29.9.06

Jutro koniec Wojskowych Służb Informacyjnych. Co będzie w raporcie o ich likwidacji?

Wedle tropicieli spisków, polityczny kryzys ostatnich dni należy wiązać z likwidacją WSI. Dlaczego? Bo te kontrowersyjne wojskowe służby specjalne mają zniknąć już jutro, 30 września. A że rzekomo po 1989 r. były bardzo wpływowe (zwłaszcza w polityce i biznesie), to wraz z ich likwidacją może wyjść na jaw wiele nieznanych faktów dotyczących naszego życia publicznego.
Faktem jest, że powstaje specjalny raport rządowy na temat WSI. Przypomnijmy, że za likwidację tych służb odpowiada wiceminister obrony Antoni Macierewicz.

Dziś o raporcie mówi w "Rzeczpospolitej" premier Jarosław Kaczyński, w wywiadzie, który przeprowadzili z nim Małgorzata Subotić i Paweł Lisicki:
J.Kaczyński: - Znam już teraz zarys raportu o likwidacji WSI. I niebawem się państwo przekonacie, co tam jest. Tylko dla tej sprawy warto było zawrzeć tamtą koalicję.
"Rzeczpospolita": Proszę ujawnić chociaż zarys tego raportu.
- Na razie nic więcej nie powiem.
Musimy coś więcej usłyszeć. Inaczej stąd nie wyjdziemy.
- Mogę zapewnić państwu dobry nocleg i jakieś jedzenie. (...) Powtarzam: tylko dla tego raportu było warto. Po to, aby ten "Ubekistan" zaczął być wreszcie podważany. Niestety, ten "Ubekistan" znowu dzisiaj się broni. Bo my nie mamy żadnych złudzeń, kto przygotował tę prowokację z taśmami.
Ten "Ubekistan"?
- Tak Polskę nazywa socjolog profesor Andrzej Zybertowicz. Kiedyś uważałem, że ma dużo racji, ale jednak trochę przesadza. Teraz wiem, że nie przesadzał.
Jeśli powstanie tzw. rząd zgody narodowej (PO, SLD, Samoobrona, PSL - red.), to nie obawia się Pan powtórki z 1992 roku, gdy upadł rząd Olszewskiego?
- Obawiam się, bo raport z likwidacji WSI jest jedną z przyczyn tego, co się stało.
To może powinien go Pan jak najszybciej upublicznić?
- To nie jest takie proste, to wymaga zachowania procedury administracyjnej. Błyskawiczne upublicznienie byłoby nielegalne. Ale na pewno ujawnimy ten raport. I wtedy przeprowadzenie powtórki z 1992 roku nie będzie już takie łatwe.
Na początku tygodnia Grzegorz Indulski i Jarosław Jakimczyk pisali we "Wprost", że na rozpad koalicji PiS-Samoobrona "mogły wpłynąć fakty odkrywane przez Antoniego Macierewicza podczas likwidacji WSI".
"O tym, że lider Samoobrony może się obawiać Macierewicza, świadczy ubiegłotygodniowa wypowiedź jednego z najbliższych współpracowników premiera Kaczyńskiego. Przemysław Gosiewski w Radiu Maryja stwierdził, że Lepper mógł być pod wpływem środowisk związanych ze służbami specjalnymi, a konkretnie WSI" - pisze "Wprost". - "Lider Samoobrony w rozmowie z "Wprost" uznał takie sugestie za działania odwetowe PiS".
Wygląda więc na to, że faktycznie mamy do czynienia z powtórką "Nocnej Zmiany" z 4 czerwca 1992 r., gdy część Sejmu - pod patronatem ówczesnego prezydenta Lecha Wałęsy - obaliła prawicowy rząd Jana Olszewskiego. Także wtedy jednym z głównych bohaterów był Antoni Macierewicz, który jako minister spraw wewnętrznych ujawnił słynną "listę agentów", co rozsierdziło m.in. Wałęsę, Donalda Tuska, ZChN i KPN. Owa "Lista Macierewicza" do dziś rozpala emocje.
Podobnie jak wtedy, Macierewicz i rząd mają przeciwko sobie egzotyczną koalicję, w której znalazł się m.in. Donald Tusk. Co więcej, zupełnie jak w 1992 r., kandydatem tej skleconej ad hoc opozycji na premiera może okazać się Waldemar Pawlak z PSL. Piszą o tym Małgorzata Czyczło i Dorota Kania w dzisiejszym "Życiu Warszawy".

Co o tym sądzicie? Co się może zdarzyć? Czy raport z likwidacji WSI faktycznie wywoła polityczne trzęsienie ziemi? Czy rząd Kaczyńskiego przetrwa? A może premierem znów zostanie Pawlak?

28.9.06

Wielki comeback Waldemara Pawlaka

Lider PSL, ekspremier Waldemar Pawlak znów jest głównym rozgrywającym polskiej polityki.
Jeśli poprze rząd Jarosława Kaczyńskiego (PiS) - rząd przetrwa. Jeśli nie poprze - rząd zapewne padnie. I będą przedterminowe wybory. W tym wypadku PSL być może zwiąże się z Platformą Obywatelską. Zresztą nie byłoby w tym nic niezwykłego: obie partie od paru lat współpracują w Parlamencie Europejskim, w ramach frakcji Europejskiej Partii Ludowej.

Co zrobi Pawlak? Tego nie wie nikt. Może podbija stawkę. I znów chce być premierem. Gdyby się udało, byłby to ewenement: były premier SLD-owskiego rządu zostałby premierem rządu PiS-owskiego... No ale to brzmi jak political fiction.
Swoją drogą, to właśnie Waldemar Pawlak został namaszczony na premiera przez ekipę obalającą rząd Jana Olszewskiego w 1992 r. Widać to na słynnym filmie "Nocna Zmiana".
A że rząd PiS sam siebie chętnie uważa za kontynuację rządu Olszewskiego, to byłoby osobliwością, gdyby ważnym członkiem PiS-owskiego gabinetu został Pawlak.

Meandry myślenia Waldemara Pawlaka można próbować rozpoznać czytając jego bloga.

Tymczasem przypomnijmy sobie piosenkę Kazika Staszewskiego "Lewy Czerwcowy" o wydarzeniach z 1992 r. Poświęconą - a jakże! - Pawlakowi:
Żona pogłaskała mnie po buzi rano
Umyłem się pod kranem
Pożegnałem uściskiem dziatki maleńkie
Szofer wiezie mnie z wdziękiem

Czytałem będąc młodym chłopakiem
"Jak Wojtek został strażakiem"
Teraz jestem starszy i poważniejszy
I lektury mam trochę mądrzejsze

Z kamienną twarzą siedzę przy stole
Przy nim ludzie których mniej trochę wolę
To stało się tak nagle jakby dziełem przypadku
Kto z nas? Może Pan, Panie Waldku?

Tak panie Waldku, Pan się nie boi
Dwie trzecie Sejmu za Panem stoi
Panie Waldku, Pan się nie boi
Cały naród murem za Panem stoi

Słońce pada oknem na nasze głowy
W ten poranek piękny czerwcowy
Za ścianą, słyszę, kłócą się frakcje
W tym roku chyba nici z wakacji

Obserwuję paznokcie pod stołem
Nie daję poznać, że trochę się boję
Trzeba trzymać fason w każdej chwili
Nawet wtedy, kiedy wszystko się wali

Tak, Panie Waldku, Pan się nie boi
Dwie trzecie Sejmu za Panem stoi
Panie Waldku, Pan się nie boi
Pan prezydent także za Panem stoi

Trzeba szybko robić coś konkretnego
Bo inaczej wywloką stąd każdego
Już nie słucham co się dzieje obok na sali
Właściwie to się zdecydowałem!

Tak, Panie Waldku, Pan się nie boi
Dwie trzecie Sejmu za Panem stoi
Panie Waldku, Pan się nie boi
Cały naród murem za Panem stoi
Co sądzicie o Waldemarze Pawlaku? W co - Waszym zdaniem - on gra? Czy znów zostanie premierem?

27.9.06

Jarosław Kaczyński: Układ kontratakuje. Ale zwyciężymy.

Krótkie, acz bojowe wystąpienie premiera Jarosława Kaczyńskiego w TVP 1. Jak oświadczył, kontrowersyjna rozmowa Adama Lipińskiego (PiS) z posłanką Samoobrony Renatą Beger "była prowadzona w normalnym trybie" i był to element budowania przez PiS nowej większości w Sejmie.
Nazywanie takich kontaktów "korupcją" premier określił jako "kłamstwo". A kto kłamie? Ci, którzy chcą, by do władzy powrócił "układ".

Co ciekawe, premier zasugerował, iż "układ" jest wściekły nie tylko ze względu na trwającą likwidację Wojskowych Służb Informacyjnych i budowę Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Ale i dlatego, że będą zmiany na stanowisku prezesa Narodowego Banku Polskiego i w składzie Trybunału Konstytucyjnego. I choć nie padły żadne nazwiska, to sugestia jest jasna: elementami "układu" są zarówno obecny prezes NBP Leszek Balcerowicz, jak i Trybunał Konstytucyjny, który wszak niedawno zdelegalizował sejmową komisję śledczą badającą losy polskiej bankowości po 1989 r.
"Te zmiany powinny umocnić jakość naszego życia publicznego" - mówił o owych zmianach w NBP i TK Jarosław Kaczyński. - "Ale mogą niepokoić tych, którzy (...) tworzą szarą sieć. (...) Ci ludzie, te środowiska stracą."
Swoje orędzie premier zakończył mocnym akcentem:
"Jestem przekonany, że Polska na starą drogę nie wróci. Że zwyciężymy."
Dodajmy, że cały obecny kryzys polityczny jest efektem prowokacji dziennikarskiej przeprowadzonej przez TVN.
Warto też odnotować, że swoim orędziem premier Jarosław Kaczyński stanął murem za Adamem Lipińskim. Wszak swoim najbliższym współpracownikiem.

A co Wy sądzicie o wystąpieniu premiera? Czy coś wnosi? A może tylko zaogni sytuację?

TVN podmiotem gry politycznej?

Jak się okazuje, Adam Lipiński i Wojciech Mojzesowicz z PiS stali się ofiarami prowokacji w stylu TVN-owskiego "Mamy Cię!".
Oto Tomasz Sekielski z TVN-owskiego programu "Teraz My" przyznał publicznie, że słynne nagranie rozmowy Lipińskiego i Mojzesowicza z posłanką Samoobrony Renatą Beger było dziennikarską prowokacją.

Mamy więc sytuację niezwykłą. Dziennikarska prowokacja wywołuje kryzys polityczny, który może doprowadzić do upadku rządu i przedterminowych wyborów.

I tu rodzą się pytania: czy dziennikarze TVN byli świadomi możliwych konsekwencji swojego pomysłu? A jeśli tak, to jakie mieli intencje? Chodziło im wyłącznie o komercyjny sukces? Czy też o zmianę sytuacji politycznej w kraju?

Tak czy owak, wprowadzili TVN do gry politycznej.

A co Wy o tym sądzicie? Czy są granice dziennikarskich prowokacji? A może mediom wszystko wolno?

Renata Beger zmienia oblicze polityki

Cały kraj żyje nagraniem rozmowy Adama Lipińskiego (PiS) z posłanką Samoobrony Renatą Beger. Lipiński negocjował z Beger warunki odejścia grupy posłów z klubu Samoobrony. Beger zażądała m.in. dla siebie stanowiska wiceministra rolnictwa. "I to natychmiast" - rzuciła z gracją Lipińskiemu.

Rzekomo, jest to dowód korupcji politycznej. Media od rana rozstrzeliwują PiS.

Ale co właściwie się stało? Tak naprawdę - nic.
Bo co jest złego i dziwnego w negocjacjach politycznych? Nic. Może tylko w tym wypadku dziwne jest to, że PiS w ogóle brał pod uwagę nagrodzenie stanowiskiem rządowym kogoś takiego jak Renata Beger.
Czy jest coś dziwnego w tym, że opozycja próbuje teraz rozszarpać PiS? Też nie. Taki już los opozycji. Dziwne może być co najwyżej to, że Bronisław Komorowski z PO otwarcie porównuje nagranie rozmowy Lipińskiego z Beger do węgierskich "taśm prawdy", które wywołały niedawne krwawe zamieszki antyrządowe w Budapeszcie. W kontekście zwołanej przez PO na 7 października demonstracji antyrządowej w Warszawie takie porównanie brzmi jak - mówiąc oględnie - wzniecanie tumultu.

Ale cała ta sprawa może mieć swoje nieoczekiwane konsekwencje:
a) Być może nikt już nie będzie negocjował na żaden temat z Samoobroną. A już na pewno nie z Renatą Beger. Dzięki tej kreatywnej posłance, partia Andrzeja Leppera traci wiarygodność jako potencjalny koalicjant.
b) Przez jakiś czas wszelkie negocjacje polityczne będą toczyły się w atmosferze totalnej podejrzliwości. Bo a nuż któryś z uczestników rozmów nagrywa je ukrytą kamerą?

Tak oto Renata Beger wpłynęła na sposób uprawiania polityki w Polsce.

Tyle że opozycja - z pomocą części dużych mediów - odwróci teraz kota ogonem i być może obali rząd Jarosława Kaczyńskiego.
Co będzie potem? Zapewne moralnie czyste SLD dogada się z moralnie czystą Platformą Obywatelską i wspólnie przejmą władzę w kraju. Oczywiście, przy zawiązywaniu koalicji obie partie w ogóle nie będą rozmawiały o żadnych stanowiskach. Część dużych mediów obwieści "triumf prawa, rozsądku i normalności".

A co Wy o tym sądzicie?

25.9.06

Platformy cyfrowe vs. Web 2.0: Kto wygra?

ITI (właściciel m.in. TVN i Onetu) uruchamia trzecią w Polsce platformę cyfrową - nazwaną "n". Na rynku platform robi się więc tłoczno. Zresztą decyzja ITI już rozpaliła emocje bezpośrednich konkurentów i internautów.

A przecież telewizja - choćby nie wiadomo jak wysublimowana technologicznie - jest medium, zdawałoby się, passe. Nadaje jednostronny przekaz, nie jest interaktywna, nie pozwala odbiorcom na komunikowanie się ze sobą nawzajem, ani na oddolne tworzenie własnego przekazu.
Zarazem obserwujemy ekspansję internetu ery Web 2.0. W pełni interaktywnego, budowanego oddolnie. Jej najbardziej znanym przejawem jest sukces takich serwisów jak YouTube czy MySpace, tudzież Wikipedii.
W niedawnym interesującym artykule o MySpace w "Gazecie Wyborczej" Robert Sankowski pisał, że "według najnowszych badań przeprowadzonych przez BBC jedna czwarta Brytyjczyków w wieku pomiędzy 16. a 24. rokiem życia w ogóle nie ogląda telewizji, spędzając zamiast tego wiele godzin w internecie".

No właśnie: może więc przyszłością jest internet, a nie platformy cyfrowe? A może jedno drugiego nie wyklucza?

Co o tym sądzicie? Jaka przyszłość czeka rynek mediów elektronicznych? Jak oceniacie szanse nowej platformy cyfrowej koncernu ITI?

22.9.06

Lepper poza rządem, Gilowska w rządzie. Poprawa image'u Polski czy destabilizacja?

Pytanie dnia: czy będzie nowa większość rządowa czy nowe wybory? Które z tych rozwiązań jest lepsze dla Polski?

Na pewno dobre jest każde rozwiązanie, które gwarantuje stabilność władzy. To nie jest pusty slogan. Polska wchodzi w okres dość wysokiego wzrostu gospodarczego. A od 2007 r. będziemy beneficjentami pierwszego pełnego budżetu Unii Europejskiej, odkąd w niej jesteśmy. Destabilizacja na szczytach władzy tworzy ryzyko zaprzepaszczenia tych możliwości.

Najnowsze decyzje premiera Jarosława Kaczyńskiego zdają się iść w dobrym kierunku. Z rządu wypada Andrzej Lepper, uchodzący za tego, który chce po prostu rozdać publiczne pieniądze (próbkę swoich możliwości dał niedawno na Dolnym Śląsku, gdzie dawał pieniądze ofiarom powodzi dokładnie w tym samym czasie, gdy PiS-owska administracja nie chciała - bo nie mogła - obiecać rządowych gwarancji poszkodowanym rolnikom). Do rządu wraca za to Zyta Gilowska, która ma image ekonomicznego liberała i strażnika budżetu.
Minus tej operacji jest taki, że PiS musi na nowo budować parlamentarną większość. Może ją znajdzie (miejsce Samoobrony zajęliby uchodźcy z jej klubu oraz PSL). Ale nawet jeśli tak się stanie, to będzie to większość minimalna, w dodatku niepewna. Na dłuższą metę to słaba gwarancja stabilizacji.
Chyba że uda się zbudować koalicję PO-PiS. Ale czy obie partie są jeszcze w stanie w ogóle ze sobą współpracować w parlamencie?

Może zatem rozwiązaniem są wybory? Niby tak, ale:
- Kampania wyborcza zaostrzyłaby i tak już ostrą walkę polityczną. To nie sprzyja stabilizacji.
- Same wybory niekoniecznie wyklarują sytuację. Do Sejmu weszłyby zapewne tylko cztery partie: PiS, PO, Samoobrona i lewica (w formie SLD lub Centrolewu). Ale układ sił pomiędzy nimi mógłby być taki, że jedynie koalicja PO-PiS gwarantowałaby arytmetyczną stabilność.

Ale w czyim właściwie interesie są wcześniejsze wybory? Może w niczyim?
Bo może okazać się, że w Sejmie (podobnie jak w szeroko pojętej administracji rządowej) górę bierze opcja "dietetyczna" - tak jak to było pod koniec poprzedniej kadencji parlamentu. To tacy posłowie (i urzędnicy pochodzący z politycznej nominacji), którzy są osobiście zainteresowani dalszym trwaniem parlamentu, bo wiedzą, że nie mają szans wrócić na swoje stanowiska w wyniku wcześniejszych wyborów. Może to dotyczyć dużej części posłów Samoobrony, całego PSL, całej LPR oraz posłów, którzy opuścili niektóre z tych klubów. Podobne obawy mogą pojawić się i w PO - kluczowe dla parlamentarzystów tej partii byłoby to, kto i jak układałby jej listy do Sejmu (przy okazji ostatnich wyborów głośno było o konflikcie Grzegorza Schetyny z Janem Rokitą na tym tle). "Dietetycy" mogą pojawić się i w PiS, wystraszeni wizją przejścia tej partii do opozycji, a więc utraty świeżo zdobytych przywilejów.
Zresztą PiS dobrze wie, że efektem wyborów może być utrata władzy. Owszem, jest hipoteza, że PiS na to właśnie gra: chce rzekomo oddać władzę Platformie Obywatelskiej po to, by za cztery lata wrócić na białym koniu i wygrać w cuglach. Co mogłoby być o tyle ułatwione, że wówczas wybory parlamentarne znów pokryłyby się w czasie z prezydenckimi. Przez te cztery lata rząd PO i tak byłby w szachu, bo PiS ma przecież prezydenta.
Minusem tej koncepcji jest wspomniana wyżej nadchodząca szansa na gospodarczą prosperity. Kto będzie rządził przez najbliższe cztery lata, będzie spijał śmietankę. I - kto wie - może osiągnie sukces bez precedensu i porządzi Polską przez dwie pełne kadencje z rzędu. Kusząca perspektywa.

Zainteresowana wcześniejszymi wyborami może być Platforma. Bo liczy na zwycięstwo i przejęcie władzy w dowolnym układzie koalicyjnym, choćby z Samoobroną. Ale ważną przesłanką takiego myślenia jest wewnętrzne poczucie Platformy, że znalazła się ona poza polityczną grą. Dlatego w interesie PiS leży podtrzymywanie w PO poczucia odwrotnego: że jednak ta partia wciąż uczestniczy w grze. I że np. nadal możliwy jest PO-PiS. A w konsekwencji, wspólne korzystanie z nadchodzącej prosperity.
Pozostałe partie sejmowe godzą się na wcześniejsze wybory chyba tylko ze względów propagandowych. Dotyczy to nie tylko PSL i LPR, które wiedzą, że mogą przepaść. Ale i SLD, które stoi przed realną groźbą wewnętrznego puczu w wykonaniu "starych" działaczy jak Leszek Miller czy Marek Dyduch. To oni - a nie Wojciech Olejniczak i Grzegorz Napieralski - mogą poprowadzić SLD do ewentualnych wcześniejszych wyborów. Jeśli tak, to w interesie Olejniczaka i jego ekipy wcale nie musi leżeć parcie na wybory. Ale to akurat kwestia otwarta (można wszak założyć, że SLD pod Olejniczakiem ma większą zdolność zawarcia koalicji z PO, niż SLD pod Millerem i Dyduchem; Olejniczak daje więc większą gwarancję na ewentualny powrót SLD do władzy; tym samym może chcieć jak najszybszych wyborów).
A co na to wszystko Samoobrona? Z jednej strony - jej elektorat głosuje na jej szyld i nazwisko Andrzeja Leppera. Wewnętrzne rozłamy, odejścia, bunty itp. wcale nie muszą obchodzić wyborców tej partii. Swoje 10-12 proc. głosów Samoobrona zapewne i tak dostanie. Może iść do wyborów, choćby zaraz. Z drugiej strony - PiS odgraża się, że prawnie zablokuje Lepperowi możliwość startu w wyborach (jako osobie karanej). To straszak dużego kalibru. Lepper może nie chcieć rozstawać się z parlamentem.

Jest i kontekst międzynarodowy. Kryzys rządowy w Polsce zbiega się w czasie z ogromnym kryzysem politycznym na Węgrzech. Być może jednym z elementów myślenia naszych władz o sytuacji w kraju jest analiza kryzysu węgierskiego (osobnym tematem jest to, na ile Polska i Węgry są porównywalne pod względem politycznym, gospodarczym i społecznym). I nie chodzi nawet o to, czy Polsce grozi powtórka z Węgier, a o to, jaki image na świecie mają teraz Węgry, a jaki ma - i może mieć - Polska. W ostatnich miesiącach ten nasz image był raczej fatalny. Wszystko przez "koalicję nacjonalistów, populistów, eurosceptyków i homofobów", za jaką uchodził układ PiS-Samoobrona-LPR.
W sytuacji politycznego kolapsu na Węgrzech - rządzonych wszak przez centrolewicę - wywalenie z polskiego rządu Leppera i jednoczesne przyjęcie Gilowskiej może image'owo zaprocentować. Polska ma szansę okazać się krajem, który stawia na umiar i racjonalizm. Czarną owcą Unii Europejskiej staną się Węgry. Warunek: PiS musi na nowo zbudować parlamentarną większość.

Brzmi atrakcyjnie. Ale dla PiS może to być mission impossible. Co o tym sądzicie?

20.9.06

Ks. Jankowski: "Delegatem" jest wielka postać
z Warszawy

Niezwykły wywiad w TVN24. Przed chwilą Bogdan Rymanowski rozmawiał z dwoma księżmi - Henrykiem Jankowskim i Tadeuszem Isakowiczem - Zaleskim. Temat oczywisty: lustracja w kościele.
Na koniec rozmowy ks. Jankowski ujawnił, że TW Delegat to "wielka postać z Warszawy", która "często uczestniczyła w naszych różnych spotkaniach i wyjazdach". Dodał, że to osoba świecka.
Kim jest zatem TW Delegat?
Przy okazji przypominamy nasz tekst, napisany wkrótce po ujawnieniu agenturalnej przeszłości ks. Michała Czajkowskiego. A zwłaszcza jego końcową deklarację: "Jesteśmy za lustracją. Za ujawnieniem agentów, których komunistyczne służby specjalne ulokowały w strukturach opozycji politycznej, czy Kościoła. Oczywiście, pod warunkiem zachowania maksymalnej staranności i dobrze pojętej podejrzliwości w analizowaniu dokumentów zgromadzonych w IPN".

Janina Paradowska też ma bloga

Do blogosfery dołączyła dziś Janina Paradowska, publicystka "Polityki". Jej blog to "Skrót myślowy - sformułowanie popularne ostatnio dzięki ministrowi Antoniemu Macierewiczowi.
W inauguracyjnym wpisie zamiast autorki wypowiada się Jerzy Baczyński, naczelny "Polityki". Pisze o Paradowskiej m.in. tak:
Jej analizy i komentarze, pisane w “Polityce” i wygłaszane w radio i telewizji, drażniły, a często doprowadzały do wściekłości wszystkie kolejne rządzące ekipy.[...]Paradowska jest dla ludzi władzy i opozycji uciążliwa, często nieprzyjemna, wymagająca, ale przynajmniej wiadomo czego “się czepia”.
Raczej trafna analiza, choć nie przypominamy sobie, by Janina Paradowska była wyjątkowo uciążliwa i nieprzyjemna na przykład dla Leszka Millera i jego kolegów z SLD. W każdym razie - chętnie będziemy zaglądać do "Skrótu myślowego". Do czego również Was zachęcamy.

19.9.06

Koniec marzeń Turcji o Unii Europejskiej?

Nie milkną echa kontrowersyjnej wypowiedzi papieża Benedykta XVI na temat islamu. Ciekawy raport, zbierający reakcje z całego świata, przygotował właśnie portal Onet.pl. Zachęcamy do lektury.
A sami zastanawiamy się nad jednym z pobocznych wątków tej globalnej dyskusji. Otóż - czy gwałtowne reakcje na papieski wykład przedstawicieli rządzącej Turcją Partii Dobrobytu nie zamkną temu krajowi drzwi do Unii Europejskiej? Głośno zastanawia się na ten temat m.in. Jan Rokita, dotychczasowy zwolennik tureckiej integracji z UE. Nam sprawa wydaje się bardzo ciekawa. Otóż po raz pierwszy chyba mamy do czynienia z wyraźnym, formułowanym m.in. przez włoskie media, sprzeciwem wobec muzułmańskiego stylu debaty politycznej. A w szczególności - tego, który prezentuje premier Turcji Tayyip Erdogan. Burza wokół ratyzbońskiego wykładu papieża pokazuje wyraźnie, że dotychczasowa polityka europejskich elit polegająca na wyciszaniu różnic i podkreślaniu podobieństw nie przyniosła spodziewanego rezultatu. Musimy - my, Europejczycy - powiedzieć sobie jasno: Turcja, ze swoją wspaniałą historią, tradycją i kulturą, różni się od nas w sposób znaczący. To inna tradycja, inne zwyczaje, inne korzenie kulturowe. Jednak zupełnie czym innym jest zauważenie tej różnicy i głośne o niej mówienie, a zamykanie Turkom drzwi do UE właśnie z tego powodu.

Co wy sądzicie na ten temat? Czy Turcja w Unii Europejskiej to pomysł dobry czy zły? A może nie Turcja lecz Ukraina pod rządami nowego premiera? I co w ogóle sądzicie o kontrowersyjnej wypowiedzi Benedykta XVI?

POST SCRIPTUM OD ŁUKASZA
Swoim tekstem Artur wywołuje arcyciekawy temat. Muszę jednak zgłosić delikatne votum separatum wobec paru sformułowań, jakich użył.
Po pierwsze - nie wiem, na czym polega "muzułmański styl debaty politycznej". Czy istnieje w ogóle jakiś styl debaty właściwy tylko społecznościom i krajom islamskim? A więc Maroku, Sudanowi, Indonezji, Malezji, Arabii Saudyjskiej, Afganistanowi, Bośni itd.?
Po drugie - nie wiem, czym dokładnie jest tożsamość europejska. Mam wrażenie, że Europa dopiero szuka własnej tożsamości.
Po trzecie - Benedykt XVI w swoim wystąpieniu w Ratyzbonie wypowiedział się o islamie w sposób umiarkowany. Umiarkowane były też reakcje mainstreamu islamskiego. Atmosferę podgrzewają przeważnie radykałowie i fanatycy. A że są medialni, to słyszymy głównie o nich.

15.9.06

Oriana Fallaci nie żyje. Jak ją ocenić?

Oriana Fallaci nie żyje. Miała 77 lat.
O zmarłych pisze się dobrze albo nie pisze się wcale. Nie będziemy pisać. Wolimy zapytać Was: co sądzicie o Orianie Fallaci? Jakie dziedzictwo po sobie zostawia?

O Fallaci pisze też Daniel Bravo z "Tygodnika Powszechnego". Przy jego tekście jest próbka świeżej twórczości tej kontrowersyjnej włoskiej reporterki i publicystki.

Kuczyński: generałowie Jaruzelski i Kiszczak
to patrioci

Ciekawa dyskusja na blogu Waldemara Kuczyńskiego, publicysty ekonomicznego związanego ze środowiskiem dawnej Unii Demokratycznej. Autor - były minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego - przypomina, jak, jego zdaniem, wyglądały wydarzenia sprzed 17 lat, gdy ów rząd powstawał.
Mniejsza o sam wpis. Ciekawsze są komentarze pod nim. Nas najbardziej zainteresował taki oto fragment, autorstwa samego Waldemara Kuczyńskiego (w polemice ze znaną bloggerką Kataryną):
"[...] jak na skalę, na ogrom przemiany zrobiliśmy odejście od komunizmu do demokracji wzorowo. Także dzięki patriotyzmowi części polskich, już wtedy, postkomunistów, takich jak Generał Jaruzelski i Generał Kiszczak".
Pytamy Was zatem. Czy również uważacie, że Wojciech Jaruzelski i Czesław Kiszczak to patrioci? Czy byli nimi w 1989 roku? Czy zasługują, by z szacunkiem pisać o nich wielką literą?

14.9.06

Dariusz Kos z "Najwyższego Czasu" dowodzi, że Ewa Balcerowicz skłamała przed komisją śledczą

Bardzo poważny zarzut stawia w swoim blogu Dariusz Kos, publicysta "Najwyższego Czasu". Jego zdaniem, zeznając przed sejmową komisją śledczą szefowa fundacji CASE Ewa Balcerowicz kłamała.
Chodzi o kwestię dotacji dla CASE wpłacanych przez Narodowy Bank Polski, którym kieruje Leszek Balcerowicz, prywatnie mąż szefowej fundacji. Jak relacjonowały m.in "Rzeczpospolita" i "Gazeta Wyborcza", szefowa CASE stwierdziła, że "kwoty dotacji nie przekraczały 20 tys. zł".
Dariusz Kos sprawdził te dane w raporcie opublikowanym na stronach internetowych CASE. Jego lektura nie pozostawia wątpliwości: NBP wpłacał znacznie więcej, niż 20 tys. zł. Np. w 2002 r. wpłacił 54,5 tys. zł, a w 2003 r. - 36,8 tys.

Ja wyjaśnić sprzeczność zeznań Ewy Balcerowicz z owym raportem? A może sprzeczności wcale nie ma? Co sądzicie na ten temat?

Doda Elektroda tematem publicystycznej debaty

W sobotnich "Wysokich Obcasach" Paulina Reiter namawia piosenkarkę Dodę, by stała się artystyczną ikoną wojującego feminizmu. Na wzór kanadyjskiej artystki Peaches, znanej z wulgarnych elektropunkowych piosenek o seksie.
"Gdy Peaches śpiewa, że weźmie nas do centrum ('Downtown'), to od pierwszych słów wiemy, że nie chodzi o spacery w tkance miejskiej. Jej downtown jest między jej nogami" - tłumaczy Paulina Reiter.
A nieco dalej tak opisuje Dodę: "Doda też jest wulgarna i bezczelna, i ma też dobry głos. Płytę nazywa 'Ficca', co w slangu znaczy dziwka. Mówi, że ludzie tak o niej myślą i że ma to w dupie. 'Lubię chodzić ubrana wyzywająco, klnę jak szewc' - mówi. Mogłaby się stać polskim odpowiednikiem Peaches, choć nie wystarczy spiłować tipsów i zapuścić włosów pod pachami.
Mogłaby podstawić haka patriarchatowi, gdyby zechciała nabrać dystansu do swojego wizerunku. Mogłaby pomóc przekroczyć wstyd, który za często nas krępuje. Wyśmiać go. Gdyby tylko jej bezczelność stała się wywrotowa, a nie prymitywna. Może Dodę wzięłyby w obroty jakieś sprytne feministki?".
Te niezwykłe zachęty skierowane do Dody ukazały się w rubryce "Hit i kit", w której dziennikarki "Wysokich Obcasów" oceniają nowe książki, płyty, spektakle itp. Tym razem Paulina Reiter pozytywnie oceniła płytę Peaches, a negatywnie - krążek zespołu Virgin, którego wokalistką jest właśnie Doda.

Tekstem żywo zainteresował się Rafał A. Ziemkiewicz. Tak oto odpowiedział na pomysł Pauliny Reiter w poniedziałkowej "Rzeczpospolitej":
Beton dybie na silikon

Nawet Doda nie musi mieć złej prasy, jeśli tylko nieco lepiej się postara.

Paulina Reiter, redaktorka działu kultury feministycznego dodatku "Gazety Wyborczej", ocenia wprawdzie najnowszą płytę artystki jako "kit" (płyta nosi tytuł "ficca", co, podobnie jak tytuły innych płyt Dody, znaczy "dziwka"), ale też wyraźnie wskazuje, co Doda powinna zrobić, aby jej kolejny krążek "Wysokie Obcasy" zakwalifikowały do "hitów". Bo "charakter, głos i wysokie IQ Doda ma, potrzebuje poszerzenia świadomości feministycznej i przeskoczy z łatwością na wyższy poziom".

"Mogłaby podstawić haka patriarchatowi - postuluje recenzentka. - Mogłaby pomóc przekroczyć wstyd, który za często nas krępuje" (jeśli chodzi o wstyd za wygadywane brednie, to akurat redaktorki "Obcasów" już sobie wydaje się z tym problemem poradziły). "Może Kazimiera Szczuka porozmawiałaby z nią i może wtedy Doda zamiast pokazywać na płycie wakacje z mężem Radziem i wciskać nam w piosenkach romansowe scenariusze rodem z rubryki porad miłosnych kolorowego szmatławca, mogłaby przeprowadzić prawdziwą seksualną i moralną rewolucję?". Cóż, to jasne, że dla prawdziwej feministki wakacje z mężem to coś odrażającego, podobnie jak romanse między osobami odmiennych płci. Ale mimo wszystko Doda nie jest jeszcze stracona: "Może Dodę wzięłyby w obroty jakieś sprytne feministki?", apeluje szefowa działu kultury "Wysokich Obcasów".

"No, to mamy swojego Żeromskiego" - miał się ucieszyć Gomułka, kiedy mu przyniesiono nową powieść Romana Bratnego. Każdy chce mieć swojego Żeromskiego, feministki też. A Doda ma warunki, bo "jest wulgarna i bezczelna". I gdyby jeszcze swą wulgarność odpowiednio ukierunkowała, mogłaby liczyć nie tylko na klakę we wpływowych mediach, ale kto wie, choćby i na nagrodę Nike. Na początek może taki estradowy duet - Doda i Środa?

W ten sposób Doda Elektroda weszła do głównego nurtu debat polskich publicystów.

A jak Wam podoba się pomysł, by Doda stała się ikoną polskiego feminizmu?

13.9.06

Paweł Lisicki nowym naczelnym "Rzeczpospolitej"

Jak podała przed chwilą Polska Agencja Prasowa:

Publicysta Paweł Lisicki zastąpił Grzegorza Gaudena na stanowisku redaktora naczelnego dziennika "Rzczpospolita".
Wcześniej Walne Zgromadzenie Wspólników wydawnictwa Presspublica odwołało Gaudena ze stanowisk: redaktora naczelnego i prezesa zarządu Presspubliki. [...]
Oprócz Gaudena odwołano też dwóch innych członków zarządu Presspubliki: Elżbietę Ponikło i Piotra Płuciennika. Na swoim stanowisku pozostał trzeci wiceprezes Piotr Frątczak. Do zarządu powołano ponadto Tomasza Jakubiaka, na trzy miesiąca wejdzie też do niego Andrzej Filipowicz.
Przypominamy - Paweł Lisicki to publicysta i autor esejów, napisał m.in książki "Nie-ludzki Bóg" (1995) oraz "Doskonałość i nędza" (1997). Pracował już raz w "Rzeczpospolitej", odszedł w proteście przeciwko wyrzuceniu z niej Bronisława Wildsteina za ujawnienie listy wyniesionej z IPN. Ostatnio publikował w "Dzienniku". Historia zatoczyła dziś (krzywe) koło - Wildsteina wyrzucił z pracy... Grzegorz Gauden.

Zapraszamy do dyskusji. Jak - Waszym zdaniem - będzie wyglądać "Rzeczpospolita" pod rządami Pawła Lisickiego?

""Gazeta Wyborcza": PiS naprawia demokrację

Ciekawy - choć niezamierzony - dwugłos w dzisiejszej "Gazecie Wyborczej". Dr Artur Wołek, politolog z Wyższej Szkoły Biznesu, argumentuje, że nie mamy w Polsce do czynienia z żadnym zamachem na wolność i demokrację, a rządy Prawa i Sprawiedliwości nie różnią się od praktyk politycznych w Wielkiej Brytanii, USA, Hiszpanii czy Portugalii. Przytacza też kuriozalne opinie liberalnych publicystów i polityków, przyrównujących Polskę pod rządami braci Kaczyńskich do faszystowskich Niemiec (Magdalena Środa), faszystowskich Bałkanów (Edwin Bendyk) czy też maoistowskich Chin (Janusz Onyszkiewicz). Tekst Artura Wołka musi budzić zdziwienie, gdyż rzadko mamy okazję przeczytać w "Gazecie Wyborczej" merytoryczną, wyważoną i raczej pozytywną opinię o rządach obecnej koalicji.
Na sąsiedniej kolumnie - cotygodniowy felieton wspomnianej Magdaleny Środy. Tytuł - "Kwestia smaku" - świetnie dobrany, choć nie o to chyba chodziło autorce. Środa, doktor habilitowany filozofii, a zatem człowiek, który z racji wykształcenia powinien potrafić argumentować uczciwie i rzeczowo, pisze w swoim tradycyjnym stylu. Tym razem dostało się Arturowi Zawiszy z PiS, który "nie miałby szans, nawet jako juror, na wyborach Miss Uniwersum". Co więcej, to człowiek "niedokształcony, bez żadnych kompetencji ekonomicznych", który śmie przepytywać Leszka Balcerowicza.
Przypominamy zatem Magdalenie Środzie, że "niedokształcony" Zawisza jest, jak ona (oraz piszący te słowa), z wykształcenia filozofem. I pozostaje tylko żałować, że tę wspaniałą dziedzinę wiedzy o świecie i człowieku reprezentuje na łamach "Gazety Wyborczej" autorka, która zamiast uczciwej dyskusji woli wymachiwać erystycznym kijem bejsbolowym. I której to samo wykształcenie nie przeszkadza co tydzień objaśniać swoim czytelnikom zawiłości polityki, ekonomii i prawa.

11.9.06

Pięć lat po zamachach z 11 września: Dokąd zmierza świat?

Dziś smutna rocznica. Mija pięć lat od krwawych zamachów na Nowy Jork i Waszyngton, których dokonała grupka islamskich fanatyków. Wiemy już, że było to wydarzenie równie przełomowe dla świata jak II wojna światowa czy upadek komunizmu. Nie wiemy jednak, dokąd nas te zmiany zaprowadzą.

Czy islamistom uda się zbudować globalny kalifat? A może pogrążą się w korupcji i zapomną o własnych ideałach? Czy za pół wieku Zachód nadal będzie odgrywał pierwszoplanową rolę w światowej polityce? Bo może jednak czołowym supermocarstwem staną się Chiny? Czy Rosja odbuduje swą potęgę imperialną? Czy mamy kryzys demokracji i ideologii praw człowieka?

Te wszystkie pytania stawia jeden z nas (Łukasz) w tekście "Przyszłość islamizmu - czekając na kalifat", zamieszczonym dziś na portalu Money.pl. Zapraszamy do lektury!

A jak Wy oceniacie kondycję świata pięć lat po 11 września?

10.9.06

Senyszyn i Wierzejski też blogują. Pisanie bloga staje się normą w polskiej polityce.

"Tępe, zacietrzewione doktrynerstwo. Zawistnicy, którzy potrafią tylko nogę podstawić. Taka jest cała Platforma" - grzmi w swoim blogu Wojciech Wierzejski z LPR. "Giertychowa reforma „cztery P” to p....enie" - komentuje z gracją u siebie w blogu Joanna Senyszyn z SLD.

Tak oto kwitnie polityczna blogosfera. Blogi Wierzejskiego i Senyszyn powstały w zeszłym tygodniu. Oba na Onecie. Oba są pisane soczyście, z pasją, chwilami wręcz agresywnie. Trudno się dziwić: Wierzejski i Senyszyn należą do najbarwniejszych polskich polityków. Zresztą sami niedawno pisaliśmy o Wierzejskim.
Ciekawostką jest fakt, że Joanna Senyszyn podpisuje się w blogu jako "prof. Joanna Senyszyn". Bo gdyby ktoś nie wiedział, to ta krzykliwa posłanka jest profesorem nauk ekonomicznych, pracuje naukowo na Uniwersytecie Gdańskim.

To kolejne polityczne blogi na Onecie. Wcześniej swoje internetowe pamiętniki założyli dwaj ekspremierzy: Kazimierz Marcinkiewicz z PiS i Waldemar Pawlak z PSL.
Być może blog Marcinkiewicza był inspiracją dla Wierzejskiego. Wszak obaj startują jesienią w wyborach na prezydenta Warszawy.
Niedawno tę falę blogów na Onecie skrytykował Krzysztof Urbanowicz. Jego zdaniem, politykom nie przystoi zakładanie blogów na komercyjnym portalu. Choćby dlatego, że ich zapiskom towarzyszą reklamy.

Tak czy owak, wygląda na to, że pisanie bloga staje się normą polskiego życia politycznego. Latem media sporo czasu poświęciły blogowi Kazimierza Marcinkiewicza, uważanego za mistrza politycznej autopromocji. Blogi zakładają kolejni znani politycy. Rusza kampania samorządowa. Nie ma siły: szykuje nam się jesień pod znakiem blogosfery.

Ciekawe, że - jak pisze Krzysztof Urbanowicz - także Francja przeżywa właśnie eksplozję politycznej blogosfery.

A jak Wam podobają się blogi polskich polityków? Może czas ułożyć ich ranking?

5.9.06

Maciej Kuroń wybacza Lidze Polskich Rodzin, podaje rękę Wojciechowi Wierzejskiemu

- Jeżeli mój ojciec był w stanie wybaczyć ubekom, to ja jestem w stanie wybaczyć panom z LPR - oświadczył we wtorkowy wieczór Maciej Kuroń, syn Jacka Kuronia, na zakończenie programu "Teraz My" Andrzeja Morozowskiego i Tomasza Sekielskiego. Następnie podszedł do Wojciecha Wierzejskiego z LPR i podał mu rękę.

Niezwykły gest. Bo przecież przez bodaj cały poprzedni kwadrans Wierzejski uparcie przekonywał, iż Okrągły Stół był aktem zdrady ideałów solidarnościowych przez "środowisko" osób związanych z Kuroniem. A więc m.in. Adama Michnika i Bronisława Geremka. Wierzejski wystrzegał się jednak otwartego nazwania Jacka Kuronia "zdrajcą".
Maciej Kuroń emocjonalnie bronił czci swojego ojca. I wraz z Morozowskim i Sekielskim ostro wypominał Wierzejskiemu, że Maciej Giertych, ojciec lidera LPR Romana Giertycha, zasiadał w latach 80. w Radzie Konsultacyjnej przy gen. Wojciechu Jaruzelskim. Dla Macieja Kuronia ówczesna postawa Macieja Giertycha to "lokajstwo".

Program z udziałem Macieja Kuronia i Wojciecha Wierzejskiego był kolejnym aktem medialno-politycznej awantury o ocenę postawy Jacka Kuronia w latach 80. Czy tę awanturę zakończy wspaniałomyślny gest jego syna pod adresem LPR? Oby. Bo w tym sporze od samego początku emocje górują nad rozumem, nad normalną historyczną czy polityczną analizą. Co więcej, szargana jest pamięć o Jacku Kuroniu, wspaniałym opozycjoniście, o którym w najgorszym wypadku można powiedzieć, że bywał politycznie naiwny. Sugerowanie, że był zdrajcą to zwykła potwarz. Co nie oznacza jednak, że badanie skomplikowanych relacji antykomunistów z komunistami w latach 80. powinno być tematem tabu.

Cóż, w takich chwilach trudno uwolnić się od myśli patetycznych. Gest Macieja Kuronia pokazuje, że nawet w największej kłótni można dostrzec w adwersarzu człowieka. Tak też Kuroń powiedział Wierzejskiemu. Podkreślając, że tej postawy nauczył go ojciec.

Oto w skutej politycznymi mrozami Polsce nieoczekiwanie powiało ciepłem.

Czy i Wam podoba się gest Macieja Kuronia?

"Nasz Dziennik" pisze o "Piątej Władzy", co oburza naszego Czytelnika

W "Naszym Dzienniku" Wojciech Wybranowski, dziennikarz i blogger, pisze o wczorajszym tekście "Gazety Wyborczej Kraków". Wybranowski ma pretensje do autorów "GW", którzy w sensacyjnym tonie opisali historię blogującego esbeka. Historię znaną dzięki przemilczanej w "GW" publikacji "Naszego Dziennika" sprzed dwóch tygodni.
W dzisiejszym tekście Wojciecha Wybranowskiego znalazł się taki oto fragment:
"Informacje o "blogującym" w internecie prominentnym esbeku za "Naszym Dziennikiem" podała większość portali internetowych, a także popularny w środowisku dziennikarzy blog "Piąta Władza"; wszystkie one zgodnie z zasadami rzetelności dziennikarskiej odwołały się do źródła, a więc naszych informacji".
Fakt, że "Nasz Dziennik" wspomniał o "Piątej Władzy" oburzył jednego z naszych Czytelników. Dostaliśmy dziś taki oto list (pisownia oryginalna):
Widział Pan? Dziennikarze faszystowskiego "Naszego Dziennika" pisza o blogu "piąta Władza", ba nawet powołują się
na was. Nie wstyd wam? Tym chcieliscie byc? Autorytetem dla zasciankowych faszyzujących mocherkow? mam nadzieje, ze to sie nie powtorzy, bo w wybielaniu pisiorow i kolaboracji z faszystami zabrneliscie juz za daleko
Bez wyrazow szacunku
(podpis)
Ten list wprawił nas w zadumę. "Nasz Dziennik" to jeden z wielu obecnych na polskim rynku tytułów. Jest wydawany całkowicie legalnie. Często nie zgadzamy się z publikowanymi w nim komentarzami, ale w życiu by nam nie przyszło do głowy, że naszą winą - w opinii Czytelnika - będzie to, że "ND" wspomniał o naszym blogu.
A co Wy sądzicie na ten temat?

3.9.06

Po porażce z Finlandią. Dlaczego nie liczymy się ze słowami?

"Piąta Władza" nie jest blogiem sportowym, jednak wczorajsza katastrofa naszej reprezentacji piłkarskiej skłoniła nas do umieszczenia tutaj krótkiego komentarza. Ale nie o sporcie, a bardziej o tym, jak niewiele znaczą dziś słowa.

Sobota, przeddzień ważnego meczu Polska - Finlandia. Dariusz Dziekanowski, drugi trener reprezentacji, udziela wywiadu "Gazecie Wyborczej". Oto jego fragment:
Czyli kibice nie będą wysłuchiwać od Beenhakkera czy Dziekanowskiego wytartych frazesów, że "mecz się nam nie ułożył, bo pierwsi straciliśmy bramkę"?

- Głupot gadać nie będziemy. Mecz kończy się w 90. min, a nie w chwili straty gola. Nawet jeśli rywal pierwszy strzeli, to nie będziemy pleść, że mecz się nam nie ułożył.

Niedziela, konferencja prasowa po katastrofalnej porażce (1:3) ze słabiutką teoretycznie Finlandią. Leo Beenhakker, pierwszy trener, spokojnie stwierdza:
[...] pierwszy gol podciął nam skrzydła, zabił nas. Piłkarze zaczęli grać jakby nie widzieli szans na zwycięstwo. Ten pierwszy gol miał decydujące znacznie.
Oczywista sprzeczność wypowiedzi obu naszych szkoleniowców jest w polskim życiu publicznym standardem. A nas coraz bardziej zniechęca ta wszechobecna - u polityków, dziennikarzy, sportowców, wreszcie u zwykłych ludzi - skłonność do całkowitego nieliczenia się ze słowami.

Co Wy sądzicie na ten temat? Czy to nasza polska specjalność, czy po prostu ogólnoludzka przypadłość? W końcu Beenhakker jest Holendrem... A może wcale nie jest tak, jak piszemy?

2.9.06

Aleksander Kwaśniewski gwiazdą
programu dla kobiet?

Jak donosi dzisiejszy "Dziennik", stacja TVN prowadzi intensywne negocjacje z byłym prezydentem Polski. Aleksander Kwaśniewski miałby się stać gwiazdą przyciągającą widzów programu "Lekcja stylu" w telewizji TVN Style. Dołączyłby w ten sposób do swojej żony, która już teraz uczy Polki, jak modnie się nosić i światowo zachowywać. Mało tego, w TVN Style miałaby również występować córka państwa Kwaśniewskich.

Stacji TVN gratulujemy znakomitego posunięcia PR-owskiego. Wszak obecność "klanu Kwaśniewskich" na szklanym ekranie to gwarancja ogromnego wzrostu oglądalności niszowego, przyznajmy, kanału. Martwi nas jedynie, czy były prezydent znajdzie wystarczająco dużo wolnych chwil, by występować w programie "Lekcja stylu". Wszak seria międzynarodowych wykładów oraz starania o posadę sekretarza generalnego ONZ to przecież czasochłonne zajęcia...

1.9.06

Czarnecki: byłem pierwszym blogerem

Wpis na blogu europosła Samoobrony Ryszarda Czarneckiego:
Dostałem e-maila od byłego (albo aktualnego - ja już za tymi zmianami nie nadążam) lidera KPN, eks-posła Adama Słomki. Pisze, że postanowił założyć bloga - i blogować.
Blogować każdy może. Jestem wdzięczny, za tę, jakże cenną informację, ale podkreślam, że to, że byłem pierwszym blogerem III, III i pół a potem IV (lub prawie IV) RP [podkr. 5W] nie oznacza, że wszyscy moi następcy czy naśladowcy mają mi zgłaszać fakt rozpoczęcia blogowania. Tantiem z racji pionierskiej roli też nie będę brał....
Ryszardowi Czarneckiemu chcielibyśmy zasugerować odrobinę - jakże rzadkiej w zawodzie polityka - pokory. Polscy bloggerzy istnieli na długo, zanim Pan zaczął pisać. Przyznajemy jednocześnie, że jest Pan pierwszym znanym politykiem, który się zdecydował na dołączenie do blogosfery.

"Życie Warszawy": potrzebujemy debaty
o historii najnowszej

Nie milkną echa publikacji "Życia Warszawy" o rozmowach Jacka Kuronia z SB. Dziś głos zabrał na łamach tej samej gazety Tomasz Terlikowski, filozof i katolicki publicysta. Do tej pory znaliśmy go jako człowieka umiarkowanego, łagodnego, wygłaszającego raczej koncyliacyjne sądy. Tekst "Zmierzch kapłanów pamięci" to zupełnie nowa jakość. Terlikowski wprost, bez ogródek i bardzo ostro, atakuje przeciwników lustracji i zwolenników "zasypywania historycznych podziałów" między ofiarami (działaczami opozycji) a katami (władcami PRL). Jeden z końcowych akapitów artykułu to bardzo ważny, naszym zdaniem, apel:
"[Zadaniem historyków i dziennikarzy] nie jest przecież tworzenie mitów z jednowymiarowymi bohaterami, ale pokazywanie historii w całej jej niejednoznaczności, dynamice, a niekiedy nawet okrucieństwie. Historycy i publicyści, jeśli mają rzeczywiście oddziaływać na społeczeństwo, muszą prowadzić żywą polemikę, w której ścierają się rozmaite (równouprawnione, a jeśli nie to wyłącznie z przyczyn naukowych) opinie. Dyskusje te nie mogą dotyczyć wyłącznie Jedwabnego czy Kielc, ale objąć powinny także okres Solidarności.[...]Bez takiej debaty, toczącej się w oparciu także o odtajnione dokumenty bezpieki, nigdy nie doczekamy się poważnych biografii Lecha Wałęsy, Jacka Kuronia, Adama Michnika (kiedy już zdejmie groźbę procesu dla potencjalnego biografa), Lecha Kaczyńskiego, Antoniego Macierewicza, Anny Walentynowicz i tylu innych bohaterów tamtych dni".

My zgadzamy się z głównymi tezami tekstu Terlikowskiego. Powtarzamy: jesteśmy za lustracją i za krytycznym, naukowym opracowaniem najnowszej historii naszego kraju - pod warunkiem zachowania maksymalnej staranności i dobrze pojętej podejrzliwości w analizowaniu dokumentów zgromadzonych w IPN.
Zapraszamy Was do lektury artykułu z "Życia Warszawy" i dyskusji.