25.11.09

Agent Tomek we wrocławskim sądzie

Opowieści o agencie Tomku ciąg dalszy. I żeby nie było wątpliwości - nie ma ona na celu podważanie zasług i kompetencji pana Tomasza K. To tylko taka obyczajowa opowieść 8-)

Zawsze powtarzałem, że praca dziennikarza sądowego to głównie chodzenie po sądzie i oglądanie wokand, a tylko czasami pojawiają się fajerwerki. Tak jak na przykład dzisiaj. W spisie świadków starej sprawy samochodowej, w której oskarżała prokuratura z wrocławskiego Psiego Pola znalazł się m.in. Tomasz K. Oczywiście osób o takim samym imieniu i nazwisku może być sporo, ale nie przeszkodziło to, że w południe stawiłem się we wrocławskim sądzie czekając na rozwój sytuacji. Świadek ten nie umknął też czujnemu oku mojego dobrego kumpla z Gazety Wrocławskiej Marcina Rybaka (jego artykuł znajdziecie tutaj). Kilka minut po 12 sprawę wywołano. Podczas odczytywania stawiennictwa świadków po wymienieniu nazwiska K. nikt się nie zgłosił. Ale sędzia wyprosiła niemal wszystkich z sali na czas odczytywania danych osobowych świadka. Wszystko się stało jasne. To jednak "agent Tomek"! Żartować zaczęli sobie nawet oskarżeni - szybko zorientowali się o kogo chodzi! Po kilku minutach mogliśmy znowu wejść na salę. Przed barierką dla świadków stał ubrany w kominiarkę mężczyzna. Po dwóch stronach sali siedzieli identycznie ubrani, niemal identycznej postury mężczyźni. Swoją drogą ciekawe, że akurat dzisiaj jednego z oskarżonych doprowadziło sześciu uzbrojonych w długą broń antyterrorystów (zwykle nawet oskarżonych z tzw. N doprowadzają policjanci z sądówki).
Tomasz K. zeznawał krótko. Wydarzenia o których opowiadała dotyczyły jego pracy w policyjnej "samochodówce". Z zeznań złożonych w śledztwie wynikało, że podczas jednego z zatrzymań samochód jednego z oskarżonych próbował przejechać policjanta. Tomasz K. użył wtedy broni strzelając w powietrze.

Po złożeniu zeznań agenci CBA wyszli z sądu podziemnym korytarzem. Udało mi się ich zobaczyć jak wyjeżdżali dwoma samochodami na warszawskich tablicach rejestracyjnych. Jeden z nich (pan Tomasz?) nawet, co zabawne, metr ode mnie przesiadał się z busa do osobówki 8-)

Etykiety: , , ,

9.4.09

Skandal w Ministerstwie Sprawiedliwości!

O tym awansie mówiono we Wrocławiu od dawna. Kontrowersyjny prokurator Leszek Pruski został wicedyrektorem departamentu kadr Ministerstwa Sprawiedliwości. Dzisiaj wychodzą na jaw prymitywne kłamstwa jakich użyto w jego obronie!

W ostatnich latach o Leszku Pruskim we Wrocławiu było głośno. A to "Gazeta Wyborcza Wrocław" napisała, że uczestniczył w pijackiej imprezie podczas szkolenia zorganizowanego w Warszawie. Innym razem "Fakt" ujawnił, że ów prokurator po pijanemu awanturował się w centrum Wrocławia. Sam Pruski twierdził, że był po lekach, ale świadkowie mówili, że czuć było od niego alkohol. Sam też pisałem, że potrącił staruszkę.

Gdy z Marcinem Rybakiem z "Gazety Wrocławskiej" szykowaliśmy się do publikacji na ten temat szybszy okazał się "Dziennik". Gazeta opisała wspomniane wydarzenia i dodała jeszcze informacje o oskarżaniu opozycjonistów w czasie stanu wojennego. Oto fragmenty:
"Kariera Pruskiego ruszyła w stanie wojennym. To wtedy w trybie doraźnym oskarżał opozycjonistów z Dolnego Śląska. Chciał skazania Krzysztofa Mazurskiego, który protestował przeciwko internowaniu działaczy "Solidarności". W 1982 r. domagał się kary dla Mariana Muchy, w którego mieszkaniu spotykali się działacze "S".

Kilka godzin po ukazaniu się gazety w kioskach opublikowany został skandaliczny komunikat podpisany przez rzecznika prasowego Prokuratury Krajowej Katarzynę Szeskę. Czytamy w nim m.in.:

"Prokurator Leszek Pruski w stanie wojennym NIE oskarżał opozycjonistów z Dolnego Śląska. Przytoczone w artykule nazwiska działaczy nie są mu znane".

Dalej dementowane są kolejne informacje "Dziennika", zaś rzecznik Prokuratury Krajowej informuje, że Leszek Pruski rozważa możliwość wystąpienia na drogę sądową. Bardzo ciekawe.

W środę wieczorem jednak głos zabrał minister sprawiedliwości. Andrzej Czuma w Telewizji Puls powiedział m.in.:

"Chciałem sprawdzić rzecz u źródeł. (...) Potrzebowałem kilkudziesięciu godzin. Tym razem dziennikarz nie mylił się"
. I za depeszą PAP: minister przyznał, że Pruski "oskarżał Krzysztofa Mazurskiego i Muchę". Pytany, czy Pruski nie powinien pracować w resorcie, powiedział: "absolutnie tak". Dopytywany, czy będzie zdymisjonowany, odparł: "kiedy to uczynię, powiadomię pana, ale domyśla się pan, jaka będzie moja decyzja". Minister dodał, że po publikacji dziennika ukazało się - na stronie resortu - sprostowanie pośpiesznie napisane przez Leszka Pruskiego.

A weryfikacja danych Dziennika nie była trudna. Zajmuje 5 minut w internecie. W wyszukiwarce wpisujemy nazwisko Pruskiego i pojawiają się dwa odnośniki dotyczące procesów: Mariana Muchy i Krzysztofa Mazurskiego. I wszystko jasne!

Ciekawe czy zdymisjonowana zostanie rzecznik Prokuratury Krajowej, która podpisała komunikat oraz sam szef Prokuratury Krajowej Edward Zalewski (pisałem o nim tutaj), który miał stać za awansem Pruskiego.

I jeszcze jedno. W środowisku wrocławskich prokuratorów słychać o Leszku Pruskim od wielu lat niemal tylko złe opinie. Skandalem, zdaniem wielu śledczych, była już sama jego nominacja, a wielu pytało o te kompetencje, którymi rzekomo miał się wyróżniać.

Teraz okazuje się, że po artykule w "Dzienniku" napisał kłamliwe sprostowanie. Dziennikarze na pewno będą sprawdzać jeszcze wszystkie niuanse zdarzeń na Placu Solnym we Wrocławiu - gdzie prokurator Pruski po pijaku miał wyzywać patrol policji i straży miejskiej oraz grozić zwolnieniami - jak też sprawę potrącenia staruszki i pijackiej imprezy podczas szkolenia...

Wrocławską prokuraturą od kilkunastu miesięcy wstrząsają skandale. Zatrzymywani są pod zarzutem korupcji prokuratorzy. Duże śledztwo wszczęte po doniesieniach Radia Wrocław i "Gazety Wyborczej" prowadzi Prokuratura Apelacyjna w Lublinie. Zarzuty postawiono już czterem śledczym. Głośno też było o rzekomych naciskach na prokurator Kalecińską przez jej przełożonych (pisałem o tym tutaj). Teraz doszło do kolejnego skandalu, jak na razie obyczajowego. Co przyniosą nam kolejne dni?

Etykiety: , , , , , , , , , ,

28.3.09

Naciski na wrocławskich prokuratorów w TVN Uwaga

Kilka tygodni temu pisałem o sprawie wrocławskich prokuratorów Kalecińskich, którzy złożyli zawiadomienie o przestępstwie na swoich przełożonych. Dzisiaj sprawą zajęła się TVN Uwaga. Co prawda reportaż nie wnosi nic nowego do sprawy, ale myślę, że warto go zobaczyć bo sprawa budzi bardzo wiele emocji. Z nowych rzeczy wiemy już, że poznańska prokuratura wszczęła śledztwo.
Ciekawe czy tym razem wypowie się prokurator krajowy lub minister sprawiedliwości. Kiedy pisaliśmy o tym w styczniu z Marcinem Rybakiem z Gazety Wrocławskiej pełniący wówczas te funkcje (Staszak i Ćwiąkalski) nie zamierzali się wypowiadać...

p/s dwa dni po emisji materiału w TVN24 (czyli w poniedziałek) Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu wydała oświadczenie w tej sprawie. Do najpoważniejszych zarzutów dotyczących rzekomych nacisków jednak się nie odniosła. Mało wiarygodne jest także stwierdzenie, że prokurator Kalecińska sama poprosiła o degradację...

Etykiety: , , , , , , ,

24.2.09

Adam Szynol: Kryzysowy listek figowy

Specjalnie dla 5W komentarz medioznawcy z Uniwersytetu Wrocławskiego. Doktor Adam Szynol pisze o likwidacji przez Polskapresse połowy swoich regionalnych oddziałów.

Bez cienia satysfakcji przeczytałem informację o tym, że Polskapresse likwiduje połowę regionalnych wydań gazety "Polska The Times". Choć od początku, czyli od 15. października 2007 roku, nie wróżyłem temu projektowi sukcesu, to jednak zapowiedź redukcji tytułów prasowych i zwolnień wśród dziennikarzy zawsze przyjmuję ze smutkiem i ubolewaniem. O tym, że projekt ogólnopolskiej gazety, opartej głównie na sześciu silnych gazetach regionalnych (okrzepłych na rynku), kupionym "Kurierze Lubelskim" i jedenastu utworzonych ad-hoc minigazetkach, nie wypalił, wiadomo było już jesienią ubiegłego roku, kiedy słowo "kryzys" nie rozpoczynało jeszcze większości dzienników telewizyjnych. We wrześniu 2008 r. zwolniono z Polskapresse jednego z głównych pomysłodawców "Polski" - Tomasza Wróblewskiego, wiceprezesa koncernu. Było więc jasne, że projekt albo trzeba będzie zawiesić, albo mocno zmodyfikować.

Cyfry są bezlitosne
Kolejnym argumentem, z którym trudno polemizować, są dane sprzedaży "Polski", zwłaszcza w tych regionach, gdzie Passauer był wcześniej nieobecny i gdzie najczęściej sporym powodzeniem cieszą się dzienniki konkurencyjnej spółki - Media Regionalne (skupiającej byłe tytuły Orkli). Gdy przyjrzymy się tym danym z uzupełnieniem wielkości nakładów (podaję za ZKDP), sprawa
wyda się oczywista. Projekt w obecnym kształcie nie przetrwałby nawet w czasach prosperity! W grudniu 2008 roku "Polska Gazeta Opolska" sprzedała 1756 egzemplarzy (przy nakładzie 8623!), "Polska Lubuskie" 1265 (nakład 4174), "Polska Rzeszów" 1236 (3242), "Polska Kujawy" 1231 (3348), "Polska Szczecin" 1003 (2991), "Polska Kielce" 821 (2306), "Polska Białystok" 690 (2104), "Polska Olsztyn" 622 (1982), a "Polska Koszalin" zaledwie 552 sprzedane egzemplarze (przy nakładzie 1875). Nakład był więc od 2,6 do 4,9 razy większy niż sprzedaż. Żaden wydawca nie jest w stanie utrzymać takiej produkcji makulatury na dłuższą metę.

Chybiony cel
Kiedy Polskapresse wprowadzała "Polskę" na rynek zapowiadano, że walczyć będzie przede wszystkim z "Gazetą Wyborczą" i jej lokalnymi dodatkami. Sukcesem miała być łączna sprzedaż wszystkich 18 tytułów wyższa choćby o jeden egzemplarz od wyniku "Wyborczej". I może raz czy dwa ta sztuka się powiodła. Ale po zakończeniu kampanii reklamowej i wykorzystaniu efektu nowości, sprzedaż spadła i co gorsza miało to charakter stałego trendu.
Rywalizacja z Agorą była, moim zdaniem, porywaniem się z motyką na słońce. Mając silną reprezentację tylko w sześciu regionach, nie można było liczyć na to, że media planerzy potraktują "Polskę" jako równoprawnego gracza na rynku reklamy z "Gazetą Wyborczą". Dla czytelnika niejasnym było przesłanie kampanii, w której "myślisz globalnie, żyjesz lokalnie". Co więcej, pozyskanie do współpracy marki "The Times" też chyba było czynione bardziej
z myślą o reklamodawcach niż czytelnikach. Wreszcie, niełatwym jest wejście na rynek w regionach, gdzie od kilkudziesięciu lat istnieją regionalne tytuły prasowe, przejęte w latach 90-tych przez Orklę, a w 2006 roku przez Mecom, w imieniu którego zarządzają nimi Media Regionalne (np. "Gazeta Lubuska", "Nowa Trybuna Opolska", czy "Gazeta Olsztyńska").

Wyjść z twarzą, ale bez klasy
Na odsiecz zarządowi Polskapresse przyszedł ... kryzys. Wcale nie żartuję. Skoro od pół roku istniała konieczność zamknięcia części najsłabszych tytułów "Polski", to znakomitą okazją do tego jest panujący obecnie kryzys. W powodzi informacji o zamykanych przedsiębiorstwach, zwalnianych pracownikach w niemal wszystkich branżach, zapowiedź Polskapresse wydaje się
czymś normalnym. Dzięki temu nikt z szefów Polskapresse nie poczuwa się do odpowiedzialności podobnej do tej, którą poniósł Tomasz Wróblewski. Dla środowiska dziennikarskiego jest to bardzo zły sygnał, który świadczy o braku klasy wśród zarządzających koncernem.

Nadzieja w internecie, płonna
Z zapowiedzi Polskapresse wynika, że likwidowane tytuły będą się ukazywać w internecie. Jak jednak pogodzić to z faktem, że będą zwolnienia wśród dziennikarzy. To kto będzie redagował artykuły zamiast nich? Nie mam złudzeń, że najczęściej będzie to działalność nie dziennikarska, lecz edytorska, polegająca na przeredagowaniu informacji pozyskanych z innych źródeł, np. tygodników lokalnych, stron internetowych regionalnych rozgłośni radiowych czy telewizyjnych. Może też zdarzyć się, że o tym, co dzieje się w danym regionie pisać będą - a i owszem dziennikarze, ale ... w Warszawie.

Przyszłość - stare po nowemu
Po zrealizowaniu zapowiadanych oszczędności Polskapresse zapewne wróci na z góry upatrzone pozycje, czyli do wzmocnienia dzienników regionalnych istniejących od lat. Dlatego na razie nie obawiałbym się o los "Gazety Wrocławskiej". Obecna kiepska sytuacja gospodarcza nie pozwoli na razie na spektakularne kampanie w regionach, ale gdy tylko odbijemy się od giełdowego dna, takie działania będą możliwe i niezbędne. W szczególności dlatego, że czytelnictwo prasy będzie się stale osłabiać. Koniecznym jest zatem już dziś łączenie wydań drukowanych z silną reprezentacją w internecie, bądź też próba pozyskania czytelnika w niekonwencjonalny sposób, jak czynią to np. Media Regionalne poprzez multimedialne wiaty przystankowe. Dzięki temu część ich tytułów nie odnotowuje tak znaczących spadków jak dzienniki Polskapresse. Może nadszedł czas, aby zmiany w Polskapresse zacząć nie od
regionów, ale od centrali.

dr Adam Szynol

Etykiety: , , , , , , , , ,

31.10.08

Czy urzędnik ujawniał tajne informacje o inwestycjach?

Czy wrocławski urzędnik zdradzał plany inwestycyjne Wrocławia architektowi, który później został oskarżony o płatną protekcję? Takie zaskakujące informacje można znaleźć w wyjaśnieniach ze śledztwa Dariusza D. - szefa wrocławskiego oddziału Stowarzyszenia Architektów RP (SARP).

Chodzi o Grzegorza Romana – jeszcze rok temu szefa departamentu architektury w Urzędzie Miejskim we Wrocławiu, a teraz członka zarządu województwa dolnośląskiego. Miał on przekazać znajomemu informację o planowanej dużej inwestycji mieszkaniowej na północy Wrocławia. Ta informacja miała być tajna i Roman prosił swojego rozmówcę (z którym spotkał się poza urzędem w restauracji na wrocławskim Rynku) o dyskrecję bo mogliby z niej skorzystać inwestorzy wykupując działki sąsiadujące z gruntami gdzie miało stanąć osiedle. Tak przynajmniej wynika z tego co zeznawał Dariusz D. w Prokuraturze Krajowej we Wrocławiu.
Teraz urzędnik mówi, że to nie była poufna informacja. A sam architekt oskarżony jest o to, że powołując się na wpływy w magistracie miał obiecywać załatwienie przekształcenia gruntów z gospodarczych na mieszkaniowe. Właścicielowi 8,5 hektarowej działki mówił, że urzędnicy chcą za to aż 3 miliony złotych łapówki. On wraz z kolegą mieli zarobić kolejne 2 miliony za załatwienie sprawy. Trwa ustalanie czy rzeczywiście pracownicy Urzędu Miejskiego chcieli łapówki. Oczywiście sprawa ujawnienia informacji o inwestycji ma jedynie charakter etyczny a nie karny. Prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz nie chciał komentować tych wiadomości. Stwierdził, że wyjaśnienia osób oskarżonych nie są tego warte.

O sprawie czytajcie też na portalu Radia Wrocław.
i w Gazecie Wrocławskiej.


Etykiety: , , , , , ,