25.11.09

Agent Tomek we wrocławskim sądzie

Opowieści o agencie Tomku ciąg dalszy. I żeby nie było wątpliwości - nie ma ona na celu podważanie zasług i kompetencji pana Tomasza K. To tylko taka obyczajowa opowieść 8-)

Zawsze powtarzałem, że praca dziennikarza sądowego to głównie chodzenie po sądzie i oglądanie wokand, a tylko czasami pojawiają się fajerwerki. Tak jak na przykład dzisiaj. W spisie świadków starej sprawy samochodowej, w której oskarżała prokuratura z wrocławskiego Psiego Pola znalazł się m.in. Tomasz K. Oczywiście osób o takim samym imieniu i nazwisku może być sporo, ale nie przeszkodziło to, że w południe stawiłem się we wrocławskim sądzie czekając na rozwój sytuacji. Świadek ten nie umknął też czujnemu oku mojego dobrego kumpla z Gazety Wrocławskiej Marcina Rybaka (jego artykuł znajdziecie tutaj). Kilka minut po 12 sprawę wywołano. Podczas odczytywania stawiennictwa świadków po wymienieniu nazwiska K. nikt się nie zgłosił. Ale sędzia wyprosiła niemal wszystkich z sali na czas odczytywania danych osobowych świadka. Wszystko się stało jasne. To jednak "agent Tomek"! Żartować zaczęli sobie nawet oskarżeni - szybko zorientowali się o kogo chodzi! Po kilku minutach mogliśmy znowu wejść na salę. Przed barierką dla świadków stał ubrany w kominiarkę mężczyzna. Po dwóch stronach sali siedzieli identycznie ubrani, niemal identycznej postury mężczyźni. Swoją drogą ciekawe, że akurat dzisiaj jednego z oskarżonych doprowadziło sześciu uzbrojonych w długą broń antyterrorystów (zwykle nawet oskarżonych z tzw. N doprowadzają policjanci z sądówki).
Tomasz K. zeznawał krótko. Wydarzenia o których opowiadała dotyczyły jego pracy w policyjnej "samochodówce". Z zeznań złożonych w śledztwie wynikało, że podczas jednego z zatrzymań samochód jednego z oskarżonych próbował przejechać policjanta. Tomasz K. użył wtedy broni strzelając w powietrze.

Po złożeniu zeznań agenci CBA wyszli z sądu podziemnym korytarzem. Udało mi się ich zobaczyć jak wyjeżdżali dwoma samochodami na warszawskich tablicach rejestracyjnych. Jeden z nich (pan Tomasz?) nawet, co zabawne, metr ode mnie przesiadał się z busa do osobówki 8-)

Etykiety: , , ,

18.10.09

Marcin Rybak: Przewodnik po aferze podsłuchowej

Od soboty wiele się mówi o podsłuchiwaniu dziennikarzy przez ABW. Piąta Władza o komentarz na ten temat poprosiła wrocławskiego dziennikarza śledczego Marcina Rybaka (tu czytaj jego blog). Oto jego tekst:

W skrócie mówiąc było więc oto tak: prokuratura w Warszawie prowadziła śledztwo przeciwko dziennikarzowi Wojciechowi Sumlińskiemu (5W pisała o tym tutaj). Zarzuciła mu korupcję przy weryfikacji żołnierzy Wojskowych Służb Informacyjnych. W śledztwie tym założono dziennikarzowi podsłuch. W sobotnim komunikacje ABW czytamy:

"W przedmiotowym śledztwie, prowadzonym od grudnia 2007 roku w sprawie korupcji przy weryfikacji żołnierzy WSI, przedstawiono zarzuty korupcyjne dziennikarzowi Wojciechowi S. i byłemu żołnierzowi WSI Aleksandrowi L. Część czynności w tym śledztwie, nadzorowanym przez Prokuraturę Apelacyjną w Warszawie, wykonywała ABW. W rozpoznaniu zjawiska korupcji przy weryfikacji WSI stosowane były różne, przewidziane prawem działania, m.in. przeszukania, przesłuchania, kontrola operacyjna, zatrzymania oraz podsłuch procesowy w trybie art. 237 kpk."

W "trybie art 237 kodeksu postępowania karnego" nagrano rozmowy Sumlińskiego z dziennikarzem "Rzeczpospolitej" Cezarym Gmyzem i Bogdanem Rymanowskim z TVN 24. Jak doniosły w sobotę "Polska The Times" i "Rzeczpospolita" rozmowy te dotyczyły próby samobójczej Sumlińskiego. Jego koledzy dziennikarze robili wszystko co można żeby odwieść go od tego zamiaru.

Tajemniczy artykuł 237 kodeksu postępowania karnego brzmi oto tak:
Art. 237. § 1. Po wszczęciu postępowania sąd na wniosek prokuratora może zarządzić kontrolę i utrwalanie treści rozmów telefonicznych w celu wykrycia i uzyskania dowodów dla toczącego się postępowania lub zapobieżenia popełnieniu nowego przestępstwa. § 2. W wypadkach nie cierpiących zwłoki kontrolę i utrwalanie rozmów telefonicznych może zarządzić prokurator, który jednak obowiązany jest uzyskać w ciągu 5 dni zatwierdzenie postanowienia przez sąd. § 3. Kontrola i utrwalanie treści rozmów telefonicznych są dopuszczalne tylko wtedy, gdy toczące się postępowanie lub uzasadniona obawa popełnienia nowego przestępstwa dotyczy:
1) zabójstwa,
2) narażenia na niebezpieczeństwo powszechne lub sprowadzenia katastrofy,

3) handlu ludźmi,
4) uprowadzenia osoby,

5) wymuszania okupu,
6) uprowadzenia statku powietrznego lub wodnego,

7) rozboju lub kradzieży rozbójniczej,
8) zamachu na niepodległość lub integralność państwa,
9) zamachu na konstytucyjny ustrój państwa lub jego naczelne organy, albo
na jednostkę Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej,
10) szpiegostwa lub ujawnienia tajemnicy państwowej,

11) gromadzenia broni, materiałów wybuchowych lub radioaktywnych,
12) fałszowania pieniędzy,

13) handlu narkotykami,

14) zorganizowanej grupy przestępczej,

15) mienia znacznej wartości,

16) użycia przemocy lub groźby bezprawnej w związku z postępowaniem
karnym.
§ 4. Kontrola i utrwalanie treści rozmów telefonicznych są
dopuszczalne w stosunku do osoby podejrzanej, oskarżonego oraz w stosunku do pokrzywdzonego lub innej osoby, z którą może się kontaktować oskarżony albo która może mieć związek ze sprawcą lub z grożącym przestępstwem.
§ 5.
Urzędy, instytucje oraz podmioty prowadzące działalność w dziedzinie poczty lub działalność telekomunikacyjną obowiązane są umożliwić wykonanie postanowienia sądu lub prokuratora w zakresie przeprowadzenia kontroli rozmów telefonicznych oraz zapewnić rejestrowanie faktu przeprowadzenia takiej kontroli. § 6. Prawo odtwarzania zapisów ma sąd lub prokurator, a w wypadkach nie cierpiących zwłoki, za zgodą sądu lub prokuratora, także Policja. § 7. Prawo zapoznawania się z rejestrem przeprowadzonych kontroli rozmów telefonicznych ma sąd, a w postępowaniu przygotowawczym - prokurator.

Zwróciliście - SZANOWNI CZYTELNICY - uwagę na paragraf 3? Podsłuch jest możliwy "tylko wtedy" - powiada ustawa - gdy podejrzenie dotyczy jednego z 16 przestępstw. Stawiam flaszkę napoju bezalkoholowego (pula nagród 3,5 zł.) każdemu kto znajdzie wśród tych punktów korupcję.

Dziękuję!

Czyżby więc podsłuch założono Sumlińskiemu kompletnie, ale to zupełnie bezprawnie? Nie rozpędzajmy się. Punkt 16 paragrafu 3 jest dość pojemny. W połączeniu z paragrafem 1 oznacza tyle, że Sumlińskiemu mogliśmy założyć podsłuch, bo chcieliśmy zapobiec, by redaktor nie próbował groźbami lub przemocą wpływać na śledztwo. Być może prokuratura kombinowała coś jeszcze z pkt 10, czyli ujawnieniem tajemnicy państwowej.

Jedno jest ważne. Podsłuchiwany był Wojciech Sumliński tylko w konkretnym śledztwie i TYLKO w związku z podejrzeniem popełnienia konkretnych przestępstw. Załóżmy więc, że z nagrań wynikałoby jednoznacznie i bezspornie, że:
- redaktor prowadził auto po pijanemu
- któryś z jego rozmówców prowadził auto po pijanemu
- redaktor włamał się do kiosku i zabrał z niego papierosy warte 251 złotych (od 250 złotych jest przestępstwo, do 250 tylko wykroczenie).

Prokuratura byłaby szczęśliwa, bo mogłaby oskarżyć Sumlińskiego dodatkowo o włam do kiosku i jazdę furą na bańce? A na dodatek trafiłaby jeszcze jednego pijanego kierowcę - dajmy na to gwiazdę TVN 24, albo dziennikarza śledczego "Rzeczpospolitej"!!! Albo choćby i niżej podpisanego Rybaka Marcina, gdyby się nagrał jak kompletnie nagrzany (jak prom kosmiczny, szafa, sztucer, albo czołg, albo wszystkie razem) jedzie swoim daewoo tico na tajne spotkanie z Sumlińskim!!!

Guzik tam. W każdym razie to nie jest takie całkiem proste. Sąd Najwyższy w swoich wyrokach o podsłuchach powiada, że mogą one być dowodem tylko przeciwko osobie, która była objęta zgodą na podsłuch. Dowód z podsłuchu może być dowodem TYLKO jeśli dotyczy jednego z przestępstw, które ujawniać można przy pomocy podsłuchów. Nie wszyscy i nie zawsze zgadzają się z takim stawianiem sprawy, ale zgadza się zdecydowana większość. Często bywa, że człowiek się nagrał jak popełnia przestępstwo, ale nie takie jak trzeba i nie można podsłuchu wykorzystać jako dowodu. W taki na przykład sposób uniewinniony został pewien pracownik naukowy Uniwersytetu Wrocławskiego. Nagrał się jak oferuje załatwienie za łapówkę zdania egzaminów studentom. Ale podsłuch był nie taki jak trzeba i sąd uznał, że doktor R. jest niewinny jak niemowlę.

W tym miejscu zacytujmy jeden z owych wyroków Sądu Najwyższego. Obiecuję, że to już ostatni (no może przedostatni) bardziej fachowy kawałek w tym tekściku:

WYROK Z DNIA 3 GRUDNIA 2008 R. V KK 195/08 (...) 2. Postanowienie o zarządzeniu kontroli rozmów telefonicznych powinno określać w jakim postępowaniu jest ona zarządzana, a więc co do podejrzenia jakiego przestępstwa lub jakich przestępstw z katalogu wskazanego w art. 237 § 3 k.p.k., będącego przedmiotem tego postępowania, stosuje się ją, a także osobę, której kontrola ta dotyczy oraz nośnik informacji, który obejmuje; jeżeli na danym etapie postępowania nie można, w tym i ze względów technicznych, określić tej osoby imiennie, to należy wskazać ją jako dysponenta określonego urządzenia służącego do komunikacji osobistej. Gdy następnie w toku postępowania pojawi się potrzeba objęcia kontrolą rozmów także innych osób niż wskazane w postanowieniu albo innych nośników informacji, którymi dysponują osoby objęte uprzednim postanowieniem, należy wystąpić do sądu o poszerzenie zakresu kontroli. To samo dotyczy sytuacji, gdy z uwagi na zakres prowadzonego postępowania należałoby ją zarządzić także w związku z innymi przestępstwami należącymi do katalogu określonego w art. 237 § 3 k.p.k., objętymi tym postępowaniem, których nie dotyczy poprzednie postanowienie o kontroli i utrwalaniu rozmów. Jeżeli konieczności takie pojawią się w toku prowadzonej już kontroli, a zachodzi wypadek niecierpiący zwłoki, postanowienie o kontroli rozmów może wydać prokurator, występując w terminie 3 dni do sądu o jego zatwierdzenie. Jest to wówczas kontrola legalna, tyle że warunkowo, a więc tylko wtedy, jeżeli będzie następnie zatwierdzona przez sąd. (...)

Krótko mówiąc podsłuch dotyczyć może:
- konkretnej sprawy, konkretnego przestępstwa (przestępstw) i konkretnego człowieka. Jak z podsłuchu wychodzi, że jest jeszcze inny przestępca albo inne przestępstwa to musi być dodatkowa zgoda sądu. Inaczej stenogramy będą nielegalne i nie będą dowodem w sprawie.

Tymczasem stenogramy z podsłuchów Sumlińskiego wykorzystane zostały w sprawie cywilnej. W procesie, jaki zastępca szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego wytoczył red. Cezaremu Gmyzowi i "Rzeczpospolitej" za zniesławiający go tekst. Gmyz napisał coś, co podpułkownika Jacka Mąkę mocno obraziło i podpułkownik wytoczył redaktorowi proces o ochronę dóbr osobistych. Pełnomocnik podpułkownika poprosił prokuraturę o udostępnienie fragmentów materiałów ze sprawy karnej Wojciecha Sumlińskiego. Od prokuratury je dostał i przekazał je sądowi cywilnemu. A sąd dowód ów do akt swoich przyjął.

Drogi Czytelniku!
Wróć teraz do artykułu 237 paragraf 3 i poszukaj gdzieś tam "ochrony dóbr osobistych" jako podstawy do zakładania podsłuchów. Jeśli znajdziesz to pojadę po bandzie, podwoję nagrodę i postawię Ci flaszkę za całe 7 złotych!!!

Mamy więc Sumlińskiego podsłuchiwanego bo niby był zamieszany w jakieś przestępstwo i stenogramy z tych podsłuchów wykorzystane w sprawie cywilnej. I to w sprawie nie przeciwko Sumlińskiemu, a zupełnie innej osobie.

Wyobraźmy sobie, że do Sumlińskiego dzwoni jakiś kolega (dziennikarz, taksówkarz, motorniczy wszystko jedno) i skarży mu się, że ma kłopoty rodzinne, związek mu się rozsypuje i w ogóle, że żona go zdradza. I, że ją nakrył w sytuacji niedwuznacznej z jakimś typem i że mało mu nie przyłożył. No więc czy ten koleś mógłby poprosić o stenogram z tej rozmowy żeby go wykorzystać do sprawy rozwodowej? Musiałby zrobić to samo, co podpułkownik Mąka, czyli poprosić prokuraturę. Ciekawe tylko skąd by wiedział o tym, że w ogóle podsłuch taki jest i w którym tomie akt i na których kartach się znajduje? No bo załóżmy, że Sumliński by mu o tym nie powiedział, bo i po co? Już sobie wyobrażam jak poważnie prokuratura podchodzi do takiego wniosku. I jak wyraża zgodę na przesłanie podsłuchów Sumlińskiego do sprawy rozwodowej jakiegoś kolesia.

A to jest przecież zupełnie taka sama sytuacja jak z podpułkownikiem Mąką i wystąpieniem o podsłuchy Sumlińskiego do sprawy przeciwko Gmyzowi. Między nim a tamtym kolesiem jest tylko jedna różnica. Podpułkownik wiedział, że owe podsłuchy są, bo jest wiceszefem ABW, a ABW prowadzi śledztwo. Zaś hipotetyczny koleś Sumlińskiego to zwykły cywil i na takich klockach jak podsłuchy, śledztwa i sprawy karne to się nie zna.

A mówią, że prawo jest równe dla wszystkich. Co nie?

Ale wyobraźmy sobie teraz, że o rozwód wystąpiła żona tego kolesia bo to w ogóle jest leń, pijak i wałkoń. A ona znalazła sobie młodszego i przystojniejszego. I że ten nowy jest oficerem ABW. I przypadkowo (albo i nieprzypadkowo) wie, że w sprawie Sumlińskiego jest jakieś nagranie, które do sprawy rozwodowej pasowałoby jak ulał. I wyobraźmy sobie, że oficer mówi (nieco krępuję się napisać, że ZDRADZA) swojej lubej o tym nagraniu. I mówi (tam wiadomo krępuję się) że chodzi o Sumlińskiego i że jest podsłuch i co tam się nagrało.

Wiecie co by się stało gdyby szefowie tego oficera dowiedzieli się o takim numerze? Co by mu z czego powyrywali? Nie nie!!! Wcale nie to, co myślicie z tego czegoś, co się Wam wydaje. Byłoby to coś znacznie gorszego, z czegoś zdecydowanie bardziej wyrafinowanego. Pinio ma bloga o horrorach, ale szczegółowy opis tego, co oni zrobiliby z tym oficerem to się nawet na tego bloga nie nadaje.

Problem w tym, że to wszystko nie jest wcale takie proste. Bo prawnicy - a choćby i poseł, mecenas Ryszard Kalisz z SLD - powiadają, że podpułkownik Mąka prawa nie złamał. Bo prawo przewiduje możliwość udostępnienia materiałów ze sprawy karnej w sprawie cywilnej. Rzecz jasna za zgodą prokuratury. A prokuratura mogłaby uznać, że w sprawie pułkownika Mąki podsłuchy się należą a w sprawie kolesia od rozwodu nie. Bo sprawa Mąki jest ważniejsza a kolesia nie. I koleś mógłby śledczym nagwizdać (albo nadmuchać co najwyżej).

Rzecz w tym, że osobiście nie spotkałem się nigdy z taką sprawą żeby podsłuchy były wykorzystywane już nie tylko do innej sprawy karnej niż była na nie zgoda, ale i do innej sprawy cywilnej. Bo czy to nie jest jakaś paranoja, ze bez dodatkowej zgody sądu prokuratura nie mogłaby na podstawie tych podsłuchów oskarżyć Sumlińskiego o dowolne inne przestępstwo a może je - bez jakiejkolwiek sądowej kontroli - przekazywać do sprawy cywilnej. Obawiam się, że takiej sprawy jeszcze w Polsce nie było. I, że znowu Sąd Najwyższy będzie musiał rzecz całą ocenić i napisać czy tak wolno robić czy nie.

Ja tam Sądem Najwyższym nie jestem, tylko prostym dziennikarzem. Ale mnie się to wszystko kompletnie, ale to kompletnie nie podoba.

Pozdrawy
Marcin Rybak Polska Gazeta Wrocławska

Wpis Marcina ukazał się też na jego blogu.

Etykiety: , , , , , , ,

16.7.09

Nazistowskie pamiątki w polskim sklepie internetowym

Niemcy założyli sobie sklepik z nazistowskimi pamiątkami na polskim portalu. O portalu catalogue.lap.pl napisał jakiś czas temu jako pierwszy Marcin Rybak z Polski Gazety Wrocławskiej.
Od tego czasu czekałem na rozwój wydarzeń. Czy ktoś będzie interweniował i sklepik zniknie z sieci. Można w nim kupić na przykład sztandary ze swastykami, złoty posążek Adolfa Hitlera (na zdjęciu), a także medale, odznaczenia, mundury, noże itd. Wiadomo, że klientami sklepiku są Niemcy bo w ich kraju sprzedaż nazipamiątek (ale i ich posiadanie) jest zabronione. A w Polsce nie. Niedawno prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie produkcji tego typu pamiątek we Wrocławiu (czytaj tutaj). Ale podczas śledztwa ABW wpadła na trop sklepiku. To właśnie od wrocławskiego producenta pochodziła część wystawianych tam towarów. Sprawą natychmiast zainteresowały się niemieckie organa ścigania. Ale efektów ich pracy jeszcze nie widać.

Tymczasem Sejm pracuje nad wprowadzaniem zakazu produkcji i sprzedaży w Polsce tego typu materiałów. Projekt przygotowała była wiceminister sprawiedliwości Beata Kempa. Ciekawe jak na to zareagują miłośnicy militarów, zbieracze pamiątek i historycy.

Etykiety: , , , , , , ,

9.4.09

Skandal w Ministerstwie Sprawiedliwości!

O tym awansie mówiono we Wrocławiu od dawna. Kontrowersyjny prokurator Leszek Pruski został wicedyrektorem departamentu kadr Ministerstwa Sprawiedliwości. Dzisiaj wychodzą na jaw prymitywne kłamstwa jakich użyto w jego obronie!

W ostatnich latach o Leszku Pruskim we Wrocławiu było głośno. A to "Gazeta Wyborcza Wrocław" napisała, że uczestniczył w pijackiej imprezie podczas szkolenia zorganizowanego w Warszawie. Innym razem "Fakt" ujawnił, że ów prokurator po pijanemu awanturował się w centrum Wrocławia. Sam Pruski twierdził, że był po lekach, ale świadkowie mówili, że czuć było od niego alkohol. Sam też pisałem, że potrącił staruszkę.

Gdy z Marcinem Rybakiem z "Gazety Wrocławskiej" szykowaliśmy się do publikacji na ten temat szybszy okazał się "Dziennik". Gazeta opisała wspomniane wydarzenia i dodała jeszcze informacje o oskarżaniu opozycjonistów w czasie stanu wojennego. Oto fragmenty:
"Kariera Pruskiego ruszyła w stanie wojennym. To wtedy w trybie doraźnym oskarżał opozycjonistów z Dolnego Śląska. Chciał skazania Krzysztofa Mazurskiego, który protestował przeciwko internowaniu działaczy "Solidarności". W 1982 r. domagał się kary dla Mariana Muchy, w którego mieszkaniu spotykali się działacze "S".

Kilka godzin po ukazaniu się gazety w kioskach opublikowany został skandaliczny komunikat podpisany przez rzecznika prasowego Prokuratury Krajowej Katarzynę Szeskę. Czytamy w nim m.in.:

"Prokurator Leszek Pruski w stanie wojennym NIE oskarżał opozycjonistów z Dolnego Śląska. Przytoczone w artykule nazwiska działaczy nie są mu znane".

Dalej dementowane są kolejne informacje "Dziennika", zaś rzecznik Prokuratury Krajowej informuje, że Leszek Pruski rozważa możliwość wystąpienia na drogę sądową. Bardzo ciekawe.

W środę wieczorem jednak głos zabrał minister sprawiedliwości. Andrzej Czuma w Telewizji Puls powiedział m.in.:

"Chciałem sprawdzić rzecz u źródeł. (...) Potrzebowałem kilkudziesięciu godzin. Tym razem dziennikarz nie mylił się"
. I za depeszą PAP: minister przyznał, że Pruski "oskarżał Krzysztofa Mazurskiego i Muchę". Pytany, czy Pruski nie powinien pracować w resorcie, powiedział: "absolutnie tak". Dopytywany, czy będzie zdymisjonowany, odparł: "kiedy to uczynię, powiadomię pana, ale domyśla się pan, jaka będzie moja decyzja". Minister dodał, że po publikacji dziennika ukazało się - na stronie resortu - sprostowanie pośpiesznie napisane przez Leszka Pruskiego.

A weryfikacja danych Dziennika nie była trudna. Zajmuje 5 minut w internecie. W wyszukiwarce wpisujemy nazwisko Pruskiego i pojawiają się dwa odnośniki dotyczące procesów: Mariana Muchy i Krzysztofa Mazurskiego. I wszystko jasne!

Ciekawe czy zdymisjonowana zostanie rzecznik Prokuratury Krajowej, która podpisała komunikat oraz sam szef Prokuratury Krajowej Edward Zalewski (pisałem o nim tutaj), który miał stać za awansem Pruskiego.

I jeszcze jedno. W środowisku wrocławskich prokuratorów słychać o Leszku Pruskim od wielu lat niemal tylko złe opinie. Skandalem, zdaniem wielu śledczych, była już sama jego nominacja, a wielu pytało o te kompetencje, którymi rzekomo miał się wyróżniać.

Teraz okazuje się, że po artykule w "Dzienniku" napisał kłamliwe sprostowanie. Dziennikarze na pewno będą sprawdzać jeszcze wszystkie niuanse zdarzeń na Placu Solnym we Wrocławiu - gdzie prokurator Pruski po pijaku miał wyzywać patrol policji i straży miejskiej oraz grozić zwolnieniami - jak też sprawę potrącenia staruszki i pijackiej imprezy podczas szkolenia...

Wrocławską prokuraturą od kilkunastu miesięcy wstrząsają skandale. Zatrzymywani są pod zarzutem korupcji prokuratorzy. Duże śledztwo wszczęte po doniesieniach Radia Wrocław i "Gazety Wyborczej" prowadzi Prokuratura Apelacyjna w Lublinie. Zarzuty postawiono już czterem śledczym. Głośno też było o rzekomych naciskach na prokurator Kalecińską przez jej przełożonych (pisałem o tym tutaj). Teraz doszło do kolejnego skandalu, jak na razie obyczajowego. Co przyniosą nam kolejne dni?

Etykiety: , , , , , , , , , ,

28.3.09

Naciski na wrocławskich prokuratorów w TVN Uwaga

Kilka tygodni temu pisałem o sprawie wrocławskich prokuratorów Kalecińskich, którzy złożyli zawiadomienie o przestępstwie na swoich przełożonych. Dzisiaj sprawą zajęła się TVN Uwaga. Co prawda reportaż nie wnosi nic nowego do sprawy, ale myślę, że warto go zobaczyć bo sprawa budzi bardzo wiele emocji. Z nowych rzeczy wiemy już, że poznańska prokuratura wszczęła śledztwo.
Ciekawe czy tym razem wypowie się prokurator krajowy lub minister sprawiedliwości. Kiedy pisaliśmy o tym w styczniu z Marcinem Rybakiem z Gazety Wrocławskiej pełniący wówczas te funkcje (Staszak i Ćwiąkalski) nie zamierzali się wypowiadać...

p/s dwa dni po emisji materiału w TVN24 (czyli w poniedziałek) Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu wydała oświadczenie w tej sprawie. Do najpoważniejszych zarzutów dotyczących rzekomych nacisków jednak się nie odniosła. Mało wiarygodne jest także stwierdzenie, że prokurator Kalecińska sama poprosiła o degradację...

Etykiety: , , , , , , ,

23.1.09

Czy były prokurator krajowy złamał prawo?

Dwoje wrocławskich prokuratorów złożyło zawiadomienie o przestępstwie, którego miała się dopuścić ich przełożona - szefowa Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu. To prawdopodobnie pierwszy taki przypadek w Polsce.

Sprawa dotyczy śledztwa o charakterze gospodarczym, które toczyło się w Prokuraturze Rejonowej Wrocław Stare Miasto. Dotyczyło rozliczeń między znanym wrocławskim biznesmenem Lechem Poniżnikiem-Kunkelem pewnym zagranicznym funduszem inwestycyjnym i sporu o 6 milionów euro. Prowadząca śledztwo Małgorzata Kalecińska umorzyła je uznając, że nie ma podstaw do stawiania zarzutów.
Z zawiadomienia o przestępstwie, do którego dotarłem wspólnie z Marcinem Rybakiem z Polski Gazety Wrocławskiej (tutaj czytaj jego artykuł) - naciskać na ponowne wznowienie śledztwa miała telefonicznie szefowa prokuratury okręgowej Katarzyna Boć - Orzechowska. Prokurator, która umorzyła postępowanie i jej mąż Piotr Kaleciński, wówczas naczelnik wydziału śledczego Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu postanowili złożyć zawiadomienie o przestępstwie. "Doszliśmy do wniosku, że nie pozostało nam nic innego bo to co się stało wskazuje na podejrzenie zaistnienia przestępstwa" - opowiada Piotr Kaleciński. Trzeba przyznać, że to wyjątkowo desperacka decyzja.
Zawiadomienie o przestępstwie trafiło do ówczesnego prokuratora krajowego Marka Staszaka. Ten zwrócił je do Prokuratury Apelacyjnej we Wrocławiu jako skargę (sic!). Tymczasem karniści z którymi rozmawiałem: profesorowie Jan Filar, Jan Widacki i Piotr Kruszyński twierdzą, że nie mógł tak zrobić. Powinien pismo potraktować jako zawiadomienie o przestępstwie. Profesor Kruszyński i była wiceminister sprawiedliwości Beata Kempa twierdzą nawet, że prokuratura powinna sprawdzić czy Marek Staszak nie złamał prawa. Rzecznik prasowy ówczesnego prokuratora krajowego, odwołanego kilka dni temu, stwierdziła, że Marek Staszak konsultował swoją decyzję z ministrem sprawiedliwości.
Ostatecznie pismo Kalecińskich trafiło do Wrocławia, tym samym stracili oni element zaskoczenia - w środowisku rozeszła się wiadomość o treści zawiadomienia. Trudno uwierzyć, że nie dotarły te informacje do osób zainteresowanych. Piotr Kaleciński został zdymisjonowany ze stanowiska naczelnika, a jego żonę przesunięto z wydziału śledczego "rejonówki" do dochodzeniowego.

Ostatecznie po interwencji w kancelarii premiera zawiadomienie trafiło do Prokuratury Okręgowej w Poznaniu i tam trwa postępowanie sprawdzające.

Prokurator Katarzyna Boć Orzechowska, zapewnia, że nie naciskała na decyzje w sprawie wznowienia śledztwa. Wyjaśnia, że szef Prokuratury Apelacyjnej we Wrocławiu Dariusz Szyperski po oficjalnym spotkaniu z prawnikiem spółki, której dotyczyło śledztwo, polecił sprawdzenie czy jest ono prowadzone prawidłowo i czy wszystkie czynności zostały wykonane. Prokurator Boć Orzechowska poinformowała o tym wiceszefową Prokuratury na Starym Mieście. Czy w tej rozmowie pojawiły się naciski ? Być może wyjaśni to poznańska prokuratura. Ostatecznie śledztwo gospodarcze zostało wznowione i toczy się dalej, ale już w Prokuraturze Okręgowej we Wrocławiu.

Tymczasem po złożeniu zawiadomienia o przestępstwie sytuacja prokuratorów Kalecińskich zmieniła się na gorsze. Piotr Kaleciński twierdzi, że jest szykanowany, docierają do niego też pogłoski, że są szukane na nich haki. Prokurator Boć Orzechowska wyjaśnia, że Piotr Kaleciński został zdymisjonowany bo stwierdzono błędy merytoryczne w prowadzonych przez niego śledztwach i uchybienia organizacyjne w pracy podległego mu wówczas wydziału. Zapewnia też, że nic nie wiedziała o jakichkolwiek szykanach wobec prokuratorów, a tym bardziej szukania na nich haków.

Mam nadzieje, że na te wszystkie pytania odpowie poznańska prokuratura...

(czytaj też na ten temat na portalu Radia Wrocław)
(przeczytaj co na ten temat sądzi Sylwester Latkowski)


Etykiety: , , , , , , , , , ,

16.12.08

Produkcja nazistowskich pamiątek będzie zakazana?

Prace nad projektem zmian w kodeksie karnym autorstwa PiS rozpoczyna Sejm. To efekt artykułu Polski Gazety Wrocławskiej, która ujawniła wrocławską fabrykę nazistowskich pamiątek.

Za produkowanie nazistowskich i komunistycznych gadżetów będzie grozić nawet do dwóch lat więzienia. Nie będzie można też nimi handlować w internecie. Projekt zmian stworzyła posłanka PiS, była wiceminister sprawiedliwości Beata Kempa. Po tym jak Marcin Rybak z Polski - Gazety Wrocławskiej ujawnił, że we Wrocławiu są produkowane takie przedmioty okazało się, że nie jest to zabronione. ABW zabezpieczyła co prawda tysiące takich odznaczeń, medali i plakietek ale zarzutów właścicielowi zakładu nie postawiła.

Pozostaje oczywiście pytanie czy jest sens zakazywania takiej produkcji. Nabywcy twierdzą wszak, że są kolekcjonerami, z drugiej strony co to za zbieracz, który kupuje podróbki a nie szuka dostępu do oryginałów. Są tu wątpliwości podobnie jak z wydawaniem Mein Kampf Adolfa Hitlera. Wydawcy łamią zwykle prawo autorskie, bo niemiecki land, do którego prawa należą nie zezwala na drukowanie biblii faszystów. Proces w tej sprawie toczy się we Wrocławiu (czytaj o tym tutaj).

Etykiety: , , , , , ,

5.12.08

Czy wrocławska policja odpowiada za skandaliczne zaniedbania?

Czy wrocławska policja dwa lata przed zatrzymaniem za pedofilię dyrygenta Poznańskich Słowików dostała zawiadomienie, że może on być pedofilem? Sprawa Wojciecha K. wraca po latach, a śledztwo w tej sprawie wszczęła wrocławska prokuratura.

Na trop afery wpadł kilka miesięcy temu Marcin Rybak - dziennikarz Polski - Gazety Wrocławskiej (tu czytaj jego artykuł). W stosie dokumentów, który trafił w jego ręce znajdował się taki, który wzbudził bardzo wiele emocji. Byłby on prawdziwą bombą, która poruszyła by fundamentami wrocławskiej policji, gdyby nie to, że nie jest to oryginał, a jedynie kopia. Aferę dotyczącą Wojciecha K. pamięta zapewne wielu z nas. Szanowany przez lata mieszkaniec Poznania, wybitny dyrygent okazał się pedofilem, który molestował podopiecznych ze swojego chóru. Dodatkowo okazało się, że jest nosicielem wirusa HIV. Skazano go na sześć lat więzienia. Zatrzymany został w 2003 roku, czy była szansa, że wpadnie w ręce policji wcześniej? Wydaje się, że tak. Małgorzata K., która złożyła wiele lat temu mnóstwo doniesień na Wojciecha K. (po zbiórce i koncercie chóru we Wrocławiu, gdy okazało się, ze organizatorka - Małgorzata K. nie ma pieniędzy by zapłacić doszło między nimi do ostrego konfliktu), twierdzi, że jedno z nich dotyczyło właśnie pedofilii dyrygenta). Policja jednak nie wszczęła żadnego postępowania. Po tym jak do kopii dokumentu dotarła Polska - Gazeta Wrocławska - rozpoczęto kontrolę. Policyjni kontrolerzy nie byli jednak w stanie odpowiedzieć na pytanie czy rzeczywiście zawiadomienie trafiło do komisariatu na Grabiszynku czy nie. Dla policji osoba zgłaszająca - Małgorzata K. jest kompletnie niewiarygodna, uznawana była za pieniaczkę, która na Wojciecha K. składała wiele zawiadomień. Możliwe są więc dwie opcje - policja zlekceważyła jej pismo lub Małgorzata K. po prostu próbuje się na policji zemścić. Jeżeli prawdziwy okaże się pierwsza wersja - będzie to niebywały skandal. Druga powinna zaowocować ukaraniem kobiety. Policja dla wyjaśnienia sprawy przekazała zebrane dokumenty prokuraturze. Ta błyskawicznie zajęła się tą sprawą, tym bardziej, że dostali także zawiadomienie o przestępstwie od Małgorzaty K. Na razie jednak konkretnych efektów nie ma. Dlatego będziemy się bardzo dokładnie tej sprawie przypatrywać.

p/s czytaj i słuchaj dźwięków na ten temat na portalu Radia Wrocław.

Etykiety: , , , , , , ,

3.10.08

Oskarżony Grzegorz Braun: to mnie poturbowała policja

O Grzegorzu Braunie pisaliśmy już na 5W wiele razy, głównie o sprawie oskarżenia profesora Jana Miodka o „bycie informatorem tajnej policji politycznej PRL”. Teraz autor filmów m.in. o Lechu Wałęsie sam został oskarżony.

O tej sprawie pisałem już na postawie informacji z policji i prokuratury. Według tych instytucji publicysta miał poturbować kilku policjantów i utrudniać im interwencję w trakcie demonstracji nacjonalistów z NOP i ONR. Teraz czas oddać głos Grzegorzowi Braunowi, który dzisiaj otrzymał akt oskarżenia w tej sprawie: „W kwietniu tego roku przypatrywałem się tłumieniu demonstracji politycznej przez władze i siły policyjne miasta Wrocławia. Przy okazji zostałem poturbowany przez policję, wyłamano mi ręce, palce, wylądowałem na komisariacie policji”. Tam po pewnym czasie Grzegorzowi Braunowi zaproponowano przesłuchanie w charakterze świadka. „Zapytałem wtedy – od kiedy świadków sprowadza się po rzuceniu na ziemię i wyłamaniu palców, ale złożyłem jednak to zeznanie i zrelacjonowałem sytuację” - opisuje publicysta. Po tygodniu jednak dziennikarz wysłał relację swojemu adwokatowi, a ten złożył skargę na policję. Prokuratura jednak prowadziła już swoje śledztwo i we wrześniu oskarżyła publicystę. „Oskarżono mnie o to, że poturbowałem kilku policjantów i usiłowałem ich nakłonić do zaniechania czynności służbowych. Sprawa byłaby tylko śmieszna, no bo w gruncie rzeczy powinienem być dumny z tego, że ktoś przedstawia mnie jako takiego człowieka, który jest na tyle energiczny i nielękliwy, że bije się z pół tuzinem policjantów, więc byłoby to śmieszne gdyby nie to, że policja i prokuratura najwyraźniej dążą do tego by posadzić mnie w więzieniu” - komentuje Grzegorz Braun. Teraz grozi mu do 5 lat więzienia. Dzisiaj nie udało mi się uzyskać komentarza policji i prokuratury. Jednak całe zdarzenie widział Marcin Rybak z Gazety Wrocławskiej. Przyznaje, że interwencja policji była nadgorliwa, nieadekwatna do sytuacji. Trudno teraz oceniać całą sytuację, poczekać musimy więc do wyroku sądu.

Grzegorz Braun złożył też apelację od wyroku w procesie cywilnym z Janem Miodkiem. Publicysta musi przeprosić językoznawcę i wpłacić pewną kwotę na cele społeczne. Sprawa zostanie rozpatrzona przez Sąd Apelacyjny we Wrocławiu pod koniec października. A już za tydzień kolejna rozprawa w procesie Grzegorza Brauna z Lechem Wałęsą. Obaj domagają się od siebie przeprosin. Publicysta za sformułowania, które padły w książce byłego prezydenta, a ten za film „Plusy dodatnie, plusy ujemne” o TW Bolku. Na rozprawie ma zostać wyświetlony film wrocławskiego reżysera.

Etykiety: , , , , , , , , ,

2.9.08

ABW na tropie faszystowskich gadżetów

Dziennik Polska – Gazeta Wrocławska napisał dzisiaj o wrocławskim producencie faszystowskich gadżetów. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Prokuratura wszczęła śledztwo z paragrafu dotyczącego publicznego propagowania faszyzmu, a ABW wkroczyło do wskazanej firmy.

Gazeta Wrocławska relacjonuje:
„(...)Z naszych informacji wynika, że od kilku lat regularnie przyjeżdża po te wyroby obywatel Niemiec. Niewiele o nim wiadomo. Ma na imię Udo, pochodzi ze wschodnich landów, czyli z terenów dawnego NRD. Przyjeżdża dużym mercedesem kombi. Dodajmy, że w jego kraju nie tylko produkcja czy sprzedaż, ale samo posiadanie podobnych pamiątek jest przestępstwem (...)”.

(tutaj możecie przeczytać cały artykuł, a tu posłuchać autora artykułu Marcina Rybaka).

Rzecznik prokuratury Małgorzata Klaus wyjaśniała nam dzisiaj (tutaj możecie posłuchać jej wypowiedzi), że sprawa nie jest prosta. Producentowi nazistowskich gadżetów trzeba udowodnić, że propaguje faszyzm. Jeżeli robi to tylko dla zysku - zarzutów nie będzie.
Podczas rewizji ABW zabezpieczyła kilka kilogramów różnego rodzaju znaczków i odznaczeń. Może też tak się stać, że firma upadnie, a za kilka – kilkanaście miesięcy śledztwo zostanie umorzone. Niedawno mieliśmy do czynienia z podobną sprawą dotyczącą wydania Mein Kampf. Wydawca został oskarżony o złamanie praw autorskich Bawarii (region nie wydaje nikomu zgody na publikowanie książki Hitlera). Marek S. z wydawnictwa XXL został uznany za winnego, ale wymierzenie kary zawieszono. Sąd jednak ten wyrok uchylił i proces będzie toczył się na nowo.

Wracając do nazistowskich medali. Oczywiście można uznać, że kolekcjonerzy mają prawo zbierać co chcą. Rzeczywiście: trudno zabronić komuś kolekcjonowania zabytkowych przedmiotów. Ale takie zbiory chyba jednak powinny się opierać na oryginałach, a nie masowo produkowanych podróbkach, które dodatkowo hurtowo sprzedaje się do Niemiec.... Jak widać wielki świat podróbek zdominował również wielbicieli pamiątek po faszyzmie.

Etykiety: , , , , , , ,