31.12.08

Dariusz Wdowczyk przyznaje się do korupcji

Był jednym z najlepszych reprezentacyjnych piłkarzy w Polsce w latach 80. Później rozpoczął karierę trenerską, która miała mu dać posadę selekcjonera kadry. Dziś został oskarżony o korupcję.

Zatrzymanie Dariusza Wdowczyka było niemałym zaskoczeniem dla kibiców. Szybko piął się po szczeblach kariery i był uznawany za młodego, zdolnego trenera. Prowadził Polonie Warszawę, Widzew Łódź, Koronę Kielce i Legię Warszawa. Kielecki klub okazał się gwoździem do trumny jego trenerskiej kariery. Po zatrzymaniu, postawieniu zarzutów i zwolnieniu do domu Wdowczyk był jeszcze na tyle bezczelny, że pojechał do Gdańska by poprowadzić w meczu swoją Polonię Warszawę. Jednorazowo. Po krytyce medialnej został zwolniony. Próbował tłumaczyć jeszcze, że jego klub musiał dawać łapówki by sędziowie prowadzili mecze uczciwie. Z aktu oskarżenia wynika jednak jednoznacznie, że dla pieniędzy, cynicznie postanowił "ustawić" niemal całą rundę wiosenną sezonu 2003/2004. Miał bowiem obiecane za awans 120 tys. zł. premii. Pomógł inny młody trener, syn byłego szkoleniowca kadry Jerzy Engel Junior. Wskazał swojego kompana, człowieka ze znajomościami w środowisku piłkarskim - Andrzeja B. Korona "ustawiła" większość swoich meczów, przekupowała też sędziów w spotkaniach swoich rywali do awansu. Po sezonie Dariusz Wdowczyk zapłacił za "pomoc" Andrzejowi B. (w momencie zatrzymania był drugim trenerem Wisły Kraków) 30 tys. zł., ten przekazał 10 tys. Jerzemu Engelowi juniorowi.
W śledztwie Dariusz Wdowczyk do tego wszystkiego się przyznał i zgodził na skazanie bez procesu. Czeka go kara trzech lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat, 100 tys. zł. grzywny oraz pięcioletni zakaz pełnienia stanowisk związanych z profesjonalnymi rozgrywkami sportowymi. Trochę dziwne, że zaledwie trzyletni. Ciekawe jak zareaguje PZPN.

Więcej o akcie oskarżenia ws. Korony Kielce czytaj na moim blogu dotyczącym korupcji w polskim futbolu.

Etykiety: , , , , , , , ,

Ochłapy za internowanie...

Powoli kończą się procesy dotyczące zadośćuczynienia za internowanie w czasie stanu wojennego. We wtorek miałem okazję być na jednej z takich spraw, gdzie były opozycjonista starał się o maksymalne zadośćuczynienie w wysokości 25 tysięcy złotych. W pierwszym procesie dostał 3,750 złotych, Sąd Apelacyjny we Wrocławiu podniósł jednak tę kwotę do 10 tysięcy.

Ryszard Czech pracował na początku lat 80. we wrocławskim MPK. Był internowany przez 2,5 miesiąca. W czasie gdy przebywał za kratkami, jego żona często była wzywana do SB na przesłuchania. Po jednym z nich trafiła do szpitala, gdzie poroniła. Pan Ryszard po wyjściu na wolność został zmuszony przez SB do zwolnienia się z pracy. Ponieważ został bez pieniędzy, z wilczym biletem nie miał szans na zatrudnienie, skorzystał z sugestii esbeków i wyjechał do Francji. Tam zresztą żyje do dziś. W pierwszym procesie Sąd Okręgowy we Wrocławiu uznał, że byłemu opozycjoniście należy się niecałe 4 tysiące złotych. Sąd Apelacyjny podwyższył wysokość zadośćuczynienia do 10 tysięcy (argumentów sądu i prawnika opozycjonisty można posłuchać tutaj).
Kwota ta jednak wydaje się nadal żenująco niska. Łącznie w sądach okręgu wrocławskiego wnioski złożyło niespełna 300 osób. Czy rzeczywiście byłoby to tak duże obciążenie dla skarbu państwa gdyby wszystkim wypłacić maksymalne zadośćuczynienie? Chyba nie...

Kiedy w styczniu pisałem na ten temat po raz pierwszy to pytałem czy jest sens starać się o zadośćuczynienie. Adwokat reprezentujący Ryszarda Czecha przekonał mnie, że warto. Ludzie, którzy nie potrzebują bowiem tych pieniędzy mogli by je przekazać na rzecz swoich kolegów, którzy "klepią biedę"...

Etykiety: , , , , , ,

29.12.08

Koła sprawiedliwości mielą powoli...

2,5 roku po wypadku samochodu, którym jechał zespół Varius Manx do sądu trafia akt oskarżenia. Robert Janson dobrowolnie poddaje się karze.

Robert Janson został oskarżony o spowodowanie wypadku, w którym poważnie ranna była wokalistka kapeli. Monika Kuszyńska przechodzi rehabilitację do tej pory. Muzyk dobrowolnie poddaje się karze 2 lat więzienia w zawieszeniu na 4 lata, zgadza się też na ponad 10 tysięcy złotych grzywny. Akt oskarżenia w tej sprawie wpłynął do sądu w Miliczu. Do wypadku doszło w maju 2006 roku. Muzycy swoim busem wracali z koncertu. Bus, który prowadził Robert Janson jechał z prędkością ponad 100 km/h, na zakręcie wpadł w poślizg i uderzył w drzewo. Śledztwo trwało tak długo bo prokuratura wystąpiła o specjalistyczną ekspertyzę sądową.

Ciekawe, że Otylia Jędrzejczak oskarżona o spowodowanie wypadku, w którym zginął jej brat, została skazana na 9 miesięcy ograniczenia wolności, 30 miesięcy prac społecznych oraz roczny przepadek prawa jazdy. Czy sława pływaczki pomogła jej uniknąć surowszej kary? Sytuacja wydaje się taka sama, oboje spowodowali wypadek. W przypadku Otyli - ze skutkiem śmiertelnym, w wypadku spowodowanym przez Jansona ciężko ranna została wokalistka zespołu. Czemu więc Jędrzejczak skazano na łagodniejszą karę? Oczywiście to pytanie stanie się aktualne gdy zapadnie prawomocny wyrok ws. lidera Varius Manx.

Etykiety: , , , ,

Na dobre i na złe dla Czeczenii i Afryki

Absurdalny tytuł? Nie do końca. Przyznam szczerze, że jestem pod wrażeniem 351 odcinka tego tasiemca.

Święta spędziłem w miejscu gdzie odbierały tylko trzy kanały telewizyjne, m.in. TVP2. Alternatywa nie była zbyt wielka nic więc dziwnego, że sobotniego poranka trafiłem na serial Na dobre i na złe. Zapewne niektórzy z Was wiedzą o co chodzi? To ten film z doktor Zosią (Małgorzata Foremniak) i doktorem Kubą (Artur Żmijewski). Telewizor sobie brzęczał, a ja nadrabiałem lekturę prasy. W pewnym momencie jednak coraz częściej zerkałem na telewizor, by w końcu dać głośniej i skupić się na oglądaniu. Dlaczego? Otóż ten odcinek opowiadał o rodzinie Czeczenów, którzy uciekają z Groznego do Austrii. Przemytnicy ludzi przewożą ich w chłodni, jednak podczas blokady policyjnej na drodze pozostawiają samochód w lesie. Tam odnajdują ich nasi dzielni bohaterowie i odwożą z odmrożeniami do szpitala. Tam jako tłumaczka zgłasza się lekarka, która pomaga biednym w Afryce. Lekarzom i pacjentom szpitala pokazuje film, który ukazuje tragiczną sytuację dzieci w Kongo. Oczywiście fabuła naiwna, ale muszę przyznać, że taki film o wiele bardziej jest uświadamiający dla "zwykłych" Polaków niż kampanie organizacji działających na rzecz Czeczenii czy chociażby samego UNICEF, którego ambasadorami (w Kongo i Czadzie) są Małgorzata Foremniak i Artur Żmijewski - zdjęcie ze strony UNICEF). Nawet jeżeli tylko kilku miłośników serialu zainteresuje się losem Czeczenów czy Afrykańczyków będzie to wielki sukces. Cieszy, że twórcy "tasiemców" potrafią zrobić też coś pożytecznego dla innych...

Etykiety: , , , , , , , , , ,

25.12.08

Pogadanka muzyczna na koniec 2008 roku

Pinio i Patrycja wskazali swoje ulubione płyty mijającego roku. Teraz kolej na mnie.

Tyle że ze mną jest problem. Nie śledzę nowości. Do tego mam - by tak rzec - zboczenie niszowo-przeszłościowe. Wciąż częściej sięgam po starocie. I to specyficzne. Albo po nowe produkcje wykonawców znanych mi od dawna.

Ale i z takiej hobbystycznej perspektywy mijający rok był niezwykle ciekawy. Dlatego moje "Top 3" wygląda następująco:

1. Siekiera "Na wszystkich frontach świata". Na tę płytę czekaliśmy niemal ćwierć wieku. I warto było. Bo jest to muzyka, która wbija w fotel. I pokazuje, że kilku punkowców z gitarami w małym polskim mieście za czasów głębokiego PRL potrafiło przeprowadzić syntezę sztuk, jaka marzyła się już romantykom.

Siekiera inspiruje. Zachęca do tworzenia. Do remiksowania. Oto przykład - domowej roboty teledysk do utworu "Atak". Znalazłem to w YouTube. Naprawdę zacne, nawet jeśli trochę nazbyt polityczne ;)





2. Izrael "Dża ludzie". Tego zespołu miało już nie być. Zaś pomysł, by go reaktywować był ryzykowny - no bo co nowego może zaproponować światu Robert Brylewski wraz ze starymi kolegami? A tu proszę. Niespodzianka. Izrael nie tylko zmartwychpowstał, ale i nagrał płytę znakomitą. Może nawet płytę roku w Polsce. I jeszcze ciekawy szczegół. Czy zwróciliście uwagę, że kiedyś w Izraelu udzielała się wokalnie żona Brylewskiego, a dziś jej miejsce zajęły ich dwie córki? Coś czuję, że klan Brylewskich będzie trząsł polską muzyką offową jeszcze przez długie dziesięciolecia.

Polecam bardzo sympatyczny teledysk do "Brotherhood of Man" z tejże właśnie płyty Izraela. Dziewczęta i chłopcy z zespołu jeżdżą własnym tramwajem po Warszawie. Jest miło, choć trochę zimno:





3. Made in Poland "Martwy kabaret". Kolejna - po wspomnianej wyżej Siekierze - pozycja z wydawanego przez firmę "W moich oczach" cyklu przypominającego legendy polskiego undergroundu lat 80. Krążek dla tych, którzy nie pamiętają, że ćwierć wieku temu mieliśmy nie tylko ostry punk rock, domorosłych satanistów i reggae z Izraelem na czele - ale i najprawdziwszą zimną falę a la The Cure. Krakowski Made in Poland to rodzima klasyka tego nurtu. Zresztą od niedawna znów grają razem. Osobliwością ich repertuaru jest utwór "Tylko kobieta". Takiego mizogynizmu nie ma chyba nigdzie indziej w polskiej sztuce powojennej. Zacytuję i nie komentuję: "Jesteś odbiciem w bagnie / jesteś najgorszym odbiciem / stwarzasz pozory dobroci / bagna, które wszystko pochłania // Jesteś kobietą // Twoja ohydna żądza / zabija wszelkie twe uczucia / nie jesteś zdolna do niczego / niczego, co wymaga głębi // Jesteś kobietą". Dodam, że do płyty dołączona jest sporych rozmiarów książeczka o zespole - ze zdjęciami, tekstami, wspomnieniami. Tak samo jest w płycie Siekiery. "W moich oczach" robi naprawdę wielką robotę. I zasługuje na miano Wydawnictwa Roku 2008.

Dziś Made in Poland gra tak (niestety, trochę słabo słychać):





W rubryce "muzyka zagraniczna" na zdecydowane wyróżnienie zasługują Nick Cave and the Bad Seeds za płytę "Dig, Lazarus, Dig!!!". Nick Cave był kiedyś królem hałaśliwego, psychopatycznego post punka. Potem został szansonistą. Od rocka odjechał tak daleko, że aż trafił na Przegląd Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Ale ewoluuje. Bezustannie. Po zaskakującym projekcie o nazwie Grinderman, wstrzyknął całkiem nowe życie w swoje granie z Bad Seeds. Efektem jest płyta, która jest zarazem bardzo rockowa, bardzo poetycka i bardzo autorska. Rewelacja!

Oto tytułowy kawałek:





W kategorii Zjawisko Roku 2008 mógłby wygrać Czesław Śpiewa. Nie tylko ze względu na swoje nowatorskie - jak na polskie warunki - granie. Ale może nawet bardziej za osobowość. Czesław przewinął się przez bodaj wszystkie większe media. Jednych ujmował naturszczykowatym humorem i podejściem do życia, innych drażnił swoim rzekomym prostactwem. Był taki moment wiosną 2008 r., gdy pojawiał się wszędzie. I wszyscy o nim mówili. Wkrótce zaczęła krążyć plotka, że Czesław wcale nie ma na imię Czesław. Że w rzeczywistości jest starannie wykreowanym produktem. A w jego barwnym życiorysie opisywanym przez media (m.in. w dużym reportażu w "Gazecie Wyborczej") nie wszystko jest prawdziwe. Pod koniec 2008 r. o Czesławie jest dziwnie cicho.

I dałbym mu tytuł Zjawiska Roku, gdyby nie to, że - jak to często bywa w polskiej popkulturze - Czesław Śpiewa to tylko rodzima mutacja czegoś, co już wcześniej sprawdziło się na Zachodzie. Nazwę to sobie urban folkiem. I wskażę amerykański pierwowzór Czesława: zespół Beirut. Świetny, powalający, zjawiskowy. Zrobili furorę już parę lat temu. Ale ja odkryłem ich dla siebie dopiero w tym roku. Dlatego to oni - poprzez postać Czesława - są moim osobistym, nieco spóźnionym Zjawiskiem Roku. Podziwiajcie:





Na koniec jeszcze jedna spóźniona fascynacja. Pochodzi z 2007 r. Tak teraz grają młodzi ludzie w Australii. Łoł! Moi Drodzy, oto Operator Please w piosence "Just a Song About Ping-Pong". Czyste szaleństwo. Słuchajcie głośno:

24.12.08

Jeśli sobie życzycie i pragniecie...


Jeśli życzyć w czas Świąt, to:

Jeśli jesteście uzależnieni to... życzymy zapanowania nad nałogami:-)
Jeśli wkurza Was polityka to... życzymy ważnych, a nie głupio błahych powodów do nerwów:-)
Jeśli zapomnieliście credo współczesnego humanizmu o tym, że należy być więcej od mieć więcej to... życzymy aby amnezja minęła:-)
Jeśli w jakiś sposób jeszcze spędzacie więcej czasu z TV niż z Internetem to... życzymy Wam aby było odwrotnie:-)
Jeśli kochacie to... życzymy Wam abyście kochali nadal, a jeśli nie-kochacie to zróbcie z tym coś do cholery bo to obciach:-)

I bądźcie zdrowi, piękni, mądrzy i nie kłóćcie się w Wigilię z rodzinami choć będzie korciło jak zawsze :-)

tego wszystkiego oraz morza dobrego humoru życzy
5Władza

Patrycja Kotecka wygrała z Super Expresem

Super Express ma przeprosić Patrycję Kotecką i zapłacić jej 50 tysięcy złotych odszkodowania. Dodatkowo gazeta ma wpłacić 30 tysięcy złotych na konto fundacji walczącej z rakiem piersi.

Ponad rok temu pisałem o tym, że brukowiec zamieścił zdjęcie Patrycji Koteckiej z nagimi piersiami. Dziennikarka zrobiła to zdjęcie kilkanaście lat wcześniej gdy była modelką do artykułu o profilaktyce raka piersi. Super Express jednak zobrazował nim swój tekst w momencie gdy o wpływach Koteckiej w TVP rozpisywała się prasa. Artykuł zatytułowano "Naga prawda o Koteckiej".

Jak pisze PAP: sąd uznał, że doszło do bezprawnej publikacji zdjęcia, a wizerunek Koteckiej został przedstawiony "w sposób oderwany od kontekstu i celu któremu służył". Wyrok zapadł ponad rok po publikacji. O Pati Koti (tak nazywały dziennikarkę niektóre media) jest o wiele ciszej niż wówczas. Pozostaje więc jej satysfakcja z wygranego procesu.

Etykiety: , , ,

Pat bloguje o płytach - subiektywnie

6 płyt plus 7-demka jako suplement extra

Satyricon – The Age Of Nero

Jak dla mnie numer uno – zwłaszcza po grudniowym koncercie we Wrocławiu.
Wiele lat minęło od czasu gdy dwóch młodych Norwegów maszerowało po lasach "śpiewając" mroczny i intrygujący numer Mother Nord. Sigurd "Satyr" Wongraven oraz Kjetil "Frost" Haraldstad mają coś co lubię: gen kreatywności, który nie pozwala zepchnąć komponowaną przez nich muzykę do ciasnej szuflady z napisem only for black metal maniacs – choć osobiście to ja nie mam nic przeciwko temu, ale to tak dla zachęty dla tych, których to określenie odstrasza;-)
Tak czy inaczej jest to chwila, w której Black Metal staje się częścią klasyki rocka, podobnie na przekór jak wcześniej miało to miejsce z punk rockiem. A może stało się to już wcześniej, kiedy DarkThrone nagrali cover Siouxsie and The Banshees pt.: Love in a Void.
By the way coverów – polecam wersję I Got Erection freaków z Turbonegro właśnie w wykonaniu Satyricon.
Panie i panowie: słuchając Satyricon można śmiało powiedzieć – "yeah! I got erection!";-)

The Cure – 4.13 Dream
Po latach obsesyjnej miłości do twórczości depresyjnych dezintegratorów wykopałam głęboki dół niepamięci i zaczęłam wrzucać tam kolejne nieudane płody pana Smitha. Ostatnim, zarejestrowanym z sympatią pomieszaną z niesmakiem (w myśl zasady Odi et amo), numerem przyswajalnym był skoczno-radiowy kawałek Friday I'm in love (Wish – 1992). Od wydania tej płyty dzieli nas Rów Mariański czasu. Zmieniła się muzyka, mody, używki, slang... aż tu w 2008 roku Robert Smith postanowił zaskoczyć. 4.13 Dream to fajny, udany i spójny stylistycznie album, w którym jest wszystko co najlepsze z lekarstwa. Oczywiście każdy cure'owiec stwierdzi, że mimo wszystko to nie to co kiedyś... ale ja powiem tak: ile jest zespołów, które po tak długim czasie funkcjonowania wzlotach i masakrycznych upadkach potrafią zebrać się i wydać taką płytę jak The Cure? Dobry wsad muzyczny i liryczny pod jesienno-zimowe soboty.
Panie i panowie: Robert Smith potrafi leczyć;-)

Metallica – Death Magnetic

9 studyjny album zespołu, który w jakiś dziwny sposób towarzyszy mi od dzieciństwa (nawet kiedy jeszcze nie miałam zdania na temat muzyki;-) przypomniał mi żywotnie jedną ważną rzecz: jestem już starą kobietą, której bliżej do wizji Williama Faulknera gdzie siedzi się na ganku paląc tytoń i zadumaną miną rozmyśla o mitologii życia niż do klubowych szaleństw w stylu Irvine'a Welsh'a:-)
Dlatego Death Magnetic - przewidywalna, nostalgiczna osadzona w "metalicznej" tradycji "wiemy lepiej jak mamy brzmieć" - drażni, każe dyskutować i po prostu słuchać – a to wszak najważniejsze.
Panie i panowie: trumna to sprawa, która żadnego z nas nie ominie;-)

Siekiera - na wszystkich frontach świata
Trudno to wydawnictwo nazwać premierą roku. Ale był to najbardziej oczekiwany truposz z początkiem 2008 roku. Cierpko ekspresjonistyczny atak, który zaskoczył polskie rankingi sprzedaży. Okazało się, że jak mamy do czynienia z geniuszem to nawet straszliwa tematyka i brudne brzmienie potrafią wykopać wyglancowane gwiazdki z przesadzoną promocją i wsparciem medialnym. O Siekierze na 5W napisał już Łukasz i Pinio – nic dodać nic ująć.
Panie i panowie: Siekiera to fascynujące narzędzie i dobrze wchodzi w czaszkę;-)

The Verve - Forth
Oprócz bandu Richarda Ashcrofta nie przepadam za takim rodzajem angielskiego grania. Dość, że u nas pogoda powoli coraz bardziej brytyjska się robi, to jeszcze w połączeniu z muzyką może być to "herbatka" niestrawna;-) Ale, ale... The Verve to wyjątek. I jak mówił lider Ashcroft przy okazji promocji singla Love is Noise: zamiast ponurych i mrocznych ścieżek jest to jasny pasaż, klarowny przekaz o najważniejszej dla wszystkich sprawie jaką jest miłość. Eh, romantyczne to jak sam skurczybyk:-). Mimo niepoprawnego optymizmu Love is Noise - jest to mój ulubiony sierpniowy singiel z „widokiem na Bałtyk” - ładny aczkolwiek zimny jak brytyjskie granie. A całość Forth – to bardzo smaczne danie – normalnie szok zważywszy na kulinarne aspekty Anglii.
Panie i panowie: tak, miłość to hałas przez wielkie H;-)

Madonna – Candy Shop
W Budapeszcie przyłapują mnie bardzo ważne wydarzenia. Kiedy jestem w tym mieście to na świecie dzieje się coś ważnego. Niegdyś wiązało się to z bieganiem po madziarskich kioskach w poszukiwaniu obcojęzycznych dzienników. Teraz w erze internetowej nie ma już takiego problemu, ale surrealistyczny pejzaż stolicy Węgier - niegdysiejszej "perły" imperium cesarstwa Franciszka Józefa – nadaje swoisty smak doświadczanym przeżyciom.
Premiera ostatniej płyty jędzy popu przyłapała mnie w centrum miasta, w totalnym korku z okazji wielkiej majówki, gdzieś między słynnym Muzeum Terroru, a miejskim parkiem. Stara daje radę udowodniając, że siłownia, joga, medycyna estetyczna oraz umiejętne wyłapywanie drgań mód kulturalnych i stylów życia to melanż z którego da się żyć na całkiem fajnym poziomie. Nie po duchowość idziemy do sklepu z cukierkami.
Panie i panowie: w Budapeszcie jest najsmaczniejsze „muzeum” marcepanu, a sklep z cukierkami to wędrówka w świat bez-troski;-)

Behemoth – Ezkaton (minialbum)/At The Arena Ov Aion – Live Apostasy
Panie Darski, pan to potrafi:-) Lubię kota-behemotha, a Krzysztof Azarewicz poetą i tekściarzem ciekawym jest. Trzy lata temu stałam się szczęśliwą posiadaczką Księgi Rozkoszy Austina Osmana Spare'a (30 grudnia obchodziłby swoje 122 urodziny) ilustrowanej grafikami „magicznego” malarza. Jest to piękne wydawnictwo, a jak się przy kontemplowaniu Księgi włączy jeszcze Behemotha, to... światy lecą w otchłań;-). Poza tym od zobaczenia pierwszego Egzorcysty jakoś zawsze miałam słabość do popkulturowej wizji sumeryjskiego demona Pazuzu.
Panie i Panowie: to nie jest muzyka na randki... przynajmniej nie na randki konwencjonalne;-)

* W zasadzie brakuje tu jeszcze sporo płyt, na pewno produkcji Nicka Cave'a i spółki - Dig, Lazarus, Dig oraz wielkiego powrotu Portishead - Third.

23.12.08

Pinio: subiektywna lista najlepszych płyt 2008

Ten rok nie był może rewolucyjny, ale ukazało się parę naprawdę dobrych płyt, które zasługują na wyróżnienie.

Izrael "dża ludzie"
O tej płycie pisałem już tutaj. Po tych kilku tygodniach mogę powtórzyć jeszcze raz te same zachwyty! Słucha się tego cały czas tak samo świeżo. Wielki szacunek dla Izraela za to, że po tylu latach znowu potrafił nagrać świetną płytę!

Lao Che Gospel
Lao Che to chyba jedna z najlepszych w tej chwili kapel w Polsce. Nagrali naprawdę świetną płytę będącą swojego rodzaju polemiką z Bogiem. Szczególnie na uwagę zasługują kawałki: "mpaKOmpaBIEmpaTA", "Hiszpan" i mój ulubiony "Hydropiekłowstąpienie". W tym ostatnim Bóg wyjaśnia Noe swoje rozczarowanie ludźmi i potrzebę powodzi. Fragment tej piosenki "utopię
waszą utopię. Utopię w potopie, zarządzam pełne zanurzenie" chodzi mi po dziś dzień po głowie. To druga świetna płyta Lao Che po "Powstaniu Warszawskim". Płyta dobra na samotne wieczory, kiedy masz ochotę na refleksję nad swoim życiem o tym co cię otacza.

Haydamaky Kobzar
Haydamaky to ukraiński zespół, który swoją muzykę określa jako "karpackie ska, ukraiński dub i huculski punk". I trzeba przyznać, że grają świetnie, nieco kojarząc mi się ze starym, dobrym Ukrainians. Płyta ta została nagrana w Polsce, a Ukraińców wspomagali m.in. Grabaż, Smok, Mario Activator oraz wokaliści Vavamuffin. Płyta dobra do słuchania i zabawy. Kiedy pójdziesz w tany z Haydamaky sąsiedzi przeżyją prawdziwe piekło 8-)

Habakuk Family Front
Habakuk znam już od wielu, wielu lat. Ale nigdy ich płyty jakoś mnie nie przekonywały. Świetni na koncertach w studio nie wypadali rewelacyjnie. Do tej płyty, która zrobiła na mnie duże wrażenie (może dlatego, że od dawien dawna nie byłem na koncercie kapelki z Częstochowy). Na płycie zaśpiewała masa szanowanych gości, m.in.: Renata Przemyk, Muniek, Mewa, Mercedes czy wspomniani już wcześniej wokaliści Vavaumffin.

Strachy na Lachy Zakazane Piosenki
Na koniec płyta kapeli, do której mam szczególnie dużo sympatii i szacunku. No cóż, trochę miłych wspomnień związanych z Grabażem czy Kozakiem się ma jeszcze w pamięci 8-)
Kawałki z tej płyty na koncertach słuchałem z zapartym tchem. Utwory zespołów Bikini, Corpus X, Kryzys, Siekiera, Dezerter, Rejestracja, Izrael, WC czy Brak oszałamiały. Przecież to kapelki, które były dla mnie niezmiernie ważne w latach 80. i 90. Niestety w studio gdzieś zaginęła ta zadziorność, ogień z koncertów. Szkoda. Bardzo szkoda. Niemniej jednak jeżeli ta płyta nie jest jedną z najlepszych to niewątpliwie jedną z najważniejszych płyt tego roku. Podobnie jak Siekiera (o której już pisałem tu dlatego nie będę się powtarzał). Trzymam kciuki za Grabaża i spółkę, że kolejne płyty będą lepsze!

Etykiety: , , , , , , , , , , , ,

21.12.08

Stefan Niesiołowski chce wyrzucać redaktorów-lizusów?

Zaskakująca wypowiedź jednego z liderów Platformy Obywatelskiej. Poseł Stefan Niesiołowski powiedział dzisiaj w programie "Kawa na ławę" Bogdana Rymanowskiego, że z publicznej telewizji trzeba zwolnić też kilku dziennikarzy. Dopytywany przez prezydenckiego ministra Michała Kamińskiego stwierdził, że chodzi mu o "lizusów". Wypowiedź padła w kontekście ostatniego "puczu" w TVP. Stefan Niesiołowski zdecydowanie opowiedział się za wprowadzeniem rządowego komisarza. Ciekawe jakich dziennikarzy chce wymienić wicemarszałek Sejmu i kto zajmie miejsce tych zwolnionych? A swoją drogą przyjęcie nowej ustawy medialnej wydaje się być przesądzone, zresztą Stefan Niesiołowski powiedział dzisiaj, że ma nadzieję (po tym jak SLD wsparło PO ws. ustawy pomostowej), iż zostanie ona szybko przyjęta.

Etykiety: , , , , , , ,

19.12.08

"Mały faszystowski zamach stanu w TVP". Skinhead Farfał toruje drogę lewicy?

Sytuacja w Telewizji Polskiej jest tak zagmatwana, że aż prowokuje do snucia śmiałych przypuszczeń. Od razu zaznaczam, że nie będę tu przypominał, kto jest kim, ani co zdarzyło się w piątek w TVP - po te szczegóły odsyłam zainteresowanych do tekstów na dużych portalach.

Pytanie dnia brzmi: kto naprawdę steruje operacją pt. "Piotr Farfał prezesem TVP"? I jaki jest jej punkt dojścia?

Nie znam odpowiedzi na te pytania. Nie wiem więc, czy rozgromienie PiS w TVP to samodzielna akcja Samoobrony i LPR, którą można interpretować jako: a) zemstę za wcześniejsze zawieszenie Piotra Farfała przez PiS-owską większość w radzie nadzorczej TVP (co z kolei miało być zemstą za obalenie Krzysztofa Czabańskiego i Jerzego Targalskiego w Polskim Radiu przez Samoobronę i LPR); b) szybki skok po władzę w TVP, by działacze dwóch dogorywających partii mogli jeszcze ukręcić jakieś lody (finansowe i/lub ideowe); c) zaproszenie PO i/lub PSL i/lub lewicy do negocjacji w sprawie wspólnego, długofalowego "odzyskania" TVP z rąk PiS.

Zwracam jednak uwagę na kilka ciekawych kontekstów "małego faszystowskiego zamachu stanu w TVP" (autorem tego sympatycznego określenia jest Janusz Niedziela, sekretarz rady nadzorczej TVP z nominacji PiS, który w piątek opuścił to gremium, gdy tylko Samoobrona i LPR przystąpiły do operacji przejmowania telewizji).

Po pierwsze - dzień przed przewrotem w TVP ważyły się losy postawy lewicy w głosowaniu nad odrzuceniem prezydenckiego weta ws. emerytur pomostowych. Lewica miała poprzeć weto. Ostatecznie przeszła na stronę rządu - i pomogła je odrzucić. Politycy i komentatorzy - w tym i ja - zaczęli zachodzić w głowę: czy był to efekt jakiegoś targu? A jeśli tak, to co mogła dostać lewica od PO w zamian za odrzucenie weta?

Po drugie - również dzień przed przewrotem rzecznik Samoobrony Mateusz Piskorski zaproponował w blogu szefowi SLD Grzegorzowi Napieralskiemu utworzenie autentycznie lewicowego porozumienia tych dwóch partii. Przypadkowa zbieżność dat? A przecież warto tu dodać, że za czasów krótkotrwałego porozumienia Samoobrony i LPR (tzw. LiS-a) szczecinianin Piskorski współpracował z innym szczecinianinem - europosłem Sylwestrem Chruszczem (LPR), uchodzącym za promotora kariery Piotra Farfała.

Po trzecie - portal Niezalezna.pl oraz "Gazeta Polska" uparcie lansują tezę, że niedawny przewrót w Polskim Radiu był efektem współpracy LPR, Samoobrony i lewicy. Na zapleczu tej operacji działają rzekomo panowie Włodzimierz Czarzasty i Robert Kwiatkowski. Pamiętacie ich?

Po czwarte - ten sam Robert Kwiatkowski przyjął "faszystowski przewrót" w TVP z niejakim zadowoleniem. Cytuję za Onetem: "- Powiększa się strefa wolna o PiS, co można odnotować z satysfakcją - skomentował w TVN24 Robert Kwiatkowski, były prezes TVP. - Ale myślę, że jego rządy długo nie potrwają - dodał".

Po piąte - także rząd wydaje się nie mieć nic przeciwko "faszystom" u steru TVP. Cytowany w mediach rzecznik ministerstwa skarbu dał dziś do zrozumienia, że jego resort uznaje legalność nowych władz telewizji.

Po szóste - sam Piotr Farfał funkcjonuje jako "zły faszysta" już chyba tylko w punkowych fanzinach i w retoryce ludzi PiS. Dla pragmatycznej lewicy wydaje się być jak najbardziej do przyjęcia. Wszak to on - notabene wraz z Andrzejem Urbańskim - opowiedział się za zaproszeniem lewicowych dziennikarzy do współpracy z TVP.

Co z tego wszystkiego wynika? Pospekulujmy. Być może istnieje jakiś misterny, wielopodmiotowy deal polityczny, którego efektem jest "faszystowski przewrót". Taka operacja mogłaby wyglądać następująco: Platforma Obywatelska daje lewicy zielone światło na "wbicie się" w TVP. Lewica dogaduje się w tej sprawie z Samoobroną i LPR. Wspólnie obalają rządy PiS w telewizji. PO stoi z boku - wszak ma 60 proc. poparcia w sondażach, więc może sobie odpuścić TVP (zwłaszcza że cieszy się przychylnością niejednej dużej redakcji komercyjnej), choć może zażyczyć sobie jakiegoś "pakietu kontrolnego" w tej instytucji. Zresztą nowa "faszystowsko"-postkomunistyczna koalicja w TVP wciąż czuje na swoich plecach gorący oddech PO, bo rząd ma w ręku instrument w postaci projektu nowej ustawy medialnej. Zapewne lewica będzie zainteresowana poparciem tego dokumentu, gdy znów poczuje się w telewizji jak u siebie i nie będzie chciała się z nią rozstawać. W zamian za pomoc w przeprowadzeniu całej operacji, ludzie Samoobrony i LPR w TVP dostają jakieś "frukta" (stanowiska? pieniądze?). A lewica - za pośrednictwem TVP - spokojnie umacnia się medialnie w ramach ruszającej już wkrótce kampanii do Parlamentu Europejskiego.

Czy ta moja spekulacja jest zbyt karkołomna? Być może. Proponuję zatem prostszy wariant. Pisze o nim Piotr Semka na stronie "Rzeczpospolitej". Cytuję:

"Dla polityków Platformy i lewicy rządy Piotra Farfała w TVP mogą być wygodną okolicznością. Pod hasłem "neonazista szefem TVP!" łatwiej będzie przygotować partyjny skok na media publiczne. Tym bardziej że po wspólnym z SLD odrzuceniu weta w sprawie pomostówek politycy PO mogą zechcieć pójść za ciosem. Mogą teraz zacząć kusić postkomunistów wizją podzielenia się mediami publicznymi. Gazety ostatnio publikowały przecieki o takich przymiarkach do dzielenia skóry na radiowym i telewizyjnym niedźwiedziu".

Tak więc jakkolwiek na to nie spojrzeć, wygląda na to, że lewica jest w grze o media publiczne. Czy zagra skutecznie i wygra?

AKTUALIZACJA:

Andrzej Lepper oświadczył we Wrocławiu, że Samoobrona nie przejęła władzy w TVP.

Szok: Samoobrona i LPR przejmują władzę w TVP!

Zaskakujący rozwój sytuacji w zarządzie TVP. Władzę przejmują dawne "przystawki" PiS.

TVN24 podało, że po tym jak zawieszono zarząd z prezesem Andrzejem Urbańskim, pełniącym jego stanowisko został Piotr Farfała z LPR!! Do zarządu wszedł także Tomasz Rudomino z Samoobrony. Takiego rozwoju sytuacji nie spodziewał się chyba nikt.
P.o. szefa TVP Piotr Farfał - jak pisała dwa lata temu Gazeta Wyborcza - był w młodości wydawcą "Frontu" - rasistowskiego, pełnego skrajnie antysemickich tekstów i rysunków pisemka. Gazeta opublikowała fragmenty wywiadów Farfała z lat 1996 i 1998 dla dwóch skinowskich pisemek. Przedstawia się jako skinhead i działacz Stronnictwa Narodowego "Szczerbiec", z dumą opowiada o swej pracy przy "Froncie": że go wydaje, kolportuje, przygotowuje kolejny numer - więcej na ten temat tutaj. Farfał przegrał proces z Gazetą, która nazwała go "byłym neonazistą".

Etykiety: , , , , , , , , , ,

Raport o Hannie Lis - kwestia show czyli o zawieszeniach w TVP

Hanna Lis, prezenterka TVP i żona dziennikarza Tomasza Lisa, najpierw została zawieszona w pracy, a następnie stała się bohaterką raportu (niekorzystnego dla niej) Biura Programowego TVP. Sprawę nagłośnił... Nasz Dziennik, dyskusja szybko znalazła się na łamach prawie wszystkich mediów. Pytanie: czy to nie jest już żenada?

Zawieszony (od dziś) jest też prezes TVP Andrzej Urbański oraz Sławomir Siwek i Marcin Bochenek (członkowie Zarządu TVP).
A wszystko zaczęło się od Lisów...

"Sprawa Lisów" pojawiła się mniej więcej w tym samym czasie co opisywana (również przez 5W) "awantura" Galę Gali. Na pozór "kopytkarskie" przepychanki stały się przyczynkiem do kolejnej wojenki o media publiczne. Wymiana zdań w czasie antenowym/listów pomiędzy Tomaszem Lisem, a Sławomirem Siwkiem z Zarządu TVP, wypowiedzi Hanny Lis dla innych mediów na temat jej pozycji i relacji zawodowych w redakcji Wiadomości, a w końcu zawieszenie w czynnościach zawodowych. I teraz wisienka na tort: raport w którym mowa o błędach warsztatowych. Raport - do którego dociera jako pierwszy Nasz Dziennik:-). Nie trzeba długo czekać, a w serwisie TVN24 można zapoznać się z reakcją "zainteresowanej", która wprost mówi o zarzuty pod swoim adresem, że są śmieszne.
W gruncie rzeczy chodzi o to, aby Lisów w TVP już nie było. Problem jest tylko z programem Tomasza Lisa, bo ten jak się okazuje jest liderem oglądalności i wyprzedza nawet show Szymona Majewskiego. Zdjąć oglądany program - jest trudno, ale i takie przeszkody można pokonać. Jednym z argumentów przedstawicieli Zarządu TVP - jest koronny przykład: Lisowie za dużo zarabiają, o wiele za dużo.
I teraz, należałoby się zastanowić nad jednym. Wszak te kontrakty ktoś podpisywał:-), Hanna Lis i Tomasz Lis nie pojawili się "znikąd" w TVP, wręcz przeciwnie: ich współpraca z "państwówką" była nagłaśniana przez kierownictwo stacji jako jej niebywały sukces, a jakie perspektywy wówczas roztaczano... Jakoś nikt nie narzekał na stawki. Inna rzecz: czy osobę, którą obsadza się na stanowisku prowadzącej główne wydanie Wiadomości nie sprawdza się pod kątem jej umiejętności warsztatowych, biegłości z radzeniem sobie z trudnymi tematami (w tym politycznymi)? Bo, przepraszam, ale chyba ktoś to robi? :-)
Czy więc "zawieszanie" jest jakimkolwiek lekarstwem na to co dzieje się w państwowej spółce?
Nie jest to pierwsza taka akcja w publicznych mediach. W myśl zasady: co opcja to jej adoratorzy i przeciwnicy. Po prostu Lisowie są akurat bardzo medialni (sic!) i dlatego ich "sprawa" wydaje się być gorącym tematem.
W przypadku Hanny Lis w ogóle trudno skupić się tylko nad kwestią etyki i warsztatu dziennikarskiego bo ciągle mam przed oczami wszystkie okładki kolorowych magazynów z jej osobą, odzianą w spektakularne kreacje albo wypowiedź w programie Jolanty Kawaśniewskiej (Lekcja stylu), w której pani Hanna mówi o Chanel, że to nie moda, to filozofia :-)... takie czasy, że krawiec jest autorytetem.
Biorąc pod uwagę kilka takich przykładów - "kwestia Lisów" to raczej show, a nie działania pro publico bono.
Szkoda tylko, że to wszystko (tak jak i poprzednie sytuacje) rozgrywa się m.in za pieniądze z abonamentu, a więc za kasę obywateli. I chce się przypomnieć w takich chwilach te wszystkie podniosłe słowa - o misji - wspierające argument za płaceniem abonamentu.



17.12.08

Pijane matki a absurdy prawne

Sprawa pijanej matki, która urodziła pijane chłopczyka w Oleśnicy poruszyła dziś część Polaków. 38 latka miała 1,6 promila alkoholu w organizmie, jej dziecko promil. Lekarze mówili, że życie noworodka było zagrożone.

Na szczęście tym razem w porę zareagowali społecznicy i policja. Kiedy odwiedzili wczoraj będącą w ósmym miesiącu ciąży kobietę by sprawdzić w jakich warunkach żyje okazało się, że jest ona pijana. Zabrali 38. latkę do szpitala, tam po cesarskim cięciu urodziła. Policja i prokuratura już zajęły się tą sprawą. Jednak czy ich praca ma sens? Niedawno mówiło się o podobnym zdarzeniu z Trzebnicy. Tam także pijana matka urodziła pijanego noworodka. Ale w ostatnich dniach trzebnicka prokuratura umorzyła śledztwo. Dlaczego? Poczytajcie ten artykuł kodeksu karnego, zwłaszcza paragraf trzeci:

Art. 157a. § 1. Kto powoduje uszkodzenie ciała dziecka poczętego lub rozstrój zdrowia zagrażający jego życiu, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

§ 2. Nie popełnia przestępstwa lekarz, jeżeli uszkodzenie ciała lub rozstrój zdrowia dziecka poczętego są następstwem działań leczniczych, koniecznych dla uchylenia niebezpieczeństwa grożącego zdrowiu lub życiu kobiety ciężarnej albo dziecka poczętego.

§ 3. Nie podlega karze matka dziecka poczętego, która dopuszcza się czynu określonego w § 1.

Tak, tak karze nie podlega matka dziecka poczętego, nawet gdy naraża życie swojego nienarodzonego dziecka. Wydaje się, że zmiany w tej sprawie są niezbędne. Doniesienia o pijanych matkach rodzących pijane dzieci przerażają za każdym razem. Nie mnie oceniać kobiet i ich rodzin, od tego są odpowiednie służby. Ale kodeks karny powinien przewidywać możliwość ukarania za tego typu przestępstwa...

16.12.08

Produkcja nazistowskich pamiątek będzie zakazana?

Prace nad projektem zmian w kodeksie karnym autorstwa PiS rozpoczyna Sejm. To efekt artykułu Polski Gazety Wrocławskiej, która ujawniła wrocławską fabrykę nazistowskich pamiątek.

Za produkowanie nazistowskich i komunistycznych gadżetów będzie grozić nawet do dwóch lat więzienia. Nie będzie można też nimi handlować w internecie. Projekt zmian stworzyła posłanka PiS, była wiceminister sprawiedliwości Beata Kempa. Po tym jak Marcin Rybak z Polski - Gazety Wrocławskiej ujawnił, że we Wrocławiu są produkowane takie przedmioty okazało się, że nie jest to zabronione. ABW zabezpieczyła co prawda tysiące takich odznaczeń, medali i plakietek ale zarzutów właścicielowi zakładu nie postawiła.

Pozostaje oczywiście pytanie czy jest sens zakazywania takiej produkcji. Nabywcy twierdzą wszak, że są kolekcjonerami, z drugiej strony co to za zbieracz, który kupuje podróbki a nie szuka dostępu do oryginałów. Są tu wątpliwości podobnie jak z wydawaniem Mein Kampf Adolfa Hitlera. Wydawcy łamią zwykle prawo autorskie, bo niemiecki land, do którego prawa należą nie zezwala na drukowanie biblii faszystów. Proces w tej sprawie toczy się we Wrocławiu (czytaj o tym tutaj).

Etykiety: , , , , , ,

11.12.08

Sabaton: idzie moda na zbroję?

Szwedzki Sabaton zrobił ostatnio sporą karierę w Polsce (m.in dzięki reportażom telewizyjnym). Jak się okazuje zagraniczny zespół sławiący dokonania polskiego oręża potrafi zelektryzować nie tylko fanów power metalu. Wiosną (5 kwietnia 2009) Sabaton zagra we wrocławskim klubie Alibi. Z tej okazji można w sumie przyjrzeć się tej modzie na "zbroję".

Osobiście - power metalu nie lubię. Podobno tak to jest z dziewczynami, że nie trawią tej odmiany mocnego grania. Ale za to lubię Ernsta Jungera i postanowiłam sprawdzić czy w tekstach Sabatonu można znaleźć pokłosie Stalowych Burz.

Więc jest tak: ogólnie to panowie Szwedzi opowiadają o aspektach walki jako takiej i trudach bycia prawdziwym mężczyzną wojownikiem - cokolwiek to znaczy.
Na przykład w Angels Calling* idzie to tak:

Śnij o niebie
Anioły wzywają twe imię

Pociski i bronie, karabin i celownik
Naboje noszą twe imię
Tracąc poczucie czasu i przestrzeni
Północ na skraju szaleństwa

Tracąc przyjaciół od pocisków artylerii, o poranku
Złam ich wolę, tak jak twoja została złamana, oni są tu sami, śnij o domu

Zaatakuj o świcie by zdobyć jard
Obserwuj w nocy by strzec ich linii
Pozostaw swe życie w rękach fortuny

Kiedy kula trafia w cel
Wiedz że twój czas w piekle został odsłużony
Nie wrócisz do domu

* tłumaczenie całości znajdziecie tu.

Prawdziwym hitem dla fanów z Polski był oczywiście numer 40-1 opowiadający o walce o Wiznę w 1939 roku.
Oprócz patetycznych opisów szturmów czołgów, koszmaru Stalingradu itp zdarza się też Sabatonowi śpiewać o bardziej mistycznych bojach w stylu nadciągającej armii Lucyfera (Endless Nights). Pojawiały się też i takie komentarze, że Szwedom zdarza się sławić niemieckie oddziały... te z czasów II wojny światowej. Zaprzyjaźniony bloger Dante wskazuje na utwór z "Art of War" - pieśń Ghost Division czyli o dywizji pancernej Wermachtu, którą na początku dowodził Rommel. Natomiast na YouTube jest dostępny numer Rise of Evil - zdecydowanie o antyhitlerowskim charakterze, "tłumaczący" nazistowski epizod w Niemczech jako gorączkę wywołaną w narodzie przez pewnego szaleńca.

Estetykę i narrację w stylu Sabaton albo kupuje się w całości albo pozostaje wobec niej całkowicie obojętnym. Dla zainteresowanych możemy polecić stronę: Twórcownia Lach gdzie Hetman Lach i jego neosarmaci próbują w sposób popkulturowy opowiadać o historii na zasadach całkiem innej jazdy ;-) i przy okazji dyskusji o Sabatonie przyszli mi do głowy jako pierwsi.

Podobnie alternatywną jazdę historyczną i estetyczną (ale w szerszym wymiarze europejskim) serwuje niemiecki zespół eksperymentalny Von Thronstahl. Zobaczcie video do The Saints are coming. Inne numery też warto zobaczyć/posłuchać:-)

Nasza Klasa pozwana

Powraca temat Naszej Klasy. W środę przed wrocławskim sądem miał się rozpocząć proces, w którym pozwanym jets właśnie ten jeden z najwięszych portali społecznościowych.

Portal pozwał mieszkaniec małej miejscowości z Pomorza. Pewnego dnia ze zdumieniem odkrył on, że na Naszej Klasie ktoś założył jego profil, podając wszystkie dane. Dodatkowo zanajomi zaczęli go pytać o maile, jakie z profilu dostawali od niego. A nie były to listy sympatyczne a wręcz przciwnie. Mężczyzna podejrzewał, że profil założył jego dawny znajomy, który wyjechał do Niemiec. Powiadomił prokuraturę i zażądał od Naszej Klasy usunięcia profilu. Twierdzi, że ta zbyt długo reagowała. Dlatego zdecydował sie na pozew. Domaga się przeprosin i 50 tys. zł. zadośćuczynienia od właścicieli portalu (czytaj więcej tutaj).
Radca prawny portalu Marcin Szwanenfeld zapewnia, że w tej sprawie zostały spełnione wszystkie regulaminowe procedury i dlatego będzie się domagał odrzucenia pozwu. Dodatkowo twierdzi, że pozwany powinien zostać mężczyzna, który założył fałszywy profil (posłuchaj rozmowy z prawnikiem tutaj).

W środę autor pozwu nie przyjechał na proces, poprosił o odroczenie sprawy, bo dopiero niedawno dostał odpowiedź na swój pozew i jego adwokat nie zdążył sie z nim zapoznać. Na rozprawę nie przyjechał też jedyny wezwany świadek - sąd ukarał tę osobę grzywną w wysokości 500 złotych, uznając, że skoro przyszedł sąd, radca Naszej Klasy i dziennikarze to wezwana pani także powinna się pofatygować 8-)
Kolejny termin rozpoczęcia procesu wyznaczono na 10 lutego.

Etykiety: ,

9.12.08

Wrocławscy skłotersi walczą z Polską w Strasburgu

W czerwcu 1997 r. policja najechała skłot Rejon 69 we Wrocławiu. Biła zastanych tam ludzi. Czy złamała Europejską Konwencję Praw Człowieka? Tak twierdzą poszkodowani. Ich skargę na polskie państwo rozstrzygnie Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu.

Skłotersi
(inaczej: squattersi) to ludzie, którzy zajmują pustostany, by w nich mieszkać, ale też np. tworzyć. Wiele z takich skłotów (lub squatów) to prawdziwe centra kultury niezależnej. Taki charakter miał Rejon 69 - skłot, który działał we Wrocławiu, przy ul. Reja 69 (stąd nazwa) w drugiej połowie lat 90.

To właśnie tam jedenaście lat temu wpadła policja. I choć Rejon 69 od dawna nie istnieje - a jego mieszkańcy rozjechali się po świecie - to główni poszkodowani w tamtym zajściu nadal walczą o uznanie ówczesnej interwencji policji za bezprawną.

7 grudnia na stronie poznańskiego skłotu Rozbrat ukazała się taka oto informacja:

"W 11 lat po napaści policji na skłot Rejon 69 we Wrocławiu sprawa Rachwalski i Ferenc przeciwko Polsce zostanie rozpatrzona przez Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu.

Skarga nr 47709/99 została wniesiona przez Piotra Rachwalskiego (reprezentującego wówczas skłot Rozbrat z Poznania) i Agatę Ferenc (skłot Rejon 69 Wrocław). Po długiej, 9 letniej procedurze 21 października 2008 roku trybunał w międzynarodowym składzie 7 sędziów (w tym z Polski karnista Lech Garlicki) ostatecznie dopuścił skargę do rozpatrzenia przez ETPCz.

Przypomnijmy fakty: w nocy 14 czerwca 1997 r. pod skłot Rejon 69 przy ul. Reja we Wrocławiu podjechała policja, rzekomo szukająca właściciela jednego z samochodów zaparkowanych przed budynkiem. Przed budynek porozmawiać z policjantami wyszli Agata Ferenc, Dominik Srzednicki i Piotr Rachwalski. Okazało, że policjanci nie chcieli nic wyjaśniać - zaczęli bić pałkami osoby, które wyszły na zewnątrz. Zaatakowani skłotersi wycofali się do domu, pod który za kilka minut podjechała brygada specjalna z długimi pałkami i psami. (...).

Podczas interwencji przebywające w budynku osoby były obrażane, bite, kopane, szczute psami, policjanci zniszczyli też mienie skłotersów. Efektem akcji policji było zatrzymanie Dominika Srzednickiego.

Na drugi dzień pod komendą i prokuraturą odbyła się demonstracja, wynajęto prawnika i ostatecznie na skutek presji demonstracji i mediów uwolniono Dominika, na którym ciążyły fałszywe zarzuty napaści na policjanta.

W ciągu następnych 2 lat, po powiadomieniu przez skłotersów o popełnieniu przestępstwa przez policję sprawę prowadziła prokuratura rejonowa we Wrocławiu - (...) 23 grudnia 1997 roku śledztwo oczywiście umorzyła. (...)

Po zaskarżeniu decyzji o umorzeniu do prokuratury okręgowej, 20 maja 1998 r. śledztwo ostatecznie umorzył - prokurator wojewódzki Andrzej Rola (późniejszy prokurator okręgowy).

Decyzja ta w tamtym czasie była ostateczna. Piotr Rachwalski i Agata Ferenc walczyli jednak dalej - skierowali skargę do ETPCz w Strasburgu. Po 11 latach procedury, przedłużanej przez rząd polski, Sąd wstępnie uznał, iż zachodzą przesłanki, że w czasie napadu policji na skłot doszło do złamania Europejskiej Konwencji Praw Człowieka w art. 3 (wolność od tortur) i art. 8 (poszanowanie miru domowego) w powiązaniu z art. 5 (prawo do wolności i bezpieczeństwa osobistego).

Obecnie zbierane są ostatnie materiały w sprawie. Poszkodowanych reprezentuje dr Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka".


Dodajmy, że najbardziej znanym skłotem w Polsce jest poznański Rozbrat. Działa od połowy lat 90. Ale od niedawna grozi mu likwidacja z przyczyn prawnych.

W Europie Zachodniej za stolice skłotingu przez wiele lat uchodziły Berlin, Amsterdam i Kopenhaga. Jednak zjawisko to jest znane właściwie całemu światu zachodniemu. Jego dzieje najnowsze sięgają lat powojennych. Prawdziwa eksplozja skłotingu nastąpiła pod wpływem obyczajowych i ideowych rewolt lat 60. i 70.

We Wrocławiu skłotowali już pierwsi hipisi, pod koniec lat 60. Ale za pierwszy współczesny miejscowy skłot uchodził budynek przy ul. Oławskiej (tuż przy "Kameleonie") zajęty przez lokalnych offowców na początku lat 90. Wkrótce spłonął w niejasnych okolicznościach. Jego kontynuacją był skłot przy ul. Purkyniego, vis a vis Panoramy Racławickiej. Działał w 1992 r. Obecnie jest częścią Akademii Sztuk Pięknych.

(Tekst ukazał się jednocześnie w prw.pl).

5.12.08

Czy wrocławska policja odpowiada za skandaliczne zaniedbania?

Czy wrocławska policja dwa lata przed zatrzymaniem za pedofilię dyrygenta Poznańskich Słowików dostała zawiadomienie, że może on być pedofilem? Sprawa Wojciecha K. wraca po latach, a śledztwo w tej sprawie wszczęła wrocławska prokuratura.

Na trop afery wpadł kilka miesięcy temu Marcin Rybak - dziennikarz Polski - Gazety Wrocławskiej (tu czytaj jego artykuł). W stosie dokumentów, który trafił w jego ręce znajdował się taki, który wzbudził bardzo wiele emocji. Byłby on prawdziwą bombą, która poruszyła by fundamentami wrocławskiej policji, gdyby nie to, że nie jest to oryginał, a jedynie kopia. Aferę dotyczącą Wojciecha K. pamięta zapewne wielu z nas. Szanowany przez lata mieszkaniec Poznania, wybitny dyrygent okazał się pedofilem, który molestował podopiecznych ze swojego chóru. Dodatkowo okazało się, że jest nosicielem wirusa HIV. Skazano go na sześć lat więzienia. Zatrzymany został w 2003 roku, czy była szansa, że wpadnie w ręce policji wcześniej? Wydaje się, że tak. Małgorzata K., która złożyła wiele lat temu mnóstwo doniesień na Wojciecha K. (po zbiórce i koncercie chóru we Wrocławiu, gdy okazało się, ze organizatorka - Małgorzata K. nie ma pieniędzy by zapłacić doszło między nimi do ostrego konfliktu), twierdzi, że jedno z nich dotyczyło właśnie pedofilii dyrygenta). Policja jednak nie wszczęła żadnego postępowania. Po tym jak do kopii dokumentu dotarła Polska - Gazeta Wrocławska - rozpoczęto kontrolę. Policyjni kontrolerzy nie byli jednak w stanie odpowiedzieć na pytanie czy rzeczywiście zawiadomienie trafiło do komisariatu na Grabiszynku czy nie. Dla policji osoba zgłaszająca - Małgorzata K. jest kompletnie niewiarygodna, uznawana była za pieniaczkę, która na Wojciecha K. składała wiele zawiadomień. Możliwe są więc dwie opcje - policja zlekceważyła jej pismo lub Małgorzata K. po prostu próbuje się na policji zemścić. Jeżeli prawdziwy okaże się pierwsza wersja - będzie to niebywały skandal. Druga powinna zaowocować ukaraniem kobiety. Policja dla wyjaśnienia sprawy przekazała zebrane dokumenty prokuraturze. Ta błyskawicznie zajęła się tą sprawą, tym bardziej, że dostali także zawiadomienie o przestępstwie od Małgorzaty K. Na razie jednak konkretnych efektów nie ma. Dlatego będziemy się bardzo dokładnie tej sprawie przypatrywać.

p/s czytaj i słuchaj dźwięków na ten temat na portalu Radia Wrocław.

Etykiety: , , , , , , ,

4.12.08

Polska nie wyklucza użycia bomb kasetowych?

Są takie dni kiedy wstydzę się za swój kraj. Brzmi to może pompatycznie, ale nie podpisanie przez Polskę konwencji ws. zakazu produkcji, składowania i używania pocisków kasetowych, to niebywały skandal.

Konwencję podpisało w Oslo prawie sto krajów, m.in. Wielka Brytania, Francja, Włochy i Niemcy. Polska tego nie zrobiła, tak jak Chiny, Rosja, Indie, Pakistan i Izrael. Dlaczego? Bo - jak pisze portal gazeta.pl - nie zrobili tego niektórzy nasi sąsiedzi, np. Rosja. Tak mają mówić polscy generałowie. Czy to oznacza, że obawiamy się konfliktu z Rosją i nie wykluczamy użycia tej broni w konflikcie z tym państwem? Tak z tego wynika. Cóż z tego, że Amnesty International, Polski Czerwony Krzyż czy Helsińska Fundacja Praw Człowieka namawiają Polskę do podpisania konwencji. Cóż z tego, że przede wszystkim (98% według Hendicap Internatinal) giną od wybuchów bomb kasetowych cywile. Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski odpowiada w Radiu Zet: "Ja byłem bombardowany bombami kasetowymi, to nie jest aż tak uciążliwe, bo one mają mniejszą siłę rażenia". Kuriozalna wypowiedź (poczytaj tu wywiad z byłym saperem, rannym w wybuchu bomby kasetowej).

Etykiety: ,

3.12.08

Wszyscy pracownicy regionalnych rozgłośni Polskiego Radia i ośrodków TVP wylecą z pracy?

Rząd Donalda Tuska "szykuje rewolucję w mediach publicznych" - podaje TVN 24. Niby nic nowego. Tyle że TVN 24 publikuje jednocześnie najnowszy rządowy projekt nowej ustawy medialnej. I to już jest coś.

Znajdziemy w tym projekcie pomysł uprzednio formułowany przez Platformę Obywatelską - by połączyć regionalne radia publiczne z ośrodkami Telewizji Polskiej w jednolite spółki. Czyli w regionalne radiokomitety.

Taki manewr daje do ręki realizatorom tej śmiałej operacji jedno kapitalne narzędzie: można zwalniać. Wszystkich.

Mówi o tym art. 53, par. 1 wspomnianego projektu ustawy. Cytuję w całej rozciągłości:

"Stosunki pracy pracowników zatrudnionych do czasu wejścia w życie ustawy w oddziałach Telewizji Polskiej S.A. i w regionalnych spółkach radiofonii publicznej ustają z mocy prawa z upływem okresu 6 miesięcy od wpisania, właściwej dla danego regionu, spółki radiowo-telewizyjnej do rejestru przedsiębiorców chyba, że zatrudnienie tych pracowników w spółce radiowo-telewizyjnej nastąpi na nowych warunkach pozostawionych uzgodnieniom stron. Ustanie stosunku pracy jest równoznaczne z rozwiązaniem stosunku pracy wskutek wypowiedzenia umowy o pracę z przyczyn leżących po stronie pracodawcy".

Rzecz dotyczy bodaj kilku tysięcy osób w kraju. Oczywiście: wielu z dotychczasowych pracowników radia i telewizji w regionach będzie mogło przejść do nowych spółek. Ale kto przejdzie? Na jakich warunkach? O tym zdecyduje już "nowa władza medialna". Zapewne z pomocą związków zawodowych, bo to one będą stroną "uzgodnień stron", o którym mowa w przytoczonym powyżej paragrafie.

Inna rzecz, że zwalnianym pracownikom trzeba będzie wypłacić odprawy. Ile trzeba będzie przeznaczyć na to pieniędzy w skali całej Polski? To jedno z ciekawszych pytań, jakie warto zadać autorom projektu ustawy.

No i czy lewica poprze ten projekt? Co w zamian dostanie?

TVP 2 już bez imprez Gali i Vivy

Reakcja Zarządu TVP na wydarzenia związane z galą Gali i kwestią wyboru "najpiękniejszej pary" (Tomasz Raczek i Mariusz Szczygielski) jest ostra: w przyszłym roku w ramówce TVP 2 nie zobaczymy transmisji z tej imprezy. Po drodze dostało się też i magazynowi Viva oraz Tomaszowi Lisowi. O całym tym zgiełku możecie przeczytać tu.

Serwis Wirtualne Media cytuje Sławomira Siwka z Zarządu TVP:
Dwójka nie zgłosiła do realizacji koncertów we współpracy z pismami Viva i Gala. (...)...w umowach na tego typu imprezy z kontrahentami zewnętrznymi powinny się znajdować zapisy gwarantujące telewizji wpływ na stronę merytoryczną i organizacyjną tych przedsięwzięć.


Laury dla Tomasza Raczka i jego partnera Mariusza Szczygielskiego podziałały na Zarząd TVP jak płachta na przysłowiowego byka. Najwyraźniej publiczne odwoływanie homofobii w Polsce nie spotkało się z przychylnością władz państwowej spółki. Stąd kilka dni później homofobię w Polsce należało ponownie przywołać oficjalnie.
Jak już pisaliśmy: nie jesteśmy przekonani czy tego typu działania należą do dobrych posunięć. Impreza Gali nie była spontanicznym wydarzeniem, sposób transmisji wskazywał raczej na przewidywalność programu, znajomość scenariusza, wiedzę o osobach nagrodzonych. Żadnego zaskoczenia. Skąd więc to oburzenie post factum u przedstawicieli Zarządu TVP?

Ale to nie koniec.

Po tym jak wyszło na jaw, że ten sam Zarząd TVP chce "przebadać" kulisy kontraktów podpisanych z firmą Tomasza Lisa, doszło do innego "radosnego" incydentu. Otóż Tomasz Lis w czasie antenowym podjął dyskusję na "finansowe argumenty" z Sławomirem Siwkiem informując o zyskach jakie państwowej telewizji przynosi jego program oraz jaką ma oglądalność. Kolejny zgrzyt.

Telewizyjno-państwowa afera staje się za to przyczynkiem do żartów dla komercyjnych stacji. Wczoraj, podczas swojego show - Kuba Wojewódzki - powiedział, że do tej pory płacenie abonamentu telewizyjnego było głupotą, a po nagonce za "Róże Gali" dla Raczka i Szczygielskiego jest oburzające.
Hm, może w programie satyrycznym, ale jednak - po raz pierwszy komercyjna stacja TV wypuściła jednoznaczny komunikat: abonamentu płacić nie ma po co i za co.

Chyba nie takiej dyskusji o mediach publicznych wszyscy oczekiwali.

2.12.08

Jak zięć szefa dolnośląskiego PSL robił interesy

Od kilku miesięcy CBA badało kampanię wyborczą dolnośląskiego PSL. Wyniki są zaskakujące. Dziś zarzuty postawiono pracownikowi firmy parkieciarskiej z podwrocławskich Siedlakowic. Mężczyzna jest zięciem szefa dolnośląskiego PSL i wicemarszałka województwa Tadeusza Draba.

Jako pierwszy o sprawie napisał we wrześniu Jacek Harłukowicz z Gazety Wyborczej Wrocław. Ujawniał, że firma parkieciarska robiła kampanię PSL. Dzisiaj postawiono zarzuty zięciowi Tadeusza Draba. Chodzi o poświadczenie nieprawdy w dwóch fakturach dla osiągnięcia korzyści majątkowych. 18 października 2007 roku Sebastian Sz. wystawił fakturę na 20 tysięcy złotych dla Komitetu Wyborczego PSL za dystrybucję bilbordów i plakatów, organizację studia wyborczego oraz umieszczanie plakatów kandydatów PSL do Sejmu na samochodach. Mężczyzna stwierdził, że roznosił plakaty i ulotki po gminach oraz wywieszał reklamy na samochodach. Przyznał, że nie było bilbordów oraz studia wyborczego. Jeden ze świadków stwierdził dzisiaj, że roznosił z podejrzanym ulotki ale tylko przez kilka minut. Zdaniem prokuratury Sebastian Sz. nie wywiesił też plakatów na samochodach.

Drugi dotyczy drugiej faktury z 21 grudnia 2007 roku, tym razem opiewającej na około 25 tysięcy złotych. Trafiła ona do Fundacji Rozwoju w Warszawie. Firma Parkieciarska podjęła się remontu wrocławskiej siedziby PSL. Miała odnowić okna, futryny, grzejniki i parkiety. Tymczasem biegły wartość prac oszacował na 8 tys. zł. Na zdjęciach z jego ekspertyzy widać np. zdjęcia okien w fatalnym stanie.

Sam podejrzany nie przyznaje sie do zarzutów. Jego teść - Tadeusz Drab nie chciał dzisiaj komentować zarzutów. Powiedział mi, że ode mnie dowiedział się o zarzutach i jest mu niezręcznie mówić na ten temat. Odesłał mnie do pełnomocnika wyborczego PSL w Warszawie. Ten z kolei odmówił komentarzy i polecił pełnomocnika finansowego partii we Wrocławiu.
We wrześniu wicemarszałek województwa i szef dolnośląskiego PSL mówił Gazecie Wyborczej Wrocław o swojej znajomości z szefem firmy z Siedlakowic:
"To prawda, znamy się z Marianem, bo polujemy w jednym kole łowieckim. Pomogłem mu zainstalować się w Siedlakowicach, odstępując bezpłatnie pomieszczenia po starej stolarni. A w czasie kampanii rzeczywiście skorzystałem z pomocy jego firmy, bo mają samochody, które jeżdżą po całym województwie. Skorzystałem z ich oferty".

Czy PO rządzące w województwie będzie chciało by Tadeusz Drab, który zaznaczam nie usłyszał żadnych zarzutów, dalej był wicemarszałkiem województwa, a PSL by był szefem dolnośląskich struktur? Czas pokaże...


Etykiety: , , , , , , ,

1.12.08

Wielka inwestycja z polityką i śledztwem w tle

O tej inwestycji mówiła cała Polska. Koreański gigant wydał pod Wrocławiem kilkaset milionów euro. Władze regionu i rząd zrobiły wszystko co mogły by LG/Phillips zdecydował się na postawienie swoich fabryk na Dolnym Śląsku. Czy zarząd województwa dolnośląskiego przekroczył granice dozwolone prawem?

Umowę o inwestycji podpisano ponad dwa lata temu. Szybko postawiono fabryki i rozpoczęto produkcję. Tymczasem na Dolnym Śląsku zmienił się zarząd województwa. Marszałka Pawła Wróblewskiego z PiS zastąpił Andrzej Łoś z PO. Ówczesny dyrektor generalny Urzędu Marszałkowskiego Rafał Jurkowlaniec (obecnie wojewoda dolnośląski) 20 września 2007 roku złożył w prokuraturze zawiadomienie o przestępstwie. Chodziło o niedopełnienie obowiązków przez urzędników i zniszczenie dziewięciu umów podpisanych z LG i jego podwykonawcami. Dwa tygodnie później do prokuratury wpłynęło kolejne zawiadomienie o przestępstwie. Tym razem niedopełnienie obowiązków zawiadamiający zarzucają poprzedniemu zarządowi województwa. Chodziło o treść umów, a dokładniej umorzenia opłat za wyłączenie gruntów z produkcji rolnej, nie ujęcia w budżecie województwa na rok 2007 wydatków na modernizację i przebudowę rowów melioracyjnych oraz wydania publicznych pieniędzy na naprawę drogi powiatowej, która powinna była wcześniej być przekwalifikowana na drogę wojewódzką.

Skomplikowane prawda? Oczywiście niektóre szczegóły pominąłem. Zdaniem prokuratury w grę wchodzą miliony złotych, które mógł stracić zarząd województwa. Od czasu wszczęcia śledztwa minął już ponad rok. Czas więc na podsumowanie. Pierwszy wątek dotyczący zniszczenia dokumentów zostanie w najbliższych dniach umorzony z powodu niewykrycia przestępstwa. Część z nich zresztą się odnalazła. Zdaniem śledczych - zobowiązania finansowe związane z pracami na terenie gminy Kobierzyce (tam zlokalizowana jest koreańska inwestycja) nie mogły być pokrywane z budżetu województwa, a Kobierzyc. Dodatkowo ustalono, że opłaty za odrolnienie gruntu umorzono na 10 lat z góry, a powinno się decyzje w tej sprawie podejmować co roku. A co ciekawe umorzono opłaty za 196,9 hektara, a inwestycja zajmuje 158,5 h. Hmm.
Śledztwo jest przedłużone do 20 grudnia, ale już wiadomo, że na jego zakończenie w tym terminie nie ma szans. Prokuratura musi jeszcze ustalić jakie kwoty powinny wpływać do budżetu województwa za odrolnienie gruntów, przesłuchać trzeba jeszcze szereg urzędników, m.in. byłego marszałka Andrzeja Łosia. Śledczy muszą także ustalić czy ówczesny zarząd województwa podpisując umowy ws. inwestycji znał ich zapisy i czy wiedział, że nie może tych dokumentów podpisać.

Uff, zapowiada nam się śledztwo na wiele lat.
Ale na koniec zostawiłem smaczek polityczny. Bohaterowie tej historii najprawdopodobniej będą kolegami partyjnymi w stowarzyszeniu Polska XXI Rafała Dutkiewicza. Paweł Wróblewski, który odszedł z PiS jest teraz szefem Dolnego Śląska XXI, a Andrzej Łoś po odejściu z PO zamierza wstąpić do tego stowarzyszenia. To będzie chyba szorstka przyjaźń. Chociaż oficjalnie obaj panowie zapewniają, że nie mają do siebie pretensji, a Andrzej Łoś wręcz mówi, że Paweł Wróblewski za ewentualne nieprawidłowości nie odpowiada...

Etykiety: , , , , , , , , , , ,

Ćwiąkalski likwiduje wydziały do walki z przestępczością zorganizowaną?

Minister Zbigniew Ćwiąkalski zamierza zlikwidować biura do zwalczania przestępczości zorganizowanej Prokuratury Krajowej - alarmuje Nasz Dziennik. Szef resortu sprawiedliwości ma wprowadzić zmiany za pomocą rozporządzenia bo projekt ustawy o utknął w komisji sejmowej - pisze gazeta.

Nasz Dziennik nie jest dla mnie zbyt wiarygodnym źródłem, ale informacja wydała mi się naprawdę alarmująca. Kilka lat temu obserwowaliśmy wyprowadzanie tzw. pezetów z Prokuratur Okręgowych do Apelacyjnych, a później do Prokuratury Krajowej. Biur terenowych jest w Polsce 11-ście. Co prawda nie wydaje mi się by trafiali tam sami najlepsi prokuratorzy, opieram się na swoich obserwacjach tego co się dzieje we wrocławskim W11, ale każdemu zdarzają się wpadki. Wrocławskie pezety zajmują się m.in. sprawą korupcji w polskim futbolu, aferą łapówkarską przy egzaminach na prawo jazdy i przy sprzedaży państwowej ziemi. Samą korupcją w futbolu zajmuje się trzech prokuratorów i ponad dziesięciu policjantów i agentów CBA. Wszystko wydaje się być dobrze ułożone i sprawnie działać. Pozostaje pytanie po co to psuć? Oczywiście przejście pod Prokuratury Apelacyjne spowoduje, że dostęp do tajemnic ze śledztw będą miały kolejne osoby. Powstaje nowe źródło ewentualnych przecieków czy wykorzystywania informacji z postępowań do świata polityki. Śledczy z pezetów będą znowu podlegać przełożonym ze swoich regionów, a nie bezpośrednio Prokuraturze Krajowej, co dawało im niezależność od lokalnych układów. Ale oczywiście też powodowało to zagrożenie, że informacje będą wykorzystywane polityków rządzącej akurat opcji. Już sama obsada stanowisk szefów terenowych biur wzbudzała w przeszłości wiele wątpliwości.
Ciekawy jest jeszcze jeden aspekt. Jeżeli pezety zostaną podporządkowane ponownie Prokuraturom Apelacyjnym to co stanie się jeśli te, zgodnie z zapowiedziami niektórych polityków, zostaną zlikwidowane? Trafią ponownie do "okręgów"?

Etykiety: , , , ,