy kibice pochodzący z północnej Afryki wygwizdywali "Marsyliankę". Serbscy kibice nie mogli znieść, że po upadku Jugosławii gra im się nadal tak podobną do Mazurka Dąbrowskiego pieśń "Hej Słowianie". Hymn hiszpański ma starą, odziedziczoną po czasach Franco melodie, ale bez tekstu; dlatego na meczach międzypaństwowych hiszpańscy kibice nucą tylko swój hymn lub grzmią "la la la". Ale od problemów, jak widać, się nie ucieknie. Smutne tylko, że pupil generała Franco, obecny król Juan Carlos, bez którego nie byłoby może w Hiszpanii demokracji, jest teraz jednym z wrogów publicznych dla autonomistów i lewicy. Mają niektórzy obywatele Hiszpanii po prostu krótką pamięć i "wyparli" to, jak się chowali za jego koroną przed wojskową prawicą, kiedy nie było jeszcze wiadomo co będzie po śmierci dyktatora.
Czy taki gwizd przy hymnie powinien być cenzurowany?
Nie!
Czy szef telewizji powinien aż polecieć ze stanowiska?
Też nie.
Cóż, nie tylko my mamy swoje piekiełko...

Leszek Budrewicz

Etykiety: , , , , , , , , , ,

17.5.09

Jacek Karnowski pozostanie prezydentem Sopotu

Mieszkańcy Sopotu nie posłuchali premiera. Donald Tusk apelował o głosowanie za "czystością zasad" podczas referendum ws. odwołania wywodzącego się z PO Jacka Karnowskiego podejrzanego o korupcję.

Wyniki referendum nie są jeszcze oficjalne, ale już wiadomo, że 60 procent mieszkańców Sopotu opowiedziało się przeciwko odwołaniu swojego prezydenta. On sam zaraz po zakończeniu głosowania podziękował za udział w referendum i głosowanie przeciwko jego odwołaniu.

No cóż. Ciekawe jakie teraz będą dla Platformy Obywatelskiej w Sopocie wyniki zbliżających się wyborów. Odnoszę wrażenie, że powiedzieli oni NIE tej partii i wywodzącemu się z tego miasta Donaldowi Tuskowi. Powiedzieli za to TAK podejrzanemu o korupcję prezydentowi.

Etykiety: , , ,

Leszek Budrewicz: Polska szuka punktu G

Nie wiadomo czy punkt G istnieje, a jeśli tak to gdzie jest nie wiadomo. Dlatego pewnie tak trudno Polsce trafić na obrady G8, gdzie trafiła Hiszpania i malutka Holandia. Ta ostatnia może dlatego że miała jedną z najwyższych dotacji z planu Marshalla, no i może naćpani bardziej twórczo pracują.
Nasza nieobecność na spotkaniu G8 dowodzi, że nasze siódme miejsce w tabeli unijnych gospodarek ma mniej więcej takie znaczenie, jak gierkowskie "Polska dziesiątą gospodarką świata". Co z tego dla obywatela-mieszkańca ? Wkurzająca lektura tego bloga może tylko...

Leszek Budrewicz

Etykiety: , , , , ,

16.5.09

Interesujesz się Palikotem? To uważaj na wirusy!

Przytrafiła mi się dziwna historia.

Na stronie "Dziennika" przeczytałem tekst o PR-owskim doradcy posła Janusza Palikota. To niejaki Jacek Prześluga. W artykule pojawiają się nazwy dwóch jego firm - Look at i Locomotiva. "Dziennik" pisze o nich tak:
Od czasu gdy rządzi Platforma, w życiu Prześlugi dużo się zmieniło. Nie może opędzić się od publicznych zleceń, których wcześniej nie miał. Wyliczyliśmy, że przez sześć miesięcy 2008 roku jego firmy zdobyły kontrakty na promocje za ponad 3,5 mln złotych. Wśród klientów spółek Look at i Locomotiva znalazły się Szczecin i Lublin - rządzone przez Platformę, Polskie Koleje Państwowe, Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych czy Ministerstwo Rozwoju Regionalnego. Klientem była też sama PO, której działaczom Prześluga organizował szkolenie jesienią 2008.
Postanowiłem sprawdzić sobie w internecie, dla kogo pracuje Locomotiva. W Google'u znalazłem jej stronę. Wchodzę - a tu nagle wyje mi mój antywirus.

Mówiąc krótko, strona Locomotivy próbowała zaatakować mój komputer. Nie podaję jej adresu. Uważajcie :)

15.5.09

Leszek Budrewicz: Czuma i kataryniarze

Próba pozwania do sądu anonimowego (formalnie) blogera-blogerki pokazuje siłę i słabość elektronicznego świata. Z jednej strony Andrzej Czuma - prawy i zasłużony minister sprawiedliwości nie rozumie w swojej prostoduszności, że rwanie się do sądu (przy byle - nie tylko finansowej okazji w jego sytuacji) to co najmniej niestosowny brak dystansu.
Z drugiej strony: anonimowy bloger/rka może pisać co chce bez normalnej dozy odpowiedzialności. Taki pat drugiej, trzeciej i czwartej, a właściwie piątej władzy.
Leszek Budrewicz

14.5.09

Pakiet Telekomunikacyjny: blogowicze i internauci stworzą alternatywne prawo?

Od tygodnia środowiska internautów (w tym również blogerzy) żyją sprawą
związaną z regulacjami Pakietu Telekomunikacyjnego (tu świetne opracowanie na ten temat), którymi zajmuje się Parlament Europejski. Chodzi m.in. o kontrowersje wokół kwestii piractwa internetowego i pobieraniem nielegalnych pików.

Dyskusja dotyczy tego: gdzie leżą granice, jak je określić, czy inwigilacja i odłączanie internetu jest jedynym sposobem. Jak odróżnić kogoś kto tylko słucha muzyki, od tego kto w sposób nielegalny zarabia pieniądze na rozpowszechnianiu pirackich materiałów. Wczoraj Francja ustanowiła nowe prawo dotyczące piractwa. Co będzie dalej? Czy polski rynek też to czeka? Lidia Geringer de Oedenberg (która dziś będzie gościem Blogoskopu Radia Wrocław) w Salonie 24 w swoim poście zaprosiła internautów i blogerów do stworzenia grupy roboczej, która zajmie się tworzeniem alternatywnego projektu prawa.

Czy takie działania mają sens? Czy rzeczywiście jest szansa aby ludzie korzystający i tworzący rzeczywistość internetową mogli zająć w tej kwestii stanowisko oraz mieć wpływ na prawo? A może to tylko po prostu część kampanii wyborczej.

Etykiety: , , , , ,

12.5.09

Trzy latka 5Władzy


My tu gadu-gadu, a tymczasem okazuje się, że nasz blog działa już trzeci rok:-)
Ma dokładnie tyle lat co postać na tym zdjęciu - czyli Ola:-)

Czy na Dolnym Śląsku działał gang nazistów?

To prawdopodobnie pierwsza tego typu sprawa w Polsce. Dwaj mężczyźni zatrzymani przez ABW za produkcję i rozklejanie plakatów rasistowskich usłyszeli zarzuty działania w zorganizowanej grupie przestępczej.

Do tej pory śledztw w sprawie rasistowskich incydentów, pobić, a nawet zabójstw było wiele. Ale o ile się nie mylę w żadnym przypadku (nawet słynnej sprawy red watch) nie postawiono takiego zarzutu. Jak wyjaśniał mi dzisiaj prokurator Jakub Przystupa grupa ta miała zajmować się: "popełnianiem przestępstw przeciwko porządkowi publicznemu, szczególnie propagowaniem totalitarnego ustroju państwa i nawoływaniem do nienawiści na tle różnic narodowościowych". Tymczasem ABW zapowiada, że mogą być kolejne zatrzymania. Plakaty, o których wspomniałem były rozklejane we Wrocławiu i Bolesławcu w kwietniu. Zdjęcie jednego z nich opublikowała Gazeta Wyborcza Wrocław przy okazji artykułu Magdy Piekarskiej (Zresztą GW prowadzi cały cykl artykułów pod hasłem "Wrocławianie jesteśmy rasistami", o rasizmie w Kamiennej Górze z kolei można dzisiaj poczytać na portalu Radia Wrocław).

Pozostaje pytanie czy ta sprawa może zaszkodzić wizerunkowi Wrocławia jako miasta spotkań, w którym miesza się wiele kultur. Paweł Czuma z Urzędu Miasta nie chciał skomentować takich informacji. Powiedział jedynie a'propos plakatów, które w kwietniu zawisły na przystankach MPK: "Do tego typu zjawisk dochodzi incydentalnie. na szczęście jak widać na tym przykładzie odpowiednie służby działają na tyle sprawnie, by wykryć sprawców i doprowadzić przed sąd. Jedyne co można zrobić to kibicować im żeby było tak dalej".

Dalej idzie w swoim komentarzu pełnomocnik wojewody dolnośląskiego do spraw mniejszości narodowych. Dariusz Tokarz komentuje tę sprawę tak: "Każdy taki wypadek, każdy taki przypadek nienawiści w stosunku do innych osób, do propagowania treści, które zawierają w sobie pierwiastek takiej nienawiści powodują, że uszczerbku doznaje wizerunek miasta i regionu, który propagowany jest jako region wielokulturowy, przyjazny dla wszystkich, otwarty na innych. Coraz więcej osób, cudzoziemców przedstawicieli różnych mniejszości będzie u nas zamieszkiwało, przebywało. Każdy taki wypadek zorganizowanej, jak twierdzi prokuratura, akcji propagującej treści nazistowskie uderza w nasz wizerunek".

Myślę jednak, że ta sprawa nie wpłynie zbytnio na wizerunek Dolnego Śląska, choć pokazuje, że problemu nie można lekceważyć...

Etykiety: , , , , , , , , ,

Internet a kampania do Europarlamentu

Serwis - Internet Standard - omawia wykorzystanie internetu i działań w sieci podczas trwającej właśnie kampanii do Europarlamentu. W tekście: Zrobić bloga, wkleić baner..., Bożena Jaskowska zauważa, że w budżetach przeznaczonych na kampanię wyborczą, pozycje związane z wydatkami na działania promocyjne w sieci są marginalne, a większość sztabów wyborczych ogranicza się do wykupienia banera i przeprowadzenia akcji mailingowej. Zostają jeszcze blogi, które jak to bywa z modnymi gadżetami (choć to już w sumie prawie klasyka internetu;-) musi mieć każdy szanujący się polityk.

Autorka zwraca uwagę na jeszcze jedną ważną rzecz, pisząc:
Wg CBOS zaledwie 30% Polaków planuje wziąć udział w czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Uwzględniając różnicę pomiędzy deklaracjami a zachowaniami wyborczymi z 2004, szacuje się że tegoroczna frekwencja nie będzie wyższa niż 12%. Biorąc pod uwagę fakt, że już 48% Polaków korzysta z internetu (NetTrack, kwiecień 2009), umiejętnie poprowadzona kampania wyborcza w internecie z pewnością skutkować mogłaby zwiększeniem poparcia dla kandydatów oraz wpłynęłaby pozytywnie na frekwencję wyborczą.


Analiza zasobów dotyczących obecności polityków w sieci, którą przeprowadził serwis Internet Standard, pokazuje, że wszystkie tradycyjne formy (własne witryny, blogi, kanały na YouTube...) partie polityczne mają przećwiczone i zagospodarowane. Gorzej rzecz wygląda z nowatorskim zastosowaniem narzędzi e-marketingu i umiejętnym budowaniem społeczności oraz prawdziwą wymianą informacji i wiedzy na bazie Web2.0. Do tego jeszcze daleka droga, choć jak widać po kampanii Baraka Obamy, która i na polskich politykach zrobiła wrażenie, to hasło internet będzie z całą pewnością gorącym towarem.
Jako, że część 5Władzy wypowiada się w omawianym materiale, to zachęcamy do lektury:-)

Ps. A tutaj wersja tekstu dla redakcji serwisu Computerworld.

11.5.09

Wojciech Jankowski: To magiczne słowo kryzys

Kryzys gospodarczy jest klęską i szansą. Wybucha wtedy, kiedy wyczerpują się możliwości systemu gospodarczego i jest jego klęską. Zmusza przy tym do przestawienia gospodarki na inne tory; albo jak kto woli do zmiany paradygmatu; pojawia się więc szansa na rozwój i na wzrost bogactwa.

Tego zdają się nie rozumieć politycy, ekonomiści i dziennikarze piszący o gospodarce. Traktują obecny kryzys jako klęskę żywiołową. Zamiast próbować go zrozumieć, żeby odkryć nowe drogi rozwoju, które otwarł, próbują za wszelka cenę przywrócić stan sprzed kryzysu metodami, które go wywołały. Są to działania z góry skazane na porażkę, czego widomym dowodem są opłakane rezultaty szumnie zapowiadanego, z wielką pompą zorganizowanego , a dziś słusznie zapomnianego szczytu G20. Przywódcy dwudziestu najbogatszych krajów świata obiecywali, że uchwalą sposoby na kryzys, ale nie byli w stanie znaleźć żadnego, poza zabiegami w rodzaju dofinansowania banków oraz instytucji finansowych, a więc ich nacjonalizacji ze wszystkimi tego konsekwencjami. Podobnie ekonomiści: zamiast spojrzeć na system gospodarczy, który właśnie upadł jako na całość i spróbować zrekonstruować jego paradygmat, żeby móc szukać nowego, który umożliwiłby dźwignięcie się z upadku, proponują takie czy inne szczegółowe sposoby łatania poszczególnych gospodarczych dziur oraz podpieranie tego, co w większości już się zawaliło. Kryzysem tłumaczy się spadek zysków banków, mniejszy ruch aut na płatnych autostradach i budżetową zadyszkę państwa polskiego.
Tłumaczy się, to znaczy mówi się, ze kryzys jest tego przyczyną i to ma wystarczyć za wyjaśnienie. Nie ma publicznej dyskusji nad problemem najważniejszym: co spowodowało ten kryzys. Dopóki ta kwestia nie zostanie rozwiązana, dopóty nie zacznie się wychodzenie z kryzysu, dopóty trwać będzie obecne błądzenie. Próby i błędy to nie najlepsza metoda, szczególnie wtedy, kiedy próby podejmowane są na oślep.
Może więc tu zaczniemy rozmawiać o kryzysie. Nie po to, żeby żalić się na jego objawy, a zrozumieć, co się takiego stało, że system gospodarczy nagle przestał działać. Skoro jesteśmy piątą władzą, zróbmy to, co do władzy należy, skoro poprzednie cztery nie chcą albo nie potrafią.

Wojciech Jankowski

10.5.09

Lech Budrewicz: Ziobro - 68 procent krótkich spodenek

Wysoka pozycja Zbigniewa Ziobry w krakowskich przedeurowyborczych sondażach (68 procent poparcia) jak zwykle podniosła adrenalinę byłemu ministrowi, człowiekowi o zmiennych nastrojach (euforia, panika, euforia). Rozumiem, że nie chce on (s)potykać się publicznie z Różą Thun, która ma na razie tylko kilkanaście procent poparcia, ale mówienie w Krakowie, że się nie wie kim jest Róża, jest publicznym twierdzeniem nieprawdy. Sama Róża chce kandydować z listy PO, choć kiedyś nie znosiła "platformersów" za zniszczenie Unii Wolności.
Widać nawet w Krakowie nie ma w polityce jakiegoś "nigdy".

Leszek Budrewicz

Etykiety: , , , , ,

8.5.09

Gazeta Wyborcza potępia konkurencję

Kilka dni temu Dziennik ujawnił stenogramy podsłuchów małżeństwa Kaczmarków. Dzisiaj, ta publikacja oburzyła Jarosława Kurskiego z Gazety Wyborczej.

Stenogramy pełne są ostrych rozmów Honoraty Kaczmarek z mężem, kobieta nie przebiera w słowach. Oburzyło to wicenaczelnego Gazety Wyborczej (nie wymienia on nazwy źródła;-). Publicysta pisze m.in. "(...) Media bez wahania wywaliły zapis do internetu i na łamy, stając się Jawnym i Świadomym Współpracownikiem Służb Specjalnych, które przy ich usłużnej pomocy knują swoje intrygi. Gwałt na prywatności mało kogo dziwi. Znieczuleni dziennikarze, znieczulona publika".
Kurski pyta: "Czy w Polsce obywatele nie mają prawa do prywatności?". Następnie apeluje do ministrów Czumy i Schetyny aby zabrali w tej sprawie głos.

Nie wiem czy Dziennik powinien ujawniać te stenogramy, czy dziennikarze dostali je od jakiś "służb specjalnych". I szczerze mówiąc mało mnie to obchodzi. Ich publikacje, ich sumienia. Trochę dziwi nasyłanie ministrów na konkurencję...
Ale najbardziej zadziwił mnie Jarosław Kurski we fragmentach, które wytłuściłem. Oto nie dalej jak dwa dni temu Gazeta Wyborcza, której Kurski szefuje, zamieściła reportaż "Zabaweczka" o romansie 13 latki z 44 letnim mężczyzną. Nie będę Wam opisywał szczegółow, zwrócę uwagę tylko na listy, jakie wysyłała dziewczynka do mężczyzny. Oto jeden z nich:
"A ja chciałabym żeby było tak, że najpierw laseczka, ale przed laseczką oczywiście pieszczoty, a po pieszczotach i laseczce namiętny sexik, taki, żeby był z trochu całowaniem i nie musi być szybki, może być wolny a długi i namiętny (tak np. 1 godzinkę) do spuszczenia się".

Czy Wyborcza zachowuje te standardy, o które apeluje jej wicenaczelny?

p/s wszystkiego najlepszego z okazji 20-lecia!

Etykiety: , , , ,

Atak hakerów na Wrocław i tramwaje?:-)

Miała być sonda - jaki kolor powinien mieć wrocławski Tramwaj Plus. Miała, bo ze względu na obawy przed atakiem hakerów nie działa. Ale... Jeśli jesteście z Wrocławia i chcecie wziąć udział w wirtualnym głosowaniu to możecie zagłosować tutaj:-)

Polska XXI popiera Marka Jurka!!

Zaskakująca deklaracja Polski XXI. Jarosław Sellin ogłosił dzisiaj listę kandydatów do europarlamentu, których stowarzyszenie poprze: Jerzego Buzka, Jacka Saryusza-Wolskiego z listy PO, profesora Ryszarda Legutkę z listy PiS oraz ... szefa Prawicy Rzeczypospolitej Marka Jurka!!!

O ile w przypadku trzech pierwszych kandydatów nie jest to zaskoczeniem, o tyle postać Marka Jurka (tu znajdziecie jego blog) od lat budzi wielkie kontrowersje w polskiej polityce.
"Mamy pewność, że reprezentują pierwszą ligę europejską. Wyborcy mogą mieć absolutną pewność, że są to osoby znakomicie prowadzące pracę publiczną" - zaznaczył poseł koła Polska XXI Kazimierz Michał Ujazdowski (cytat za PAP)

Stowarzyszenie XXI zresztą rozdało swoje poparcie niemal wszystkim partiom. Jarosław Sellin nie pochwalił się, że prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz poparł kandydata z listy SLD Sergiusza Naraja co wzbudziło kontrowersje we wrocławskim oddziale Sojuszu, który na pierwszym miejscu wystawił Lidię Geringer d'Oedenberg (która debiutuje dzisiaj w Salonie24).

Etykiety: , , , , , , , , ,

Weekend ze sprawiedliwym handlem we Wrocławiu

Nie zgadzają się z wyzyskiem światowych koncernów i dlatego sprzedają produkty kupione od bezpośrednich producentów. Akcja fair trade czyli sprawiedliwy handel jest znana już od wielu lat na całym świecie. W ten weekend m.in. we Wrocławiu będzie można się zapoznać szczegółowo na czym polega.

Szczegółowy plan tego co się będzie dziać we Wrocławiu znajdziecie tutaj (plan ogólnopolskiej akcji znajdziecie tutaj). Oprócz wykładów, wystaw czy spotkań będzie można także spróbować produktów (kawę, kakao czy herbatę) sprzedawanych w sklepach fair trade, a także po prostu je kupić. Dzięki temu pieniądze trafią do bezpośrednich wytwórców z Dominikany, Paragwaju, Meksyku, Palestyny czy Kolumbii. Trzeba też jednak zaznaczyć, że ceny tych produktów są dość wysokie i nie każdego będzie na nie stać.

Etykiety: ,

6.5.09

Watykan: "Świat wszedł w fazę piątej władzy"

Niecodziennie zdarza się, by mówili o nas ludzie papieża. Dlatego warto odnotować stanowisko Kościoła w sprawie piątej władzy. Cytuję za Onetem:
Zdaniem sekretarza Papieskiej Rady ds. Środków Społecznego Przekazu ks. prałata Giuseppe Scottiego blogerzy stają się piątą władzą.

- Jeśli dziennikarze zostali określeni jako ludzie czwartej władzy, to prawdopodobnie weszliśmy w nową fazę, w której blogerzy ich zastępują i sami stają się piątą formą władzy - powiedział ks. Scotti na konferencji "Internet a relacje międzyludzkie" w Bydgoszczy.

Sekretarz Rady podkreślił, powołując się na "Wall Street Journal", że w Stanach Zjednoczonych już 20 milionów osób bloguje, spośród nich 1,7 miliona zajęcie to traktuje zarobkowo, a dla 452 tysięcy jest to pierwsze źródło dochodu. Z tych statystyk wynika, że w USA jest więcej zawodowych blogerów niż strażaków i barmanów.

Ks. Scotti zaznaczył, że internet ma wielki wpływ na prowadzenie debat, kształtowanie się opinii o różnych sprawach.
Może czas na stosowną encyklikę?

Jak 5Władza sprawdzała czy Dolny Śląsk to Transylwania:-)


Pod schroniskiem na Śnieżniku.

O strategii marki dla Dolnego Śląska piszemy już od dwóch lat. Po wielu trudach (w marcu 2009) udało się opracować kolejny dokument, w którym Dolny Śląsk porównano do rumuńskiej Transylwanii (komentowaliśmy to tak). W długi majowy weekend postanowiliśmy przekonać się jak to jest naprawdę, a przy okazji zdobyć jakiś szczyt - padło na Śnieżnik.

A więc:

W niedzielę - 3 maja - wyruszyłam z Dworca Głównego pociągiem osobowym w kierunku Kłodzka, w Bardzie dołączyła do mnie Marta Zieleń (wielokrotnie goszcząca na łamach 5W). Kolejnym przystankiem była Bystrzyca Kłodzka - skąd miałyśmy autobus do stacji docelowej - Międzygórza.
Pociąg do Kłodzka obłożony w stu procentach. Najwięcej weekendowych turystów okazało się być z Wielkopolski oraz naturalnie z Wrocławia. Do Bystrzycy Kłodzkiej kursują dla odmiany szynobusy - i trzeba przyznać, że komfort i urok związane z tym transportem naprawdę stanowią atrakcję; jest to świetne rozwiązanie i sprawdza się na takich trasach! Gorzej z resztą infrastruktury. Autobusów kursujących między turystycznymi miejscowościami jest niewiele. Busów (transportu prywatnego) nie ma. Mniej więcej w godzinach 16.00-17.00 - komunikacja zamiera, o czym miałyśmy przekonać się już następnego dnia...
1. Bystrzyca - Międzygórze.
Zaplecza gastro jest tyle, że z braku wyboru nie należy narzekać na to co jest:-). Stacje kolejowe na całej trasie - to raczej skansen retro w stylu horrorów o zaginionych miasteczkach pełnych duchów niż promocyjny szlak turystyczny. Dworzec PKS w Bystrzycy - ehhh, nawet poczekalnia i toaleta były zamknięte na trzy spusty, nie mówiąc już o informacji czy kasie biletowej:-)
W drodze mijamy Długopole Zdrój - ciekawe i kameralne uzdrowisko niegdyś ulubiony azyl artystów i literatów leczących w tym miejscu choroby związane z nieżytem i dolegliwościami wątroby. Woda nadal świetna i smaczna (jedyna taka na wątrobę!). Jednak większość gości Długopola to emeryci w sanatoriach. I tak dobrze, że miejscowemu zakładowi przyrodoleczniczemu udaje się jakoś konkurować z pobliskim Lądkiem Zdrojem i Polanicą.


Bystrzyckie smaczki.


Wreszcie Międzygórze. Z radością witamy kolejne miejsce związane z postacią Marianny Orańskiej.
Niderlandzka królewna to postać barwna, świetny "ambasador marki" dla naszego regionu. Tyle, że temat Marianny Orańskiej jest słabo rozegrany. Trafiają na ten trop tylko ci co rzeczywiście chcą nieco wściubić nos w kwestie historii regionu oraz lubią coś przeczytać zanim "pozwiedzają". Kompletnie brakuje komercyjnego rozegrania tego wątku. Nigdzie nie ma nowoczesnych albo stylowych pamiątek związanych z panią kamienieckiego pałacu. Dla odmiany, w takiej Madonna di Campiglio (Włochy - Dolomity) gdzie przyszło oddychać górskim powietrzem Sisi - cesarzowej Austrii, jej podobizna jest wszędzie: na kosmetykach, czekoladkach, bibelotach, kieliszkach... Nawet osoba, która nie-zgrzeszyła w swym życiu lekturą:-) musi trafić na Elżbietę i jej historię. Na Dolnym Śląsku portret Marianny wystaje z zakurzonych witryn, wyblakłych reprodukcji, starych tablic pamiątkowych i odręcznie sporządzonych notek. Zdecydowanie za mało barwnie! Szkoda, bo "na królewnie" można naprawdę nieźle wylansować region i zarobić.


Z serii "ars satanica":-) - Krecik w Ogrodzie Bajek, skansenie dla małych i dużych dzieciaków. Zwróćcie uwagę na pozdrowienie łapką:-).


Samo Międzygórze - piękne (tanie) - choć niestety nastawione na turystę weekendowego. Już w poniedziałek okazało się, że miejscowość zamiera, czynna jest jedna knajpa na krzyż i jeden sklep turystyczny oraz spożywczy. Trudno zachęcić do przyjazdu kogoś, kto miałby tam zostać dłużej niż dwa dni. Jeśli chodzi o rozrywki nocne - zapomnijcie:-). Tak, a i owszem wieczorne słuchanie szumu górskich potoków jest super, ale starałyśmy się też wczuć w rolę innego rodzaju odbiorcy usług turystycznych. Niestety nie ma choćby jednego dużego obiektu SPA - z basenem, saunami i łaźniami oraz usługami kosmetycznymi i klubem muzycznym, który mógłby stanowić atrakcję całoroczną, niezależnie od tego czy jest weekend czy zwykły dzień.
2. Śnieżnik - kto był, ten wie jaka to fajna góra, a kto nie był niech żałuje i przyjeżdża:-). Wprawdzie schronisko (jak większość w Polsce) to aria kolejnych warstw taniej farby olejnej w jakiś strasznych kolorach, ale szarlotkę posypaną jagodami podają świetną. Dalej już trasa na szczyt - malownicza, tylko na samej górze znajdujemy... worek pełen śmieci, który jakiś żartowniś postawił obok zatkniętej polskiej flagi.


Śmieci na Śnieżniku - taki "fun".


W okolicach 15.00 schodzimy z Śnieżnika i wyniku taktycznego błędu trafiamy pod Kletno:-) mijając zamkniętą na cztery spusty jaskinię niedźwiedzią (ale jest poniedziałek, a to wszak muzeum). Pogoda pod psem - załamanie - deszcz, zimno i mgła. Drzewa klekoczą jak w horrorach, ludzi na horyzoncie brak. Wyłaniające się pod lasem wielkie figury dinozaurów z parku atrakcji, w którym można zobaczyć "jaja dinozaura" - wyglądają dość upiornie, a w połączeniu z palącym się na łące gratami oblewanymi benzyną przez jakiegoś autochtona (pierwszy napotkany człowiek) przypominają nam instalacje-happeningi artysty Hasiora. W końcu docieramy do kolonii sadyb i dobrzy ludzie zbierają nas samochodem do Stronia Śląskiego - słusznie prawiąc, że po 16.00 to cholera niczym tu nie pojedziecie:-). Rozmawiając o kwestiach odległości, samochodach i przygodach telepiemy się na około - najpierw 30 kilometrów do Bystrzycy Kłodzkiej, a potem taksówką do Międzygórza:-) bo wszak nikt o tej porze nie powinien mieć potrzeby podróżowania:-).
3. Powrót. Komunikacji nie ma w godzinach 8.20-12.20, więc z Międzygórza wyruszamy spacerem i autostopem. Na stacji kolejowej Bystrzyca Przedmieścia - kolejarze proponują nam "podwiezienie do Kłodzka na stopa" - elektryczną drezyną; dziękujemy i czekamy na szynobus:-).
O 13.12 wsiadamy do osobowego w kierunku Wrocławia, nieśpiesznym tempem będzie sunął do stolicy Dolnego Śląska - dwie godziny. W sam raz na przesłuchanie wszystkich zaległych mp3 i przeczytanie gazet. Choć rozumiemy, że nie każdemu może się to spodobać.


5Władza - na samym szczycie:-). W specjalnej kapsule ukryliśmy pod kamieniami fragment komputera z blogiem:-))))


Podsumowanie.
Czy Dolny Śląsk to nasza mała Transylwania?
Zdecydowanie tak! 10 lat temu, kiedy po raz pierwszy wyruszyłam w tour po Rumunii, głównym środkiem komunikacji był autostop, przystanki oficjalnego transportu wyznaczały dziwne słupy betonowe bez rozkładów jazdy. Miejscowe atrakcje były zaniedbane, albo obok pięknego zabytku straszyły pozostałości wymarłego przemysłu. Baza noclegowa i gastro stanowiły za każdym razem ciekawe doświadczenie. Z miejscowymi "zawsze można było się dogadać" i "nagiąć nieco oficjalne przepisy". Zupełnie jak u nas:-) A jednak do Rumunii wracałam za każdym razem i w sumie to tam zostawiłam serce - więc, jak najbardziej odwiedzajcie Dolny Śląsk! Zwłaszcza jak lubicie alternatywne podróżowanie i macie poczucie humoru;-)

Ps. Dziękuję Marcie Zieleń za towarzystwo i poczucie humoru oraz to, że nie musiałam jednak jej wnosić na Śnieżnik:-)
Tekst powstał w ramach rocznicy urodzin Marianny Orańskiej - 9 maja.