29.6.09

Zlikwidować Dolnośląską Izbę Rolniczą?

Szef Dolnośląskiej Izby Rolniczej siedzi w areszcie. Jego współpracownikom nie przeszkadza, że Leszek G. jest podejrzany o nieprawidłowości przy doznawaniu unijnych dotacji i nie zamierzają usunąć go ze stanowiska!

DIR obsadzona jest przez działaczy PSL. Leszek G. kandydował w wyborach do europarlamentu z drugiego miejsca listy ludowców na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie. Bożena R., jego była podwładna w Izbie, a później szefowa Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa we Wrocławiu, która także usłyszała zarzuty w tej sprawie, była jeszcze do niedawna wiceprzewodniczącą dolnośląskiego PSL. Zrezygnowała. Prokuratura twierdzi, że przy pomocy jeszcze jednej osoby, która zasiadała w komisji przyznającej pieniądze, wybierali tych, którym "należały" się unijne dotacje z programu "Mój szef to ja!!!". A podżegać do tego miał właśnie Leszek G. Pisałem o tym zresztą w ubiegłym tygodniu (czytaj tutaj).

W sobotę w Piotrowicach zebrało się walne zgromadzenie Dolnośląskiej Izby Rolniczej, które miało zadecydować o dalszych losach Leszka G. Działacze nie mieli wątpliwości. Wsparli swojego szefa. Jedynie dwie osoby wstrzymały się od głosu. A oto argumenty, którymi się kierowali:
"Większkość wierzy, że prezes jest niewinny. To wspaniały działacz społeczny, który bardzo dużo zrobił dla rolnictwa. Zrobimy wszystko by wyjaśnić wszelkie niejasności w związku z jego zatrzymaniem i jego sprawą, posądzeniem"
- mówiła Radiu Wrocław Małgorzata Janusz - Franków z zarządu DIR.
"Izba będzie wspierać swojego działacza. Te decyzje jakie podjęło walne zgromadzenia nie podlegają żadnej ocenie. Musimy to przyjąć i uważam, że jest to decyzja słuszna. Przebywanie prezesa w areszcie nie stanowi żadnego problemu" - mówi z kolei Radiu Wrocław Marek Tarnacki, wiceprezes DIR (który wstrzymał się od głosu).

I tak Leszek G. może rządzić Izbą z aresztu. A komu to przeszkadza? Bo to on pierwszy?
A ja się zastanawiam czy ta cała Dolnośląska Izba Rolnicza, która rozdaje unijne pieniądze, jest nam potrzebna? Czy unijne pieniądze są w niej bezpieczne? Już trzy osoby w niej pracujące na wysokich stanowiskach usłyszały zarzuty. A ich współpracownicy wspierają swojego podejrzanego szefa. Oczywiście, że istnieje coś takiego jak domniemanie niewinności. Ale czy przyzwoitość nie wymaga zawieszenia podejrzanej osoby w obowiązkach?
Co więcej powstał nawet Komitet Obrony Dobrego Imienia Leszka Grali!

A w dolnośląskim PSL bardzo źle się dzieje. Szef dolnośląskiego Stronnictwa zrezygnował ze stanowiska wicemarszałka województwa. Tadeusz Drab został prawomocnie skazany w maju (pisałem o tym tutaj) za sładanie fałszywych zeznań, ale nie widział powodów by powiadomić o tym marszałka i ustąpić. Zrobił to dopiero teraz gdy całą sprawę opisała Gazeta Wyborcza Wrocław.

Ciekawą tezę wysunęli bloggerzy z "Na zapleczu", którzy uważają, że ta historia to okazja do przejęcia części władzy w sejmiku przez Dolny Śląsk XXI Rafała Dutkiewicza i powrót do koalicji prezydenta Wrocławia z Platformą Obywatelską. Ciekawa teoria, a życie szybko ją zweryfikuje...

Etykiety: , , , , , , , , ,

26.6.09

Dolnośląskie PSL na krawędzi!

Jeszcze kilka dni temu pisałem o dwóch ciężkich dniach PSL na Dolnym Śląsku. Dzisiejszy artykuł Jacka Harłukowicza w Gazecie Wyborczej Wrocław może być ciosem dla tej partii, po którym szybko się nie podniesie!

W ubiegłym tygodniu policja zatrzymała dwóch ważnych działaczy partii - Leszka G. (trafił nawet do aresztu) i Bożenę R. Oboje mają odpowiadać za nieprawidłowości przy rozdziale unijnych dotacji w Dolnośląskiej Izbie Rolniczej). Kandydat do europarlamentu Leszek G. do tej pory zresztą jest szefem DIR, być może zawiesi go w sobotę zgromadzenie ogólne. Bożena R. zrzekła się kilka dni temu stanowiska wiceprzewodniczącej partii na Dolnym Śląsku. Szef dolnośląskiego PSL, a przy okazji wicemarszałek województwa Tadeusz Drab nie był chętny do komentowania tej sytuacji.

Nic dziwnego. Dzisiaj Gazeta Wyborcza pisze, że pod koniec grudnia 2008 Tadeusz Drab został skazany za składanie fałszywych zeznań na rok w zawieszeniu na trzy lata i grzywnę. O tym Jacek nie pisze, ale wyrok się już uprawomocnił. Dokładnie 13 maja. Sąd Okręgowy we Wrocławiu rozpatrzył zażalenie Draba i podtrzymał wyrok. Wicemarszałek województwa więc jest już skazany prawomocnym wyrokiem. Dlaczego jeszcze nie opuścił stanowiska? O komentarz trudno bo podobno działacz PSL trafił do szpitala.

Ciekawe co zrobi teraz Platforma Obywatelska, z którą PSL rządzi w województwie?!

O dolnośląskim PSL na 5W pisaliśmy już kilka razy, m.in. o przekrętach podczas kampanii wyborczej (czytaj tutaj) czy zarzutach korupcyjnych dla działacza tej partii (tutaj)

Etykiety: , , , , , , , ,

17.6.09

Dwa dni, które wsrząsnęły dolnośląskim PSL

Czy dolnośląskie PSL przeżyje te ciosy? W ciągu zaledwie dwóch dni zostało zatrzymanych dwóch ważnych działaczy tej partii. Wrocławska prokuratura postawiła im zarzuty nieprawidłowości przy rozdziale unijnych dotacji!

We wtorek zatrzymano Bożenę R., teraz szefową Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa we Wrocławiu, a wcześniej dyrektorkę w Dolnośląskiej Izbie Rolniczej. W środę wpadł Leszek G., szef DIR. Oboje usłyszeli zarzuty przekroczenia uprawnień przy realizacji programu "Mój szef to ja!!!". Co ważne - nie mają zarzutów korupcyjnych, choć zatrzymywali oboje policjanci z wydziału antykorupcyjnego. W czwartek prokuratura zadecyduje czy będą wnioski o areszt.

Bożena R. to wiceszefowa dolnośląskiego PSL. Dzisiaj Tadeusz Drab, szef regionalnych struktur, mówił, mi, że o jej zatrzymaniu dowiedział się z radia, a ją samą uważa za "wytrawnego urzędnika, osobę, która wie na czym polega urzędnicza odpowiedzialność".

Leszek G. to z kolei kandydat z drugiego miejsca listy PSL w ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego. Zyskał ponad 8 tysięcy głosów (i zajął trzecie miejsce w PSL). Wieczorem Tadeusz Drab już miał wyłączoną komórkę...

A w czwartek koalicja PO-PSL w sejmiku województwa ma wybierać wicemarszałka. PiS już w środę domagał się wyjaśnień w sprawie zatrzymania Bożeny R.

Etykiety: , , , , , ,

17.3.09

Premier jak prokurator: Misiak nie złamał prawa, ale w PO już go nie ma...

Po kilku dniach milczenia premier zabrał głos w sprawie ostatnich artykułów prasowych na temat senatora PO Tomasza Misiaka i wicepremiera Waldemara Pawlaka z PSL. Donald Tusk nie owijał w bawełnę i jasno powiedział co sądzi o takich praktykach. Jest jednak małe ale...

No właśnie. Małe ale. Premier podczas konferencji prasowej powiedział, że przez kilka ostatnich dni sprawdzał sprawę Tomasza Misiaka i nie stwierdził złamania prawa. Dlatego nie zawiadomił prokuratury. W mało komfortowej sytuacji postawił tym samym... prokuraturę, do której dzisiaj wpłynęło zawiadomienie o przestępstwie. Złożyło je Stowarzyszenie "Stop Korupcji" - poinformowało Polskie Radio. Ciekawe jak zachowają się teraz śledczy.
No bo przecież skoro sam premier mówi, że nie było przestępstwa... Będzie to na pewno test na niezależność prokuratury, choć oczywiście nie będzie ona pewnie stawiać zarzutów na siłę by udowodnić swoją niezależność. Zobaczymy.

Zamieszanie w koalicji rozpoczęło się w ubiegłym tygodniu od artykułu Dziennika o Waldemarze Pawlaku. Można było w nim przeczytać m.in.:
"Wicepremier zbudował wokół siebie towarzysko-biznesowy układ. Zaufani Pawlaka żyją dzięki temu, że mogą uszczknąć trochę publicznego grosza. Czy to przypadek, że spółka 3i - przez ostatnich 5 lat zarządzała nią Iwona Katarzyna Grzymała, konkubina Pawlaka - buduje strażackie strony internetowe, wgrywa oprogramowanie do strażackich komputerów, a nawet prowadzi portiernię w Domu Strażaka?".

Komentowali ten artykuł niemal wszyscy. Oprócz premiera. Donald Tusk nabrał wody w usta i unikał dziennikarzy, co rzadko mu się zdarza. Tłumaczył swoje zachowanie wyjaśniając, że nie chciał zabierać głosu w obu sprawach (także Misiaka) dopóki dobrze ich nie poznał. Ma to zresztą (chyba) sens. Inni stwierdzą, że czekał na to co słupki w sondażach powiedzą.
Jednym z broniących lidera PSL był Tomasz Misiak. W TOK FM i TVN24 przekonywał, że skoro dziennikarze nie podali konkretnych kwot, jakie dzięki zleceniom strażaków zarabiali bliscy wicepremiera, to nie ma o czym mówić. Sugerował, że o nepotyzmie i konflikcie interesów można mówić dopiero od pewnej sumy w górę.

Minęło kilka dni i Gazeta Wyborcza napisała o senatorze PO. Oto fragment:
"Tomasz Misiak, senator i koordynator europarlamentarnej kampanii PO, pracował w Senacie nad stoczniową specustawą. Później firma Work Service, której jest współwłaścicielem, bez przetargu dostała lukratywne zlecenie na realizację tego, co w ustawie zapisano".
I znowu premier milczał.
Dzień po artykule Paweł Piskorski, jeden z założycieli PO pyta na swoim blogu:
"Czyżby tym razem wysokie standardy etycznie nie obowiązywały? A może wpływ na milczenie premiera ma fakt, że jednym z podwykonawców firmy senatora Misiaka jest firma należąca wcześniej do żony wicepremiera Schetyny, a obecnie do szefa klubu koszykarskiego Śląsk Wrocław z czasów kiedy jego właścicielem był obecny wicepremier?".
W mediach znowu wybucha wrzawa. Grzegorz Schetyna zamieszany w aferę? pytają niektórzy dziennikarze. Dzisiaj, już po konferencji premiera, Piskorski kontynuuje:
"Nie mam jednak wątpliwości, że został on poświęcony na ołtarzu medialnej afery i możliwości dalszych powiązań jego firmy z innymi czołowymi politykami Platformy. Dowodem tego były niezwykle nerwowe reakcje polityków PO na powiązania firmy byłego już senatora PO z firmą należącą wcześniej do żony sekretarza generalnego PO Grzegorza Schetyny".
A Zbigniew Ziobro mówi:
"Schetyna jest, niestety, taką ciemną postacią, nie chcę powiedzieć szarą eminencją, ale ciemną postacią tego rządu. To jest człowiek, o którym mówi się, że odpowiada za wszystkie takie ciemne sprawki, które są związane m.in. z nadużywaniem władzy, nadużywaniem służb specjalnych przeciwko opozycji".

No ale zostawmy Grzegorza Schetynę, a wróćmy do Tomasza Misiaka. Michał Syska na portalu DolnyŚląsk24 przypomina artykuł Trybuny sprzed czterech lat o obecnym senatorze PO.
Na ciekawy komentarz pod artykułem o Misiaku na portalu Wyborczej zwracają uwagę koledzy z blogu "Na zapleczu":
"Byłem kiedyś nawet w zarządzie krajowym KLD z racji funkcji we władzach wojewódzkich tej partii. (...) Nie napisałem jeszcze jak to zgodnie z zaleceniem władz partii fałszowaliśmy podpisy na listach wyborczych korzystając z bazy danych osobowych z Urzędu Wojewódzkiego.To było działanie na wielką skalę. I zwykłe przestępstwo. (...)".
I sugerują, że powinna zająć się tym prokuratura.

Oczywiście w czasie dyskusji na temat Waldemara Pawlaka i Tomasza Misiaka jednym z czołowych ich obrońców był Stefan Niesiołowski. Muszę przyznać, że polityk ten stracił już kompletnie kontakt z rzeczywistością. Zatracił się w nienawiści do PiS. Jego wystąpienie w niedzielnym programie TVN:"Kawa na ławę" były żenujące. Dzisiaj po konferencji Tuska i ostrych słowach wobec bohaterów obu artykułów mówił więc zakłopotany:
"To bardzo mocna decyzja. No ale co ja mogę powiedzieć. To premier jest szefem partii".
No ale postawa Stefana Niesiołowskiego to temat na osobny wpis. Moim zdaniem nie jest to już wiarygodny polityk, którego dziennikarze powinni zapraszać do dyskusji i pytać o komentarze. Świetnie to zobrazował w swoim wpisie na DolnyŚląsk24 Rybitzky.

Kończąc temat Tomasza Misiaka. Cóż było trochę zamieszania, senatora z partii wyrzucono, a raczej sam wyprzedził decyzję i złożył rezygnację. Szybko wszyscy zapomną. Większy problem jest z Waldemarem Pawlakiem. Premier tak oto skomentował doniesienia Dziennika o swoim wicepremierze:
"Uważam, że sytuacja opisana w odniesieniu do wicepremiera Pawlaka jest poza standardami, które chciałbym krzewić w życiu publicznym. Na pewno jeśli chodzi o Platformę Obywatelską uznałbym taką sytuację za naruszenie standardów".

Czy to nie wywoła zgrzytu w koalicji ze strony PSL? Sam premier zapewniał:
"Nie mamy obaj wątpliwości, że koalicja PO-PSL - nie idealna, ale optymalna - powinna dalej pracować i nie ma, w mojej ocenie, dzisiaj takich spraw między PO i PSL, które by stawiały znak zapytania nad sensem współpracy koalicyjnej".
No cóż wcześniej o tym, że PiS nie miał innego wyboru niż koalicja z LPR i Samoobroną mówił Jarosław Kaczyński.

I na koniec jeszcze rzecz, która najbardziej mnie poruszyła podczas konferencji Donalda Tuska. Wcześniej nie czytałem o tym i informacja, że prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz Waltz przyznała swoim urzędnikom 58 milionów złotych premii spowodowała, że szlag mnie trafił! To jest ta idea taniego państwa Platformy Obywatelskiej?? Dla kogo taniego?

Etykiety: , , , , , , , , , , ,

12.3.09

Słabość polskich mediów

Gdyby taki artykuł jak ten Dziennika o wicepremierze rządu pojawił się w zachodniej prasie to zmiótłby on jego głównego bohatera ze sceny politycznej. W Polsce to mało prawdopodobne. To niestety świadczy o słabości naszych mediów.

Przypomnijmy. W środę Dziennik napisał o różnych firmach powiązanych z Waldemarem Pawlakiem, liderem PSL, wicepremierem i ministrem gospodarki w rządzie Donalda Tuska: "Wicepremier zbudował wokół siebie towarzysko-biznesowy układ. Zaufani Pawlaka żyją dzięki temu, że mogą uszczknąć trochę publicznego grosza. Czy to przypadek, że spółka 3i - przez ostatnich 5 lat zarządzała nią Iwona Katarzyna Grzymała, konkubina Pawlaka - buduje strażackie strony internetowe, wgrywa oprogramowanie do strażackich komputerów, a nawet prowadzi portiernię w Domu Strażaka?".

Jeżeli przyjąć, że Dziennik przygotował ten artykuł rzetelnie (bo i nie ma podstaw by powątpiewać) to powinien on zmieść Waldemara Pawlaka ze sceny politycznej, spowodować rozwiązanie koalicji i upadek rządu. W Polsce pojawiają się pytania o właściciela Dziennika (niemiecki koncern Axel Springer) i polityczne podteksty publikacji (ze strony PO). Co ciekawe lider PSL zamiast natychmiast oddać sprawę do sądu (jeśli uważa, że gazeta napisała nieprawdę) najpierw zapowiada sprostowania. Hmm.
Przecież tego nawet nie trzeba komentować...

Etykiety: , , , , ,

2.12.08

Jak zięć szefa dolnośląskiego PSL robił interesy

Od kilku miesięcy CBA badało kampanię wyborczą dolnośląskiego PSL. Wyniki są zaskakujące. Dziś zarzuty postawiono pracownikowi firmy parkieciarskiej z podwrocławskich Siedlakowic. Mężczyzna jest zięciem szefa dolnośląskiego PSL i wicemarszałka województwa Tadeusza Draba.

Jako pierwszy o sprawie napisał we wrześniu Jacek Harłukowicz z Gazety Wyborczej Wrocław. Ujawniał, że firma parkieciarska robiła kampanię PSL. Dzisiaj postawiono zarzuty zięciowi Tadeusza Draba. Chodzi o poświadczenie nieprawdy w dwóch fakturach dla osiągnięcia korzyści majątkowych. 18 października 2007 roku Sebastian Sz. wystawił fakturę na 20 tysięcy złotych dla Komitetu Wyborczego PSL za dystrybucję bilbordów i plakatów, organizację studia wyborczego oraz umieszczanie plakatów kandydatów PSL do Sejmu na samochodach. Mężczyzna stwierdził, że roznosił plakaty i ulotki po gminach oraz wywieszał reklamy na samochodach. Przyznał, że nie było bilbordów oraz studia wyborczego. Jeden ze świadków stwierdził dzisiaj, że roznosił z podejrzanym ulotki ale tylko przez kilka minut. Zdaniem prokuratury Sebastian Sz. nie wywiesił też plakatów na samochodach.

Drugi dotyczy drugiej faktury z 21 grudnia 2007 roku, tym razem opiewającej na około 25 tysięcy złotych. Trafiła ona do Fundacji Rozwoju w Warszawie. Firma Parkieciarska podjęła się remontu wrocławskiej siedziby PSL. Miała odnowić okna, futryny, grzejniki i parkiety. Tymczasem biegły wartość prac oszacował na 8 tys. zł. Na zdjęciach z jego ekspertyzy widać np. zdjęcia okien w fatalnym stanie.

Sam podejrzany nie przyznaje sie do zarzutów. Jego teść - Tadeusz Drab nie chciał dzisiaj komentować zarzutów. Powiedział mi, że ode mnie dowiedział się o zarzutach i jest mu niezręcznie mówić na ten temat. Odesłał mnie do pełnomocnika wyborczego PSL w Warszawie. Ten z kolei odmówił komentarzy i polecił pełnomocnika finansowego partii we Wrocławiu.
We wrześniu wicemarszałek województwa i szef dolnośląskiego PSL mówił Gazecie Wyborczej Wrocław o swojej znajomości z szefem firmy z Siedlakowic:
"To prawda, znamy się z Marianem, bo polujemy w jednym kole łowieckim. Pomogłem mu zainstalować się w Siedlakowicach, odstępując bezpłatnie pomieszczenia po starej stolarni. A w czasie kampanii rzeczywiście skorzystałem z pomocy jego firmy, bo mają samochody, które jeżdżą po całym województwie. Skorzystałem z ich oferty".

Czy PO rządzące w województwie będzie chciało by Tadeusz Drab, który zaznaczam nie usłyszał żadnych zarzutów, dalej był wicemarszałkiem województwa, a PSL by był szefem dolnośląskich struktur? Czas pokaże...


Etykiety: , , , , , , ,

22.9.08

Korupcja czy polityczna zemsta?

Korupcja czy zemsta politycznych przeciwników? Oskarżony o korupcję działacz PSL zajmuje stanowisko w państwowej spółce i odpiera zarzuty. Twierdzi, że sprawa w prokuraturze to zemsta jego byłych współpracowników.

Ta sprawa pokazuje jak obsadzane mogą być stanowiska w państwowych spółkach. Historia Mariusza Gregorczyka rozpoczyna się pod koniec ubiegłego roku. Prasa pisze, że zatrudniony w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa we Wrocławiu działacz PSL ma zostać szefem dolnośląskiej ARiMR. Jest już po wyborach i wiadomo, że władzę obejmie koalicja PO/PSL. A to oznacza zmiany w państwowych spółkach. Szefowie dolnośląskiej ARiMR mogą więc być zaniepokojeni. Do centrali w Warszawie trafia anonim. Jego autor pisze, że Mariusz Gregorczyk ma na koncie nieprawidłowości (chodzi o nierozliczone godziny pracy). Błyskawiczna kontrola (przeprowadzona w weekend) wykazuje, że rzeczywiście mężczyzna nie może się rozliczyć z 90 godzin. Dzień po zakończeniu kontroli dochodzi do spotkania Gregorczyka z jego szefem i pracownikiem, który przeprowadzał kontrolę. Jego przebiegu nie znamy. Kontroler i dyrektor Agencji (wywodzący się z PiS) składają doniesienie do prokuratury. Twierdzą, że za ukrycie sprawy Gregorczyk miał im obiecać pozostanie w pracy po tym jak obejmie stanowisko. Gregorczyk twierdzi (tutaj możecie posłuchać rozmowy z politykiem PSL), że żadnych propozycji nie było, a cała sprawa to zemsta za to, że nic nie obiecał obu zainteresowanym. Były już dyrektor Agencji twierdzi w rozmowie z Marcinem Rybakiem (Polska - Gazeta Wrocławska), że nie miał w tym żadnego interesu. Tłumaczy, że był przekonany, że straci pracę. Co ciekawe każdy z trzech panów podejrzewa, że był nagrywany przez pozostałych uczestników spotkania. Ostatecznie Mariusz Gregorczyk przegrywa w finale konkurs na stanowisko dyrektora, jednak już pod koniec maja wygrywa inny konkurs - tym razem na stanowisko wiceprezesa Dolnośląskiego Centrum Hurtu Rolno Spożywczego (ponad połowę akcji w spółce ma ARiMR). A wcześniej, w kwietniu, stawiane są mu zarzuty korupcji – obiecywania korzyści osobistej). Sprawa jest już w sądzie. Mariusz Gregorczyk oburza się gdy pytam go czy do czasu ostatecznego wyjaśnienia sprawy nie powinien wstrzymać się od pracy w państwowych spółkach. Zapewnia, że jest niewinny, a korzystny wyrok w tej sprawie zapadnie w ciągu dwóch miesięcy. Nawet obiecuje, że jeżeli będzie inaczej to przekaże pieniądze zarobione w Centrum na cel charytatywny wskazany przez Radio Wrocław i Polskę – Gazetę Wrocławską.
Trzymamy ze słowo.
Przyglądać się całej sprawie zamierza także Tadeusz Drab – szef dolnośląskiego PSL. Ma nadzieję, że jeżeli wyrok okaże się niekorzystny dla Gregorczyka to będzie on wiedział co zrobić...

Etykiety: , , , , , , , ,